piątek, 8 kwietnia 2011

Super Freakonomia - Steven D.Levitt i Stephen J.Dubner - "Chmielewska" dla ekonomistów

Wydawnictwo Znak ma świetny sposób współpracy z blogami - wysyła listę książek i możemy wybrać. Pewnie to wiecie, ale niektórzy nie, bo nie mają blogów. A to skutkuje takim oto faktem, że mało kiedy człowiek nie będzie zachwycony książką, bo przecież nie dostaje jej do recenzji przypadkowo, tylko sobie ją wybiera.
No, ale ja zawsze pod wiatr, chociaż strasznie chciałam przeczytać pozycję o przypadku kanibalizmu w Rosji (mam nadzieję, że niczego nie pokiełbasiłam), to jednak silniejsze okazało się wezwanie zmierzenia się z tematem ekonomii, a ściślej ujmując - freakonomii.
Kochani, nic mądrego ode mnie w tej kwestii nie usłyszycie, nie będzie tu wykładu, co jest prawdą, a z czym się nie zgadzam, bo ja i ekonomia to dwie planety, na dodatek daleko od siebie leżące. Nic na to nie poradzę, nudzi mnie cholernie rozmyślanie o mechanizmach sprzedaży, inwestycji, rozwoju gospodarki itp. Niech mądrzejsi się tym zajmują, a ja czytam, muzyki słucham, kwiatki wącham, psa przegonię - żyję sobie w nieświadomości ekonomicznej jak nie przymierzając pantofelek jakiś.
O tej pozycji słyszałam wiele dobrego, właściwie o pierwszej części, nawet chciałam kupić ją dla partnera córki, młodego finansisty, ale okazało się, że już ma, przeczytał i bardzo chwalił.
Zobaczyłam tytuł drugiej części na liście i zapałałam rządzą, wiedziałam bowiem, że tylko w takiej formie zdołam coś tam w tej kwestii przyswoić, żeby wyjść z tego stanu amebowatego i nie być już takim bezmózgiem w tej kwestii, bo to jednak wstyd.
Nie zawiodłam się. Super Freakonomia jest dla wszystkich - dla znających temat - będzie to świetna zabawa, dla laików - świetny sposób na załapanie, o co w tych wszystkim chodzi. Oczywiście nie uczyni to z nas ekonomistów ekspertów, bo to nie podręcznik przecież.

We Freakonomii poruszają autorzy tak szerokie spektrum tematów, że trudno tu wszystkie przytaczać.
Sami autorzy mówię o ich pracy tak:
"Przestawione tu historie rozgrywają się w różnej scenerii, od korytarzy zamkniętego akademickiego światka do rogów najpaskudniejszych ulic.  Wiele z nich opiera się na najnowszych badaniach naukowych Levitta; inne powstały z inspiracji kolegów ekonomistów, a także inżynierów astrofizyków, psychopatycznych zabójców, lekarzy z ostrego dyżur, historyków amatorów i neurobiologów transseksualistów. Większość z tych tekstów można zaliczyć do jednej z dwóch kategorii: zawsze myślałeś, że to wiesz, ale tak naprawdę nie wiedziałeś; nigdy nie sądziłeś, że chcesz to wiedzieć, ale faktycznie chcesz i to bardzo".
Czy wiedzieliście na przykład, że rozwój cywilizacji, urbanizacja w XIX w., skutkowała poważnym problemem, który przez ekonomistów został nazwany - negatywnymi efektami zewnętrznymi? Opis tych problemów mógłby sugerować, że chodzi o samochody, a tak naprawdę chodziło o to, ze mało brakowało, a miasta zalałaby rzeka odchodów końskich i ludzie sobie zupełnie przestali z tym dawać radę, ilość nawozu przekraczała możliwości utylizacji, że się tak wyrażę i tu w sukurs przyszły automobile, póżniej zwane samochodami. Te z kolei też mają swoje negatywne efekty zewnętrzne, na przykład zwiększona emisja dwutlenku węgla, co skutkuje szukaniem innych źródeł energii i tak dalej, i tak dalej. Twórcza destrukcja. Postęp ratuje w jednym przypadku, niszczy w drugim. Bez tego źle, z nim jeszcze gorzej.
Albo weźmy sprawę: rekiny-v-słonie. Tu autorzy pokazują nam zderzenie obrazu kreowanego i narzucanego nam na przykład przez media, z prawdą i statystykami. Ataków rekinów w roku notuje się ponad 60, w tym śmiertelnych 4, ale rekiny w naszej świadomości są tak przerażające, że gdybyśmy zauważyli takiego w wodzie, jesteśmy gotowi ze strachu pobić rekord szybkości pływania na setkę, albo paść na zawał, zanim nas dosięgną. A słonie? To takie kochane zwierzaki, mają trąbę i można się na niej pohuśtać, mają takie dobrotliwe oczy... co nie zmienia faktu, że zabijają ok 200 osób rocznie. Autorzy tymi przykładami (jest ich więcej), na samym początku swojej książki, udowadniają, ze ważne jest (i oni to robią) opieranie się na faktach, liczbach, a nie na opiniach, emocjonalnych reakcjach, anomaliach i zasłyszanych anegdotach.
I tak jak u Hitchocka, zaczynają z grubej rury, a potem napięcie rośnie.
Ciekawostka, dla feministek dobra :-) - kobiety, pracujące jako specjalistki w swojej dziedzinie, które poddały się, z powodów osobistych, a nie dla jakichś badań naukowych, żeby było jasne, operacji zmiany płci, jako mężczyźni zarabiali więcej i byli bardziej cenieni. Możemy sie też dowiedzieć, ze wbrew pozorom alfons prostytutce może być 'wartością dodaną' w dobrym tego słowa znaczeniu.
Ciekawe jest też poczytanie o tym, jak to się kiedyś działo na oddziałach ratunkowych w szpitalach, jak próbowana poradzić sobie z gorączką poporodową (i co mają z tym wspólnego lekarze), jaka była historią wdrażania pasów bezpieczeństwa w samochodach, czy lepiej jest chodzić, czy jeździć po pijanemu i czy ludzie są bardziej egoistami czy altruistami w pewnych przypadkach. Ciekawe jest też spojrzenie na ataki terrorystyczne, włącznie z tym z 11 września, z punktu widzenie cyfr i ekonomii.  To wszystko podane ze swadą i w szalenie ciekawy i zajmujący sposób. Mówię wam czytałam z ołówkiem w ręku i rozdziawioną gębą.
Wyobrażam sobie, że jeśli ekonomista chciałby poczytać 'swoją Chmielewską', to byłaby to właśnie Super Freakonomia. Ubawiłam się, zrelaksowałam, dowiedziałam wielu ciekawych rzeczy i trochę zrozumiałam te mechanizmy. Czegoż więcej chcieć od książki tego rodzaju? Świetna. Polecam z ręką na sercu.
Dziękuję wydawnictwo Znak za propozycję jej przeczytania.