czwartek, 28 kwietnia 2011

Autorka 'Pokoju' trzyma poziom - Emma Donoghue 'Slammerkin'

Zaraz po przeczytaniu 'Room' w ręce wpadła mi inna książka Emmy Donoghue - Slammerkin (w wolnym tłumaczeniu puszczalska, ale też luźna suknia noszona w tym czasie przez kobiety).
Dosłownie wpadła, bo byłam w bibliotece oddać książki i ktoś ją położył też do oddania, przede mną na ladę. Wiedziałam, że mam egzaminy i kurs, wiedziałam, że nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać i ją zabrałam do domu. Chciałam koniecznie sprawdzić, czy pisarka jest tak dobra, jak myślę po przeczytaniu tej jednej książki? Jak się spodziewałam,  nie miałam czasu na czytanie, zaczęłam ją i odłożyłam na stolik nocny, podczytywałam z bólem serca, bo kradłam czas na naukę, a kiedy już wszystko pozdawałam, tak miałam dość języka angielskiego, ze musiałam sięgnać po coś po polsku i dalej lezała odłożona na później. Straciłam do niej serce, ale coś mnie w tej historii urzekło, coś do niej ciągnęło, postanowiłam dać jej szansę, w końcu to nie wina książki, że padło na niedobry czas. Poza tym strasznie podobała mi się okładka, niby nie nowatorska, ale przyciągała mój wzrok równie mocno jak zaczęta historia i nie dawała spokoju.
Całe szczęście, że jej nie oddałam niedokończonej. Plułabym sobie w brodę.
Emma Donoghue tym razem zabiera nas w XVIII wiek. Opierając się na dokumentach sądowych ze sprawy Mary Saunders, służącej na walijskiej prowincji, która zabiła swoją panią, za co została skazana na powieszenie lub spalenie, a może nawet na obie kary razem. W tamtych czasach była to głośna sprawa. Na informacjach o procesie i szczątkach historii o tej dziewczynie, Emma buduje fascynującą historię dorastania i upadku młodej dziewczyny. W momencie powieszenia miał ona zaledwie 17, a może nawet 16 lat.
Mary dzieciństwo spędziła w Londynie, w biednej rodzinie węglarza - jej ojczyma, bo ojciec nieudacznik wywiózł rodzinę z walijskiego Moumouth (wtedy to była Anglia), do stolicy i zszedł był. Dziewczyna była ambitna, uczyła się u zakonnic, była też wolnomyślicielką i miala niewyparzoną gębę, za co matka ją wiecznie karciła. Matka chciala, zeby miala dobry zawód (szycie), ale córka widziała jak matka uprawiając właśnie ten zawód, nie może sobie na nic pozwolić, ledwo wiąże koniec z końcem, a czasem nie ma czego do garnka włożyć. Nie chciała takiego życia. I była próżna. Jednago dnia zobaczyla piękną kolorową wstążke do włosów i w celu jej zdobycia odbyła inicjacyjny dla niej, stosunek z mężczyzną. Miała 14 lat. To dało jej pewność, że może sama kierować swoim życiem. Matka wyrzuca ją z domu, kiedy okazuje się, że jest w ciąży. Na ulicy zostaje pojamana przez grupę mężczyzn i tak zgwałcona, ze traci dziecko, umarłaby niechybnie gdzieś w krzakach, gdzie ją porzucili, ale zajmuje się nią prostytuka londyńska Dolly, która zabiera ją do siebie, leczy, pomaga i wciąga do zawodu.
Co stało się z dzieckiem, dlaczego Mary wyjeżdża z Londynu i zaciąga się na słuzbę do ludzi, dlaczego ostatecznie zabija swoją chlebodawczynię, tego dowiecie się z książki nie chcę Wam psuć przyjemności. To, że zabiła wiadomo od razu, to nie spoiler z mojej strony, cały bajer w cofnięciu się wstecz w czasie i zrozumieniu pobudek. Lubię taką konstrukcję fabuły.

Przez cały czas czytania tej historii cieszyłam się, że nie urodziłam się w tamtych czasach, kiedy kobiety były traktowane instrumentalnie, jak narzędzia do opieki, gotowania i zaspakajania potrzeb mężczyzn. Ich życie w większosci przypadków było pozbawione blasku, skazane na łaskę swoich ojców, potem mężczyzn, nawet jeśli nie były służącymi, i tak wykonywały taką rolę wobec swojego pana, którym był właśnie mąż, czy ojciec, czy brat, u którego były na dożywociu.

Emma Donoghue nie tylko przejmująco pisze o Mary Saunders, ale też wspaniale ukazuje osiemnastowieczną Anglię, Londyn i prowincję, jak wyglądały wtedy miasta, czym się różniła stolica od reszty kraju. Przy okazji poznajemy strukture społeczeństwa w tamtym okresie, jak się objawiał status kobiety, stąd tak ważne miejsce zajmują stroje i kto, jak jest ubrany.
Obserwujemy Mary i jej życie, najpierw zwykłej ulicznej ladacznicy, potem jej wysiłki, żeby się z tego wyrwać, wspiąć o szczebel wyżej, w tamtych czasach ryzykowną decyzję o przeprowadzce (wędrówki ludów nie były wcale takie pochwalane), chociaż okoliczności pomogły jej podjąć ten krok, i tak wymagało to od niej odwagi. W tym wszystkim jest wielkie pożądanie wolności, i tej społecznej, i tej osobistej, bardzo ważna była dla niej świadomość, że nawet prostytutka może być dumna, jeśli ma płacone za swoje usługi, bo to daje jej wolność. Niespotykana świadomośc u tak młodej dziewczyny.
Ostatecznie to ją właśnie gubi, niecodzienna u kobiety w tamtych czasach cecha - bezczelność dązenia do samostanowienia o sobie, do bycia panią samej siebie. Mary ma poczucie, że w swojej pani znajduje erzac rodziny i matki, która ją wygnała, ale i to nie pomaga, żeby stłumić jej naturę.

Piękna, wspaniała historia młodej dziewczynki, która dla wybryku staje się kobietą i spełnia swoje przeznaczenie w zaledwie kilka krótkich lat. Chociaż jak się to czyta, ma się wrażenie, że kilka życiorysów mogłaby tym obdzielić. Bo prostytutki w tamtych czasach żyły ostro i umierały młodo. A szkoda, bo gdyby Mary dano szansę, byłaby niezwykłą kobietą.
Cieszę się, że Emma Donoghue ocaliła ją od zapomnienia. Jest świetną pisarką i zdecydowanie przeczytam jeszcze jej inne książki.