Katarzyna Enerlich mnie uwiodła, swoją kobiecością i ciepłem, jak człowiek człowieka po prostu. I to na odległość, bo ani się nie znamy, ani jej nie widziałam W takiej styuacji wcale się nie przejmowałam, że na Merlinie zjechali jej książkę debiutancką dokumentnie. Jak tylko się dowiedziałam, że koleżanka-posiadaczka audiobooków ma w swoich zbiorach 'Prowincję pełną marzeń', zapodałam ją sobie w słuchawki i tak uzbrojona poszłam do pracy, gdzie wiedziałam, że będę miała ciężki dzień, ale raczej psychicznie, że nie będę obsługiwać klientów, bo to piątek i pod tym względem będzie spokój, ale jeśli się nie odgrodzę od jednej i drugiej mątwy (które ze mną pracują), to się zastrzelę z korkowca. Na ochotnika poszłam na zewnątrz zająć się kwiatami w gazonach i tam zaczęłam słuchać.
Mogłabym się czepiać, że momentami naiwna. Mogłabym jęczeć, że odkrywa prawdy oczywiste. Mogłabym się zżymać na to, że podaje nazwy sklepów i miejsc (jak ktoś zarzucił, że kryptoreklama). Ale nie będę. Bo to tak trochę jak z koleżanką, która może i ma czasem obciachowe ciuchy, ale kto by się tym przejmował, fajna jest i kocham ją i tak.
Ludmiła, Ludka, jak ją nazywają przyjaciele, jest dziennikarką w małym mazurskim miasteczku, mieszka w starej kamienicy, która szepcze, ma świetne przyjaciółki i kota Mietka. Wszystko fajnie, ale jest sama. Ale nic na siłę, to nie będzie historia babki polującej na faceta. Raczej za nią nagle zaczynają się uganiać mężczyźni, co nie jest jej tak całkiem niemiłe. Jeden pożądany, drugi mniej, z nim chciałaby żeby zostali przyjaciółmi, tyle, że to najgorsze co można powiedzieć zakochanemu facetowi, nieprawdaż? W pracy się zaczyna kiełbasić, całkiem jak w życiu, kiedy w domu idzie tak, w pracy nie tak. Zakochania, odkochania, nieporozumienia, śmieszne momenty, ujutne prowinjonalne obrazki, małe szczególiki, które mnie uwiodły, składają się na tę powieść. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, niech sięgnie, nie zawiedzie się, jeśli nie (Monika, możesz sobie darować), niech idzie na dział pozbawiony takich powieści.
Podobały mi się momenty w redakcji i co tam się działo, bo to jakiś smaczek. Potem trochę mi się zrobiło nudno przy opisach zakochania, bo ja ostatnio jakaś taka mało 'miłosna' jeśli idzie o książki się zrobiłam, romanse interesują mnie najmniej, ale jak się pokiełbasiło i skomplikowało, oooo to już było ciekawsze i się ożywiłam. Lubię u pani Kasi opisy jej kucharzenia, rozprawianie o ziołach i o tym, jak ważne sa rytuały. Lubię to, że nie wypiera się pierogów, chociaż teraz wszyscy sushi (ja też uwielbiam japońszczyznę, ale pierogi to moja druga miłość :-) dlatego taka kuleczka ze mnie), poza tym jej dokładne opisy jedzonych w knajpach potraw mnie akurat nie denerwowały, bo się lubię dowiadywać czegoś nowego z działu kulinaria. Tym bardziej, że teraz jestem na diecie, to się jedynie mentalnie objadam.
Okej, może trochę słodko było. Ale ja jestem teraz w takim dole, że mnie słodkiego trzeba było i te gadki o marzeniach co się spełniają akurat trafiły na podatny grunt. Poza tym przechodzę syndrom odstawienia od cukru, to wiecie, jakiś erzac by się przydał.
Ale to, co na zawsze zatrzyma tę książkę w mojej pamięci, to fakt, że podczas czytania tej powiesci doznałam iluminacji, a dotyczyła ona zmiany w moim życiu. I nie chodzi tu o nowy związek, przeprowadzkę na Mazury czy zmianę stylu, chodzi o to, że mam zamiar wprowadzić sobie terapię zajęciową w postaci przygody z decoupage'm. Już wcześniej o tym słyszałam, ale jakoś nie zwracałam uwagi, a tu w powieści bohaterka zaczyna się tym zajmować, jeden opis mi starczył, żeby załapała bakcyla i zorientowała się po krótce, o co chodzi. Teraz szukam informacji i mam zamiar się tym zająć w ramach odstresowywania duszy. Oszalałam zupełnie. Będę upiększać dom. Ale najpierw muszę się tego nauczyć.
Tak więc Pani Kasi zawdzięczam nie tylko kilka godzin spędzonych na słuchaniu powieści, która podziałała jak balsam na moją duszę, ale jeszcze zapęd do okrywania czegoś, czego bym się nigdy nie spodziewała zacząć, bo ja raczej nie robię niczego rękami (oprócz walenia w klawiaturę). Jeśli ktoś ma dla mnie jakieś rady, jak zacząć tę przygodę, proszę piszcie.
A jak już się wprawię zrobię sobie podobną szafkę
zdjęcie pochodzi z bloga Nenaghgal
A w międzyczasie muszę jeszcze koniecznie gdzieś wyszarpać drugą część tej powieści. No i całą resztę
Książka mnie nie uwiodła (bo nie znam), ale komoda - tak! Piękna.:)
OdpowiedzUsuńA wiesz,tym postem a dokładnie jedną częścią.. przypomniałaś mi o S.-moja znajoma z Libanu, z którą kolegowałam się za czasów mieszkania w Holandii- właśnie tym się zajęła- dekorowaniem domu. Pięknie jej wychodziło. Tak odstresowywała adaptację powolną do deszczowej Holandii, bo jak na dziewczynę z ciepłego kraju- są to dość niełatwe sprawy. Takie rzeczy sprawiają masę radości, pamiętam jej rozpromienioną twarz, jak coś tam kolejnego udekorowała. Lubiłam tam być, choć starałam się ograniczać, gdyż za każdym razem koleżanka szykowała libańskie dania- z cztery różne potrawy, i choć pyszne to było, nie miałam serca ją narażać na kolejne szykowanie. Natomiast w jej kulturze to było naturalne. Ktoś przychodzi- obiad trzeba podać. Myślę, że twój pomysł jest znakomity...choć zastanawiam sie co ty wymyslisz, bo byłam u ciebie i dom twój wydaje mi się skończony, wiele pieknych bibelotów, doniczek, kwiatków itp itd :) U mnie byś się mogła wyrzyć na całego hihihi tyle jeszcze do urządzenia..ale co tam nie da się naraz wszystko zrobić.pozdr.
OdpowiedzUsuńksiążkowcu - takich cudeniek decoupagowych jest więcej. Muszę się tym zainteresować
OdpowiedzUsuńMonika - zawsze można coś udoskonalić, Na przykład wymyśliliśmy z mężem, że odnowimy sypialniane meble, zamiast kupować inne, zrobimy od nowa te, które mamy. Tylko muszę się najpierw wprawić na mniejszych rzeczach. On chce zdzierać i malować, a mnie pozostawi ozdabianie i dobór kolorów, taki tandem
OdpowiedzUsuńZ udoskonaleniem to pewnie nie łatwa sprawa, tzn trza się w klimić, zaplanować, przemysleć, ale na tym polega właśnie cała frajda, niż kupowanie nowego mebla- a efekt cieszy pewnie jeszcze bardziej. Zyczę ci takich doznań jak moja znajoma Susan miała. Nawet lampę udekorowała wiszącą nad stołem:)
OdpowiedzUsuńMoniko, na pewno nie jest łatwo, ale i tak nie ma w sklepach nic, co by mnie zadowalało, natomiast wiem, co można zrobić z tego, co mam. Jeno się nauczyć muszę
OdpowiedzUsuńW ogóle pisarstwa tej pani nie znam...To chyba źle... ;)
OdpowiedzUsuńKasiu, znalazłam Twój blog przed chwilą i bardzo mi się podoba! Jesteś w swoich tekstach szczera i jakaś "dziwnie" mi przez to bliska. Ja dopiero zaczynam przygodę z blogiem. Gdybyś miała ochotę kiedyś zajrzeć (mojaksiegarnia.blogspot.com) i jakąś poradę dorzucić, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie! Ps Książka czeka na mnie na półce, ale jakoś nie mogę się zabrać...
OdpowiedzUsuńWitam.. Serdeczne i wielkie DZIĘKUJĘ za ciepłe słowa o moich książkach i o mnie :))) Pozdrawiam wszystkich tutaj. Katarzyna Enerlich
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem tę książkę,... zaskoczyło mnie to że Pani Enerlich mistrzowsko i niesamowicie obrazowo maluje klimaty małego miasta nie uciekając się w najmniejszym stopniu do tak modnych dziś udziwnień które na milę pachną nieszczerością... Wartka akcja pisana prostm, komunikatywnym językiem to drugi walor tej książki... Czytając ma się wrażenie trójwymiarowości,jakby można było wejśc i dotknąć wszystkiego... Na pewno jest to pozycja godna polecenia ,dla tych którym te kimaty odpowiadają..... Dziękuje za tę książkę...
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie nie uwiodła, ale autorka może dałaby radę:)
OdpowiedzUsuńTak to bywa, gdy osobiście pozna się autorów - trudno wtedy pozostać obiektywnym. ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze przyjemności poznać twórczości pani Enerlich, tak się jakoś złożyło, chociaż miałam okazję... Bardzo przyjemnie mi się czytało powyższy post, nawet wywołał uśmiech na mej twarzy -masz taką zdolność, nie wiem jak to określić... -do trafnej puenty w zdaniu, akcentu, który wbija się w pamięć, po prostu potrafisz zainteresować, tym co piszesz 8)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM!
Ja doskonale pamiętam że gdy mieszkałem w Warszawie to podobne szafki widziałem w centrum handlowym. Jedną z nich kupowała Agnieszka Perepeczko, byłem w czasie transakcji i dlatego tak dobrze pamiętam że tam te szafki były.
OdpowiedzUsuńZacznij, zacznij, zobaczysz jak ta technika Cię wciągnie. Tylko nie załmuj sie pierwszymi efektami, wprawy nabywa się z czasem i powstaja cudeńka!
OdpowiedzUsuńAnka
Ewo - to zależy, jeśli lubisz takie powieści, to źle, ale jeśli inny masz gust, to nie masz co płakać
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki i szczerze powiedziawszy, nie wiem czy to dobrze, czy źle. Slyszałam juz różne opinie... ustosunkuje się do którejś wersji, jak tylko sama sięgne po tę lekturę. Ale... kiedy to nadejdzie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudyna.
Agnieszko - dziękuję za miłe słowa. A do książki zbierz się w chwilach jakiegoś doła (nie życzę ci, ale dopaść może każdego). Już idę cię odwiedzic
OdpowiedzUsuńPani Kasiu - jakże mogłoby być inaczej?
OdpowiedzUsuńAnonimowy - fajnie to ujęłaś/ująłeś z tym 3D. A poza tym nie wcale nie zaskoczyła ta książka, bo spojrzałam w oczy pani Kasi i wiedziałam, że taka właśnie będzie
OdpowiedzUsuńdr Kohoutek - wcale się nie dziwię, bo to nie jest powieść dla facetów.
OdpowiedzUsuńZu-za chociaż bardzo bym chciała, nie poznałam Pani Kasi, ani z nią nie rozmawiałam, ani nie widziałam na wieczorze autorskim, jedynie zdjęcia i jeden czy dwa wywiady, ale jakieś takie porozumienie magiczne nastąpiło (z mojej strony), spojrzałam na zdjęcie i już wiedziałam z kim mam do czynienia
OdpowiedzUsuńBallatrix - kochana jesteś
OdpowiedzUsuńPiotrze, ja tutaj też widziałam, ale za drogie, poza tym chodzi o to, żeby 'tymi ręcami'...
OdpowiedzUsuńhrabino - a wiesz może gdzie w Irlandii kupić potrzebne rzeczy (kleje itp?)
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o tej książce:) Ja raczej sobie odpuszczę, ale znam osobę, której chętnie "Prowincję..." polecę:)
OdpowiedzUsuńA komoda jest naprawdę piękna:)
Książka mnie kusi, mam wpisany tytuł na listę, ale chyba muszę ją przesunąć w górę :) Podoba mi sie tytuł, zachwycił mnie ten dmuchawiec na okładce. Lubię tego typu literaturę i myślę, że i mnie ksiązka się spodoba. Nie wiedziałam, że jest i druga część. Muszę koniecznie sprawdzić tytuł. Komoda cudna, ja także oglądając te wszystkie blogi zachwycam się decoupagem i myślę, że to jedynie kwestia czasu zanim i ja na serio nie złapię bakcyla. Ludzie potrafią wyczarować CUDA za pomocą tej techniki. W decoupagu najbardziej podoba mi się to, że każdy przedmiot jest niepowtarzalny, a ile frajdy może sprawić praca nad zdobieniem danego mebla czy innego drobiazgu :) Teraz mam więcej czasu, bo z racji przeprowadzki do innego miasta na razie mam dużo czasu ( dopóki nie znajdę pracy), więc kto wie może i ja się skuszę...
OdpowiedzUsuńmilvanna - to jest jedna z tych pozycji, które kupuje się kobiecie w ciąży, mamie na zimowy wieczór, młodej dziewczynie na wakacje. Oczywiście o ile gust ich trafia w target
OdpowiedzUsuńAneto drugi tom to Prowincja pełna gwiazd. Nie wiem, czy jeszcze coś jest z tymi samymi bohaterami, ale wiem, ze Katarzyna Enerlich napisała kilka powiesci.
OdpowiedzUsuńAneto - przeporwadzka do nowego miasta to zawsze jakiś stres, dobrze sobie coś tak optymistycznego zapodać do czytania
OdpowiedzUsuńMnie niestety książka nie uwiodła... Poddałam się po czwartym rozdziale, bo akcja wlokła się, jak dla mnie, nieznośnie. Przyznaję natomiast, że klimat małego miasteczka rzeczywiście jest dobrze oddany i podobała mi się ogólnie taka pochwała prowincji. Sama Autorka na zdjęciu - urocza.
OdpowiedzUsuńMiło mi poinformować, że nominowałam Cię do One Lovely Blog Award. Szczegóły zabawy na mojej stronie. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńdzięki Książkowcu, idę zobaczyc, co to jest
OdpowiedzUsuńlilybeth - też miałam kryzys jak się miłość wielka zaczęła, ale potem jest lepiej, wiec w sumie dobrze, że przebrnęłam
OdpowiedzUsuńkasiu zapraszam Cię jeśli masz rzecz jasna do zabawy One lovely blog awards. Typuje Cię, typ, typ:))
OdpowiedzUsuńPAPRYCZKO - dzięki, hop sa sa, to już drugi typ. Jutro napiszę coś, dzisiaj na pysk padam.
OdpowiedzUsuńJa jestem trzecią osobą, która Cię nominuje do One Lovely Blog Award:) Robię to z wielką chęcią!
OdpowiedzUsuńPaula - dzięki. Wezmę się za to może jutro, bo wciąż nie mam czasu
OdpowiedzUsuńJuż dawno zastawiałam się nad tą autorką teraz nie mam wyboru muszę przeczytać :). Bardzo fajne blogi .Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - nie wiem, czy musisz, ale jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie to na pewno będzie ci przyjemnie
OdpowiedzUsuńAgnieszko - i dziękuję za miłe słowa
OdpowiedzUsuńStrasznie zachęcasz do ksiązki ^^ A komoda prześliczna ;) Sama lubię tego typu mebelki ;D
OdpowiedzUsuńKasiu - przeczytałam obie "prowincje" i podobały mi się, ale... No właśnie ALE: Jeśli pani Enerlich zajrzy tu jeszcze raz to proszę nie prześlizgiwać się po pewnych wątkach, bo właśnie to mi się nie podobało. Pozostał niedosyt, zwłaszcza, że inne wątki potraktowane tak dogłębnie. Myślę, że obie części wiele by zyskały...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o dekupaż - nie jest to taka proste jak mogłoby wynikać z lektury "Prowincji". Wiem, bo właśnie takie miałam wrażenie a rzeczywistość okazała się... hm... inna. To nie jest tak szast-prast. Trzeba sporo cierpliwości i wprawy. Nie chę Cię zniechęcać, po prostu uprzedzam. Jeżeli jesteś zainteresowana to mogę Ci podesłać wskazówki jak stawiać pierwsze kroki, które otrzymałam od pewnej osoby, która potrafi CUDA wyczarować.
Motylek
Motylku - wiem, spodziewam się, że to nie takie proste, ale właśnie to mnie pociąga, że trzeba cierpliwości i nabierania wprawy, potrzebuję tego. Jeśli byś miała ochotę, chętnie skorzystam z Twojej propozycji i poczytałabym rady, jakie dla mnie masz. Dziękuję
OdpowiedzUsuńPosłałam przed chwilą.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Motylek
Mnie ta książka nie uwiodła, ale przeczytałem ja z przyjemnością.Nieprawdą zaś jest to że nie jest to książka dla mężczyzn. Tzw"Panowie Świata" jakże mało wiedza o kobietach. Ta książka im w nabyciu tej wiedzy pomoże.
OdpowiedzUsuńPanie Anonimowy - jeśli tylko panowie mają ochotę, to proszę bardzo, ale jednak podtrzymuję, że generalnie dla mężczyzn nie jest
OdpowiedzUsuń