O książce Danuty Wałęsowej napisano już wiele, każdy ma swoje zdanie, mam i ja.
Książkę udało mi się kupić za pośrednictwem mamy żony kierownika naszej szkoły, nóżką dygnęłam, ładnie poprosiłam (oczy spaniela pomagają) i przywiozła.
Wybrałam zakładkę, nie wiem, czy też tak macie, ale dla mnie to ważne. Tym razem padło na moją ukochaną, od czasu, kiedy ją dostałam od córki (z Chin przywiozła), nie dość, ze z kotem, to jeszcze herbatkowa.
A, że zaczęłam czytać w okresie wielkiej zajętości, czyli zaraz przed świętami, to musiałam ją położyć na stole o tak, jak na zdjęciu wyżej, i jak tylko nadarzyła się okazja, przysiadałam i podczytywałam po kawałku.
Po raz pierwszy mam zagwostkę, jak napisać o książce?
Nie, nie będę krytykować treści, każdy ma prawo do swojego życia i do mówienia o nim, tak jak chce. My możemy czytać lub nie, to jest nasze prawo. Ani mi przez myśl przeszło tę książkę odkładać, bo mnie pochłonęła bez reszty.
Pani Danuta tę książkę podyktowała dziennikarzowi, a ten, świadomie czy nie, przelał treść na papier niczego nie upiększając, nie dodając jej literackości, dodatkowego sznytu. Oparł się pokusie wygładzania jej po swojemu, przez to jest wrażenie, że to nie tekst do czytania, a rozmowa z sąsiadką, która podejmuje cię na kawie, ale coś tam musi jeszcze dosmażyć, coś zamieszać w garnku, i tak sobie siedzicie w kuchni, a ona opowiada. A sąsiadka to nie byle jaka, więc treść zajmująca.
Ważne momenty z historii naszego kraju widziane oczami kobiety. Tym razem nie wojującej feministki, nie doktora filozofii, nie kobiety biznesu, a matki, żony, pani domu, kobiety, która jak potrafiła, towarzyszyła zaangażowanemu w wielką politykę mężczyźnie i próbowała znaleźć w tym wszystkim siebie.
Na początku denerwowało mnie trochę, że pani Danuta niczego nie pamięta, ciągle to powtarza. Ale potem pogodziłam się z formułą tej książki, z tym 'potokiem myśli' przegadanym na żywo i już tak nie pomstowałam. Bo i po co? To jest czyjaś historia, jak babo (czyli ja) potrafisz lepiej, to pisz swoją, czyż nie?
Zaimponowała mi Danuta Wałęsowa, tym, że ma takie poczucie godności, w momentach, kiedy łatwo je stracić. Tym, że samoocena rośnie u niej wtedy, kiedy innym mogłaby spadać na łeb na szyję, że w kontaktach z ludźmi bardzo wykształconymi, myślicielami, wielkimi osobowościami, zawsze pozostała sobą, bo ona wiedziała na czym stoi i gdzie stoi. Ona po prostu miała wysoką świadomość swojego miejsca i nigdy nie żałowała, że się tak a nie inaczej jej życie ułożyło. To jest bardzo wielka zaleta.
Nie jest kobietą wykształconą, ale to życie było jej uniwersytetem i doprawdy z tego mogłaby dostać doktorat.
Pewnie, łatwo krytykować, ale jak to mówią tutaj, trzeba by przejść sto mil w czyichś butach, zeby kogoś oceniać, zrozumieć i poznać. Jedno mi tylko nie daje spokoju, pani Danuta pisze o dzieciach, że może mogły dostać więcej uwagi, więcej mogła im tłumaczyć, zamiast tego, zajmowała się nimi, ale nie rozmawiała o tym, co się dzieje, a wiemy, że działo się dużo. I tak sobie wtedy pomyślałam - czy nie lepiej było w takich okolicznościach, kiedy męża nie było w domu i wcale się nie zanosiło, ze kiedyś 'osiądzie na mieliźnie' - mieć ich mniej, żeby się tak nie zaharowywać, nie eksploatować. Przecież piątka czy czwórka to też rodzina wielodzietna, też zaspokaja potrzebę takiego modelu. No, ale nie moje wybory, nie moja to była codzienna ciężka praca, to i nie krytykuję, tylko tak po babsku się zadumałam.
No i samotność - sub-bohater tej książki. Zaznałam podobnej, tylko na mniejszą skalę, kiedy mąż wyjechał do Irlandii, a ja osiem miesięcy byłam z dziećmi sama. Tylko dwójka i tylko tak krótko, ale w kość dostałam, bo i ludzie potrafili dopiec (mąż zagranicą budził wtedy zazdrość i zawiść), i samotność doskwierała i oczywiście wszystko się wtedy lawinowo psuło w domu i w zagrodzie, do tego dzieci przeżywały nieobecność ojca. Kiedy o tym czytałam w książce, rozumiałam aż nadto, o czym pani Wałęsowa mówi i jak to się odbija na kobiecie.
Treść uzupełniają zdjęcia, fajnie, że było ich tak wiele.
Podobają mi się te wspomnienia, szczere, czasem pewnie aż za (chyba mogła sobie już darować ocenę współpracowników męża, co nie wyszło w treści, powinno zostać przemilczane), ale nie 'zalatywały tabloidem' i to mnie najbardziej do nich przekonuje.
Polecam
JEST TO DRUGA KSIĄŻKA PRZECZYTANA W RAMACH WYZWANIA 'Z PÓŁKI' (MOJA CZYLI)
Mnie osobiście książka nie pociąga, ale być może po prostu do niej jeszcze nie dojrzałam. Problemy Pani Wałęsy są mi kompletnie obce i wydaje mi się, że przeczytałabym tę pozycję jako jedną z wielu powieści. A przecież nie tak powinnam ją odebrać, więc najpewniej jeszcze przez jakiś czas po nią nie sięgnę. Pozdrawiam bardzo gorąco
OdpowiedzUsuńDwojra, masz rację, jeszcze u Ciebie nie czas na tę książkę. Może kiedyś. Teraz czytaj te, na które za ileś tam lat będzie już za późno.
UsuńMam podobne refleksje, też jak wiesz, podobała mi się, choć nie doświadczyłam nawet w zalążku tego co ta kobieta przeszła. Jeśli chodzi o ilość dzieci, myślę, że są ludzie, którzy nie kalkulują, nie planują a szczególnie kiedyś tak było. Będzie dziecko następne, to będzie. Wiele takich ludzi było i takich podejść do życia.Teraz jest to oczywiście niemodne i awykonalne czasem. Podobają mi się też fotografie w tej książce, solidnie dobrane, uchwycające klimat danego rozdziału. No a twoja zakładka genialna i oryginalna:)))
UsuńChętnie przeczytałabym tę książkę. Noszę się z zamiarem kupna już od premiery. Tylko ciągle coś mi staje na drodze:P
OdpowiedzUsuńJa kupiłam w miękkiej oprawie, ale jest porządnie wydana i się nie rozpada, chociaż targałam ją po całym domu.
UsuńOj, Kasiu, nie przeczytam żadną miarą. Nie mój świat i nie identyfikuję się w żadnym momencie z autorką/bohaterką. Niewiele jest biografii, którym mówię "nie", ale ta jest jedną z nich.
OdpowiedzUsuńKiedy czytam biografie, czy autobiografie, nie muszę się identyfikować, po prostu jestem ciekawa człowieka. W tym wypadku byłam.
UsuńMonika - pewnie masz rację, kiedyś inaczej patrzyło się na prokreację, szczególnie w niektórych kręgach.
OdpowiedzUsuń"dokładnie"- to jest słowo które cały czas powtarzałam czytając Twoją opinię o tej książce- dokładnie chyba ze wszystkim się zgadzam!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne zdanie
UsuńCiekawi mnie to zdanie o sąsiadce, bo nie wiem czy mi by ta książka tak do końca odpowiadała. Nie przekonam się, dopóki jej nie przeczytam, więc czas się za nią zabrać:)
OdpowiedzUsuńDomi, chodzi mi o to taki styl wypowiedzi, ktoś próbuje opowiedzieć swoje życie, ale tak niezobowiązująco i zacina się, 'nie pamiętam, czy kiedykolwiek dostałam od męża kwiaty? Chyba nie', albo 'nie pamiętam, dlaczego siostra nie mogła przyjechać...; potem jest lepiej, im historia młodsza, tym więcej szczegółów i mnie tych dziur.
UsuńJa już się przekonałam do przeczytania tej ksiązki - według mnie bardzo dobra - prosta, szczera i warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńzgadzam się w całej rozciągłości :-)
UsuńWlasnie koncze ja czytac, musialam zakupic bo nie zdazylam przeczytac maminego egzemplarza...podoba mi sie, mysle ze lektura dla kazdego, kto ma z Polska lat 80 i dalej cos wspolnego.
OdpowiedzUsuńAniu, moje dzieciństwo i młodość przypada na lata osiemdziesiąte, dlatego były one beztroskie, cieszę się, że mogę poczytać o tym, co działo się poza moim kadrem
UsuńW zakładce się wręcz zakochałam... :D
OdpowiedzUsuńA wpadłam tu, by Cię poinformować, że do wpisu świątecznego:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/2011/12/jak-wygladaja-siedlce-zima-i-w-okresie.html
dodałam jeszcze 5 fotek Siedlec, które zrobiłam dzisiaj. Są tuż nad filmem, pod wszystkimi świątecznymi zdjęciami... :)
Pozdrawiam
Sol
Sol, dzięki za cynk, lecę oglądać
UsuńJa byłam zauroczona książką. Wałęsowa zawsze była dla mnie taką szarą myszą, która gotuje i pierze, nie ma własnego zdania i bez męża z domu się nie ruszy, chyba, że odebrać Nobla. Zaskoczyła mnie silnym charakterem, poglądami i szczerością na którą mało kto w jej sytuacji może się zdobyć. Prosta książka o wcale nie tak prostym życiu.
OdpowiedzUsuńPiękna zakładka