sobota, 16 lipca 2011

Zostałam uwiedziona przez kobietę

Katarzyna Enerlich mnie uwiodła, swoją kobiecością i ciepłem, jak człowiek człowieka po prostu. I to na odległość, bo ani się nie znamy, ani jej nie widziałam W takiej styuacji wcale się nie przejmowałam, że na Merlinie zjechali jej książkę debiutancką dokumentnie. Jak tylko się dowiedziałam, że koleżanka-posiadaczka audiobooków ma w swoich zbiorach 'Prowincję pełną marzeń', zapodałam ją sobie w słuchawki i tak uzbrojona poszłam do pracy, gdzie wiedziałam, że będę miała ciężki dzień, ale raczej psychicznie, że nie będę obsługiwać klientów, bo to piątek i pod tym względem będzie spokój, ale jeśli się nie odgrodzę od jednej i drugiej mątwy (które ze mną pracują), to się zastrzelę z korkowca. Na ochotnika poszłam na zewnątrz zająć się kwiatami w gazonach i tam zaczęłam słuchać. 
Mogłabym się czepiać, że momentami naiwna. Mogłabym jęczeć, że odkrywa prawdy oczywiste. Mogłabym się zżymać na to, że podaje nazwy sklepów i miejsc (jak ktoś zarzucił, że kryptoreklama). Ale nie będę. Bo to tak trochę jak z koleżanką, która może i ma czasem obciachowe ciuchy, ale kto by się tym przejmował, fajna jest i kocham ją i tak.

Ludmiła, Ludka, jak ją nazywają przyjaciele, jest dziennikarką w małym mazurskim miasteczku, mieszka w starej kamienicy, która szepcze, ma świetne przyjaciółki i kota Mietka. Wszystko fajnie, ale jest sama. Ale nic na siłę, to nie będzie historia babki polującej na faceta. Raczej za nią nagle zaczynają się uganiać mężczyźni, co nie jest jej tak całkiem niemiłe. Jeden pożądany, drugi mniej, z nim chciałaby żeby zostali przyjaciółmi, tyle, że to najgorsze co można powiedzieć zakochanemu facetowi, nieprawdaż? W pracy się zaczyna kiełbasić, całkiem jak w życiu, kiedy w domu idzie tak, w pracy nie tak. Zakochania, odkochania, nieporozumienia, śmieszne momenty, ujutne prowinjonalne obrazki, małe szczególiki, które mnie uwiodły, składają się na tę powieść. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, niech sięgnie, nie zawiedzie się, jeśli nie (Monika, możesz sobie darować), niech idzie na dział pozbawiony takich powieści. 

Podobały mi się momenty w redakcji i co tam się działo, bo to jakiś smaczek. Potem trochę mi się zrobiło nudno przy opisach zakochania, bo ja ostatnio jakaś taka mało 'miłosna' jeśli idzie o książki się zrobiłam, romanse interesują mnie najmniej, ale jak się pokiełbasiło i skomplikowało, oooo to już było ciekawsze i się ożywiłam. Lubię u pani Kasi opisy jej kucharzenia, rozprawianie o ziołach i o tym, jak ważne sa rytuały. Lubię to, że nie wypiera się pierogów, chociaż teraz wszyscy sushi (ja też uwielbiam japońszczyznę, ale pierogi to moja druga miłość :-) dlatego taka kuleczka ze mnie), poza tym jej dokładne opisy jedzonych w knajpach potraw mnie akurat nie denerwowały, bo się lubię dowiadywać czegoś nowego z działu kulinaria. Tym bardziej, że teraz jestem na diecie, to się jedynie mentalnie objadam.
Okej, może trochę słodko było. Ale ja jestem teraz w takim dole, że mnie słodkiego trzeba było i te gadki o marzeniach co się spełniają akurat trafiły na podatny grunt. Poza tym przechodzę syndrom odstawienia od cukru, to wiecie, jakiś erzac by się przydał.
Ale to, co na zawsze zatrzyma tę książkę w mojej pamięci, to fakt, że podczas czytania tej powiesci doznałam iluminacji, a dotyczyła ona zmiany w moim życiu. I nie chodzi tu o nowy związek, przeprowadzkę na Mazury czy zmianę stylu, chodzi o to, że mam zamiar wprowadzić sobie terapię zajęciową w postaci przygody z decoupage'm. Już wcześniej o tym słyszałam, ale jakoś nie zwracałam uwagi, a tu w powieści bohaterka zaczyna się tym zajmować, jeden opis mi starczył, żeby załapała bakcyla i zorientowała się po krótce, o co chodzi. Teraz szukam informacji i mam zamiar się tym zająć w ramach odstresowywania duszy. Oszalałam zupełnie. Będę upiększać dom. Ale najpierw muszę się tego nauczyć.
Tak więc Pani Kasi zawdzięczam nie tylko kilka godzin spędzonych na słuchaniu powieści, która podziałała jak balsam na moją duszę, ale jeszcze zapęd do okrywania czegoś, czego bym się nigdy nie spodziewała zacząć, bo ja raczej nie robię niczego rękami (oprócz walenia w klawiaturę). Jeśli ktoś ma dla mnie jakieś rady, jak zacząć tę przygodę, proszę piszcie.
A jak już się wprawię zrobię sobie podobną szafkę

zdjęcie pochodzi z bloga Nenaghgal 
A w międzyczasie muszę jeszcze koniecznie gdzieś wyszarpać drugą część tej powieści. No i całą resztę