Zaczęło się od wizyty w bibliotece niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, gdzie odbyła się prelekcja autorki na temat tamtych czasów, sióstr i ich śladów tutaj. Okazało się, że mąż Cassandry wybudował tutaj pierwszy hotel w Donegalu, i że ja znam ten hotel, wybrałam się tam kilka tygodni później na wesele. Zupełnie inaczej patrzyłam na niego, bo znajdowałam ślady dawnych czasów, wcześniej po prostu wiedziałam, ze jest stary, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak. Teraz w prywatnych rękach, rozbudowany, ale dowiedziałam się, która część stara i sobie z koleżanką ją obeszłyśmy. Niestety większość ciemna i zdjęcia nie nadają się do publikacji
Tak wygląda budynek z zewnątrz, nie zmienił się, tył jest rozbudowany
An Chúirt Hotel Gweedore
Hall główny, widziany od strony recepcji
A to jedyne dobrze oświetlone miejsce, z drzwi baru wejście do starej części hotelu, wąskie schody prowadzące do pokoi
Bardzo chciałam zobaczyć dom w Ballyarr, gdzie mieszkały siostry, ale jest on w prywatnych rękach i wiedziałam, ze to niemożliwe, na spotkaniu z pisarką byli właściciele, ale nie miałam śmiałości do nich podejść. Pewnego dnia dostałam maila od bibliotekarki z mojego miasteczka z informacją, że jest zaproszenie na imprezę upamiętniającą urodziny May, a odbywa się ona właśnie w Ballyarr. Jakże mogłam nie skorzystać? Na spotkaniu okazało się, że zaproszenie zostało wystosowane imiennie dla mnie, bo autorka pamiętała moją wizytę i naszą rozmowę w bibliotece, nie miała mojego adresu, znalazła mnie więc, poprzez bibliotekę. Miłe.
Jechałam tam dwa godziny, bo nie doszedł do mnie mail ze wskazówkami, jak tam dotrzeć. sama podróż to godzina, ale błądziłam, pytałam, szukałam, nikt z miejscowych nie wiedział, gdzie jest ten dom? Już w samym Ballyarr miałam problem, zdałam się więc na intuicję i wjechałam w bramę, o której myślałam, ze to musi być to miejsce i miałam rację. Jechałam kawałek aleją, aż zauważyłam, że na kamienistym parkingu stoi dużo samochodów i już wiedziałam, że jestem 'w domu'. Przywitali mnie uroczy gospodarze, pozwolili fotografować dom, obejść cały parter, rozgościć cię, jak to na urodzinach.
Niby pozwolenie było, ale mnie i tak głupio było tam fotografować i czułam się jak intruz, to jednak ich dom i widać, że nie muzeum, a zamieszkały.
Dla gości była przygotowana biblioteka. Ten róż na ścianach to typowy kolor dla Donegalu, lubią tak, wydaje im się pewnie, że ociepla pomieszczenie.
Wszędzie stare meble, żadne tam podróby, ale z różnych epok, wszystkie wygodne, klubowe fotele i dużo poduszek. Poniżej moja ulubiona miejscówka, obok regalu z książkami, z widokiem na park, idealna do czytania. Zresztą tam usiadłam, tylko fotel odwróciłam w stronę prelegentki
zajęłam miejscówkę i pognałam dalej, poniżej pokój do rysowania, czyli w tych czasach po prostu salon, pokój dzienny, bardzo stylowo urządzony przez gospodarzy
Ten sekretarzyk mógł być przywieziony przez kogoś z wojaży do różnych kolonii albo w interesach
Też fajna miejscówka do czytania, może wieczorami. Takie zawalone stoliki to też moda wyspiarska, porcelanowe bibeloty, zdjęcia, kwiaty, lampa, książkę czy filiżankę trudno byłoby tam umieścić. Wszędzie obrazy
Za taki pojemnik na drewno czy torf wiele bym dała, idealnie, schludnie wygląda, a w środku opał
Zrobiłam zdjęcie kominka, bo chcę Wam powiedzieć, że szokiem było znalezienie tam telewizora. Jakoś tak dziwnie było go tam zobaczyć. A poza tym kominek w każdym pokoju najważniejszy
Za plecami kanapy bateria trunków, nie piję, ale lubię wiedzieć, że gdybym chciała, są pod ręką. To takie posh
w tymże pokoju pianino, zwróćcie uwagę, że świeczniki są na świece, a nie na żarówki imitujące świece. I oni je zapalają, kiedy wieczorem muzykują
po wyjściu z pokoju dziennego zauroczył mnie podest nad schodami, od zawsze chciałam mieć książki 'on the landing', ale to jeszcze dopiero plany, najpierw mąż musi zrobić półki
Ciemnawa jadalnia, w rzeczywistości nie była aż tak mroczna, ale też nie jakaś słoneczna, najciemniejszy pokój w domu w każdym razie, bo z hallu z jednym oknem na końcu, wchodzi się do niej, a tam też jedno okno tylko, też na samym końcu pokoju. No, ale to nie jest do śniadań pokój, bo te jadają w kuchni
A kuchnia to mi się śnić będzie. Piękne kredensy, tam porcelana, na środku wielki stół, na jego końcu ściana z zamontowaną największą wersją AGI czyli takiej kuchenki, gdzie można gotować, albo piec jak w piecu starym, a na samym dole piekarnik w stylu 'slow', że wsadzasz pieczeń rano i wieczorem, po przyjściu z pracy masz jak znalazł, tam też ziemniaki i warzywa, w jednym dużym garnku, wszystko gotowe. Najwspanialsza rzecz do kuchni, kosztuje kilka tysięcy, wiec mogę zapomnieć. W wielu powieściach występuje AGA, nawet mówi się o nich AGA Saga, czyli obyczajowe, gloryfikujące ciepło domowego ogniska.
w tejże kuchni, przy samym wejsciu, stół robiący za biruko, a tam sami widzicie, uwielbiam takie miejsca
i znowu jesteśmy w bibliotece, autorka już szykuje się do przybliżenia nam tamtych czasów i osoby samej jubilatki
Z lewej dr. Sophia Hillan autorka i badaczka, po prawej obecna właścicielka domu. Kiedy go kupowali z mężem, nie wiedzieli, że mieszkały tam bratanice Jane Austen, wiedzieli jedynie, że mieszkał tam Lord George Hill. Pewnego dnia zapukała do nich Sophia i powiedziała, ze według jej badań tam mieszkały owe niewiasty i czy mogłaby wejść, opowiedzieć o swoich badaniach i zobaczyć dom. I tak się zaczęło.
Ulubiony 'mój' obraz w tym domu, wisi nad kominkiem w bibliotece
A to widok z okna tej miejscówki, co Wam pokazywałam wyżej. Tam bym sobie mogła całymi dniami siedzieć i myśleć, albo czytać, albo słuchać audiobooków. Ale tak dobrze to nie ma. Tego jednak dnia mogłam przez chwilę chociaż poudawać, że umiem podróżować w czasie. Skrzypiące podłogi, dywany nadszarpnięte zębem czasu, meble, które dla niejednego nadawałyby się tylko na śmietnik, tutaj pieczołowicie odrestaurowane, ale cudów nie ma, i tak nadają się tylko dla ludzi, którzy potrafią docenić ich przemijającą urodę.
Wiejskie posiadłości na dłużej zachowują klimat tamtych czasów, gdyż najmniej się wokół zmienia. Poza nowymi krzewami i dosianym trawnikiem, wyższymi drzewami, krajobraz pozostał taki sam.
Po prelekcji, niezwykle dowcipnej i ciekawej, przeszliśmy do kuchni, gdzie raczyliśmy się kanapkami z łososiem, bardziej tradycyjnymi z szynką itp, do tego domowej roboty sconesy, a jakże, i na końcu tort urodzinowy May. Kroi autorka i kobieta, która trzy siostry przywróciła naszej pamięci
Przyjęcie odbywało się w kuchni, piliśmy herbatę i kawę z prawdziwej porcelany, nie jakieś tam kubki, tylko filiżanka i spodeczek. To jeszcze dodawało uroku.
Ale można też było wyjść na oszkloną werandę, tam też były talerze z przekąskami i napitki.
Kiedy już pojedliśmy, nagadaliśmy się, opiliśmy się jak bąki i odśpiewaliśmy Happy Birthday, po dopchaniu się tortem, ruszyłam na łowy zdjęciowe wokół domu. Niestety było wiecej takich ludzi, więc nie mam zdjęć bezludziowych, a bardzo chciałam, bo sobie można by wyobrażać, że zaraz wyjdzie kobieta w sukni w stylu empire
Front domu, z tych okien na dole, z lewego - z pokoju do rysowania, z prawego - ta miejscówka do czytania, widać ogród i hektary zieleni i pól.
A tu już cmentarz, odkryte przez Sophię groby dwóch sióstr, autorka w środku, a pozostali do w prostej linii potomkowie bratanic Jane Austen. Jak widzicie groby są bardzo skromne, ale leżą na pięknie położonym cmentarzu, widok stamtąd zapiera dech w piersiach.
Mówili, że o skromności tych grobów wyżej świadczy fakt, że ten poniższy, ich służącej, jest o wiele okazalszy. To porównanie pokazuje, jakimi kobietami były siostry. Ja jednak myślę, że to kwestia stylu, że może kiedy one były chowane, takie krzyże było modne, a potem całkiem inne.
Groby te były zupełnie zapomniane i zarośnięte, Sophia jest odnalazła, oczyścili je z bluszczu i różnych samosiejek i teraz można je podziwiać w pełnej krasie.
Kiedy wychodziłam z cmentarza, jeszcze raz obejrzałam się za siebie, zobaczyłam dwa krzyże, większy, starszej Marianne, pochyla się nad grobem Louise. I tak sobie spokojnie razem tam spoczywają. Wzruszające.
Piękny to był dzień, pełen ciekawych informacji, rozmów, również z samą autorką, jej rodziną i innymi gośćmi. Dużo też wzruszeń, bo miejsce niezwykłej urody i stare, dom klimatyczny i duch tamtych czasów unosił się nad nami. Teraz czeka mnie mnie lektura książki, bardzo jestem jej ciekawa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńalicjo, oczywiście, że pianino, nigdy bym się nie pomyliła tak haniebnie, nie wiem, co mnie zaćmiło. Wciąż jestem pod wrażeniem tamtego miejsca chyba.
Usuńbardzo to wszystko klimatyczne, oglądając zdjęcia i czytając co obejrzałaś czuć tamten klimat.
OdpowiedzUsuńBardzo miła wycieczka i przygoda się trafiła, jak sądzę.
futrzaku, lubię stare domy, niezbyt często mam okazję odwiedzać zamieszkałe, a i utrzymane w duchu czasu. Przeważnie w srodku nowocześnie jest
UsuńTak, opowieśc bardzo ciekawa, ale ja też mam jedną uwagą - nie mowi się "tydzień czasu" - "tydzień" po prostu, bo to określenie czasu:)
OdpowiedzUsuńprzyjęłam do wiadamości
UsuńSuper Kasiu! Ja bez uwag, tym bardziej lingwistycznych, sic!
OdpowiedzUsuńSerdecznie.
Ofca :)
Ofco, uwagi są na miejscu, najgorsza ta o pomyłce bratanicy z siostrzenicą, straszne.
UsuńPozdrawiam back
Co za piękna historia i piękna opowieść. Wspaniale się czytało!
OdpowiedzUsuńŻałuję tylko, że większość zdjęć nie otwarto się. Może innego dnia zechcą, więc wrócę. Pozdrawiam.
Ewo, powinny bez problemu się otwierać, sprawdziłam. Może dlatego, ze ich dużo, to ci łącze nie otworzyło, spróbuj jeszcze
UsuńCiekawa historia, ale ja też mam jedną uwagę: to chyba bratanice, nie siostrzenicę. Jedyna siostra Jane Austen - Cassandra nie wyszła za mąż i nie miała dzieci. Za to miały braci, którzy założyli rodziny.
OdpowiedzUsuńAle fakt, ze może się pomieszać, bo po angielsku, zdaje się, to samo słowo oznacza i siostrzenicę i bratanicę.
A poza tym to kiedy widzę te zdjęcia ogarnia mnie taka tęsknota za Irlandią... ;-(
Katarzyno - chyba nie zasnę, to jest straszna pomyłka, dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawiłam. Tak, to jest taki lapsus lingwistyczny, zakręciłam się jak stado wiertarek.
UsuńNo co Ty?! ;-)
UsuńOni po prostu mają to samo słowo, a ja akurat czytałam o Jane i jej siostrze. Że były tylko dwie wśród samych braci i obie nie założyły rodzin. :-)
Ja wiem, ale już przed napisaniem tekstu siebie samą upominałam, żeby się z tą siostrzenicą nie zbłaźniła i co zrobiłam? Napisałam siostrzenice!
UsuńAleż urokliwą wycieczkę nam, Kasiu, zafundowałas! Poczułam się jakbym chodziła tam z Tobą! Uwielbiam Jane Austen i wszystko co z nią związane i marzę o odwiedzeniu kiedys tych "austenowskich" miejsc. Dom - bardzo klimatyczny, ale to zdjęcia ogrodu i krajobrazu wokół sprawiły, że zaparło mi dech z zachwytu! Dziękuję!!! :)
OdpowiedzUsuńnie mamy tu wiele starych drzew, więc te zawsze mnie zachwycają. A takie domy jak ten mają duszę i to od razu widać, chwała właścicielom, że postanowili utrzymać klimat tego domu
UsuńZazdroszczę tej wyprawy...
OdpowiedzUsuńAniu, ja do tej pory nie mogę uwierzyć, że nas tam wpuścili
UsuńNiesamowita historia z tym domem! Dziękuję bardzo za relację i zdjęcia.:) Piękna sprawa! Być w takim miejscu nasiąkniętym duchem literatury i historii... Jestem ciekawa też, co opowiedziała na tym urodzinowym spotkaniu badaczka, która odkryła dom bratanic Jane Austen. Będę wypatrywać Twojej recenzji jej książki. Przy następnej okazji radzę podejść do właścicieli domu, w którym mieszkały siostry sławnej pisarki, i spytać o możliwość odwiedzenia ich domu:):):) Do odważnych świat należy!:) Myślę, że ci właściciele by się ucieszyli nawet. Zresztą pewnie są przygotowani na to, że ktoś z miłośników twórczości Austen będzie się interesował ich domem. Jeszcze raz dziękuję za relację.
OdpowiedzUsuńBeato - właśnie ci właściciele nas zaprosili, więc problem mam już z głowy. Oni są tacy 'posh', ze nie miałabym odwagi, mimo wszystko. Oczywiście jak już byliśmy u nich, byli bardzo mili i skrócili dystans, ale normalnie to nie jest typ ludzi, których można poklepać po plecach.
UsuńChoć nie jestem fanką Jane Austen, to przyznam, zatkało mnie. Uwielbiam chodzić śladami takich osób i za każdym razem jestem tak samo bardzo zafascynowana jak Ty... Wspaniała możliwość i bardzo się cieszę, że ją opisałaś :) Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli :)
OdpowiedzUsuńJak się bywa w takich miejscach to nie trzeba chyba być fanem, wszystkich to urzeka, taki powrót do przeszłości
UsuńKasiu, dzięki za wspaniałą wycieczkę! Czułam się jakbym tam z Tobą była! Niesamowite, że takie miejsca wciąż istnieją, prawie nie zmienione...
OdpowiedzUsuńDorota, kiedy ci ludzie kupili dom, specjalnie odnowocześnili go i wrócili klimatem do czasów Lorda Hilla. Wspaniale im to wyszło
UsuńPiękne, urokliwe miejsce...i ciekawa historia. Zachwycił mnie obraz wiszący nad kominkiem.
OdpowiedzUsuńmnie też, obraz jest niezwykle ciepły i przypomina marzenia dzieci, kiedy czytają książki, a potem marzą o takich samych przygodach
UsuńAleż ucztę mi zafundowałaś!!! Zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuńMartuś, każdy ma takie miejsca, ktore są obiektem zazdrości innych, Ty masz Paryż
UsuńBardzo dziękuję, Kasiu, za relację. Dla Ciebie, widać to, wielkie przeżycie, ale i dla czytelników bloga frajda. No bo powiedz sama, niewielu osobom uda się być na takim spotkaniu - a czytanie relacji i oglądanie zdjęć, to jakby odrobinkę tam być.
OdpowiedzUsuńI jeszcze - urzekły mnie zdjęcia cmentarza, jakoś tak lubię ten klimat, gdzie jest cicho i spokojnie.
UsuńObrazy na ścianach, ich mnogość, zachwyca. Ale wypatrzyłam też zdjęcie w kuchni z piękną lampą nad stołem, czy to naftowa? Pytam, bo niedawno czytałam książkę o lampach naftowych właśnie i oko mi się wyczuliło na takie szczególiki, ale ze zdjęcia nie umiem ocenić.
Agnes, w ogóle nie wiem, czy to jest tylko a'la naftowa, czy naprawdę naftowa, nie zauważyłam tej lampy, bo od razu wpadłam w wir rozmów i mi umknęła
UsuńJak tam jest pięknie. Zazdroszczę Ci wycieczki. A dom ma klimat niesamowity!
OdpowiedzUsuńKasiek, oj ma, nie dość, że odkryli stare podłogi i je tylko wzmocnili preparatem, ale pozostały takie jak były, to jeszcze okryli też sklepienia oryginalne, kamienne, zdjęli jakieś tam panele, czy co tam było przez poprzednich właścicieli położone
UsuńPiękny dom! Czasem chciałabym pochodzic z rodziny o takich korzeniach, móc odwołać się do rodzinnych historii, pielegnować je i gromadzić pamiątki. Głupio byc człowiekiem znikąd.
OdpowiedzUsuńp.s. koniecznie napisz o książce, jak już skończysz.
Napiszę na pewno. A jeśli idzie o rodzinne więzy i korzenie, też mam czasem wrażenie, że bycie znikąd sucks
UsuńCiekawy reportaż:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOlu, również pozdrawiam
UsuńPiękny dom,fajna historia. :) Szkoda, że u nas jednak rzadko odbywają się podobne przedsięwzięcia. No, ale wiatry historii nieco nam ograniczyły odnajdywanie takich perełek. :(
OdpowiedzUsuńKaye - u nas też są, jedno rodzime.
UsuńMieszkałam swego czasu w county Donegal, w innej miejscowości zaczynającej też od "Bally" hehe; ale nikt nigdy nawet słowem nie wspomniał o Jane Austen, jej bratanicy czy jej domu.
OdpowiedzUsuńa bo widzisz to wszystko wyszło dopiero wraz z badaniami tej kobiety, która napisała książkę. A i teraz, rok po jej wydaniu, mało kto o tym wie
Usuń