wtorek, 8 listopada 2011

Stasiuk wpadł za szybko - Jadąc do Babadag

Za szybko postanowiłam przeczytać Stasiuka. Za szybko po reportażach Szczygła, o których piszę TU
Siłą rzeczy, sięgając po tę książkę, zaraz po innej, jej podobnej, naraziłam obu panów na porównania. A to niedobrze, bo porównuje się z reguły przychylając szalę na korzyść jednego lub drugiego.
Jadąc do Babadag podobna jest tylko z tego względu, że też dotyczy podróży i wrażenie niezwykle subiektywnych z tego, co się tam widzi lub kogo się spotyka.
Stasiuk zabiera nas w rajd po Europie środkowej. To moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, więc moje wrażenia będą dotyczyć tylko tej pozycji, sama nie wiem, co napisać, bo się cały czas zastanawiam - czy ja się mu nie dałam uwieść, czy zwieść?
Andrzej Stasiuk nie pisze tak, żeby coś nam uzmysłowić, coś objaśnić, znaleźć sedno sprawy, jego zbeletryzowane reportaże są jak obrazki z życia, jak fotografie stylistyczne. Trochę się popisuje, bo umie pisać i czasem to, co można by powiedzieć prosto, rozciąga na zdania wielokrotnie złożone, a nam pozostaje podziwiać. Czasem miałam problem z połapaniem się, o czym właściwie on pisze? Wydawało mi sie, że mnie atakuje słowami, niezliczoną ich ilością.

No i to wrażenie - że historię swoich podróży opisuje człowiek trochę zblazowany, zmęczony życiem, w stylu Hłaski - przytłoczony wrażeniami, które mu dostarcza świat, bo wszystko dla niego jest mocnym doznaniem. Dwóch mężczyzn pracujących w lesie też. Tak to wszystko odczuwa, że aż musiał wyrobić w sobie umiejętność ich ignorowania, lekką nonszalancję i dystans. Widziałam go w rozpiętej koszuli z papierosem zwisającym z ust, nawet wtedy, kiedy otwiera puszkę z mielonką. Najdziwniejsze jest to, że ja nigdy Stasiuka nie widziałam i kiedy zobaczyłam jego zdjęcie, aż mnie zatkało.


Jak żywy z mojej głowy.
Czyli zdolny nieprawdopodobnie, słowa są nim, on jest słowami, które przelewa na papier, a kiedy my je czytamy, słowa są lustrem jego. To wielka zaleta.
A dlaczego nie powinnam go porównywać ze Szczygłem? Ano to jest tak, jak z wypadem do ulubionej kawiarni, gdzie wiadomo, że spotkasz kogoś znajomego. Wchodzisz i już od drzwi widzisz, że przy jednym stoliku w miłym ci towarzystwie siedzi Szczygieł, a po drugiej stronie sali w równie miłym towarzystwie zasiadł Stasiuk; wiesz, że nie obskoczysz dwóch, musisz wybrać, z którym spędzisz wieczór. Gdyby był tylko jeden, stanowiłby główną atrakcję, ale jest dwóch - od dylemat. I ja, ze swoją wrażliwością, osobowością, potrzebami jeśli idzie o obcowanie z określonym typem człowieka, poczuciem humoru i stronieniem od rozdzierania włosa na czworo, w podskokach poleciałabym do stolika pana Mariusza. Tam opowieść szłaby w nieskomplikowanym rytmie, gładko, zabawnie i ze swadą. Może bym momentami żałowała, że nie siedzę z panem Andrzejem, ale wiedziałabym, że jego nostalgiczne oczy, jego zawieszenie głosu na chwilę przed wypiciem łyka czegoś mocniejszego, jego chwilowe zapadanie się w złożoność świata i ludzkiej natury, i mnie wprowadziłaby w taki nastrój, a czuję, że niedobrze mi to robi.
Zaznaczam, że obu panów nie znam, z żadnym nie było mi dane rozmawiać, to są tylko odczucia po przeczytaniu ich książek. I tak - Szczygłowi się oświadczyłam, bo mnie uwiódł swoją opowieścią o Czechach, a Stasiuka, w obronie własnej, chętnie bym spotkała raz, a intensywnie, na rok. Trochę tak, jak z przyjacielem mojej mamy, malarzem Słowikiem - artysta złożony, nieprzewidywalny, szalony, dobrze było z nim biesiadować, ale nie za często.
Nie mogę się mądrzyć na temat tej pozycji, ani tego pisarza, bo albo jestem zwyczajnie na niego za głupia, albo dotyka takich miejsc mojej wrażliwości, których w obronie własnej nie mam zamiaru dopuszczać do głosu, bo czasem mam wrażenie, że intensywność wrażeń i emocji może mnie zabić.
Tak więc, nie jest to post o książce, a o tym, jak odebrałam twórcę.
A dodam jeszcze, że Jadąc do Babadag pożyczyła mi pani, która przychodzi do naszej biblioteki. Stasiuk jest jej ulubionym pisarzem i chciała mi go przedstawić. A ja dałam jej w zamian Zrób sobie raj. Przyszła do mnie po jakimś czasie, oddaję jej książkę, ona mnie i mamy tę samą uwagę - not my cup of tea. Ona mówi - Szczygieł ma słowotok, jego książka jest głośna, pełna historii, zawalił mnie opowieściami. Ja wcześniej do niej o Stasiuku - idzie, staje, popatrzy, coś powie, powiedział i wsiada do autobusu, pojechał. Wysiadł, powiedział, za spokojnie, za filozoficznie, ja nie chcę sekcji zwłok świata, którego już nie ma lub świata, który odchodzi w zapomnienie, ja chcę przekrzykiwania się przy stole, niepohamowanego śmiechu i stukania się kuflami po każdej wyjątkowo śmiesznej ripoście.
Wniosek z tego, że każda z tych pozycji trafiła na swojego człowieka, na odpowiednią wrażliwość. Nie lepszą, czy gorszą, ale inną. Ja jestem postawną kobietą, mówiącą głośno, wymachuję rękami, lecą mi łzy, kiesy się śmieję. Ta pani jest drobna, niska i eteryczna, pastelowa, mówi cicho i wyważone zdania, żadnych niepotrzebnych gestów i rozwianego włosa. Buddyjski balans. Harmonia. Stasiukowa fanka.

18 komentarzy:

  1. Mam kłopot.
    Napisałaś o "Jadąc do Babadag" dokładnie to, co ja o tej książce myślę. Słowo w słowo, zdanie w zdanie. Nie porwał mnie styl Stasiuka, klimat jego niespiesznych podróży, głębokie wynurzenia na temat nieskończoności naszych ścieżek. Owszem, podobał mi się w tej książce ostatni, tytułowy esej, ale cały czas miałam wrażenie, że go już czytałam - więc może po prostu ucieszyłam się, że go już gdzieś czytałam?

    Nie znam Szczygła, nie czytałam jeszcze jego reportaży i Stasiuka starałam się do nikogo nie porównywać, bo przecież nie czytam zbyt dużo esejów, a jednak reportaże to troszkę inna bajka. Siłą rzeczy jednak myślałam o innych autorach, o tych kochających podróże, o tych potrafiących pisać bez zbędnej egzaltacji, bez zdań wielokrotnie złożonych, ale też pięknie, zachwycająco. Też prawdziwie i prosto z serca.

    Dopiero po odwiedzinach w "Babadag" wzięłam do ręki pierwszą dla mnie lekturę Pilcha. I pan Jerzy, podobnie jak pan Andrzej, pisze eseje, ale JAK pisze! Chyba zrozumiałam co powinnam poczuć u Stasiuka, czego mi zabrakło, a co znalazłam u Pilcha. Troszkę tego było, nie powiem.

    Teraz przede mną Szczygieł. Zakocham się, czy nie? Oto jest pytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja Stasiuka uwielbiam :) Jego eteryczność, powolność, chwile, jakie daje nam czytelnikom do przemyśleń... Lubię te jego reportaże spadające na mnie niczym zdjęcia z miejsc, których pewnie nigdy nie zobaczę, a które w swej prostocie ukazują życie codzienne naszych ubogich bliźnich... Osobiście uważam, że w książce "Jadąc do Babadag" Stasiuk nie pokazał całego swego kunsztu, jakoś mnie (fankę jego twórczości...) momentami męczył. Proponuję Ci, byś zaznajomiła się z jego innymi pozycjami, bo warto. Przekonaj się sama :)

    A ja zaś czekam na Szczygła, bo to także wielka postać reportażu, której jeszcze nie poznałam...

    Pozdrawiam Kasiu! Gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Claudette - ja Pilcha kocham miłością prawdziwą, czyli mamy podobny gust, wychodzi na to, że Szczygieł też ci przypadnie do gustu. Bardzo bym chciała

    OdpowiedzUsuń
  4. Ines, bo Stasiuk trafia do jednych, a Szczygieł do innych, z tego co widzę. Ja lubię zastanowić się nad życiem, posmakować chwilę, ale nie tak jak Stasiuk, widocznie nie w ten sposób. W każdym razie nie skreślam go, jedynie nie mam w sobie tego zachwytu, co osoba, która mi go pożyczyła

    OdpowiedzUsuń
  5. KAsiu, jaka piękna, jaka wspaniała recenzja! Dawno nie czytałam tak dobrego opisu obcowania z książką/książkami. Uwodzisz tym pisaniem. Jesteś nie lada stylistką, a wrażliwości czytleniczej bardzo Ci zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak fanka włączenia się po tamtych zakątkach Europy czatowalam u Stasiuka przede wszystkim na konkrety. Poetyckie wypełniacze kompletnie do mnie nie trafiły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Stasiuk Stasiukowi nierówny :) Lubię Stasiuka, kilka jego książek czytałam,ale "Jadąc do Babadag" jakoś nie może mni8e uwieść. Próbowałam ze trzy razy i jakoś nie iskrzy. Ale inne jego książki= "Taksim", liryczna "Dukla" są genialne. Lucię jego umiejętność snucia opowieści. Stasiuk ma ten dar, że potrafi o niczym mówić w taki sposób,że ani się obejrzysz, a już Cię historia pożera. Taki to z niego spryciarz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie czytałam ani Stasiuka ani Szczygła, więc wszystko przede mną. Swoją drogą to ciekawa jestem, w twórczości którego bardziej bym się odnalazła... Pożyjemy, zobaczymy, albo raczej - przeczytamy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu - dziękuję z całego serca, komplement z takich ust liczy się podwójnie

    OdpowiedzUsuń
  10. Iza - mam wrażenie, że nie o konkrety Stasiukowi chodzi, raczej o impresje

    OdpowiedzUsuń
  11. Mag - oglądałam Truskawkowe wino oparte na Opowieściach galicyjskich, wyborne było. Więc Stasiuk i do mnie trafia, dlatego dam szansę jakiejś innej jego książce

    OdpowiedzUsuń
  12. Bellatriks - jestem bardzo ciekawa, która bardziej ci się spodoba. Koniecznie daj znać

    OdpowiedzUsuń
  13. Och jakże dobrze mi się siedziało w Twoich zdaniach, ach jak dobrze, jak milusio:))) Cudne, cudne, cudne!

    Stasiuka wstyd się przyznać nic jeszcze nie czytałam. Why? Kilka razy już miałam jego książki w rękach i nie zabierałam ich ze sobą. Ufam swojej intuicji, że jeszcze może nie czas na niego:)
    Uśmiałam się jak czytałam o Twoim dosiadaniu się do pana Mariusza. Ja też bym się dosiadła, zrobił by się tłok zapewne, więc co wzięła byś mnie na kolanka?
    Pan Stasiuk kręci mnie jednak jako mężczyzna. Ma coś takiego w sobie, coś tak męskiego, surowego, kanciastego (fizycznie), że się patrząc na niego deczko zaśliniam. Chociaż nie takie typy męskie mnie faktycznie uwodzą, nie te twarde, męskie i surowe:)
    Ale jeśliby w jednej kawiarni/knajpie/pubie siedział w jednym cudownym kącie pan Szczygieł, a w drugiem niemniej cudownym kącie pan Pilch, to miałabym wielki problem z wyborem. Wielki! Obawiam się, że dostałabym nerwicy od tego ciągłego przemieszczania się z kąta w kąt i zastanawiania się co mówi pan Jurek kiedy ja siedzę akurat z panem Mariuszem, oraz o czym tak cudownie rozprawia pan Mariusz kiedy ja spijam słowa z ust pana Jurka?
    Może lepiej się nie narażać na takie zawirowania emocjonalne:)
    Pozdrawiam bardzo ciepło wygłodniała słów po 3 dniowym braku internetu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. papryczko - jakże ja tego komentarza mogłam nie zauważyć, nie odpowiedzieć?
      Jesli idzie o pilchowe towarzystwo, gdyby się tak zdarzyło, chyba bym udaru dostała, nie umiałabym wybrać, a każde wyjście wygląda na nie dość dobre.
      Jeśli idzie o fizyczność Stasiuka, o tak, ten typ przyciąga

      Usuń
  14. Reportaże Stasiuka są... bardzo dobre i niesamowicie poetyckie. A jednak ich nie lubię. To jak z ludźmi, niektórych doceniasz, ale po prostu nie darzysz sympatią. Tak jest ze mną i z całą twórczością pana Stasiuka, jaką poznałam. Czechofila Szczygła jeszcze nie znam, nie mam zatem porównania.

    OdpowiedzUsuń
  15. Z przyjemnością przeczytałem Twoją recenzje książki, i powiem, że moje spojrzenie na "Jadąc do Babadag" oraz całą prozę Stasiuka, jest zgoła odmienne. Bardzo mi się podoba jego styl przedstawiania rzeczywistości.
    Nie chcę wchodzić w polemikę, napiszę więc jak najkrócej - jest to proza nie dla każdego, a już niekoniecznie dla kobiet. Żeby dobrze zrozumieć to, o czym Stasiuk pisze, trzeba samemu być czasem "w drodze". Ja to poznałem i za to podziwiam jego teksty.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzegorzu - nie ma tak, żeby każdy był dla każdego, z pisarzami jest tak, jak z pozyskiwaniem przyjaciół, jeśli ktoś jest nie dla mnie, nie oznacza to, że dla nikogo. Akurat pan Stasiuk ma taki wspaniały elektorat, że mu mnie na pewno nie brakuje. A też i uważam, że starałam się dokładnie wyjaśnić, o co mi chodzi i dlaczego bardziej pociąga mnie styl Szczygła, jeśli w ogóle to porównywać.
      Stasiuk zachwyca tyle kobiet, że nie uważam też, żeby nie był dla nas.
      A jeśli idzie o to 'w drodze' - tu będę polemizować. Często jestem w drodze, czasem zawieszam się tak, jak Stasiuk właśnie, ale wolę jednak styl rozgadanego, ciekawego, uśmiechniętego Szczygła. To wynika z potrzeb mojej duszy, 'w takiej drodze' chciałabym być.

      Usuń
  16. Intueri, to nawet nie chodzi o darzenie sympatią, a o nadawanie na tych samych falach raczej. Niepokoi mnie Stasiu, a ja nie lubię, jak mnie coś niepokoi

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam