Przepraszam za mój język, ale dzisiaj postanowiłam być rebeliantką i sobie pozwalam. A co.
Wiem, wiem, macie już dosyć Marioli na blogach, pewnie myślicie - otworzę lodówkę, a tam będzie Mariola podająca krople. Ale może jednak się zmusicie do przeczytania kilku, no dobra, kilkunastu zdań na ten temat.
Czytanie tej powieści zaraz po Room, nie było dobrym pomysłem. Myślałam, że tak, że odpocznę po książce dla mnie trudnej w odbiorze, ale stało się inaczej, przez pierwsze sto stron denerwowałam się tylko, że takie pierdoły czytam. Powieść wydała mi się, w porównaniu z tamtą, strasznie trywialna i o niczym. Aż się skarciłam w duchu - kobieto, co tak nosem kręcisz, przecież chciałaś komedii, to ją masz!
Kiedy złapałam właściwą perspektywę odbioru, pozostało mi tylko się dobrze bawić.
"Mariola, moje krople" przypomina mi i filmy Barei, i angielskie sztuki teatralne wystawiane z powodzeniem w teatrach warszawskich (szczególnie teatrze Komedia), i kabarecik Olgi Lipińskiej. Ciągły ruch, wciąż jedne drzwi się zamykają, inne otwierają, pary zamieniają się partnerami, jedni biorą drugich za kogoś innego, ktoś coś powiedział, inny źle zrozumiał - burdel na kółkach, jak mawiała moja prababcia, skądinąd elegancka starsza pani, w chwilach szczególnego wzruszenia i niezgody na ogólny bałagan i brak organizacji.
Bardzo się ucieszyłam, że środowisko, w którym dzieje się powieść, to teatr. Od dziecka jestem miłośniczką teatru, a że moja mama miała przyjaciółkę aktorkę, mogłam czasem zajrzeć za kulisy, a wieczorami, siedząc w piżamie i zajadając bułkę z szynką, podsłuchiwałam, o czym plotkują aktorka i moja mama, kto komu świnię, nomen omen (kto czytał, ten wie), podebrał, kto komu rolę, a że reżyser x śpi z y itp. Jak to w małym mieście, w prowincjonalnym środowisku, wszyscy o wszystkich....
W liceum grałam w przedstawieniu w języku angielskim, reżyserował nauczyciel i jedna z aktorek, wtedy się zorientowałam, że przygotowywania i próby to nie tylko 'tarzanie się w wielkiej sztuce' (zresztą to były scenki komediowe, a nie jakieś 'Dziady'), ale przed wszystkim orka na ugorze (ugór to ja?), ciężka praca po prostu. Dygresja - Aniu, twój mąż Andrzej dwojga imion też tam grał, wszyscy wtedy myśleliśmy, że się do tego urodził, czy on teraz robi coś podobnego? Koniec dygresji :-)
Atencja dla tego środowiska, poczucie magii teatru, jednak pozostało. Zaraz po literaturze, najbardziej kocham teatr, chyba nawet więcej niż sztukę filmową. Chociaż konstatuję to z lekkim zdziwieniem.
Dlatego niecierpliwie czekałam na tę powieść, i pewnie też dlatego lekuchno się zawiodłam. Bo to wszystko w krzywym zwierciadle, non stop krotochwila, a ja miałam nadzieję na kawałek z życia teatru, z momentami śmiesznymi, a nie odwrotnie. Nie, że 'ma być śmiesznie' jest wartością nadrzędną. Niewiele jest książek dziejących się w tym środowisku, ucieszyłam się więc niezmiernie, stąd mi pewnie mina trochę zrzedła, ale tylko trochę.
Kiedy dostałam maila z propozycją zrecenzowania tej powieści, a w ślad za moją entuzjastyczną odpowiedzią - yes, yes, yes - przyszła książka, skakałam do góry z radości, że mało sufitu nie przebiłam, bo Małgorzatę Gutowską-Adamczyk cenię i kocham miłością prawdziwą. Chociaż, z tego, co tu napisałam, może wynikać, że książka mi się średnio podobała, jesteście w mylnym błędzie, jak mawiał mój ukochany profesor Gruchała. Ja się po prostu spodziewałam zupełnie czego innego, po Cukierni pod Amorem, po jej powieściach dla młodzieży, napisała komediową powieść i to jej się udało, dostaliśmy wesoły autobus pomalowany w kwiaty i z megafonem wyśpiewującym wesołe piosenki, a ja durna spodziewałam się raczej nobliwego mercedesa z niezwykle dowcipnym kierowcą.
Tak czy tak, polecam, jeno się nastawcie na zwariowany kołowrót, paradę postaci,a to wszystko w krzywym zwierciadle.
to czuję, że mi sie będzie podobało i że właśnie tego potrzebuję teraz:) może więc przestanę zwlekać z tej książki czytaniem i ją pochłonę?:) a wróciłam ostatnio do "Cukierni... 1" i znowu się w niej rozpływam:)
OdpowiedzUsuńKaś - jeśli masz ochotę na coś wesołego, ta powieść nadaje się na pewno
OdpowiedzUsuńOtworzyłam lodówkę, eee, wróć, czytnik blogów, a tam Mariola :)
OdpowiedzUsuńKasiu, mimo rzeczywiście trochę przytłaczającego zalewu kropli w blogosferze Twoją recenzję przeczytałam z uwagą, bo błyskotliwa i od serca. Dziękuję :)
A ja nie przeczytam w najblizszych dwoch latach na pewno:)
OdpowiedzUsuńZa to Dominika Stec i ''Slonce w slonecznikach"- zachwycilam sie..
Ja sięgnę po książki p. Gutowskiej jak już minie szał :)
OdpowiedzUsuńTajemnico, szał nie minie, bo za parę miesięcy kolejna część 'Cukierni' się pojawi ;))
OdpowiedzUsuńTak to już jest, kiedy na rynku pojawia się długo wyczekiwana książka - na blogach będzie zalew jej recenzji. Ale to przecież nic złego, przynajmniej na świeżo można wrażenia porównać :)
Z chęcią przeczytam "Mariolę..." kiedy będę miała takową sposobność ;)
OdpowiedzUsuńAgnes, dzięki za dobre słowa, miło mi. Fakt, dużo tego, nie pochwalam takiego nawału jednakowych recenzji na blogach, zrobiłam wyjątek dla autorki.
OdpowiedzUsuńMoniko, każdy wybiera swoją lekturę i decyduje, kiedy i co. Nie ma w tym nic wyjątkowego, mam nadzieję jednak, że to nie przez ten szum, bo książki tej są warte przeczytania
OdpowiedzUsuńTajemnico - dla mnie proza Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk nie jest niczym nowym, czytam jej powieści od lat, najpierw młodzieżowe córki, teraz dla dorosłych, więc moje zainteresowanie nią nie jest wynikiem szału. Jeżeli chodzi o Cukiernię, szał uzasadniony jak najbardziej
OdpowiedzUsuńFutbolowa - zgadzam się
OdpowiedzUsuńMeme, zawsze mam problem z Tobą, bo mniemam, że jesteś dużo młodsza i nie sądzę, zebyś była zainteresowana książkami, które czytam ja, kobieta po 40tce.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój blog, dodam go do linków :) Zapraszam Cie także na moją książkową stronę :) http://www.ksiazki-annie.blogspot.com/
Ojj czuję presje społeczności blogowej do przeczytania tego! :D
OdpowiedzUsuńAnnie, fajne, ze wpadłaś. Zajrzę i ja do Ciebie..
OdpowiedzUsuńDomi, i Ciebie witam, bo chyba nie mialyśmy okazji, czy coś mi umknęło?
OdpowiedzUsuńWiesz z tą presją, to powiem ci jedno - nie daj się, czytaj to, co ci się podoba, oczywiście można się kierować zdaniem innych, ale chyba tylko informacyjnie.
Kasiu widzę zmianę, czyżby przeprowadzka, czy może zostaniesz na dwóch blogach? Bo się właśnie zorientowałam, że Notatek jest więcej :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna tej książki, ale stanęłam do losowania u Prowincjonalnej Nauczycielki... z sentymentu dla imienia Mariola :)
Virginio - miałam zamiar przenieść oba blogi, czyli Z babskiej perspektywy i Notatki Coolturalne z bloxa na bloggera, ale dostawałam głosy od bloxowiczów, że wtedy z kolei im zniknę z oczu (bo nie mają takich szpalt jak można mieć tutaj), skończyło sie na tym, że jestem i tam, i tu. Taki rozkrok. Ja lubię patrzeć na to w ten sposób, że po prostu chodzę do dwóch kawiarni, w każdej mam grono osób, które lubię i z żadnego towarzystwa nie potrafię zrezygnować.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie - trafiłam przypadkiem, ale pewnie będę częstym gościem:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i bardzo mi się podobała, a do najsłynniejszej ostatnio cukierni zajrzałam dopiero teraz - czyli na odwrót niż wszyscy. Ale po pierwszych kilku kartkach - też mi się podoba:)
Witaj Anku, czy Anko? Fajnie, ze zajrzalas. Poprzednie wpisy mam na bloxie, gdybys czegos szukala. Jestem przekonana, ze Cukiernia bedzie ci sie podobac
OdpowiedzUsuńksiążki Pani Adamczyk czekają u mnie na półce na swoją kolej tylko nie wiem kiedy ona będzie :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńarcher - ha, to masz tak samo, jak wiele z nas, wieczne kolejki ksiazek do czytania na juz, to jakis koszmar. Pozdrawiam back
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i zabawna recenzja:)
OdpowiedzUsuńDzięki Agato
OdpowiedzUsuń