poniedziałek, 2 grudnia 2013

Obława - bezpieka wobec pisarzy

Dygresja tytułem wstępu.
W moim domu rodzinnym, za czasów PRL, w ogóle nie mówiło się o polityce, o działaniach bezpieki, o Katyniu, ale też nie sławiło się komuny. Po prostu życie toczyło się tak, jakbyśmy żyli w nicości politycznej. Oczywiście tylko dla mnie, bo jak się okazuje, co wychodzi teraz po latach, gdzieś za kulisami sceny, którą była moja młodość, była rozpacz i tęsknota za zabitym w Katyniu bratem i synem. Był wuj, który został odcięty w Londynie, była inwigilacja ojca (pewnie z powodu jednego brata zamordowanego, a drugiego 'na wolności' w UK), generalnie kicha, ale ja o tym nie wiedziałam nic.
Moja szkoła lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych to panie nauczycielki po linii partyjnej, harcerstwo (nieupolitycznione, ale też i nie opozycyjne), dużo sportu (pan od wu-ef łapiący za cycki, kiedy przeskakiwałyśmy przez kozła) i czytanie książek. Żyłam sobie jak pantofelek polityczny, nic a nic nie wiedziałam, co się dzieje, pełna naiwność i wiara, że  Telerankowa niewidzialna ręka odmieni świat.
Nie moja wina, chociaż teraz mi głupio, że jakoś wcześniej na oczy nie przejrzałam.

Kiedy dostałam od Kariny, fejsowej koleżanki, kod do Audioteki na książkę do posłuchania, nie miałam pojęcia, co sobie za niego sprawić. Osiołkowi w żłoby dano i te sprawy. To mniej więcej tak, jak z pytaniem o ulubioną książkę, normalnie mogłabym tygodniami rozmawiać o tym, ale jak pytają - ciemność widzę.
Aż tu nagle objawiła mi się audioksiążka - Obława Joanny Siedleckiej. Oczy mi się zaświeciły jak u królika Duracella i już wiedziałam, że nic innego mnie nie ucieszy bardziej.

Joanna Siedlecka napisała tę książkę w formie zbioru reportaży o kilkunastu pisarzach z tamtego okresu. Nie jestem polonistką, ale moja mama studiowała ten kierunek i wiele się za dziecka nasłuchałam o różnych pisarzach czy poetach. Dorastałam w gąszczu tych nazwisk i otoczona ich książkami. Mama miała pokaźną bibliotekę, dość dobrze wyposażoną i ja tam całymi godzinami siedziałam, grzebałam i podczytywałam. Co z tego rozumiałam, to już inna rzecz.

Podobała mi się ta książka. Dla osoby, która w ogóle nic nie wie o inwigilacji i prześladowaniach pisarzy w tamtym czasie, jest to ciekawy materiał. Czułam się 'jak w domu', kiedy słuchałam o Szaniawskim i jego kłopotach z podupadającym majątkiem, o Jasienicy i jego żonie donosicielce (ta historia była mi akurat znana wcześniej), o Iredyńskim i o tym jak go wrobili w gwałt i skandal obyczajowy tak skutecznie, że przesiedział 6 lat, o Kornackim, mężu Heleny Boguszewskiej, którego wielotomowe dzienniki, które nazwał Kamieniołomy (bo pisanie ich przypominało mu pracę w tychże) go zgubiły, o Wańkowiczu, Grzędzińskim, Bąku i harcmistrzu Łosiu, który okazał się lubić młodych chłopców, co go dodatkowo zgubiło.
Przewijają się wszyscy najważniejsi tamtego okresu, bo mowa przecież o całym środowisku, więc jest między innymi i o Iwaszkiewiczu, Putramencie, Andrzejewskim, Auderskiej, Kowalskiej, Hłasce, pośrednio o Mazowieckim, Michniku, Olszewskim, czyli ówczesnej opozycji.

Wiem, że badacze mogliby się czepić tego czy owego fragmentu, czy zdjęcie pochodzi z tego okresu, czy późniejszego, znawcy pewnie kręcili nosem na jedną czy drugą tezę, ale dla mnie ten temat jest całkiem nowy i materiał zawarty w tej książce otworzył oczy.
Zachęciło mnie to do grzebania dalej, do sięgnięcia do większej ilości źródeł i opracowań, przecież o to chodzi między innymi, kiedy wydaje się takie tytuły, żeby były one zawleczką do granatu poznania, zaczątkiem dalszego grzebania w innych materiałach.

Zawsze wydawało mi się, że pisarz to ma klawe życie, bo kto by go poważnie traktował za komuny. Okazuje się, że inwigilacja na wszelki wypadek rozgałęziała się na wszystkie środowiska, bo nigdy nie wiadomo, co gdzie i jakim kwiatem zakiełkuje.

Niedawno, dzięki wpisowi u Remigiusza Grzeli na blogu, dowiedziałam się o filmie nadawanym przez TVP Historia "Współpracowałem z TW Ewa-Max", zaledwie półgodzinny dokument, a tak mną wstrząsną, że do tej pory mi oko lata. Historia zakochanej kobiety, której nie przeszkadzało to donosić na męża, a wcześniej partnera (wierzę, że Nena kochała Jasienicę) jest poruszająca sama w sobie, ale zobaczyć emerytowanego esbeka, który przechadza się po mieście i wspomina, w domyśle, stare dobre czasy, jest w jakiś sposób skandalicznie "obsceniczna". Zagląda on do miejsc, gdzie przyjmował raporty, odwiedza córkę Jasienicy z siatą pełną słodkich upominków, bo tak został wychowany, że się do kogoś idzie z czekoladą Goplany cholera, zapalający znicz na grobie Jasienicy i Neny - to jak bieganie po mieście i rozchylanie płaszcza zboka przed niewinnymi pannicami. 
Facet aż podrygiwał z emocji, gwiazdorzył aż mdliło, kiedy chodził po Warszawie śladami dawnych lokali kontaktowych, miejsc spotkań, kiedy wspomina swoją pracę i życie zawodowe. Zadbany, z nienagannymi sztucznymi zębami, widać, że nadal ma dobrą opiekę i dobrą emeryturę, kto wie, może nawet leczy się tam, gdzie nasz prezydent i premier. Wygląda na to, ze w żaden sposób nie zapłacił za swoją wcześniejszą działalność, a teraz za cenę naszego poznania, dodatkowo czuje się odgrzebaną po latach gwiazdą. 
Te myśli przywołują u mnie mdłości, nie umiem się jakoś w tym odnaleźć. Za mało o tym wiedziałam wcześniej i to mnie teraz ze zdwojoną siłą uderza. 
Zajawkę tego dokumentu można zobaczyć na You Tube TU

20 komentarzy:

  1. Rzeczywistość przekraczała nasze wyobrażenia.
    A nam wyrządzono wielką krzywdę moralną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. natanno - dobrze, że to teraz wszystko wraca, że się nie zapomina

      Usuń
    2. To prawda. Nie oglądałam tego filmu, ale słuchałam programu o Jasienicy i trzeba przyznać, że miał wyjątkowego pecha z Tą swoją żoną.

      Usuń
    3. pecha miał to fakt. Chyba nie ma nic gorszego niż ufać i się tak zawieźć na bliskiej osobie. Mam nadzieję, ze nie wiedział przed śmiercią

      Usuń
    4. Ja też przeraziłam się gdy usłyszałam historię inwigilowania Jasienicy przez jego żonę. Nie rozumiem, jak można być tak podłym.

      Usuń
    5. Franca - ja też nie rozumiem, ale podli ludzie byli, są i będą

      Usuń
  2. Obejrzałem "Współpracowałem z TW ..." - nie do pojęcia, zero jakiejkolwiek refleksji, poczucia winy i wstydu albo choćby zażenowania - a do tego jeszcze ta "duchowa" przemiana. Co do "miłości" Neny - to musiało to być bardzo specyficzne uczucie skoro na pogrzebie mimo "rozpaczy" mogła rozglądać się by napisać potem z niego donos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marlow, mam wrażenie, że ona miała swego rodzaju rozdwojenie jaźni, zaburzenie rzeczywistości, jak to nazwać? Oglądałam program kiedyś o niej, poczytałam i myślę, że ona go kochała, ale są różne rodzaje miłości, mogła go kochać za to, że wprowadził ją w ten świat, że w związku z tym ma takie emocjonujące zajęcie jak donoszenie. Nie umiem tego nazwać, ale widzę, że on zdecydowanie nie był jej obojętny.
      Pamiętaj, że to, ze ona się rozglądała na pogrzebie i rejestrowała kto tam był, to słowa tego faceta i nie wiemy, czy on nie koloryzuje. Może ona po prostu automatycznie zarejestrowała, kto składał kondolencje i potem spytana wymieniła. Nie bronię jej, ale to mogło być jakkolwiek, facet się popisywał swoją agentką i mógł na jej temat też trochę zmyślać
      A ten brak refleksji esbeka i jego błyszczące oczy na wspomnienie pracy są okropne.

      Usuń
    2. Faktu, że napisała donos z pogrzebu własnego męża w filmie nie kwestionowano - donoszenie na własnego męża to już dno dna i dziesięć metrów mułu ale coś takiego, przechodzi ludzkie pojęcie. Z filmu wynikało, że na wiadomość o małżeństwie z Jasienicą bezpieka w sumie machnęła na nią ręką - mówiąc by robiła co chce, i pewnie położyli w związku z tym na niej krzyżyk a tu proszę co robiła z tej "miłości". Jeśli to miała być miłość to strach pomyśleć co zrobiłaby człowiekowi, którego by nienawidziła.

      Usuń
    3. Marlow, nie bronię jej, ale wiem, że życie potrafi być pokręcone, a uczuciowe to juz w ogóle.
      Czyż zdrada fizyczna nie jest tak samo zła? Zdarza się codziennie milionom małżeństw na świecie

      Usuń
  3. Moje dzieciństwo opisałaś, a nie swoje - też żyłam w bańce mydlanej :-)
    Batumi

    OdpowiedzUsuń
  4. A nie bierzesz pod uwagę Kasiu, że nasi rodzice nas po prostu chronili?
    I dlatego o wielu rzeczach się w domu nie mówiło... O tym, że brat babci zginął w Powstaniu Warszawskim, a dwóch po wojnie nie wróciło z Zachodu dowiedziałam się już jako nastolatka w późnych latach 80-tych.

    Nie wiem co powodowało żoną Jasienicy, ale nie potrafię za diabła jej zrozumieć. Choć z drugiej strony strasznie mi jej żal, oczywiście nie z powodu tego co robiła, ale dlatego, że sama zniszczyła coś co w życiu powinno być najważniejsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anek, tak myślę o tym teraz, że właśnie chcieli mnie ochronić, że nie widzieli innego sposobu. Nie dowiem się już, co nimi kierowało, tata nie żyje, jego rodzice też, a moja mama już nie ma kontaktu z rzeczywistością. Przepadło.
      Nena była dla mnie tragiczną postacią. Nie umiem jej jednoznacznie ocenić, po prostu czuję, że na swój pokręcony sposób kochała Jasienicę

      Usuń
  5. Poruszyłaś temat arcy ciekawy,nie wiem od czego zacząć?
    Może id tego,że to też moje dzieciństwo ale troszkę inne.
    U nas w domu tata od zawsze wieczorami słuchał Wolnej Europy,świadomie przy nas wyrażał swoje opinie o komunistach przy władzy.Zawsze po lekcjach historii korygował wiadomości jakie przynosiłam z lekcji.
    Wiedziałam od podstawówki,że cała rodzina od strony mojej mamy została wywieziona pod Ural i powrócili wszyscy oprócz mojej babci dopiero w 1946 roku.Spędzili tam 5 lat bo byli w pierwszej grupie sybiraków wywiezionych z pod Lwowa.
    Miałam świadomość okupacji naszego kraju przez ZSRR!!
    Uwielbiam Twoje poetyckie porównania typu"zawleczka do poznania prawdy":-)
    Dla mnie taką zawleczką stała się pozycja "Muzeum porzuconych sekretòw"i teraz kopię,kopię aż się kurzy...Rosja,Ukraina,Białoruś-co tam wyprawiała stalinowska wierchuszka to się w głowie nie mieści!!!
    My ostatnia radziecka republika mieliśmy w miarę lekko patrząc na ich gehennę!!
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, a więc miałaś całkiem inaczej w domu, Wolna Europa, korygowanie historii, ja niestety nie. Ale i matka ojca, która w końcu straciła brata w Katyniu, nigdy o tym nie mówiła, czyli to był jakiś wybór rodzinny, coś się tam musiałao zadziać, nie dowiem się już

      Usuń
  6. Czytałam, wspominałąm na blogu i nawet wracałam ostatnio po lekturze pamiętnika Jasienicy. Zastanawiam się, ilu w zasadzie było tych pisarzy NIE represjonowanych.
    Nie wiem, czy słyszałaś, że jest jeszcze o podobnej tematyce "Kryptonim Liryka", tym razem o donosicielach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza - mam tę pozycję na liście życzeń od dawna, już sobie wygrzebałam i nie mogę się doczekać lektury

      Usuń
  7. Też jestem z tych z innym dzieciństwem. Inna sprawa, że o Katyniu mówiło się też i w szkole - tzn. uczniowie mówili, a nauczyciel się denerwował (żelazny sposób na zakłócenie toku zaplanowanej lekcji). Ale już na studiach - druga połowa lat 70-tych) nie było tego podziału. Wszyscy mówili wszystko otwarcie, a tzw. drugi obieg był łatwo dostępny. A np o Katyniu można było przeczytać i w oficjalnie wydanej książce (oczywiście kilka zdań).
    Mnie nurtuje inne pytanie: czy oby na pewno wszystkie tamte mechanizmy poszły w siną dal?
    j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja nauczycielka historii powiedziała, że to Niemcy wymordowali oficerów w Katyniu. Potem oczywiście dowiedziałam się prawdy, ale też oględnie. Problem w tym, że nauczycieli historii zawsze miałam beznadziejnych, usypialiśmy na lekcjach, nikt nie reagował na to, co ona mówi, byle do dzwonka. Poza tym moja podstawówka to głównie dzieci z osiedla wojskowego, nie za bardzo wywrotowe to było środowisko :-)

      Usuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam