Zacznę od tego, że z Katarzyną Grocholą łączy nas uczucie. Ona o tym oczywiście nic nie wie :-)
Są takie pisarki, każdy ma ich kilka lub chociaż jedną, że niezależnie, co by napisały, każdą ich książkę przeczytacie. I to nieważne, czy one są wybitne czy mniej, czy każda książka jest świetna czy mniej, po prostu mus mieć, mus zaliczyć.
Chemia między czytelnikiem a pisarzem to fakt, nie mit. Trudno to określić jednym zdaniem, paragrafem nawet, a esejów na ten temat nie ma sensu tutaj pisać, to jest po prostu tak jak w życiu, poznajecie kogoś i po prostu trybi jak cholera. Wszystko Wam pasuje, jak wygląda, jak wyraża myśli, poglądy, jakby można było, to by się człowiek jak huba przyczepił i tak sobie czas razem spędzał.
Mam kilka takich pisarzy i pisarek, Grochola jest w tej grupie.
Ona była pierwsza. Przed nią nie mieliśmy pań piszących współcześnie coś dla kobiet, poza Nepomucką, wznawianymi starszymi pisarkami, czytaliśmy głównie amerykańskie. Nic mnie to nie rusza, że ją ludzie krytykują (często a priori, bo tak wypada), pierwszą 'Nigdy w życiu!' przeczytałam w bardzo trudnym dla mnie okresie, pomogła i od tego czasu wierna jestem Grocholi jak przyjaciółka z podstawówki, na lepsze i na gorsze (książki).
Proszę więc o powstrzymanie się od komentarzy, że nie moja bajka, nie czytam tej pani, nie lubię tej pisarki itp, bo ja wiem, że są i tacy, ale nic mojego zdania nie zmieni, szczególnie po odsłuchaniu tej powieści. Zresztą znam takie panie, które nie lubią jej poprzednich, a tę wychwalają.
Tym razem Katarzyna Grochola napisała książkę, gdzie narratorem jest mężczyzna, a kobiety są jedynie w tle - matka, narzeczona, z którą się rozstał, przyjaciółka lesbijka, sąsiadki - żadna nie ma głosu, nie poznajemy ich myśli, widzimy je jedynie oczami Jeremiasza.
Nie mam złych doświadczeń jeśli chodzi o mężczyzn, toteż nie pomstuję, nie wysyłam na drzewo, a wsłuchuję się w to, co mówią, staram się zrozumieć, przyjąć ich tok myślenia. Myślę, że dosyć dobrze rozumiem, w jaki sposób się od nas różnią, jak postrzegają świat i różne zjawiska, szczególnie w relacjach międzyludzkich. Panowie są inni, nie lepsi czy gorsi, inni.
Od pierwszych linijek czytanych przez Wojciecha Mecwaldowskiego, zostałam kupiona bez reszty. Zakochałam się w każdym zdaniu. Jakbym tego faceta widziała, tam nic nie było przerysowane, chociaż może się takie wydawać. Tylko, że to jest głównie monolog, a facet tak właśnie (tak sobie wyobrażam) myśli w duchu, kiedy widzi jakąś laskę, kiedy rozmawia z kolegą, kiedy dzwoni do matki (i nie musi się pilnować). Klnie ile wlezie, myśli, co mu się podoba, a nie co wypada.
Dużą część tej książki odsłuchałam w towarzystwie syna, też Wojciecha (wszystkie Wojtki to fajne chłopaki), obserwując jego reakcję. Jechaliśmy samochodem, dwa razy musiałam znacznie zwolnić, tak się zaśmiewałam, że mi łzy z oczu ciurkiem ciekły, nic nie widziałam. Pytam go, czy to Cię nie bawi? A on na to - cóż w tym zabawnego (uśmiechał się, ale daleko mu było do mojego tarzania po samochodzie) - przecież to normalne. Czujecie? Facet nie widział w tym nic dziwnego, bo to jest to, co on sam pewnie by pomyślał.
Ach te dialogi, bo monolog owszem, ale i dialogi są, rasowe! Rozmowy facetów, Jeremiasza z lesbijką, Jeremiasza z sąsiadką, córką sąsiadki, z księdzem - majstersztyk.
Kobiety się wściekają na tę książkę, że on jest taki niepozbierany i do tego nie rozumie, co się do niego mówi, a i jeszcze na dodatek nie domyśla się, co miała na myśli matka, jakie mu znaki dawała.
No właśnie! Nie domyśla się, bo mężczyźni generalnie się nie domyślają, co kobiety sobie tam wydumały. Nawet jawnych znaków, oczywistych zdarzeń nie przyjmują tak, jakbyśmy my, kobiety, się spodziewały. I w tym tkwi jedna z głównych różnic. Oni są po prostu wrażliwi inaczej. Już dawno się tego nauczyłam i staram jasno określać uczucia, oczekiwania, a przede wszystkim je artykułować.
Jeremiasz ma problem. Co ja mówię - wór problemów. Głównie z tym, że go dziewczyna zdradziła oraz nie mniej ważny, że był reżyserem, dobrze mu szło i się coś ze....ło, teraz naprawia i montuje anteny sateliterne, kablówkę i sprzęt w domu. Kicha, czyż nie? Powoli dowiadujemy się, co się stało w jego życiu prywatnym, co zawodowo, co u matki, a jak kumple. Śmiech śmiechem, ale jego życie do totalna katastrofa, a Jeremiasz stara się jakoś w tym wszystkim odnaleźć, pozbierać. Nie jest wcale mięczakiem.
Opisy jego wizyt montażowych czy fuchy w zakresie naprawiania sprzętu są fantastyczne. Wspomnienia filmowe świetne. Jego relacja z psem matki - przejmująca. Jego związki / rozwiązki opisane prawdziwie. A kumpelskie nie mniej, do tego tak śmieszne, ze trudno to wyrazić. Słuchałam książki przy sprzątaniu, popijałam kawę, kiedy nastąpił opis wyjazdu z kumplem w góry czy gdzie tam, w każdym razie miało być dziko, obserwowanie ptaków i te sprawy. Jakoś wieczorem panowie zaczynają się licytować, kto jest większym snobem. Wszystkie szafki w kuchni oplułam tą kawą, jak mi Jeremiasz z tekstem wyjechał, sprzątania miałam dwa razy więcej, ale mi do głowy nie przyszło, żeby się skarżyć, bo miałam więcej słuchania po prostu.
W życiu, wiem, co mówię - w całym swoim, nie śmiałam się tak często, tak głośno, tak serdecznie, jak podczas słuchania tej książki. Wzruszyłam się też nie raz. Uwielbiam słuchać, ale nigdy po skończeniu mi nie żal. Po prostu czytam tyle, że takie życie, jedna się kończy, inna zaraz zacznie, czego tu płakać?
W wypadku tej powieści zastanawiałam się, kiedy wypada słuchać jej od nowa, żeby nie było obciachu, że wciąż to samo w słuchawkach leci. Tak mi było żal.
Złego słowa nie dam powiedzieć na tę książkę, bo ona jest po prostu genialna.
Właśnie ostatnio, gdy byłam w Polsce, podebrałam tą książkę teściowej. Też lubię Grocholę :)
OdpowiedzUsuńPaula, to jest taka książka, której można słuchać razem z mężem. Czytaj, czytaj, ćwicz przeponę, przyda ci się
UsuńHaha, dzięki :) Właśnie wczoraj w swoim poście wspominałam, że mam ostatnio fazę na tzw. babskie czytadła i nie kryję, że ta Grochola bardzo zachęcająco na mnie spogląda, tyle, że ja mam ją w wersji papierowej to mąż się raczej nie załapie, no chyba, że wołami go do niej zagonię... Na razie czyta "Grę o tron", którą dostał pod choinkę, bo stwierdziłam, że nie może być tak, że mój mąż czyta li i jedynie książki o informatyce :P A ćwiczyć przeponę przy książkach uwielbiam. Jak dotąd prym w tej dziedzinie wiedzie "Lesio" Chmielewskiej, przy którym za każdym razem rżę jak koń i wylewam morze łez (tych ze śmiechu, oczywiście:P)!
UsuńPo tej książce sama przyznasz, że Lesio przy Jeremiaszu to cienki Bolek. Genialna jest
UsuńPo takiej rekomendacji widzę, że długo na tej półce ta książka nie poleży :P
UsuńNo, no, tarzanie się w samochodzie, plucie kawą na szafki kuchenne - to musi być śmieszna książka ;-)
OdpowiedzUsuńjjon - w życiu się tak nie śmiałam. A jest tam tyle momentów nagle śmiesznych, że tak to się kończyło. Już o robieniu z siebie wariata chichrającego na ulicy nie wspomnę
UsuńCzyli idealna, żeby rozluźnić nudną atmosferkę w autobusie czy pociągu ;-) Wezmę pod uwagę :-)
Usuńwręcz do tego skrojona na miarę
Usuńno patrz a moje znajome kobitki tak kręciły nosem "że o facecie" to już nie tak dobre...
OdpowiedzUsuńprzynadziei - może ja nie jestem kobieca, podobno mam mózg męsko-damski, bo mózg też ma płeć, wiedziałeś? Może być damski, męski i mieszany, zrobiłam test i mi wyszedł ten ostatni. Nie wiem, ale jak ktoś jest może bardzo przewrażliwiony na punkcie przeklinania i mówienia wszystkiego wprost, jeśli lubi modzenie, albo jest fanem Greya i jego pięćdziesięciu odsłon członka, to może faktycznie tej książki nie lubić.
Usuńnie damski tylko żeński, skąd ja ten damski wzięłam? Hyhy
UsuńDla mnie to trochę nowość, przeważnie jednak czytam, ale słuchanie np. podczas podróży, mogłoby być ciekawsze.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytam i tę książkę Grocholi, wszystkie jak do tej pory mnie ujęły. :)
Iw, jak chcesz to możesz drukowaną przeczytać, ale w tym wypadku audiobook wyjątkowo jest świetny
UsuńŚmiem twierdzić, że przynajmniej połowa genialności tej książki tkwi w tym, że czyta ją Mecwaldowski. Podejrzewam, że gdybym głos Jeremiasza wyobraziła sobie w głowie to trochę by mnie wkurzał. Nigdy jeszcze nie trafiłam na taką silną więź treści z lektorem.
OdpowiedzUsuńWięc nie ważne, czy lubisz (potencjalny słuchaczu) słuchać czy nie... tą książkę wysłuchaj!
Dunajka, a to fakt, że tu związek jest po prostu nierozerwalny. Pewnie wyobraziłabym sobie podobnie, ale tego już nie sprawdzę, bo wiedząc, że czyta Mecwaldowski, specjalnie czekałam na wersję audio
UsuńJa zakupiłem, zacząłem czytac i odłożyłem...na lepsze czasy :-)
OdpowiedzUsuńpisany, co komentarz, nie tyle u mnie, co wszędzie, to piszesz, że wpisałeś na listę, że kiedyś może... Aż poszłam zobaczyć, co czytałeś ostatnio.
UsuńI zdumiałeś mnie określeniem ;Ladacznicy; jako erotyku. Ja chyba po polsku już nie rozumiem.
Zaliczyłam:D bez wstrętu, a nawet poleciłam kilku koleżankom. Dobrze się czytało, chociaż raczej z półuśmiechem niż chichotem (ale to chyba dlatego, że moja własna rodzicielka twierdzi, że mam jakieś wykrzywione poczucie humoru). Może powinnam posłuchać tej wersji mecwaldowskiej?
OdpowiedzUsuńMoże być tak, że te salwy śmiechu to jednak dlatego, że on czytał dla mnie. Gdybym sama sobie, może byłoby tak jak u Ciebie
UsuńTak, to naprawdę dobra książka! Nie skupiłabym się na audiobooku, na szczęścia miałam tą przyjemność, że przeczytałam w wersji papierowej. Podobała mi się, ciekawa, inna, bo z męskiego punktu widzenia. Na pewno zajmie dość wysokie miejsce w moim rankingu, ale na pewno ciut niżej niż "Kryształowy Anioł". Tę to dopiero darzę uczuciem bezgranicznym!
OdpowiedzUsuńAntyśka - a próbowałaś audiobooki, czy tak zakładasz tylko? Bo ja też kiedyś myślałam, że się nie da, a teraz sobie sprzątania czy jazdy samochodem, autobusem, nie wyobrażam bez tego
UsuńCzytałam tak różne recenzje tej książki, że miałam wątpliwości, czy po nią sięgnąć. Teraz sięgnę:)
OdpowiedzUsuńRuda, pewnie każdy ma swój gust, ale myślę, że się nie zawiedziesz. Chociaż ja mam fory, bo mam syna i córkę i to, co syn mi tutaj zapodaje, bardzo mnie uczy męskiego punktu widzenia
UsuńKupiłam tę książkę przyszłej teściowej na Gwiazdkę i to był świetny wybór. Przechodzi teraz kiepski okres, a ta książka pozwoliła jej się sporo pośmiać. :) Nie mogę się doczekać, aż znajdę na nią chwilę.
OdpowiedzUsuńnewshadowlife - o tak, idealna na smutki. Chociaż jak smutki za duże, to i ten śmiech przez łzy, a ona zasługuje na taki wiesz, z przepony.
UsuńGrochola nie jest moją ulubioną autorką, ale mogę odmówić jej poczucia humoru i lekkiego pióra. Poza tym jest również świetną babką:)
OdpowiedzUsuńFranca, to nawet nie jest sprawa ulubiona, czy nie, to jest sprawa chemii takiej, że jak ktoś coś mówi, to chwytasz, co masz na mysli. Świetna babka to fakt
UsuńKoleżanka czytała książkę i stwierdziła, że główny bohater to "ciapa". Za Grocholą nie przepadam, lata temu czytałam jej jakieś opowiadania i się trochę zraziłam.
OdpowiedzUsuńAle recenzja książki przednia :)
UsuńKarolino - na pewno jest to sprawa subiektywna, ale nie zgadzam się z określeniem Jeremiesza jako ciapy, gdyby wejrzeć w sprawę poza salwy śmiechu, to jego życie stawia przed nim takie zadania, że złamałoby niejednego, a on trwa, stara się, ciągnie wózek.
UsuńPrzeczytałam Twoje zwierzenia z wielką przyjemnością i zgodnie z Twoją wolą powstrzymam się od rzeczonych komentarzy... Powiem jedno: rasowe dialogi to sól dobrej literatury (obojętnie, czy wywodzącej się z wyższych półek czy stricte popularnej), a niewielu jest autorów, którzy posiedli umiejętność konstruowania tychże. Trzeba mieć niezwykły zmysł obserwacji, wyczucie sytuacyjne, poczucie humoru i sporo wyobraźni, by napisać dobry, naprawdę dobry dialog. Jak dla mnie, to wystarczający powód, by sięgnąć po książkę;-)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, wiem, że nie każdy lubi taką literaturę, a pani Grochola, pewnie dlatego, że tak znana, jest wyjątkowo atakowana, chciałam uniknąć zawalenia komentarzy tego typu stwierdzeniami, stąd prośba. Jeśli chodzi o Ciebie, wiem, ze to nie twoja cup of tea :-)
UsuńA jeśli idzie o dialogi, co ja mogę dodać, tutaj są one rewelacyjne. Moim zdaniem cała ta książka jest po prostu super
"Houston..." czytałam - do mnie nie przemówiła, ale najgorsza też nie była. Rozbawił mnie natomiast w niej sam początek z sms, o tym, że nie można korzystać z telefonu prowadząc samochód ;)
OdpowiedzUsuńA propos - jest podobno jakaś książka Grocholi taka poważniejsza. Pamiętałam kiedyś tytuł, ale wyleciała mi z głowy i teraz nie wiem, czy to ta ze skrzydłami w tytule, czy z kryształem. Kojarzysz?
Pozdrawiam
Są takie dwie, Trzepot skrzydeł i Osobowość ćmy, drugą czytałam i polecam
UsuńMam w domu prawie wszystkie książki Grocholi. Na polonistyce, którą studiowałam ją ganili i wyszydzali, a że ja lubię iść pod prąd, to sprawdziłam i wpadłam, bo sięgałam po kolejne jej książki. Cenię serię o Judycie, bo mnie rozśmiesza i wzrusza. Pamiętam, że czytałam ją podczas sesji egzaminacyjnej :) "Trzepot skrzydeł" znowu jest całkiem inny, to poruszająca proza, ale dotyka ważnego tematu, o którym powinno się mówić więcej i głośniej.
OdpowiedzUsuńAneta - myślę, że nie należy jej się aż takie sekowanie, ale jak widać polonistyka karmi się tylko 'wysoką półką'
UsuńGrochola należy do bardzo niewielu pisarek czytadeł, które naprawdę lubię. Wiele takich książek mnie drażni, bo są jakoś przegadane, przesłodzone... itp.
OdpowiedzUsuńGrocholę polubiłam od "Nigdy w życiu" właśnie i tak mi zostało.
Co do książek, które pomogły w trudnej sytuacji to mam takie dwie. "Emma" - gdy leżałam w szpitalu po operacji, pozwoliła zapomnieć chociaż na chwilę o wszystkim i "Podejrzany" J.Childa - gdy byłam bardzo chora i nie mogłam nawet czytać, tę dałam radę i od tamtej pory główny bohater powieści Childa jest moja "wielką miłością". :) Jak dobrze, że są tacy przyjaciele.... ;)))
Pozdrawiam.
Dziwne, ale wylądowałaś mi w spamie. Na szczęście na maila przychodzi wszystko.
UsuńChilda nie czytałam nic, więc sie nie wypowiem, ale Emma -wcale się nie dziwię. Książki przyjaciółki to u mnie, w różnych etapach życia, ratowniczki niesamowite. Albo umilaczki, jak na przykład w czasie leżenia na patologii ciąży kilka tygodni. Młóciłam wtedy jak wiatrak.