wtorek, 6 września 2011

Zrób sobie raj - Mariusz Szczygieł. Książka, która mnie zawołała z półki.

Kupiłam tę powieść i postawiłam na półce, bo oczywiście co innego było w czytaniu, a na stoliku nocnym może leżeć tylko kilka książek, co bym nie zginęła śmiercią tragiczną przywalona przez rzeczone.
Kiedy skończyłam 'Empty Family' miałam zacząć zupełnie inną książkę, ale w między czasie chwyciłam za magazyn i ruszenie z kopyta z nową pozycją odwlekło się w czasie. Przechodzę sobie obok regału i nagle słyszę - hej, co jest paniusiu, ile tu będę stała. Spojrzałam na tytuł - Zrób sobie raj. Pomyślałam, że w obecnym stanie ducha raju mi potrzeba bardzo, więc uznałam to za znak jakiś i bez namysłu, co dziwne,  bo ja nie lubię zmieniać planów czytelniczych, wzięłam do ręki. Wzięłam i wsiąkłam. Przeczytałam nie wiem kiedy, a trzeba wam wiedzieć, że zupełnie nie mam teraz czasu, więc 'nie wiem kiedy' w tych okolicznościach to jest WIELKI KOMPLEMENT.
Dygresja nr 1- Ja poproszę ustawodawców czy prawodawców, jak oni się tam zwą, żeby zatwierdzili bigamię, w celu, a mianowicie takim, żebym ja się mogła Mariuszowi Szczygłowi oświadczyć. (Nie)stety jestem mężatką, (nie)stety szczęśliwą, gdyby jednak można było mieć więcej niż jednego męża, uderzyłabym w konkury do MS (już widzę jak się rzuca czarną polewkę gotować - panie Mariuszu, spokojnie, mieszkam na drugim końcu Europy). Mózg pana Mariusza jest taki seksowny, że się normalnie nie mogę oprzeć tej deklaracji - ja poproszę pana na męża.
Przeczytałam te zapiski i mnie taka tkliwość dla autora wzięła jak dla najlepszego, najbardziej cenionego przyjaciela. Nie dość, że pięknie mówi o ludziach, umie słuchać, zadawać pytania 'na każdy temat', to jeszcze w taki sposób Czechy czytelnikom przybliża, że go pozostawia na końcu tej książki czechofilem w zalążku, o ile nie dalej. Ja zawsze byłam w zachwycie dla kina czeskiego, dla kazdej powieści, która mi wpadła w ręce, ilekroć pojechałam do ówczesnej Czechosłowacji, tyle razy wracałam cała oczadziała i atmosferą, i kulturą, ale wiadomości zawarte w tej książce uporządkowały moje uczucia do tego kraju i znacznie pogłębiły moją wiedzę, tak więc autor nie musiał mnie namawiać do polubienia tamtych stron, ale uderzył w czułe struny, czasem dawno zapomniane.
Dygresja nr 2 - I ja, jak każdy jego interlokutor w dyskusji o tym kraju, mam przykład na to, jak Czesi w Pradze, w centrum konkretnie, potrafią robić turystę w bambuko. Jako prawie osiemnastoletnia harcerka na obozie w Pradze z przyjaciółką, razem przyboczne sztuk dwa, wyrwałyśmy w holu wielkiego akademika dwóch obrzydliwie przystojnych Jugosłowian (czy ktoś jeszcze pamięta, że było takie państwo?). Zaprosili nas do niezwykle modnej wtedy dyskoteki w centrum miasta. Zeby tam dojechać musieliśmy iść pieszo do metra, potem metrem dosyć długo do centrum, a potem jeszcze piechotą do tej dyskoteki. Tam oddaliśmy kurteczki do szatni, gdzie wręczyli nam numerek, jeden na nas obie. Wcale nas to nie zdziwiło, bo po co niby dwa numerki skoro na jednym haku 'wisimy'? Jedyne, co nas zaskoczyło to fakt, że co chwila DJ ogłaszał przez mikrofon prośbę o poszukanie zgubionego numerka z takim i taki oznaczeniem. Bawiliśmy się świetnie, Jugosłowianie się spisywali na medal (proszę mi tu bez kosmatych myśli, taniec mam na myśli), ale końcówkę mieliśmy jednak 'niesmaczną'. Przy wyjściu okazało się, że skoro nie mamy drugiego numerka, który przecież musieliśmy dostać, bo przecież na nim jest zakodowane ile wypiliśmy drinków, za które płaci się przy wyjściu (skąd miałyśmy wiedzieć, wszystko stawiali Jugosłowianie, którzy byli tak bogaci jak przystojni), a skoro ich nie mamy, musi być kara, bo jest domniemanie, że specjalnie jeden ukryłyśmy, bo na nim jest obciążony rachunek. I nic nie pomogły tłumaczenia, że nie dostałyśmy dwóch, Jugosłowianin wreszcie się zeźlił i zapłacił tę karę, która pamiętam była niebotycznej wysokości. Ciekawe na co liczył? W każdym razie się przeliczył i był stratny. Potem dowiedziałam się, że ten numer był tam uskuteczniany co noc na wielu obcokrajowcach frajerach, a każdy z szatniarzy zarabiał na tym miesięczną pensję w noc.
Ale czy taki incydent może kogoś zrazić do tego kraju czy ludzi? Oczywiście, że nie. A my z przyjaciółką nie tylko z rozrzewnieniem wspominamy całe wakacje w Pradze i okolicach, ale nawet i to zdarzenie oraz Jugosłowian sztuk dwie.
Wracając do książki, zszokowały mnie opowieści o nie-religijności mieszkańców tego kraju. Zawsze wydawało mi się, że jestem umiarkowaną katoliczką, ale na tle tego, co pisze Mariusz Szczygieł o sytuacji tam, to ja jestem jakaś ekstremistka ortodoksyjna :-) chociaż w kościele byłam nie pamiętam jak dawno?

Kiedy poczytałam o Halinie Pawłowskiej, której znałam do tej pory zaledwie felietonów kilka, ale i tak zdołałam zapałać do niej miłoscią czytelniczą (proszę prawodawców o zatwierdzenie związków jednopłciowych), po tym, co Szczygieł o niej napisał, oczywiście rzuciłam się szukać jej książek po polsku.
Zresztą każdy z 'bohaterów' tej opowieści o Czechach powodował u mnie pęd szalony do szukania więcej informacji niż w tej książce i to jest chyba największy dla niej komplement. Nie tylko zaspokaja ciekawość, ale i budzi ciekawość. Jak to się robi panie Mariuszu?
Żali mi tylko, że to wszystko przyszło mi przeczytać jedynie, bo szczerze mówiąc wolałabym, żeby mi to autor przy kuflu w czeskiej piwiarni opowiedział.

A na końcu akcent znajomy - ja zawsze czytam podziękowania. Przeważnie nie znam ludzi, których nazwiska tam widnieją, ale sobie wyobrażam twarze tego i owego, który przyczynił się do powstania książki. Czytam sobie, czytam i oczom nie wierzę, autor dziękuje specjalnie dr. Maciejowi Myszce. Toż to również mój znajomy. Od tej pory więc, mogę mówić, że znam człowieka, który zna Szczygła. Tego Szczygła. Maciek, jeśli tu jakimś cudem trafiłeś - pozdrawiam.

25 komentarzy:

  1. Znów się uśmiałam czytając Twojego posta. Jest cudny! A przygoda z przebrzydle przystojnymi mieszkańcami Jugosławii (pamiętam było takie państwo hihi)mnie rozbawiła i wzruszyła:)

    Mój Szczygiełek i jego raj także do mnie woła i woła z półki od dłuższego (bardzo dłuższego czasu-wiadomo, moja, niechaj woła). Nie wiem może ją po prostu wypożyczę z biblioteki? i wtedy dopiero jak termin biblioteczny nade mną zawiśnie ją łaskawie przeczytam. I nie to, że nie mam na nią ochoty, absolutnie nie!

    Ostatnio przeczytałam "Niedzielę, która zdarzyła w środę" (wydanie z 96 roku) i tam wystąpiła w jednym z listów pani, z którą miałam kontakt w mojej byłej pracy, tzn. pośrednio z jej córką. Nawet o tym napisałam do Szczygła. Zielona Góra pojawiła się jeszcze raz, także ze znajomym nazwiskiem (tym razem mojego taty). Miałam o tym wspomnieć na blogu, ale zapomniałam.

    Ja znam jeszcze "Gottland" Szczygła, oraz cudowną książeczkę "Kaprysik", którą jeśli jej jeszcze nie czytałaś bardzo, bardzo, bardzo Ci polecam!!
    P.S jak Ty się piszesz na bycie jego żoną, to ja klepnę może opcję "przyjaciółka" w szerszym rozumieniu hihi:)
    Pooozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja oczywiście nie czytałem niczego Mariusza Szczygła, ale czytałem mnóstwo pozytywnych recenzji. Kiedy wrócę z Trójmiasta i będę miał trochę czasu to wybiorę się do księgarni i zakupię sobie jego książki. Obiecuję (sam sobie).

    OdpowiedzUsuń
  3. A "Gottland" czytałaś?
    Mnie normalnie przeciągnął "po kamienistej plaży" - zawsze miałam jakieś takie wrażenie, że Czesi to takie nieskomplikowane wesołki, lentilkami i czekoladą "studentską" żywione a przy tej książce oczy mi się otworzyły, że tam wcale tak wesoło nie było... I, że za nimi przeszłość się ciągnie chyba jeszcze bardziej niż za nami...

    OdpowiedzUsuń
  4. Z rozbawieniem przeczytałam jak jedna książka może prowadzić do tak rewolucyjnych haseł w sferze obyczajowej ;)
    Miłego dnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo kolejna osoba, którą urzekł "Zrób sobie raj" - ja jeszcze przed Gottlandem ale ta ksiązką mnie uwiodła (czy facet powinien się do tego przyznawać?) i mądre i dowcipne i tyle w tym życia choć bohaterowie może odlegli mentalnie to jednocześnie tak bliscy :)
    miodzio!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam Gotland na półce... chyba powinnam to jednak przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to teraz czekamy na ustosunkowanie się Pana Mariusza do oświadczyn...Ja bym się na jego miejscu zaczerwieniła po czubki jasnych włosów...;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Do Szczygła mnie zachęcać nie trzeba. "zrób sobie raj" też na mnie czeka, ale jeszcze, bidulka, będzie musiała trochę postać na półce, choć korci, korci. Uwielbiam reportaże, a Szczygieł należy do mojej Świętej Czwórcy, która się co jakiś czas powiększa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja pokochałam Szczygła za "Gottland", a teraz chyba się rzucę na "Zrób sobie raj"... wróć, nie rzucę się, koleżance pożyczyłam :D

    Uśmiałam się przy twoim poście nieziemsko, po prawiłaś mi humor na cały dłuuuugi dzień :D Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasiu, absolutnie rewelacyjny post, uwielbiam Twój styl i Twoje poczucie humoru :) i mam podobne wrażenia z tej lektury - mnie też czechofilią zarażać nie trzeba było, bo moje uwielbienie dla Czech było już wtedy faktem, też byłam zaskoczona tym podejściem do religii - bo o tym w tej książce chyba najwięcej (fakt, te opowieści o poszukiwaniu człowieka który wiedziałby jak się przeżegnać to totalna egzotyka), i też oczarowała mnie postać Pawlowskiej, tak uroczo zaprezentowana przez Szczygła :) dlatego zresztą wkrótce potem rzuciłam się na "Zdesperowane kobiety postępują desperacko". A opowieść o obrzydliwie przystojnych i obrzydliwie bogatych Jugosłowianach - arcysmaczna :) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  11. Oda do autora! Podpisuje się wszystkim co potrafi pisać.:D Niestety ta książka, podobnie ka u ciebie, leży i czeka już kilka miesięcy, ale przyjdzie i na nią kolej.:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczygła uwielbiam w całości, z akcentem na twórczość i jego oczy. A mnie dzisiaj z półki zawołała "Dziewczyna z muszlą". Ale Ty masz dar przekonywania! Księgarze powinni Ci jakąś specjalną nagrodę ufundować, a rabacik to już obowiązkowo.:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietny wpis nareszcie odzyskujesz "pióro" az milo poczytac.A Richard wie ze ty taka miłoscia pałasz do "szczygła"?

    OdpowiedzUsuń
  14. papryczko - nie jestem zazdrosna ani chytra, możesz być przyjaciółka with benefits, byle by MS się zgodził. Obawiam się jednak, ze obie dostałybyśmy kosza, nawet takiego wirtualnego.
    Jeśli idzie o książki jego inne to wszystkie jeszcze przede mną, muszę najpierw zdobyć, a potem pochłonę. Ta książka skończyła mi się zanim zdążyłam zauważyć rozpoczęcie.

