poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pasja do książek może zabić, ale skoro żyję, na tę cześć - konkurs :-)

Od dawna już wiem, ale odsuwałam od siebie tę wiedzę, że nie mam już miejsca na książki. Może i moje regały wydają się jak z gumy, ale są z drewna niestety. W sobotnie przedpołudnie postanowiłam przemeblować nieco na półkach, tak, żeby jak najwięcej książek się zmieściło, ergo, żeby uzyskać chociaż trochę miejsca na to, co leży w sypialni (żeby nie powiedzieć wala się wszędzie).
Zabrałam się ochoczo za przesuwanie, ustawianie, odkurzanie przy okazji. Oczywiście nakaszlałam się i  nakichałam okropnie. Mało łba mi nie urwało. Zmiana konfiguracji na regałach też mało nie pozbawiła mnie życia, zdrowia to już na pewno. Spadająca książka prawie wybiła mi oko, a jak się przed tym broniłam, potknęłam się o odkurzacz i gdyby nie kanapa, pewnikiem skręciłabym kark. Dopychanie książek, zmiana zdania i ich wyjmowanie z powrotem,  mało brakowało zakończyłoby się wyrwaniem sobie paznokcia, poprzestałam jednak na jego złamaniu 'za daleko' - kobiety wiedzą, o czym mówię, aż mi ciarki do tej pory po plecach chodzą. 
Jak widzicie igrałam ze śmiercią (odrobina przesadyzacji nie zaszkodzi) :-)
Gdyby były zawody w układaniu puzzli złożonych z tysięcy elementów, nie według obrazka, a według zasady - zmieść jak najwięcej elementów na metrze kwadratowym - wygrałabym puchar świata, Europy to juz na pewno i pokazywaliby mnie u Wojewódzkiego zamiast Żyły.
Mąż siedział na sąsiedniej kanapie, zajadał lunch, kawka, relaksik, a ja z rozwianym włosem, obłędem w oczach, uwijałam się między stosami książek, z odkurzaczem w ręku. Potem układałam to według nowego klucza - czyli chrzanić wydawnictwa, autorów i kolory okładek, liczy się wysokość, dopasowanie ich wzdłuż i w poprzek do przestrzeni danej mi w tej chwili, żeby w dziury coś wlazło, a czy to jest ta sama seria, czy inna kategoria to już naprawdę szczegół. Ja i tak zawsze wiem, gdzie co jest, z zamkniętymi oczami, po zapytaniu o tytuł, mogę wskazać półkę i miejsce na niej. Nawet zaraz po tych zmianach.
Mąż się śmiał, a ja byłam bliska płaczu, widziałam, że to żałosne, ale nic na to nie potrafię poradzić, że pozbyłam się iluś tam książek przy wielu przeprowadzkach, ale tych, co mam teraz, nie potrafię. Jeszcze kilka oddałam do biblioteki polskiej, co ją prowadzę i mam niby 'we władaniu' więc nie czuję takiej utraty, ale reszta zostaje i basta. Wprawdzie obiecuje mi on dorobienie regałów, ale to wyższa szkoła jazdy, bo wiąże się też z przemeblowaniem i uzyskaniem miejsca na nie, więc na razie przeprowadzam czynności doraźnie rozwiązujące problem.

Tak się namachałam, natrudziłam, ale zlikwidowałam stosiki, rządki, pojedyncze sztuki, co udawały, że sobie tak leżą przypadkiem i nie wyglądają, kartoniki podsunięte pod łóżko, coś tam poszło do córki, coś wyszło, efekt zadowalający na ten moment i możliwości.

Tak się cieszę, że jestem w całym kawałku i mam nadal oko, że postanowiłam dzisiaj, przy wiośnie i ptakach śpiewających jak oszalałe, zaproponować Wam wygranie książki. Pani z Agory ufundowała dla Was tę nagrodę, wysłała do mnie, a ja będę rozsyłać dalej.


Nie trzeba spełniać żadnego kryterium - nie mam banerów do umieszczania u siebie, nie mam wymogów prowadzenia bloga, trzeba tylko u mnie bywać, czytać i napisać kilka zdań - a mianowicie o tym, jakie jest Wasze najmilsze wspomnienie związane z dziadkiem, babcią, razem lub osobno, a jak ktoś nie ma, albo nie pamięta, to może ciocia babcia, przyszywany wujek, piastunka? Ktoś w każdym razie starszy i nie rodzic. Zresztą nie musi być miłe wspomnienie, może być też traumatyczne czy bardzo poruszające w innym wymiarze, jeśli oczywiście chcecie się takim podzielić. Nie zapomnijcie dodać do siebie adresu mailowego, jakiegoś namiaru, żebym mogła dać znać w przypadku wygranej.

Na komentarze czekam do końca miesiąca, czyli do 30 kwietnia. Wysyłam wszędzie na świecie, więc odpowiadać mogą też czytelniczki / czytelnicy spoza Polski, Europy nawet.
O książce pisałam wcześniej u siebie, bardzo mi się podoba i cieszę się, że mogę ją wysłać do jednej z Was.