wtorek, 10 września 2013

Opowieść 'bananowej panienki' - Monika Jaruzelska jak zwykle z klasą

O dzieciach kacyków partyjnych mówiło się kiedyś 'bananowa młodzież'. Im zawsze można było więcej, wybryki uchodziły im na sucho. Zresztą, czy to można tylko przypisać czasom komuny czy dyktatorskim latoroślom? I w nowej, wolnej Polsce słychać było o dzieciach Wałęsy i ich pomroczności jasnej, o harcach Oli Kwaśniewskiej też. Jedynie Buzkowa córka, zresztą moim zdaniem wspaniała młoda aktorka, Agata jakoś nie zapisała się we wspomnieniach jako kłopotliwa pannica.
Różnica między dawnymi czasami a obecnymi jest jedynie taka, że teraz o tym swobodnie prasa pisze, a kiedyś to były historie opowiadane ściszonym głosem w kolejkach po mięso.
Zawsze byłam ciekawa jak wyglądało życie dzieci ludzi u władzy czy w dyplomacji. Nawet nie z chęci szukania sensacji, po prostu taka socjologiczna ciekawość. 
Wyobrażałam sobie, że tym z rodzicami u szczytu wcale nie było łatwo. Pod jednym względem tak, ale pod innym nie, bo niełatwo dzieciakowi czy młodzianowi odnaleźć się wśród rówieśników, jeśli jest w szkole publicznej czy chce pojechać na obóz harcerski, a wszyscy wiedzą, czyj ci on. 
Pewnie, że były też zepsute szczeniaki, które używały życia i nie miały takich refleksji, ale nie wiem, czy to do końca ich wina. Dzieci, przypominam, są wychowywane przez rodziców, a tych się nie wybiera. Łatwo być opozycjonistą i mieć wielkie idee, kiedy się ma rodziców drukujących bibułę i dom jest przesiąknięty atmosferą 'dobrego'. Piszę dobrego w pół-cudzysłowie, bo co dla jednych dobre, przez innych jest pojmowane jako złe, też kwestia spojrzenia i (o)pozycji. 

Monika Jaruzelska zawsze mi imponowała. Miała i ma klasę, jakby się urodziła w arystokratycznej rodzinie, a nie w domu generała Ludowego Wojska Polskiego. Wprawdzie generał nie wypadł sroce spod ogona, ale jednak.
Zawsze miała w sobie coś, co nie pozwalało ludziom 'przeciągać ją pod kilem' za winy ojca, nie była atakowana, przynajmniej ja tego nie pamiętam. Była za to wyraźnie lubiana i podziwiana, za urodę, za postawę, za tę klasę właśnie.

Chciała się odciąć od działalności taty, chociaż nigdy się go nie wstydziła, po prostu chciała iść taką drogą, która utnie wszelkie porównania, dywagacje i ataki. I znalazła się w świecie mody, była arbitrem stylu, kierowała działem mody w Twoim Stylu, wtedy najlepszym miesięczniku dla kobiet (zresztą i teraz wygrywa w rankingach branżowych). Pisze o tym w swoich wspomnieniach, jak również o swoich szkolnych latach, o przyjaciołach, o mężczyznach, ale znowu tutaj widać klasę, bo żadnych sensacji, po prostu wspomina i to śladowo, tylko w kontekście swoich losów. 

Ale najważniejszą nutą książki jest jej relacja z ojcem i relacja z polityką w związku z tym. Czyli jest o niej i o tacie, o mamie, o podróżach, o ludziach, których spotkała, od największych głów państwa do pracowników ochrony. Ze swadą, dużą dozą humoru, czasem ironii, z dystansem i gładko, opisała to po prostu świetnie. Czyta się jakby się słuchało opowieści, leżąc w łódce na środku jeziora. Miło, słonecznie, dużo czasu, fajnie się słucha. Może dlatego, że czytałam w słoneczny dzień lipcowy, tak mi się kojarzy. 

Jeszcze kilka słów o Wydawnictwie Czerwone i Czarne. Uwielbiam ich sposób wydawania książek, to, że wszystkie mają ten sam format, przyjazną czcionkę i są 'miękkie w rękach'. Poza tym mają dobre tytuły, warto się z nimi zapoznać. Mąż właśnie skończył czytać 'Po południu. Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy' Roberta Krasowskiego i jest zachwycony. Mam kilka tytułów od nich, kupionych bez świadomości, że to jest Czerwone i Czarne, zorientowałam się dopiero przy ustawianiu na półce. Dziwnym trafem, kiedy jestem w księgarni, ich pozycje przyciągają mój wzrok, a idę z planem kupienia całkiem innej książki. Przeglądam i prawie zawsze kupuję coś od nich, a to Passenta wspomnienia, a to Życie artystek w PRL Kopra, zainteresowała mnie też książka o Muńku Staszczyku, a rozmowy Łapickiego z żoną już niosłam do kasy, ale zabrakło mi pieniędzy, a nie miałam karty, wiec mi tak wisi w głowie. 
I nie jest to tekst sponsorowany, żeby było jasne. Co za czasy, że to trzeba zawsze dodać, żeby być wiarygodnym :-(