sobota, 5 lutego 2011

Ocalić od zapomnienia

Każdy ma takie książki, które są jak kamienie milowe w jego przygodzie z czytaniem. Niekoniecznie muszą być one dziełami, wybitnymi pozycjami w historii literatury, ale niosą ze sobą wspomnienia, pierwsze zachwyty, nieprzespane noce spędzone na lekturze.
I ja takie mam. Więcej niż te, które tu zaprezentuję, ale te na zdjęciach poniżej są mi bardzo bliskie i chciałabym je ocalić od zapomnienia. Ot, chociażby tą notką. Jestem pewna, że niejedna z Was się uśmiechnie z politowaniem, bo jesteście młodsze ode mnie. Są też i takie blogowiczki, które czytelniczo załapały się już na nowsze wydawnictwa i będą zdziwione, jak marnie były wydawane kiedyś książki. Oj tak, papier chropowaty, okładki miękkie naprawdę miękkie, a strony nie szyte, a klejone i to tak marnie, że się rozpadały po pierwszym, góra drugim czytaniu. Posklejane, wychuchane, stoją u mnie na półkach. Niektóre niestety przepadły przy przeprowadzkach, po nich jestem w nieustajacej żałobie.

 Pierwsze to ulubione powieści mojej młodości. Czytałam je po kilka razy i strzegłam jak oka w głowie. Było ich znacznie więcej, te nie są jedyne, podkreślam, żeby mi ktoś nie zarzucił mizeroty wyboru, a pokazuję je, bo są mniej znane. Wiadomo, wszyscy piszą o Siesickiej, Musierowicz, Lindgren, Niziurskim, a nigdy nie slyszałam, żeby ktoś wspominał Zofię Woźnicką, a napisała ona moje ulubione powieści - 'Paryskie stypendium', którego zdjęcia nie mam, bo nie należała do mnie, 'Skalistą krainę Katalonii' i 'Zaproszenie'. Wszystkie opisują podróże odbyte przez młode osoby, czy to na stypendium artystyczne, czy po nieudanych egzaminach na studia do Hiszpanii, czy też do Francji do rodziny. W ten nurt wpisuje się jeszcze powieść Anny Glińskiej 'Gdzie mój dom' (tam dziewczyna podrózuje statkiem). Mam tę powieść, ale bez okładki, kupiłam w antykwariacie już tak 'oprawioną' jak wieprz. Pamiętam jeszcze, że z tych mniej znanych uwielbiałam 'Po prostu Lucynka P' Marii Kruger.
'Słoneczniki' Snopkiewiczowej to książka dla mnie legendarna. Kupiłam ją na obozie harcerskim. Rzucili do sklepu w miasteczku, a my stacjonowaliśmy z namiotami w Mikorzynie, w lesie. Do miasta szło się drogą krzyżową przez ten las, nigdy tego nie zapomnę. Kiedy udaliśmy się tam na zakupy, wpadliśmy calą drużyną do księgarni (tak, tak, takie były czasy, że czytało się tłumnie) i wykupiliśmy wszystkie egzemplarze. Potem się wpisywaliśmy sobie nawzajem do książek, taki byl zwyczaj. Ja, na czas obozu, korzystając, że nikt mnie tam nie znał, wymyśliłam, że mam na imię Majka. Tak mi sie to imię podobało. Mistyfikacja się powiodła, przez 3 tygodnie tak mnie nazywali i tak wpisali mi się do książki. Kiedy ją po latach otworzyłam, myślałam, że ją komuś ukradłam, bo wszędzie 'dla Majki' było napisane. Ta powieść opiera się upływowi czasu, nada się ją dobrze czyta. Opisuje dzieje pewnej zbuntowanej i wielce inteligentnej Lilki, zaraz po wojnie.
Kolejne książki obok 'Słoneczników' to 'Ostatnia przeszkoda' Sieglinde Dick, o miłości dziewczyny do koni i innych jej perypetiach. Czytałam ją chyba ze sto razy, kiedyś też jeździłam konno i zajmowałam się zwierzętami w stajni, była mi bliska ta historia. 'Wychodne dla Ewy' to była pierwsza 'dorosła literatura', opowiadała o perypetiach dziewczyny pracującej jako pomoc domowa, o ile pamiętam u Amerykanów, ale mieszkajacych we Francji.

Graham Green został przeze mnie wynaleziony w maminej bibliotece i natychmiast go pokochałam. 
Nie pytajcie mnie dlaczego, po prostu pasuje mi jego styl, a 'Nasz człowiek w Hawanie' to moja ulubiona jego powieść. Opisuje historię mężczyzny, który zostaje zwerbowany do szpiegowania, ale się do tego nie nadaje, nie chce, wiec żeby się odczepili, wysyła im plany odkurzaczy, mówiąc, że to wojskowe. I zostaje doceniony jako szczegółnie użyteczny. Co dalej nie powiem.
'Strachy' Marii Ukniewskiej to świetna powieść o teatrzykach i girlsach z czasów międzywojennych. Połknęłam jednym tchem, specjalnie wcześniej rano wstawałam, zeby zdążyć przed szkołą przeczytac jeszcze kilka kartek.
Na koniec, ostatnie, ale nie najgorsze, to fantastyczny zbiór opowiadań Sartra pt 'Mur'.
I znowu, czytałam kilka razy, za każdym razem z zachwytem; świetna, ale mam wrażenie, że zapomniana zupełnie. Znam tylko jedną osobę, która ją też czytała, moją przyjaciółkę Kaję.
Peter Jaros swoją 'Tysiącletnią pszczołą', powieścią, ale i filmem (szkoda, że nie mam na dvd), wprowadził mnie w czeski (czechosłowacki właściwie) realizm magiczny. Nigdy się z tego nie wyleczyłam.

Pewnie spytacie, dlaczego o tych starociach piszę? Ano dlatego, zeby sobie i wam przypomnieć, że poza pięknie wydanymi, pachnącymi nowościami, którymi się zachwycamy na blogach, jest wiele książek, które kiedyś były niezwykle pożądane, a teraz stoją zapomniane na półkach i marnieją niekochane i niedopieszczone. Takie Słoneczniki na przykład są jak pierwszoplanowa gwiazda filmowa, kiedyś w blasku fleszy, każdy chciał mieć, a teraz tylko opiekunka o nich pamięta. No, i też dlatego, że kiedyś te ksiażki obudziły we mnie głód do czytania, wprowadziły w piękny świat wykreowany przez pisarzy, zaczarowały i już się nigdy spod ich uroku nie wydostałam. A i głód czytelniczy pozostał. Za to im tym wpisem dziękuję
 

35 komentarzy:

  1. Kasiu,
    dlatego tak bardzo lubię biblioteki. Nie szukam w nich zawsze tego, co najnowsze - to mam w księgarniach, a często własnie przeglądam starsze rzeczy. Teraz wyszperałam nieznane mi zapiski Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Muszę się wybrać do rodziców i poprzywozić od nich swoje książki. Z pewnością są tam "Słoneczniki", "Wielka gra", "Tabliczka marzenia":)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu mam ochotę przeczytać wszystkie :) Kojarzę tylko Snopkiewicz, chociaż czytałam co innego - "Drzwi do lasu". No i oczywiście Grahama Greena, którego też bardzo lubię, najbardziej "Monsignore Kichote" (póki co, bo jeszcze wiele przede mną). A moją najulubieńszą książką młodości pozostaje "Tajemnica Abigeil" M. Szabo, a z nieco mniej znanych - "Dolina Klonowego Liścia" Przybylskiej (3 tomy) i opowiadania Zofii Żurakowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. prowincjonalna nauczycielko - nie mam niestety dostępu do bibliotek polskich, też bym grzebała. Niestety mam uczulenie na starsze książki, lekarz mi tlumaczył, że kiedyś papier zawierał jakiś kwas czy innych związek, który po latach właśnie powoduje teraz uczulenia. Czytam więc tylko to, co naprawdę mnie pociąga.
    Tabliczkę marzenia, Wielką grę też znam, nie mam swoich. W sumie ten wpis mógłby mieć z 10 części, ciągle coś się wyciąga z półki z okrzykiem - O jej, pamiętam ....

    OdpowiedzUsuń
  4. lilybeth - ja znwou nie znam tych, o ktorych piszesz. Jedynie tajemnicę Abigail, ale tę tylko z filmu, bo nigdy nie udalo mi się zdobyć książki, zresztą do tej pory.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Słoneczniki" to jedna z moich ulubionych książek dla młodych panienek (obok "Tabliczki marzenia" i "Tajemniczego opiekuna"). Inne powieści Snopkiewicz już mi się tak nie podobały.

    "Nasz człowiek w Hawanie" to również i mój ulubiony Greene, a "Strachy" czytałam w tym samym wydaniu i strasznie zarywałam noce, żeby je doczytać... Serial był całkiem dobry, widziałaś?

    Miłe wspomnienia poruszyłaś, mam nadzieję, że będą kolejne odcinki. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uczulenie na książki :O Straszna sprawa.

    Ja kupuję na allegro. Te biedaki porzucone w jakichś antykwariatach, po 50 groszy czy złotówce od sztuki, potem sprowadzanie tego do Irlandii kosztuje pięć razy tyle, co pudło książek :D Ale i tak warto. Ostatnio sobie Bratnego ściągnęłam, Szmaglewską, Szczypiorskiego, Saint-Exupery'ego, jakieś wiekowe reportaże...

    Nie zgodzę się tylko z tezą o złym wydawaniu książek. Znaczy zgodzę się częściowo, bo też mam sporo takich rozlatujących się egzemplarzy. Tym niemniej niektóre wydawane były wzorcowo - twarde okładki, płócienne niekiedy, obwoluty, szyta całość... Nie wiem, od czego to zależało. Bajki dla dzieci często tak wychodziły (ja lubię sobie kolekcjonować wszystko, co Szancer ilustrował), Piórkiem i Węglem mam pięknie wydane (kupiłam książkę, co po czterdziestu bodajże latach od wydania nadal miała kartki nierozcięte...), u mnie w domu zawsze było wielkie jubileuszowe wydanie Pana Tadeusza, do którego podchodziło się z nabożeństwem, jak do mszału, a które ważyło chyba z pięć kilo :D Teraz bardzo rzadko udaje mi się znaleźć w księgarni coś podobnej jakości...

    OdpowiedzUsuń
  7. Współczuję uczulenia na stare książki, bo ja uwielbiam ich specyficzny zapach :) Dla mnie "Słoneczniki" Snopkiewicz też były ważną powieścią, poczytywałam ją w nocy zamiast uczyć się do klasówek, ale teraz, szczerze mówiąc, niewiele z niej pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie się czyta takie opowieści, aż milej na serduchu się robi :) Też mam jakiś sentyment do starych książek, należących zwłaszcza do moich rodziców. Ja jednak ich zapachu nie znoszę - wolę zapach nowości :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O reny...jakiego mi smaka narobiłaś.."Zaproszenie", "skalista kraina katalonii"- aż pachną...
    Kiedyś poszukam na allegro, ale narazie to mam tyle lektur do przeczytania, które sobie sama wybrałam..
    Dla mnie taka książką jest " Dzieci z Bullerbym"- tysiąć razy czytałam kilka lat i ta książka jest we mnie głęboko, pokolorowała mi dzieciństwo...pamiętam jak nie rozumiałam dlaczeko Olle chciał napisać list do Króla- tzn nie wiedziałam, że inne kraje maja monarchię jak Szwecja, a my nie heheheh i nie pogłam sobie tego poukładać w głowie:D
    ot taka refleksja..
    wyjątkowych książek mam więcej, ale za długo by tu pisać.
    fajny post.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ysabell - to mamy takie same czytelnicze wpomnienia :-)
    A jeśli chodzi o odcinki, no cóż, pewnie nie raz jeszcze napiszę o jakimś moim ukochanym starociu, może to i pomysł, bo kiedy czytam tytuły, które inni wymieniają, i tu, i na blox, to mi się w głowie nie mieści, ileż to ja tytułów jeszcze nie znałam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pani Minister - ależ oczywiście, ja też mam piękne wydania w płótnie i szyte, ale jednak klejone w byle jakich okładkach tez. I to te właśnie się rozpadają. Niestety coś w tych kartkach jest, że kicham i kaszlę i łzawię i nic się nie da z tym zrobić

    OdpowiedzUsuń
  12. grendello - dla mnie niestety to czasem nieznośny smród nie ładny zapach, ale treść lubię, więc się staram przemóc niechęć do szorstkich kartek i nieprzyjemnego zapachu

    OdpowiedzUsuń
  13. Moniko - Dzieci z Bullerbyn też były moją ulubioną książką, ale nie opisałam jej, bo tę wszyscy znają, a ja chciałam ocalic od zapomnienia kilka tytułow, które zupełnie odchodzą w niepamięć

    OdpowiedzUsuń
  14. Słoneczniki to jedna z moich ukochanych książek! Do tego dorzucam Alfa-moja pierwsza książka, którą wypożyczyłam z biblioteki. "Mur" Sartre'a też czytałam i pamiętam, że miałam dreszcze. Ech...piękne takie wspomnienia czytelnicze

    OdpowiedzUsuń
  15. :)) z tą Twoją wyprawą po "Słoneczniki" skojarzyła mi się radość z jaką popędziliśmy z kuzynką po "Tajemnicę zielonej pieczęci". To było w wakacje u babci w takim malutkim wiejskim kiosku nie wiedzieć dlaczego nagle w takie frykasy zaopatrzonym :) "Słoneczniki" też lubiłam :) A w ubiegłym roku kupiłam na allegro "Ucho od śledzia" Ożogowskiej - co za klimaty... nie znałam tego wcześniej i połknęłam w jeden wieczór :)
    Ze starych klejonych wydań PIW uzupełniłam sobie też na allegro Dygata prawie wszystko - do jego twórczości też mam słabość.
    ech zgadzam się - stare wydania to temat rzeka :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zgadzam się, że starocie wcale nie są gorsze - sama zawzięcie buszuję po antykwariatach z nadzieją, że znajdę coś, na co poluję od dawna, a ciężko znaleźć, bo wydano lata temu, wznowień nie było, więc w księgarniach nie ma szans na to trafić... Książki sprzed lat mają to do siebie, że miały czas, żeby znaleźć swoje miejsce, zapaść w serca czytelników, są sprawdzone, więc sięgam po nie chętniej nawet niż po nowości, w których wypadku często muszę się przekopać przez stertę kiepskich czytadeł, by znaleźć jakąś perełkę.

    "Mur" można teraz znaleźć w nowym wydaniu - sama je ostatnio kupiłam, przeczytałam, dałam się oczarować, napisałam o tym nawet u siebie, ale też miałam wrażenie, że o ile o samym Sartre wszyscy słyszeli, o tym zbiorku opowiadań nikt nie wie, nikt nie czytał... Jednak się myliłam :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Mag, no tak, mogłam się spodziewać, że tutaj ludzie znają i Mur, i Słoneczniki. Mur=dreszcze, to dobre określenie

    OdpowiedzUsuń
  18. Sempeanka - Dygata to ja właściwie tylko Jezioro Bodeńskie. Może coś jeszcze, ale muszę się zastanowić
    Ach te kioski, czasem można było w nich cuda dostać. Na przykład kryminały serię z kluczem i z jamnikiem tam sprzedawali

    OdpowiedzUsuń
  19. naia - Mur w nowym wydaniu, nie wiedziałam. Albo nie pamiętam. To dobrze, znaczy, że wciąż nowi czytelnicy po niego mają okazję sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo ciekawe przemyślenia. Część z tych wymienionych przez Ciebie książek znam, o części w ogóle nie słyszałam - a w ogóle to można ułożyć sobie swoją listę, swoich takich ukochanych. Z radością stwierdzam, że od czasu do czasu o takich moich starych ukochanych książkach piszę na blogu. Zdarza się, że komuś odblokuję klapkę w pamięci i ten ktoś pisze: o rany, ja to znam, czytałam wieki temu :) To bardzo miłe.
    Chyba sobie otaguję takie recenzje.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kasiu z postem trafiłaś w 10 ;) Ja uwielbiam stare książki, a najbardziej ich zapach. Nowy - fabryczny, to już nie to samo ;P Lubię, gdy książka była już kiedyś przez kogoś czytana i zostawił w niej swój ślad. A najlepsze jest powracanie do takowych książek po latach ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Agnes - och tak, wszyscy powinniśmy je otagować, stąd u mnie kategoria/tag 'stare, ale jare', u innych też zawsze chętnie czytam o starszych tytułach

    OdpowiedzUsuń
  23. Meme, ja stare historie lubię, ale zapach to już niekoniecznie. Czyjeś slady też nie za bardzo, bo jak to jest gałązka z kwiatkiem to ok, ale jak jajko, to już nie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kasiu, taka refleksja nasunela mi sie po przeczytaniu Twojego wpisu na blogu i komentarzach do niego.
    Umywam rece od tematu zaczytanych choc ocalonych od zapomnienia ksiazek. Umywam rece od tematu kultury osobistej. Umywam rece od tematu poziomu uzytkownika ksiazki popularnie zwanej 'czytadlem'. Gdybym kontynuowala jakis blog o ksiazkach, zaproponowalabym tog: ksiazka na emeryturze. Wyczytana do cna ma prawo do odpoczynku. Mlodsze formaty moga sie teraz eksploatowac. Mam na mysli ebooki czy audio, ktore sa bardziej osobiste i trudno je 'skalac' jajecznica czy kawa nie mowiac juz o jakichs alergicznych, zaschlych kwiatkach ;)))).
    Czasy sie zmieniaja: dawniej przestrzegalo sie aby umyc rece przed przystapieniem do czytania ksiazki. Pozniej proponowalo sie mycie rak po kontakcie z ksiazka, szczegolnie tych z biblioteki. Obecnie mozna sobie kupic wlasna ksiazke (bez zgledu na to jaka ma postac) i dzialac wg wlasnych upodoban odnosnie mycia rak: przed, po czy w trakcie ;))))
    Lacze pozdrowienia - Marianne

    OdpowiedzUsuń
  25. Marianno - wpis jest o wspomnieniach, a nie o nośnikach.
    A jeśli idzie o estetyczną stronę, jak sobie czlowiek kupi nową książkę i ją szanuje, to potem wspomnienia też ma 'czyste'
    Pozdrawiam back

    OdpowiedzUsuń
  26. "Sloneczniki" rowniez do moich ulubionych naleza. Poza tym zaczytywalam sie m.in. w Szklarskim i jego serii o Tomku Wilmowskim. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  27. agatoo - ja się nigdy w Tomka nie wciągnełam, jak taż w Pana Samochodzika. Ale Ania z Zielonego Wzgórza - o tak

    OdpowiedzUsuń
  28. Kasiu 'back', twierdzisz, ze wpis jest o wspomnieniach a nie o nosnikach? Czy aby ksiazka papierowa nie jest nosnikiem tresci? Ciekawe? Do tej pory tak myslalam!
    Serdeczne pozdrowienia - Marianne

    OdpowiedzUsuń
  29. Anonimowa Marianno - umywam ręce od komentarza. Nie będę bawić się w złośliwości, bo nie mam na to czasu. A Ty widzę, aż za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  30. To ja słów kilka do Anonimowej Marianny o nośnikach:
    Twojego pierwszego komentarza pod tym postem w ogóle nie zrozumiałam. Wyrywasz jedno słowo z kontekstu i wznosisz się na jakieś rejestry refleksji w czterdziestu kierunkach- tylko tobie znanych. Powód: wbić uszczypliwą szpilę- a wszystko to pod płaszczykiem ''dobrych intencji" i życzliwości" Twój drugi komentarz jest zwyczajnie bezczelny, z nastepną szpilą.
    Nośnik twoich komentarzy nie ma ani odrobine szczerej życzliwości.Tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dziekuje za pouczenie :-)))). Zapamietam i nastepnym razem umyje rece przed napisaniem 41 komentarza w kierunku 'dobrych intencji'.
    Pozdrowienia - Marianne

    OdpowiedzUsuń
  32. Anonimowa Marianno - może i intencje masz dobre, ale sposób ich przekazywania jest bez sensu złośliwy, ten wpis nie powinien był wywołać dyskucji tego rodzaju, a jeśli się tak stało, oznacza to, że lubisz być kontrowersyjna i uszczypliwa. Staram się unikać takich ludzi, więc nie będę od tej pory odpowiadać na twoje komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  33. Przepraszam. Nie bedzie wiecej moich komentarzy ani kontrowersyjnych ani innych.
    Pozdrowienia - Marianne

    OdpowiedzUsuń
  34. Pamiętam tego typu książki.Moi rodzice mają je w swojej biblioteczce. Co do starych książek to ja mogę się pochwalić dziełem Żeromskiego "Dzieje Grzechu" z 1928 roku znalezionymi na śmietniku. Książka była dosłownie nićmi szyta, drukowana na kolanie w połowie zdania zaczyna się tomII, zawiera literówki i... jestem z niej dumna :)

    OdpowiedzUsuń
  35. wolfikowa - to faktycznie egzemplarz wyjątkowy :-)

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam