poniedziałek, 15 lipca 2013

Uderzyła mi woda sodowa do głowy

Pierwszy raz mi się to zdarzyło - skończyłam książkę i zaraz zaczęłam od nowa.
Po pierwsze dlatego, że kończy się ona tak, że jak się wróci do początku, to jest on ciągiem dalszym końca, a potem oderwać się nie można i człowiek czyta dalej, chociaż rozum mówi - babo odłóż wreszcie tę powieść. Po drugie dlatego, że nie chciałam się rozstawać z Eleonorą i jej rodziną, nie i już. No, ale mogę sobie nogą tupać, a historia dobiegła końca i żebym nawet jak ten chomik w kołowrotku czytała i czytała, fakt pozostaje faktem, skończyło się i basta.

Wyskoczyła mi ta książka jak królik z kapelusza. Nie znałam wcześniej autorki, niewiele słyszałam o książce. Okładka jest cudna, jedna z bardziej udanych na polskim rynku, a do tego adekwatna do treści, więc graficzka - Elżbieta Chojna - spisała się na medal. Mam nadzieję, że to nie jest przykład na dobranie czegoś z szablonów dla wydawnictw, jak to było ujawnione w jakimś artykule.
A jak okładka udana, to ilekroć gdzieś człowiek zahaczy wzrokiem, zapada w pamięć i po jakimś czasie chce się poznać treść powieści. W tym wypadku ze mną tak było.
Kupiłam ją na Kindla w jakiejś promocji Wydawnictwa MG, za kilka złotych. Promocje ebookowe czasem powalają na kolana i człowiek kupuje bez opamiętania. Po co piraty, skoro Ości Karpowicza można kupić za 9.90?
No, ale wracając do powieści.
Nigdy, ale to nigdy nie byłam o nic zazdrosna. Taki mam charakter, że mogę sobie powiedzieć - tez bym tak chciała - ale mnie krew na nowy samochód sąsiada nie zalewa.
Ale tutaj muszę się uderzyć w pierś i rzec szczerze - zazdrościłam tego, że autorka - Dorota Cembrzyńska-Nogala umie tak pisać.Tak z trzewi, z przepony i z całego serca zazdrościłam.

Książka składa się z kilku rozdziałów. Wstęp to teraźniejszość, tzn. rok 2008, potem cofamy się do narodzin prawie stuletniej bohaterki powieści - Eleonory, przemykamy przez dwie wojny, ale bez martyrologii, bo one jakoś tak bokiem przeszły dla niej, czasy powojenne to własne biznesy, przaśna komunistyczna rzeczywistość, małżeństwo Eleonory, inne miłostki, znajomi, przyjaciele, sąsiedzi, afery, zawirowania - wiadomo, jak to w życiu. W ciekawym życiu, a tego Eleonorze odmówić nie można, nudzić się nie dała, ani sobie, ani innym. Jak się człowiek już do niej przywiąże jak psiak, to następuje kolejny rozdział i jest już o jej wnuczce Sarze, a przez pryzmat jej związku z dziadkiem, mężem Eleonory, także o dzieciach nestorki.
Strzeliłam focha, bo nagle mi Eleonora na drugi plan zeszła i smutno mi było, ale chwilę tylko, bo Sara to niezwykle wdzięczna bohaterka, a Józef wcale nie mniej interesujący. I cóż za galeria koleżków i ludzi z miasta. A w tle oczywiście dzieje się i to dużo.
Przyzwyczaiłam się do Sary, a tu trach, koniec dłuuugiego rozdziału i następuje kolejny, tym razem dzieje się współcześnie, już na tapecie są prawnuki Eleonory, dorosła, zamężna Sara i sama starsza pani, która z nimi zamieszkuje. O Bogu, i znowu mnie autorka złapała na haczyk, od razu polubiłam wszystkie osoby dramatu, sąsiadki, ludzi wokół, rodzinę powiększoną, foch mi szybko minął i wpadłam jak śliwka w kompot. A jak o kompocie mowa, to kulinaria grają tu niebagatelną rolę, ale przepisów się nie spodziewajcie, raczej ferii smaków, zapachów, hedonistycznego mlaskania z błogim uśmiechem i opisów nietuzinkowych, jak na przykład - smakował nalewkę, jej napięcie. Cudne

Dorota Combrzyńska-Nogala pisze pięknym językiem, żywym, czasem przeklnie, czasem Lenie, już bardzo wiekowej, na progu śmierci  można powiedzieć, włączają się wiejskie słowa, jakieś regionalizmy, to wszystko jest niejednostajne, ale spójne, nie sterczy w oku. A ileż emocji! Kiedy jeden z młodzianów zginął tragicznie na polu (cóż za scena, cóż za pomysł!), to ja w nocy krzyczeć zaczęłam, zerwałam się z łóżka, popłakałam czytając dalej, mąż się obudził, zagroził rozwodem, bo mu mało serce nie siadło. Śniło mi się to wszystko w nocy, bardzo przeżyłam.
Zdarza mi się to, ale teraz już rzadziej, może za dziecięcych i młodych lat częściej, że się zżywam z książką, że nie chcę jej kończyć, trzymam się pazurami ostatnich zdań, nie zgadzam się na odchodzenie bohaterów, tak jak nie zgadzamy się na umieranie bliskich.
Niektórzy się skarżą, że nie wszystkie tajemnice są wyjaśnione, że pozostajemy w niedosycie w jednej czy dwóch kwestiach, ale tak to już jest, że czasem ludzie zabierają ze sobą do grobu pewne informacje, nie uważają, żeby wyjaśnienie czegoś zrobiło dobrze rodzinie czy danej osobie, że są sprawy, które lepiej trzymać już na zawsze przy sobie. Podoba mi się, że autorka nie pokusiła się o wygładzenie wszystkich fałd na obrusie, że tu i ówdzie coś zostało niedopowiedziane.
Chociaż żal mi, że akurat ta powieść nie ma kontynuacji, ale co począć.
Nie mogę sobie miejsca znaleźć.

31 komentarzy:

  1. Ja też szperam po tych księgarniach ebooków, ceny wyszperane naprawdę cudowne. A najlepsze, że książka zaraz jest. ;)
    Też tak mam (i też trochę rzadziej niż dawniej), że jak polubię bohaterów, to nie mogę o nich zapomnieć, tęsknię za nimi i podobnie - nie mogę sobie znaleźć miejsca....
    Jak gdzieś wpadnie mi w oko to kupię tę wodę sodową... ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Beatrix, Mariolu, przez pomyłkę usunęłam Wasze komentarze, chciałam tylko ten na górze, co był przez Mariolę własnoręcznie usunięty, a poszły ta na dole, nie rozumiem. Przepraszam w każdym razie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To komentarz Marioli - Kindla nie mam, wiec pewnie zaopatrze sie w wersje papierowa, szczegolnie, ze to nie pierwsza tak entuzjastyczna recenzja, ktora czytam.
      Znam to uczucie zazdrosci, ze ktos TAK potrafi pisac. Ostatnio zielenialam z zazdrosci podczas lektury „Czytadel” Osieckiej, ktora pisala o przeczytanych ksiazkach :)

      Usuń
    2. Mariolu - w tym wypadku papierowa chyba lepiej, bo sobie można dodatkowo pomiędolić z miłości, hyhy. Prawie pięćset stron wielkiej przyjemności, warto

      Usuń
    3. Beatrix73 napisała - Ja też szperam po tych księgarniach ebooków, ceny wyszperane naprawdę cudowne. A najlepsze, że książka zaraz jest. ;)
      Też tak mam (i też trochę rzadziej niż dawniej), że jak polubię bohaterów, to nie mogę o nich zapomnieć, tęsknię za nimi i podobnie - nie mogę sobie znaleźć miejsca....
      Jak gdzieś wpadnie mi w oko to kupię tę wodę sodową... ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Beatrix - mam nadzieję, że Ci wpadnie, bo warta jest tego jak cholera

      Usuń
  3. Ależ Ty potrafisz zachęcić. :D
    Na tę okładkę nie zwróciłabym uwagi, może mi nawet gdzieś mignęła, ale jak sen jaki złoty... Kojarzy mi się raczej z PRL-em, tamtą siermiężnością - pewnie tak ma być, skoro opisuje różne dawne czasy też.
    Ebooka nie kupię (za bardzo mi przeszkadza przygotowanie typograficzne ebooków, które pozostawia wiele do życzenia - moje skrzywienie zawodowe), może jakby był za 5 zł to bym zaryzykowała, a tak to poczekam na bibliotekę. Ale tytuł wrzucam do poszukiwanych - ku pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nutinko - ja mam do ebooków inne podejście, bo nie ma mowy o bibliotece, jak mi się coś zamarzy (chyba, że kupię tę pozycję do naszej polskiej, którą prowadzę), nie ma mowy o zakupach ad hock w księgarni, a tak, jak mnie najdzie, to mam natychmiast tytuł u siebie.
      Typografia mi nie przeszkadza, ale wiem, o czym mówisz, bo moja córka też specjalista i ona ma tę nadwrażliwość.
      Okładka adekwatna do treści, jak nalepka na przedwojennej butelce wody, albo reklamowy poster z tamtych czasów.
      Książka warta nie tylko znalezienia się na liście, ale i przeczytania.

      Usuń
    2. Tak, Kasiu, Ty nie masz wyjścia w pewnym sensie. Zresztą brak czytnika u mnie powoduje preferowanie książek papierowych, bo czytanie z ekranu nie jest miłe dla oczu. Ale zdarzyło mi się kilka razy i jakość ebooków zawołała u mnie o pomstę. Mówię o tych normalnie sprzedawanych, które udało mi się wygrać w jakimś konkursie czy w promocji za free. Normalnie mam ochotę sobie sama przygotować od nowa. ;)

      Usuń
    3. ebook całkiem inaczej wygląda na Kindle, a inaczej na ekranie komputera. Poza tym czytnik ma różne czcionki i można sobie zmienić, odstępy linijek też.

      Usuń
  4. A tak w ogóle to coś dziwnego dzieje się z komentarzami, znikają i pojawiają się na nowo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli, pojawiam się i znikam ;))
    Kindle w ogóle nie męczy wzroku, bo ekran nie jest podświetlany - to prawda. Czyta się z niego, jak z normalnej książki. Oczywiście papierowe książki i tak wygrywają, ale bardzo się cieszę z czytnika - moja zachłanność na nowe zdobycze jest zaspokojona. Na razie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. beatrix - mój Paperwhite ma podświetlenie (jeśli go sobie włączę), ale jakieś takie nowoczesne, że swieci do środka, a nie w oczy. Tak czy tak,nie razi.

      Usuń
  6. Kasia, też tak mam, dlatego warto czytać cykle, w mojej bibliotece nie ma wody sodowej ale są trzy inne tej pani, ale w dziale dla dzieci i młodzieży. Tak czy inaczej sprawdzę jak pisze. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xbw - ale to jest pojedyncza książka, niestety cyklu nie ma, a chciałabym bardzo. Inne są faktycznie dla młodzieży, ale chyba tez przeczytam

      Usuń
  7. Okładka książki przypomina mi nalepkę z opakowania wody mineralnej, wyjątkowo trafnie została dobrana do tytułu książki, czy i do fabuły - nie wiem, nie czytałam, choć pewnie będę musiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franca, dokładnie tak, nalepka lub plakat z tamych czasów, wyjątkowo udana. I adekwatna do treści.
      Polecam książkę

      Usuń
  8. Brzmi fajnie, jako że lubię sagi i tym podobne, to chętnie się rozejrzę za tym tytułem. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka, którą można czytać na okrągło? Wzbudzająca ogromne emocje? Garść niedopowiedzeń? Brzmi wspaniale, bardzo mnie zachęciłaś. A okładka istotnie udana: nie dość, że ładna, to jeszcze intrygująca. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kasjeusz, dokładnie tak, do tego po prostu fantastyczna opowieść, koniecznie

      Usuń
  10. Chyba mi się jeszcze nie zdarzyło, żebym po skończeniu książki chciała czytać ją raz jeszcze. Prędzej wpadałam w stan niedowierzania, że to już, że skończyło się i nic z tym nie zrobię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, bo tutaj początek książki jest równocześnie końcem, czyli na samym początku wiemy, że nestorka rodu umarła, to żadna tajemnica, potem jest retrospekcja do momentu, kiedy ona umiera. I jak się wróci do początku, to te informacje już się inaczej przyjmuje, bo wiemy więcej. Czytam więc znowu początek i w ogóle nie mam ochoty odkładać, powinnam już zostawić tę powieść w momencie retrospekcji, bo przecież znam, ale podczytuję dalej. Też pierwszy raz mi się to zdarzyło

      Usuń
    2. Lepszej rekomendacji mi nie trzeba. :)

      Tak sobie teraz uświadomiłam, że czasami miałam ochotę jakąś historię przeczytać jeszcze raz, bo przy pierwszym czytaniu skupiałam się głównie na najważniejszym wątku, jakiejś tajemnicy, czy coś w ten deseń, przez co nieco po macoszemu traktowałam wątki poboczne, niekiedy nie mniej interesujące. Gdy zna się już rozwiązanie, bardziej zwraca się uwagę na niuanse. Ale i tak nigdy mi się nie zdarzyło czytać przez to książki drugi raz.

      Usuń
  11. Chyba całkiem ciekawie jest znowu zacząć coś, co właśnie skończyło się czytać :D Jeszcze nigdy tak nie miałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Esa, to tylko ta książka ciągnie z powrotem do początku, bo opisuje zdarzenia, które mają miejsce zaraz po zakończeniu książki, czyli jest koniec, potem retrospekcja i powrót do momentu rozpoczęcia książki
      Nie mogłam się oprzeć :-)

      Usuń
  12. Okładka już dawno przykuła moją uwagę, ale nie sądziłam, że pod tą powłoczką kryje się taka krwista powieść. Przeczytam na pewno, bo skoro mówisz, że autorka potrafi dobrze pisać, to z pewnością tak jest. Ach .... narobiłaś mi ochoty na tę książkę!! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rr-odkowa cieszę się, że narobiłam, bo dla mnie ta książka jest zachwycająca

      Usuń
  13. Ja strzeliłam chwilowego focha przy "Piaskowej Górze", kiedy Jadzię na pierwszym planie zastąpiła córka Dominika ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczko - nie znam jeszcze Piaskowej góry, więc nie podyskutuję, ale ja lubię takie zmiany na pierwszych planach

      Usuń
    2. W takim razie serdecznie polecam. "Piaskowa..." to pierwsza część trylogii. Ja właśnie szukam drugiej części.

      Zmiany również lubię, ale na początku jakoś nie mogłam się przestawić. Ale zmiana pokoleniowa tego wymagała w fabule. Więcej nie zdradzę, skoro książki nie znasz.

      Pozdrawiam

      Usuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam