wtorek, 25 lutego 2014

Ostrzegali, ostrzegali, a ja i tak nochala w te rzygi wsadzilam

Będzie na spokojnie, wzięłam Persen forte i jestem w stanie zen, nie mylić ze skrótem od Zenek.
Aż mi żal, ze nie wzięłam tej tabletki wcześniej, podczas lektury 'Obywatela i Małgorzaty'.
Nie wiem, dlaczego sięgnęłam po tę pozycję? Nigdy nie byłam fanką Republiki czy Grzegorza Ciechowskiego solo. Nie jestem też fanką literatury a'la pudelek, kozaczek i inne '-ek'. Małgorzata Potocka, cokolwiek ona o sobie nie opowiada w tej książce, nie kojarzy mi się z jakimś wybitnym twórcą, aktorką totalną, na którą się idzie do kina. Ot fajna babka, nie przeszkadza w filmie czy serialu, ale poza rolami wczesnymi, niezbyt znacząca.
Kilka razy myślałam o kupnie tej książki. Ale ciągle coś było lepszego, a pieniędzy na wszystko brak. Potem Monika z Błękitnej biblioteczki skomentowała mój wpis o wspomnieniach Małgorzaty Tusk, że prawdziwy hardcore to jest książka Potockiej i już nie dało się zatrzymać lawiny ciekawości, tym bardziej, że mi tę książkę od ręki pożyczyła. Gdybym chociaż musiała tygodniami czekać na okazję przeczytania, pewnie by mi przeszło.



O Bogu, co to za książka. To się po prostu w pale nie mieści.
Małgorzata Potocka powinna się była kopnąć w potylicę i zapaść w śpiączkę na miesiąc, a potem nie pamiętać co to ona miała do powiedzenia. Wszyscy by jej żałowali i nie stworzyłaby tego obrazu siebie samej i Obywatela GC, jaki teraz mam w głowie. A tak, mam niesmak, jakbym się jej wymiocinami wysmarowała. Napisała, że ta rozmowa była po to, żeby Grzegorz nie wszystek umarł, żeby ludzie wiedzieli jaki był, żeby o nim pamiętali, że jest mu to winna. Łatwo się mówi, jak facet leży sześć stóp pod ziemią i już jej przywalić z bejsbola nie może za to, co ona o nim napisała.

Ta książka to jest wielki pean na to, jaką wspaniałą osobą i artystką jest Potocka, jak to ona Ciechowskiego stworzyła, jak to ona go wyrwała z okowów nieśmiałości, mieszczaństwa, obudziła w nim jeszcze większego artystę niż był. A tak naprawdę wychodzi na to, że ta książka jest świadectwem, że pani obywatelowa MP jest nikim bez obywatela GC, że jak sobie poszedł, to najpierw trzeba było jęczeć jakie to straszne, że własna służąca odebrała jej męża, taka żmija na łonie wychowana od wczesnych lat nastoletnich, a jak umarł trzeba było po latach przypomnieć się ludziom wspomnieniami o nim czyli o niej.

Kiedy Małgorzata porzucała męża, tak się biedna tłukła z myślami, że o mało ducha nie wyzionęła. Grzegorz też po prostu zatruł swą duszę zamartwianiem się, co też on czyni swojej pierwszej żonie. Tak się zamartwiali do imentu, że musieli się pocieszać, tak się pocieszali, że aż musiało to być w łóżku i domu pierwszej żony, że aż musiała ich nakryć i przeżyć to upokorzenie. Po prostu nie można było w tym wszystkim mieć odrobiny przyzwoitości, bo już w tych zmartwieniach nie było na nią miejsca.
Dziecko przemieszczane po domach i ludziach jak lalka. A oni szał ciał i twórcza erupcja. No i bezustanna erekcja.
Zęby sobie starłam o połowę, tak zgrzytałam. Ale masochizm mnie jakiś napadł, nie mogłam się oderwać, bo wbrew wiedzy, którą miałam, nadzieja jakaś się tliła we mnie, że Potocka napisze coś, co mi tę gorycz czytelniczą zneutralizuje ( i zęby przywróci).

Aż nadeszła część opisująca przejście przez życie pary Gośka i Grzesiek (dalej zwanych GG) - fanfary - jak to Grzesiek nauczył się jeść prawidłowo przy stole u państwa ambasadorostwa w Paryżu, używać widelczyków i takich tam. Jak to pani G ubrała pana G, w najlepsze ciuchy (które po porzuceniu rozdała bezdomnym), jak to nie miała czasu na gotowanie i sprzątanie, ale nie było problemu, bo dali klucze fankom, a one były przeszczęśliwe, że mogły im gotować, układać, prać gacie i wąchać grześkowe koszule. Swoją drogą to baby mają czasami porąbane, żeby usługiwać muzykowi po to tylko, żeby być bliżej. Szał tworzenia, wszyscy do nich lgnęli, na dzieci jakoś mało czasu było, ale to szczegół. Kochali je przecież.

I to się po prostu musiało stać. Zatrudniona do dziecka opiekunka zbliżyła się do jego ojca. Ileż razy to już było? Nie lepiej było zatrudnić grubej baby w różowych galotach z PDT do kolan, bez dwóch zębów z przodu? Za to śpiewającej kołysanki ze wschodnim zaśpiewem, lepiącej najlepsze ruskie i z miękką, obszerną klatką piersiową do przytulania. Fanki do wszystkiego, no to dlaczego nie do łóżka? A jeśli Obywatel GC raz już bezwzględnie porzucił, dlaczego nie miałby tego zrobić po raz drugi?
Potocka mówi, że kiedy ona robiła wszystko dla niego, wisiała na drabinie i trzymała reflektor w trakcie koncertu, Ania w pierwszym rzędzie, w pożyczonej od niej sukience, wgapiała się w niego i to musiało się tak skończyć, bo to uwielbienie go po prostu przyciągało. Pożyczona sukienka - synonim dziewczęcia z Nowolipek, biednego i zahukanego.
A potem Potocka utyskiwała, że gdyby on ją chociaż z kimś ważnym zdradził, z Meryl Streep, ale ze służącą, z takim nikim?
I tu już po prostu pękła mi guma w dresach. Nie wytrzymałam. Kim jest Potocka, żeby mieszać z błotem, akurat w ten sposób, kobietę, która ją zastąpiła, po tym, jak ona sama odebrała go innej? Matką Zenusia w Barwach szczęścia. Ktoś ją kojarzy?
Nie ujmuję się za żadną ze stron. Cóż ja wiem o takich sprawach? Jestem żałosna, bo z tym samym mężem dwudziesty ósmy rok, bez skoków w bok, doprawdy nuda. Nie wiem, jak to jest się zakochać nagle w innym i dać się ponieść wodospadowi namiętności i nieuniknionemu. Nie wiem, jak to jest stracić ukochanego na rzecz innej kobiety, ale to wszystko właśnie chciałam zrozumieć. Oczekiwałam jednak klasy, dystansu po tych wszystkich latach, nie prania brudów i budowania pomników sobie i byłemu, kosztem tej drugiej. Ale jak cwanie, z pierwszą żoną się lubimy i ściskamy, kiedy się spotkamy, a z drugą żoną już nie (Potocka nigdy nie była zamężna z Ciechowskim), bo ta zdzira przecież ogłupiła Ciechosia i sobie poszedł. A tak Małgorzatę kochał do samej śmierci.
Czy naprawdę trzeba było to wszystko czytelnikom wyjawiać? Czy nie wystarczyło opowiedzieć o swoim życiu ze zdolnym muzykiem, o sobie w tym wszystkim, o ludziach, którzy byli dla nich ważni, czy to rodzinnie, czy innych twórcach i muzykach, o koncertach, o wyjazdach, tak jak pięknie zrobiła to Urszula Dudziak?
Gdybym nie czytała tych drugich wspomnień, o Urbaniaku (który ją przecież zostawił dla innej), o Kosińskim, który ją też zostawił popełniając samobójstwo, o dzieciach, o tworzeniu, może nie wiedziałabym, że można to zrobić pięknie i z klasą. A tak, no cóż, idę zeskrobać resztę tych rzygów z moich włosów. To było straszne doświadczenie czytelnicze. Nigdy więcej!