środa, 11 kwietnia 2012

30 Dni z Książkami - Dzień 7 - Książka, przez którą trudno przebrnąć

Nie będę oryginalna i pewnie nikogo nie zaskoczę, ale było mi trudno przebrnąć i nigdy nie skończyłam, przez 'Ulissesa' Jamesa Joyce'a.



Próbowałam dwa razy, bo dzieło, bo wyjątkowe, bo jestem w Irlandii, więc powinnam. Ale okazało się, że albo jestem za głupia na to, żeby przeczytać, albo za mądra, bo zdecydowałam się z tym nie męczyć. W każdym razie nie udało mi się i już.
Z tego też powodu, nie przeczytam właśnie przetłumaczonej na polski niezwykle trudnej translatorsko powieści 'Finnegan's Wake'. Polecam Wam wywiad z Krzysztofem Bartnickim, który dokonał niemożliwego i to przełożył. Ciekawe, jak się ten tytuł będzie sprzedawał. Pewnie stanie u niejednego na półce, chociażby po to, żeby się pochwalić, że się próbowało z tym zmierzyć.

32 komentarze:

  1. mi się nie udało przez to przejść ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ufff, to mi ulżylo, bo już myślałam, że się posypią komentarze w stylu - 'a ja w dwa dni machnęłam bez trudu'

      Usuń
    2. No tak. Ulisses zawiera ’tylko’ 30 tysięcy różnych słów. Przeciętna powieść ma ich parę tysięcy, czytadła dla kobiet pewnie mieszczą się w setkach :D. Ulisses sprawia trudności rozumienia u ‘native speakers’ów’ nie wspominając o innych czytelnikach.
      Również inne pojęcie tekstu/toku myślenia niż lirealny (odniesienia do Odyseji, do kolorow, do narzadow wewnetrznych) może od czytania odstręczyć :) pomijając stosowanie różnych stylów pisarskich użytych w utworze.
      Niektórzy czytają Ulissesa po zapoznaniu się wcześniej ze schematem :)))

      Usuń
  2. Kasiu, jesteś wielka, bo ja nawet nie podeszłam do tej lektury!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi uwierzyć w swoją wielkość. Chyba, że spojrzę na rozmiar ciuchów, haha.

      Usuń
  3. Tren Fineganów kosztuje równiutko 100 zł, jak zobaczyłam cenę tej książki to o mało zawału nie dostałam.... i po co trzymać na półce coś co się nigdy nie przeczyta? Tylko biedna drzewka się marnuje :-(
    Z tym się nie da zamierzyć bo cała ta książka to jeden wielki bełkot. No bo jak inaczej można nazwać dzieło w którym każde zdania brzmi mniej więcej tak proście i zrozumiale jak "halbowitokiem miusną o skradż". Pan Joyce dał znakomity popis swojej erudycji pisząc tą książkę. I to wszystko co można o niej powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak na 10 lat pracy tłumacza i podobno genialność Joyce'a to cena adekwatna. Nie martwię się, bo i tak nie kupię :-) Pasjonaci wypożyczą, a pozerzy, którzy kupią tylko dla szpanu, niech płacą, haha

      Usuń
  4. Ja niestety musiałam przez tą książkę przebrnąć ponieważ jeden z kolokwiów na studiach opierał się o tą książkę i nie było zmiłuj, trzeba było to przeczytać. Szło się przez to powoli bardzo powoli, chyba ze trzy miesiące zajęło mi przeczytanie całości, a po skończeniu stwierdziłam że i tak nic z tej książki nie wiem ;-) Ja doskonale rozumiem że są ludzie których fascynują nawet najdrobniejsze detale z życia innych ludzi ;P , no ale żeby aż do takiego stopnia opisywać wszystko tak dokładnie, wraz z najbardziej obrzydliwymi szczegółami? I do czego ma ta książka służyć? Tylko po to żeby studenci anglistyki kuli na pamięć definicje stream of consciousness? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą ciekawe, ile Irlandczyków przeczytało? Moja mama, wprawdzie studiowała polonistykę zaocznie, dlatego pamiętam, ale też to męczyła nocami.

      Usuń
  5. ja nawet nie próbowałam, choć jak mnie kiedyś weźmie, to spróbuję, choć i tak wiem, że polegnę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mag - nie mów tak, przecież byli tacy, którzy jednak przeczytali

      Usuń
  6. Twój wybór mnie nie zdziwił, aczkolwiek ja - w latach młodości chmurnej - przeczytałam "Ulissesa" z powodów ambicjonalnych. Ale poza przyswojeniem sobie pojęcia "strumienia świadomości" niewiele mi w głowie zostało :) Dzisiaj bym pewnie jej nie kończyła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaye - gdybym tylko miała takie zaparcie, jak ty, może też bym skonczyla? Inna rzecz, że pewnie wyniosłabym dokładnie tyle samo z lektury, co ty

      Usuń
  7. Jeszcze przede mna, stoi na polce mojego meza (w j. angielskim) on przeczytal ze dwa razy, twierdzi ze ksiazka raczej do studiowania i glowkowania, niz do czytania...nie wiem... ale sprobuje ja przeczytac:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze mnie dobij. Dwa razy?!
      Po angielsku. Wow. To wyczyn

      Usuń
    2. Kasiu:)) on Anglikiem jest:) A dwa razy przeczytal, bo nalezy do takiego typu "dziwakow":)) Pozatym za pierwszym razem przerabial na uniwerku, a drugi raz to dla przyjemnosci, tak twierdzi:)

      Usuń
  8. Podobno Marilyn Monroe przeczytała, ja jakoś nie zamierzam, chyba że przebiegnę wzrokiem w bibliotece ;)

    A, tak serio, nie Ty jedna masz problem z tą książką. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marilyn była mądrzejsza niż nam się wszystkim, po pozorach, wydaje

      Usuń
  9. Nawet nie podchodziłam, ale na półce mam i czeka. Na jakiś baaaardzo dogodny moment :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta książka to istny kiler, po setkach podejść porzuciłam próby i nie zamierzam już nigdy się za to brać.
    Pozdrawiam :) Zapraszam też do przeczytania mojej pierwszej 'recenzji' filmowej!

    OdpowiedzUsuń
  11. Hm. Problem - dla mnie - z "Ulissesem" jest ten, że powinno się świetnie znać "Odyseję", żeby wiedzieć o co kaman. A jakoś mnie nie ciągnie do tej lektury :(
    Do "Ulissesa" kiedyś zajrzałam na chwilę, zapamiętałam na całe życie kolor "smarkozielony" chustki bohatera :) i tyle na razie. Ale jak najbardziej MAM ZAMIAR.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odyseję znam, ale nie wiem, czy nie musiałabym powtórzyć zanim znowu Ulissesa na tapetę. A swoją drogą czy 'smarkozielony' to nie genialne określenie?

      Usuń
  12. Ulisses wisi nade mną od lat. Wciąż jednak nie mam czasu, by po niego sięgnąć. I tak już od lat... Może dlatego, że zawsze czytam to, na co mam ochotę i gdy Ulisses jest w zasięgu, to jej nie mam, a gdy mnie najdzie, to nie mam Ulissesa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrew czyli krótko mówiąc nie po drodze Wam. Przyjdzie czas, spotkacie się

      Usuń
  13. Przeczytałem, chociaż lepszym określeniem byłoby przebrnąłem. Lektura wymagająca. Po ostatnim zdaniu nie było "wow", bardziej "uff". Na tym zakończyłem przygodę z Joyce'em. Z pozycji tzw. wymagających poleciłbym Perec'a "Życie instrukcję obsługi" i Dukaja "Lód". Trochę czasu zajęło mi przeczytanie obydwu pozycji, ale satysfakcja i zadowolenie czytelnicze były. Przy "Ulissesie" - niet.

    OdpowiedzUsuń
  14. To chyba najgorsze, nie czas spędzony, tylko ten brak satysfakcji

    OdpowiedzUsuń
  15. A mnie się udało. Za drugim podejściem co prawda, po kilku latach rozłąki, ale za to smaczyście było :)

    Jazzwitaminek
    http://bezduszka.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  16. Eee... a ja to "wciągnęłam tak na jeden raz" ;-) - Żartuję!!!
    Też nie przeczytałam, ale gdybym zamieszkała w Irlandii to chyba jednak bym przeczytała. To i jeszcze nawet "Finnegan's Wake" - w oryginale ;-)
    Fantastycznie tam macie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Katarzyno - gdybyś tu była, tym bardziej byś nie przeczytała, siedziałabyś nad brzegiem morza lub jakimś klifie i myślała - a co mi tam jakiś Joyce, widoki kontemplować, to jest to :-)

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam