czwartek, 27 marca 2014

Annie Hall ma głos


Lubię Diane Keaton. Nic to, że gra głównie neurotyczki z dziwną postawą ciała, ramionami do wewnątrz i biodrami do przodu. Nic to, że jest wszędzie prawie taka sama, jakby nie grała, a po prostu w każdym filmie była sobą. Biorę ją z całym dobrodziejstwem inwentarza, jakbym spotkała przypadkiem kogoś i wiedziała, że chcę się z tą osobą zaprzyjaźnić. A jak zaprzyjaźnić znaczy to mniej więcej tyle, że ta osoba może być sobą i niczego nie udawać, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Czy to ma sens?

Pierwsze, co przyszło mi na myśl - ciekawe jak to było z Woody Allenem, z Warrenem Beatty, z Alem Paciono, krótko mówiąc nastawiłam się na elegancką odmianę pudelka.
I jak to mawiał mój profesor od matematyki - byłam w mylnym błędzie.
Gdyż ponieważ albowiem, że bo nie.

Diane Keaton opisała swoje życie, a raczej podała nam kilka wycinków z niego, przez pryzmat swojej matki. Poznawała siebie, jako kobietę, jako artystkę, śledząc losy matki, zastanawiając się nad tym, co widziała i rozumieła, kiedy była dzieckiem, a co z tego wszystkiego rozumie teraz.
A miała nie lada materiał, bo ponad 80 tomów dzienników, zeszytów z wycinkami, z kolażami przez matkę stworzonymi.
Jak to w tamtych czasach bywało, mama Hall była 'uwięziona' w domu, zajmowała się dziećmi, chociaż duszę miała artystyczną i serce rwało się do czynów z goła innych, a raczej nie tylko tych, które były przypisane matce, żonie, gospodyni domowej.
W dzisiejszych czasach prowadziłaby bloga, pewnie by się w tym odnalazła, może zdobyłaby nagrodę, może napisała książkę, w końcu zdobyła miss gospodyń wtedy, to i teraz jej wrodzony pęd do bycia doskonałą miałby pewnie jakieś odzwierciedlenie.
Diane była dziewczęciem pełnym kompleksów i zahamowań, co się zresztą za nią ciągnęło całe życie, miało odbicie w stanie psychicznym, doprowadziło do bulimii.
W czasach swojej największej świetności aktorskiej, miała o sobie zadziwiająco niskie mniemanie. Zarzucała sobie braki w edukacji filmowej i literackiej, Woody Allen był dla niej intelektualnym przewodnikiem. I co z tego?- pomyślałam - przecież rozwój człowieka odbywa się na różnych etapach życia i czasem, jeśli ma się szczęście, spotyka się ludzi, którzy nam w tym pomagają, będąc właśnie przewodnikami.
No, ale najwidoczniej, kiedy się mieszka w Nowym Jorku, człowiek myśli, że musi być 'skończonym egzemplarzem' we wczesnej młodości.
Inna rzecz, że to idzie w parze z brakiem megalomanii, co książce niezwykle pomogło, bo nie ma tam magla, a jest zaduma nad życiem, nad związkami, zawodem aktora.
Nie dostałam soczystych kąsków z życia miłosnego, zresztą i dobrze, bo bym jej za to nie polubiła. Jest szczerość, wobec siebie, tematu rodziny, facetów, ale nikogo nie rani, nie wyszydza, nie wyśmiewa.
Nie obyło się bez anegdot, jak na przykład tej o Nicolsonie, który wysłał jej czek na sowitą kwotę po filmie Lepiej późno niż później. On miał w kontrakcie udział w zyskach, Keaton nie, toteż nie spodziewała się niczego, mimo, że film miał wysoką oglądalność. Nicolson postanowił podzielić się z nią tymi pieniędzmi. Mowę mi odjęło. Nie spodziewałam się takiego gestu, najwidoczniej Diane Keaton też nie.
Przez życie aktorki przewinęło się dużo postaci pierwszoplanowych, ale równie ciekawe były te z drugiego planu, mniej znane szerokiej widowni. Wspomina ona o tym i owym, aż człowiek ma wrażenie, że zna ją już całkiem dobrze.
Keaton nie stroni od tematów trudnych, takich 'nieatrakcyjnych marketingowo', o których nikt nie chce słuchać. Starość, choroba (jej mama zapadła na Alzheimera), nieumiejętne funkcjonowanie w społeczeństwie (brat), poczucie niespełnienia, straconych szans.
Podobała mi się ta książka, warto było właśnie tak spotkać się z Diane Keaton.
Jedno ale, książka fajnie wydana, jak to u Bukowego Lasu porządnie ponad przeciętność, ale lekko przedobrzyli z szyciem i mi się książka zamykała podczas czytania. Literalnie musiała walczyć z materią, siłą trzymać w pozycji takiej, żebym strony widziała. Z tego względu czytałam ją długo, bo mi się do niej nie spieszyło, nie chciało mi się tej walki wręcz uprawiać. No, ale zwyciężyłam, dobrnęłam do końca i żadnego palca mi nie pożarło.
Dziękuję Monice z Błękitnej Biblioteczki za wypożyczenie.



10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię Diane Keaton, głównie za rolę w "Lepiej późno, niż później" - jej duet z Nicholsonem był ekstra!
    Nie wiedziałam, że napisała książkę, muszę poszperać po bibliotekach.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ten film o starzejącej się parze jest super. Ja ją wszędzie lubię, nawet w takich filmach jak Baby Boom (w sumie pierwszej komedii romantycznej, jaką widziałam).

      Usuń
  2. O widzisz, nie miałam jej w planach a teraz chętnie bym przeczytała :) I cieszę się, że Ci się podobała, bo widziałam ją u Ciebie 'na nocnym stoliku' długi czas i myślałam, że to może dlatego, że taka nieciekawa i nie możesz skończyć :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Paula-jak to napisał Remigiusz Grzela- ona jest taka nie-celebrycka. Dobra po prostu, a Diane Keaton wielobarwna i ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem fanką Diane Keaton więc chętnie bym książkę przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. natanno - jeśli fanką jesteś, na pewno pozycja dla Ciebie, pokazuje Diane w innym świetle

      Usuń
  5. Też lubię bardzo Diane, zawsze grała lekko neurotyczne inteligentki, nie wielka piękność ale ma w sobie więcej niż niejedna z nich. Wydaje mi się, że to najbardziej udana partnerka Allena, razem nakręcili najlepsze filmy. A Nicolson nadzwyczaj elegancko się zachował, za to jeszcze bardziej go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. peek a boo - też mi się wydaje, że to była najlepsza partnerka, taka allenowa jak sam Allen

      Usuń
  6. Bardzo mnie zaciekawiłaś tą książką. I zaskoczyłaś anegdotą o Nicholsonie. Takie historie przywracają wiarę w ludzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ann - to jest nietuzinkowa książka o znanej osobie, jeszcze takiej nie czytałam. Warto się rozejrzeć

      Usuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam