poniedziałek, 19 grudnia 2011

The Better Half - Sarah Harte. A tak w ogóle to zatkała mi się rura, a Sherlock Holmes poruszył nieznane struny

Zawsze chciałam wejrzeć w świat bogatych ludzi w Irlandii i zobaczyć jak to było, a jak jest teraz i co się działo podczas upadku tytanów.Jak w Irlandii przed recesją było każdy wie, wielkie korporacje płacące niewyobrażalne pieniądze specjalistom, deweloperzy budujący za strasznie pieniądze mieszkania i domy, wielkie finanse, nie do końca mądre poczynania (eufemizm na głupotę w zarządzaniu finansami, a nawet na rozpasanie i nierząd w tym zakresie). Wielkie fortuny i klasa najbogatsza, dla której tylko 'niebo było limitem'.
Dygresja - męża kiedyś dorwała cyganka w parku (ups, powinnam powiedzieć obywatelka narodowości romskiej) i go 'ograbiła' ze wszelkich pieniędzy,jakie miał przy sobie (dobrze, że bilet na autobus do domu kupił, bo by nie tylko głodny cały dzień chodził, ale i do domu nie miał jak dojechać), naciągając go na wróżenie. A że chłopak był młody, to sie i dał. Ona mu przepowiedziała, że będzie bogaty, wyjedzie zagranicę i tam zginie w wypadku. Za granicę wyjechaliśmy, to jedyny sposób, żeby sie uchronić od wróżby (przekleństwa? tylko dlaczego, skoro wyciągnęły od niego co chciały, czyli wszystkie pieniądze?), to nie stać się bogatym. I my się rękami i nogami przed tym bronimy, haha. Koniec dygresji.
No właśnie, ona nie całkiem tak po nic była - skoro nie mogę być bogata, to sobie chociaż poczytam o takich co byli, może nawet jeszcze są, ale się z tym kryją, bo to teraz tutaj de mode.
Sarah Harte wie, o czym mówi.

Sama nadal należy do elity, jej mąż - Jay Bourke,  był niezwykle skutecznym przedsiębiorcą, który między innymi otworzył bardzo popularne miejsca w Dublinie, gdzie bywali najbogatsi, jadali tam, pili i lulki palili. Miejsca zaczęły padać wraz z elitą finansową. Żona chciała pomóc mężowi w potrzebie, usiadła i napisała książkę.
Wiele sobie po niej obiecywałam, bo miała dobre recenzje, niestety chyba jednak to jest wynik głaskania po pleckach w towarzystwie wzajemnej adoracji, bo ksiażka jest zaledwie znośna. A właściwie, poza stekiem plotek (podobieństwo do steku bzdur zamierzone), nic nam odkrywczego nie funduje.
Poznajemy w tej powieści grupę kobiet, niepracujących żon obrzydliwie bogatych mężów (każdy niebogaty mówi o takich - obrzydliwie bogaci, hihi), które gdzieś po drodze, wraz z przybywanie kolejnych milionów, domów i samolotów, zagubiły swoją tożsamość. Spotykają się na lunch, po to tylko, żeby sobie wszystkie odmawiać, bo oczywiście nic nie jedzą, żeby zachować sylwetkę. Do tego jedna z nich, główna bohaterka Anita, dowiaduje się, że jej mąż właśnie będzie miał dziecko z kobietą starszą raptem o 6 lat od ich córki. A dowiaduje się tego w poczekalni u ginekologa, podczas niezobowiązującej rozmowy  z obcą kobietą, przypadkiem dodaje dwa do dwóch. Ta scena, dialog, to majstersztyk. Reszta zaledwie poprawna.
Oczywiście jesteśmy świadkami jak jeden mąż za drugim tracą swoje pozycje w biznesie, jak te kobiety to znoszą, co tracą i tak dalej. Śmiem twierdzić, że ta ksiażka sprzedała się tylko dlatego w takim nakładzie, że wszyscy traktowali ją jako 'z kluczem', doszukując się wątków autobiograficznych, którym to pogłoskom zresztą autorka zaprzecza. Nic to, że jej mąż też padl jak mucha w kryzysie, żona odkuła się pisząc tę powieść. a to też jakaś sztuka, żeby wykorzystać umiejętnie moment. Dla rozrywki i smaczków dublińskich polecam, ale dzieła się nie spodziewajcie.

Jeśli idzie o moją zatkaną rurę, to mam na myśli, że rura przekaźnikowa tekst - oko - mózg - emocje mi się zatkała i nie mogę czytać. Moge, ale nie wiem, co czytam. Wieczorem zaliczam kilka rozdziałów, a kolejnego dnia orientuję się, że nie wiem, co czytałam i wracam.
Widzę światełko w tunelu, sięgnęłam znowu do Uwikłania i tak się w tę intrygę uwikłałam, że czuję jak mi się rura odtyka.
Za to obejrzałam wczoraj pierwszą część Sherlocka Holmesa i  jak na osobę, która nie lubi Sherlocka i jego historii, byłam zachwycona ku mojemu zdziwieniu. Do tego, odkąd mi jeszcze-nie-zięć zwrócił uwagę na to, że House jest wypisz wymaluj Holmesem, że na nim wzorowali postać sarkastycznego lekarza, to miałam jeszcze więcej ubawu wynajdując paralele. Aż jestem ciekawa części drugiej.
Tym bardziej mnie ten zachwyt dla nowej wersji dziwi, że ani Downeya Juniora, ani Juda Lowe czy jak mu tam, nie lubię pasjami. A tu ok. Wot siurpryza!

A oto zwiastun drugiej części. Moje dzieci wybierają się na to do kina jeszcze przed świętami, ja chyba jednak nie pojadę, ale film mi się podoba i na pewno go obejrzę na dvd.

8 komentarzy:

  1. Ooooch, ja z niecierpliwością czekam na drugą część Holmesa. Downey Jr. jest boski ;D Ale u nas niestety dopiero w okolicach połowy stycznia ma być premiera ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Holmesa też bym obejrzała z chęcią. Czytam zawsze z uwagą u ciebie o powieściach irlandzkich bo cos może znajdę dla siebie poza tym znasz się bo czytasz głównie je albo polskie, ale jakoś nie mogę się przekonać by po jakąś sięgnąć. W sumie kilka mam, nawet od ciebie, musze to zmienić, choć jakoś mnie irlandzkie książki a tym bardziej historyczne kompletnie nie pociągają. Wolę Londyn.Ale się nie zastrzegam i nie mówię nigdy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. izusr - co się odwlecze to nie uciecze. Ja wolałabym styczeń, bo wtedy miałabym czas, a tak nie mam i go nie obejrzę

    Monika - Holmesa warto, ale zacznij od pierwszego. A jeśli idzie o powieści, po pierwsze nie czytam tak szybko jak Ty niestety, po drugie nie mam tyle czasu niestety, po trzecie faktycznie ostatnimi czasy jakoś mnie nie rajcuje literatura iberyska, o Afryce czy klimaty arabskie, natomiast uważam, że trzeba poczuć ducha kraju, w którym się żyje. A duch kryje się w powieściach o podłożu historycznym, we współczesnych, małe smaczki jak kawa na Grafton Street czy dom nad morzen pod Sligo. A polskie dlatego, że mnie po prostu tego brak, nie bywam w kraju w ogóle, a jak tak, to nie w celu przyjemnościowym, a w okolicznosciach wielce trudnych, wszystko, co przyjemne polskie dostaję w książkach. Smutne to, ale dobrze, że chociaż tak.
    Dalej uważam, że Angela's Ashes to jedna z lepszych książek jakie czytałam i nie dlatego, że są o Irlnadii, a dlatego, ze jest po prostu dobra.
    A tę możesz sobie darować

    OdpowiedzUsuń
  4. Już zapisałam. Angele Ashes też, mam nadziej, że się przekonam.
    A ty koniecznie ''Drwala'' przeczytaj Witkowskiego. Przeniesiesz się do Polski na pewien niepowtarzalny sposób- sama odbyłam tę podróz w głowie. Myślę,że zachwyci cię ta powieśc.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dla rozrywki, dublińskich smaczków i podglądania klas średnio-wyższo-burżujskich polecam książki i felietony pana piszącego jako Ross O'Carroll Kelly. Człowiek ośmieje się jak norka, a zupełnie podświadomie przyjmie przy okazji sporo informacji na temat irlandzkiej klasy próżniaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Monika - o Drwalu wiem, ale go na razie nie mam, ale wkrótce przeczytam

    pani_minister - słyszałam o nim, ale nie wejrzałam w sprawę, wydał książki, poszukam

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydał kilka tomów, teoretycznie układają się chronologicznie w jakiś ciąg, ale nie ma szczególnych przeszkód w tym, żeby czytać je w przypadkowej kolejności. Mi i tak najbardziej przypadł do gustu przewodnik "Jak przeżyć w Dublinie za 10 tysięcy dziennie" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Minister - znam faceta z Magazynu Irish Times, jeszcze-nie-zięć ma go chyba w książkowym wydaniu, poczytam na pewno. Ja mam trochę problem z męskim punktem widzenia, bo on jest czasem kompatybilny z moim, a czasem rażąco nie

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam