Trochę też ze zmartwienia, ale o tym nie będę pisać, bo to jest blog o książkach i innych takich.
Pominę więc milczeniem, co mi zaprząta myśli, co nie pozwala skupić się na książce, co siedzi kołtunem w głowie i nie daje żyć.
Zawsze w takich razach, jakaś równowaga musi być, chociaż można to nazwać też ratunkiem, dzieje się coś, co trzyma mnie przy życiu. Tym razem są to trzy przesyłki i jeden zakup.
Pierwsza to była książka pożyczona od dabarai - Miss Pettigrew Lives For a Day. Już mam ją w zakładce i zaczęłam czytać. Jest to pięknie wydana książka z wydawnictwa Perspephone Books w Londynie.
Zdjęcia nie oddają, jakie one starannie zaprojektowane. Na domiar złego robiłam je wieczorem w kuchni, przy sztucznym oświetleniu chyba nie wypadają tak, jakby to było w dzień.
Ach te rysuneczki, zakładka jest taka jak wnętrze książki o jednej stronie, a po drugiej też z rysuneczkiem z książki. Takie cudo aż przyjemnie czytać. Dziękuję Kasiu za wysłanie jej do mnie.
Druga to też pożyczanka od Lirael tym razem, pisała o tej książce, nigdzie jej nie mogłam dostać, a kupić mnie nie było stać, bo tutaj 'persefonki' kosztują krocie, wszędzie zresztą. Przysłała, do tego list pisany ręcznie na kolorowej, gustownej papeterii. Maleńka książeczka, ale przyjemnostka wielka. Powstaje film na jej podstawie, widziałam trailera, bardzo klimatyczny.
I na końcu, nie mniej ważna przesyłka, wygrana książka od przynadziei z Notatnika Kulturalnego
Książka była nagrodą, a PaperMint, piękna pocztówka i jeszcze dwie książeczki o Małopolsce dla zwiedzających, zapakowane już dla córki, więc nie ma na zdjęciu, były bonusem. Skąd Robert wiedziałeś, że akurat tego numeru PaperMint było mi przykro nie mieć? Chciałam poczytać wywiad z 'Marcinami',ale nie miałam jak kupić, a tu taka niespodziewajka.
To już by wystarczyło, żeby oknem z parteru skoczyć, ale na dodatek powiem Wam pierwszym, że kupiłam bilety do Polski, lecę odwiedzić mamę. Tak się złożyło, że wylot będę miała z Warszawy i będę mogła zahaczyć o Targi Książki w maju. Osiem lat temu ostatnio byłam na jakichkolwiek, mam nadzieję zobaczyć pisarzy, pomacać i może uda mi się też spotkać któregoś z Was?
Ot takie to szczęścia w nieszczęściu.
Haha, tytuł cudowny ;) Dobrze, że to parter w każdym razie, bo co by było gdyby Ci z tego szczęścia przyszło z 5. piętra skakać chociażby?
OdpowiedzUsuńA na Targi mam nadzieję, że też zawitam. Pierwszy raz w życiu byłabym na tych w Warszawie, ale to wszystko nie ode mnie do końca zależy niestety, choć nadzieja mnie nie opuszcza ;)
izusr - nadzieją umiera ostatnia
OdpowiedzUsuńJestem zdumiona, że przesyłka dotarła tak szybko. :) Miłej lektury!
OdpowiedzUsuńostatnio tak szybko właśnie przychodzą, może jakiś nowy kanał przeczutowy jest?
UsuńTak drepczemy po tych naszych górach i dolinach. Może pomyślę nad targami. Zawsze krakowskie mnie ciągnęły, ale zobaczę. Tylko że wakacyjne wyjazdy w perspektywie, a przejść grzecznie obok stoisk nie potrafię. Apetytu na czytanie życzę:)
OdpowiedzUsuńksiążkowcu - ja wiem, to jest straszne, ale ja głównie jadę ludzi spotkać, ksiażki to sobie mogę online kupić, a ludzi zobaczyć, spotkać, nie :-)
UsuńZawsze wam zazdroszczę, jak o spotkaniach mowa
Książka z tymi obrazkami prezentuje się super - świetnie wydana! :)
OdpowiedzUsuńA Tobie może się spodobać mój najnowszy wpisik:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/2012/02/walentynkowy-list-miosny-do-miasta.html
Pozdrawiam
Sol
PS. Zdjęć siedleckiego zalewu mam całkiem sporo z zeszłego roku. Postaram się zrobić ich więcej wiosną i na pewno je tu pokażę... :)
OdpowiedzUsuńSol, czekam z niecierpliwością. A jak już tam będziesz, może byś mi obfotografowała okolice bloku 107, sklep, ulicę, proszę. Dzieci by się ucieszyły. Kiedy tam mieszkałam, mieliśmy kiepski aparat, no i nie digital, tylko na papierowe zdjęcia.
Usuń