Życie tak pędzi, że jakby się człowiek nie starał, gdy chce wszystko ogarnąć, z opisywaniem nie nadąża. Tym bardziej, ze się mistrzostwa zaczęły i ja, zapalony nie-kibic, dałam się wciągnąć i poddałam emocjom. Spędzanie czasu z synem i mężem w tym wypadku jest bezcenne, a obstawianie meczy jak hazard, nieszkodliwy, bo bez pieniędzy, po prostu 'o przekonanie'.
Poza tym było też wiele wzruszeń i poruszenia na innym polu, piszę o tym u siebie w Co-Dzienniku.
Inna rzecz, że bardzo chciałam Wam opisać, co czułam, kiedy byłam na Targach i poza, na wieczorku premierowym książki, której jestem współautorką, ale nie bardzo wiem, jak to zrobić, żebyście nie sądzili, że mi wodę sodową nosem wybiło.
Otóż nie, nic bardziej mylnego, nie przeceniam swojej roli w napisaniu tej książki, ale przyjemność z zobaczenia gotowego produktu, który wcześniej tylko w głowie i w Wordzie istniał, jest kosmiczna i z radości unosiłam się dwa centymetry nad ziemią.
Podpisywanie książki na Targach - najpierw stres, ze nikt nie przyjdzie. Głupia byłam, przecież do Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk zawsze są kolejki. To i nam przy okazji się te wizyty udzieliły. Miło było widzieć czytelników oko w oko, a jedna nawet przyszła również do mnie, bo podczytuje bloga (Renata, jak tylko się ogarnę, napiszę maila). Jeszcze długo potem endorfiny wydzielałam na poziomie pakera, który zapomniał wyjść z siłowni na noc do domu. Ech, żeby więcej było takich zdarzeń i wzruszeń. A tu szara rzeczywistość człowieka dopadła.
Głównie zaległości recenzyjne, które postaram się na bieżąco nadrabiać. Zaległości czytelnicze, to już norma. Wróciłam do Mr Pebble, nie mogłam zabrać w podróż, bo grubaśna, a po przyjeździe do domu rzuciłam się na nową powieść Anny Fryczkowskiej. Ale już z powrotem z Kamykiem jestem.
Słucham Gry o tron, napiszę więcej, powiem tylko, że żal mi tych, co czytali na papierze i już im się nie opłaca wracać do tej powieści w formie audio.
Trochę filmów też obejrzanych.
A wracając do kolacji z Autorką-Matką i Autorkami-Córkami (dla mnie powinnam powiedzieć Siostrami) - nie dość, że była pyszna, to jeszcze te rozmowy. Najważniejsze jest spotkać ludzi, z którymi nigdy nie kończą się tematy, a konwersacja jest 'o czymś', a nie o pogodzie. I tyle. Reszta jest milczeniem.
Jestem taka szczęśliwa, że byłam częścią tego projektu, bo dzięki temu mogłam poznać te wszystkie wspaniałe dziewczyny. Pozdrawiam
Kasiu podczytuję twojego bloga od jakiegoś czasu, ale jak dotąd rzadko komentowałam. Wysłałam ci ostatnio zaproszenie na facebooku, ale nic dziwnego, że nie skojarzyłaś. Dziś przeczytawszy ten wpis poczułam się tak jakbym o sobie czytała. Co prawda nie współtworzyłam żadnej książki, ale poruszyła mnie pasja z jaką opisujesz radości dnia codziennego. I poczułam wspólnotę myśli. Ach jak dobrze znana jest mi ta chęć podzielenia się wzruszeniami, radością z odkrywania uroków życia. Jak podobne niepokoje związane z tym, że jeszcze o tylu sprawach chciałabym napisać, że tyle recenzji czeka w kolejce, tyle podróżniczych wrażeń, a czas tak ograniczony. Pozdrawiam serdecznie Małgosia (guciamal)
OdpowiedzUsuńOd razu trzeba było powiedzieć, że to Ty. Już lecę potwierdzać.
UsuńTak, chwile, szczególnie przyjemne momenty, to jest to, co kolekcjonuję, a potem w trudnych chwilach wykorzystują niecnie zamiast tabletek na szczęście :-)
A spotkanie ludzi w jednym miejscu i przestrzeni, do tego takich, którzy są nam bliscy mentalnie, jest bezcenne
Bezcenne i warte każde pieniądze (choć tu właśnie nie o pieniądze chodzi). Ile to razy męczę się na spotkaniach, które nic nie wnoszą, na których ludzie gadają o ..., tym bardziej doceniam te piękne chwile. Też gromadzę wspomnienia. To mój najcenniejszy kapitał. :)
Usuńa jak ja się męczę, nawet ostatnio, byłam na wielkiej imprezie, na której nie miałam nic ciekawego do powiedzenia, nie dlatego, że głupia jestem, a dlatego, ze nie umiem gadać o niczym
Usuń:) Też tak mam. Ubolewam wówczas, ile w tym czasie mogłabym poczytać, posłuchać, pobyć... Na szczęście są też takie chwile, jak piszesz, które równoważą tamtą stratę czasu. I życzmy sobie ich jak najwięcej
Usuńdokładnie tak, myślę o książce, która została na stoliku nocnym czy filmie dvd właśnie kupionym i się zastanawiam - co ja tu robię?
UsuńW odwrótnym przypadku, nie czuć upływu czasu, noc człowieka zastaje, a tu jeszcze tyle tematów do przerobienia
Trzeba cieszyć się takimi bezcennymi chwilami, one określają nasze życie. Gratuluję nowych doznań:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam
UsuńKasiu,
OdpowiedzUsuńTo ja Tobie dziękuę! Jesteś wspaniała i zawsze z radością będę czekać na kolejne spotkania.
Autorka-Matka, też Gucia, zabawne...
Pozdrawiam Cię serdecznie. I ja z radością do Was polecę, niech tylko będzie okazja i możliwości
UsuńBardzo się cieszę, że dzielisz się z nami - czytelnikami Twojego bloga - swoimi wrażeniami wyrażonymi tak szczerze i bezpretensjonalnie. Aż mi się buzia uśmiechnęła, gdy przeczytałami o Twojej radości :)
OdpowiedzUsuńKaye - to my dzisiaj obie uśmiechnięte. I o to chodzi
UsuńJe t'aime!
OdpowiedzUsuńto jedyne słowo po francusku, które znam. Ja też
Usuń