sobota, 10 marca 2012

Sobremesa mnie kołysze do wtóru wiośnie (zaleca się posłuchać tego, co wkleiłam na dole, podczas czytania)

Ja wiem, że nikomu się nie chce słuchać 'czyjejś' muzyki, w sensie, czyichś fascynacji muzycznych, ale kto wie, może i Wam się spodoba?
Przyleciała do mnie ta płytka jakiś czas temu, ale nie chciałam o niej pisać, dopóki nie wysłucham milion razy i nie przekonam się, czy mogę, po raz nie wiem który, piać zachwyty. Inaczej sobie nie wyobrażałam, nie zdarzyło mi się tak, żebym jakieś płyty Anny Marii Jopek nie polubiła, ale wiadomo - jedne bardziej do serca trafiają, inne mniej.
Nie wiem, czy ja to kiedykolwiek opowiadałam, ale uwielbiam tę artystkę, chociaż nie zawsze tak było. Kiedyś denerwowało mnie, że w wywiadach pieści się z głosem, kiedy coś mówi i wydawała mi się taka trochę dzidzia-piernik. Daaaaawno to było, na samym początku jej kariery. No i Kydryński junior mnie wkurza jakoś, tak za nic, niestety czasem tak bywa. A, że oni kiedyś ciągle razem, więc się udzieliło w jej stronę też. Aż przyszedł taki czas Wielkanocny, kiedy mąż wyjechany był w Irlandii, ja sama w domu z dziećmi, Wojtkowi się buty rozwaliły, lodówka popsuła, pieniądze z banku od męża nie weszły na konto, jedzenie się psuło w tempie natychmiastowym, bo upalne to były święta (tak, tak, osiemnaście stopni na termometrze) - skracając historię - podłamałam się. Mimo braku gotówki postanowiłam dzieciom kupić tzw 'zajączka', czyli drobne prezenty. Nie mogłam liczyć na żaden dla siebie, co mnie dodatkowo jeszcze bardziej rozkleiło. Weszłam do sklepu z zamiarem kupienia książki dla córki, wyszłam z Harrym Potterem pierwszym tomem i pierwszą Grocholą, wtedy jeszcze zupełnie nieznaną dla siebie. Wojtkowi poszłam kupić Fasolki na płycie, a wyszłam z czym innym dla niego i z Nienasyceniem - płytą Anny Marii Jopek dla mnie. Wcześniej miałam już Bosą i zupełnie oszalałam na jej punkcie. I tak zaopatrzona przeszłam przez święta bez sznura przygotowanego w szafie. Po prostu czytałam, dzieci bawiły się na podwórku, a w tle leciała ta płyta. A co się popsuło, wyrzuciłam do kosza bez 'wyrywania włosów z głowy', bo przecież miliony głodują. Znieczuliłam się po prostu tą muzyką. Nabrałam dystansu do problemów.


Ta piosenka szczególnie mi pomogła i zatrzymała złe myśli, wróciłam na właściwe tory myślenia. Wiadomo, że w zaklętym kręgu czarnowidztwa można by bez końca.

Sobremesa jest inna w stylu, ale nie odbiega od 'myśli przewodniej' wokalistki. Są tu piosenki, które dodają energii, które dają wytchnienie albo prowokują marzenia.
Myślę, że Anna Maria Jopek to jest jedyna wokalistka obecnie, która jest gotowa, tak jak stoi, wejść na arenę międzynarodową i nie będzie obciachu. Ani językowej bariery. Po portugalsku śpiewa tak, że mi serce w pięty idzie. Nie wiem, o czym, ale czuję wibracje.


A ta piosenka daje mi rano tyle energii, że chodzę jak ten królik z Duracella


Nie jestem krytykiem muzycznym, nie umiem pisać o dźwiękach, harmoniach itp. Umiem tylko powiedzieć, że kiedy jej słucham, moje emocje sięgają zenitu, czasem skaczę, czasem płaczę, czasem po prostu bujam w takt z zamkniętymi oczami.

Byłam na koncercie przed samym wyjazdem, odbywał się nad Zalewem w Siedlcach, gdzie ówcześnie rezydowałam. Fantastyczny. Wokalistka z klasą, to i koncert taki.
A poza wszystkim uważam ją za jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie znam. Taka kompletna. Prawdziwa.  I już nie ma maniery pieszczenia głosem, za to zyskała taka klasę, jaką niewiele wokalistek ma. Tak się cieszę, że jest