    OdpowiedzUsuń
  15. pisanyinaczej - za tę ręczę, za inne w sumie w ciemno też, na pewno ci się spodoba

    Anek - ach ten Gottland, kiedy zamawiałam książki akurat go nie było, potem kupiłam Zrób sobie raj i myślałam, za dużo mi będzie tych Czech, jedna wystarczy, ale widać do czech razy sztuka - muszę kupić resztę

    OdpowiedzUsuń
  16. viv - nie ma to jak dobre hasło:-)

    przynadziei - ach ci bohaterowie, w 'raju' to ciekawe postaci i tak przybliżone przez MS, że po przeczytaniu tej książki, stają się nam bliskie, chociaż nadal dalekie.

    Dunajko - Gottland też muszę przeczytać

    Ewa - nie wiem, czy się czerwienił, ale dał mi eleganckiego kosza haha

    Mag - dlaczego Szczygieł jeszcze stoi na półce, powinien leżeć shortlisted na stoliku nocnym, czas na niego Mag!

    Issabelle - śmiech to zdrowie, ja się usmiałam pisząc

    OdpowiedzUsuń
  17. naia - często myślę o tych chłopakach, czy żyją to raz (bo ta wojna potem), a jeśli tak, czy też czasami wspominają naszą nocną eskapadę w Pradze.
    W tej książce wszystkie osoby przedstawione są arcyciekawe, no i widać, że autor rozumie i lubi ten kraj

    clevera - brwi mi stają dęba jak sobie pomyślę, że mogłabym go nie przeczytać jeszcze miesiące czy lata całe, tak się cieszę, ze mnie ta książka zawołała

    książkowcu - prężę pierś i się rozlgądam - panowie księgarze, czy Wy to słyszycie? Tutaj jestem!

    Ivcia - nie wiedziałam, że zgubiłam pióro
    Richard wie i się wścieka, haha

    OdpowiedzUsuń
  18. Kasiu, skoro MS to kandydat na męża :) koniecznie musisz przeczytać wywiad z nim w najnowszym numerze Archipelagu (a może już przeczytałaś?).

    OdpowiedzUsuń
  19. Fantastyczny tekst! Uśmiałam się. Dzięki za poprawienie humoru:)
    A jeśli chodzi o książkę, to muszę po nią sięgnąć. Mój szwagier czytał chyba wszystko, co napisał Szczygieł i zachęca mnie do zrobienia tego samego:) A do tego jestem niezamężna, więc jeśli tak jak Ty zakocham się w autorze, to problemu nie będzie;)

    OdpowiedzUsuń
  20. No, mnie zachęciłaś, złapałabym się za to zaraz, natyntychmiast, jakbym miała. No ale nie mam, pozostaje skombinować, pożyczyć, kupić. :)
    Świetny tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  21. przewodnikupokrakowie - ojej nie czytałam jeszcze, muszę koniecznie zaraz

    OdpowiedzUsuń
  22. Niesamowita recenzja. Dawno się tak nie uśmiałam :) A muszę zaznaczyć, że wpadłam na Twojego bloga po bardzo ciężkim dniu i wcale mi nie było do śmiechu!

    Czesi faktycznie czasami są niefajni. Sama niemiło wspominam jeden raz, gdy w ciągu dwóch minut toaleta na stacji benzynowej z bezpłatnej, zrobiła się płatna. Ot jedna ogromna Czeszka, niczym komandos, zagrodziła drzwi i zbierała od biegnących "za potrzebą" po 1 euro.

    Cóż. Wydaje mi się, że możesz mieć za niedługo konkurentkę. Bo i ja zamierzam "zabrać się" za Mariusza Szczygła. Z tą różnicą, że ja jestem jeszcze stanu wolnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. claudette - o ja nieszczęśliwa, konkurencja rośnie. Wprawdzie dostałam kosza, ale nadzieja zawsze umiera ostatnia :-)) Cieszę się, ze ci humor poprawiłam

    OdpowiedzUsuń
  24. No zobacz, co wymyślili na blogspocie, myśliciele porąbani! Weź sobie kliknij na któreś swoje zdjęcie i SPRÓBUJ je powiększyć... Co im to przeszkadzało???

    OdpowiedzUsuń
  25. przewodniku - no właśnie, czy oni nie słyszeli o tym, że lepsze jest wrogiem dobrego?

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam