Lubię słuchać Remigiusza Grzeli w radio. Ciekawie opowiada o ludziach i o książkach. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego do tej pory nie przeczytałam żadnej jego książki. Jakoś się nie złożyło - zwykle w takich razach mówimy - ale raczej powinno się mówić - mea culpa - bo jak się coś chce, to się robi, a tu widocznie chęci i impulsu zabrakło. Do nadrobienia na szczęście.
"Było, więc minęło. Joanna Penson - dziewczyna z Ravensbruck, kobieta Solidarności, lekarka Wałęsy" stała się dla mnie książką szczególną. W zapętleniu w codziennych obowiązkach, w gonitwie za tym i owym, łatwo zapomnieć, jakie dobre życie wiedziemy. Oczywiście nie pozbawione trosk, nie zawsze wydaje nam się dobre i szczęśliwe, ale to tylko dlatego, że trudno pamiętać, że we wcale nie tak dawnych czasach, dla innych, bywało ono naprawdę nieznośne. Trudno ubrać w słowa, jak bardzo.
Bałam się trochę tej książki, że o Wałęsie będzie dużo, że w takich czas (film), więc komercyjnie i na kolanach. Mogło tak być, sami przyznacie. Wszak to przyjaciółka samego Pana Prezydenta była ciągnięta za język przez Remigiusza Grzelę.
Tak, dobrze zrozumieliście, ciągnięta za język. Zgodziła się na tę książkę, ale zaraz potem próbowała odwieźć od tego projektu jego pomysłodawcę. Uśmiechałam się szeroko, czytając o tym, jak próbuje przepędzić młodzieńca (bo od niego znacznie starsza), zniechęcić, wprawdzie elegancko i uprzejmie, ale jednak. Dobrze, że jej się nie udało, bo rozmowa okazała się niezwykle ciekawa i poznawcza.
I wcale nie tak o Wałęsie, a już na pewno nie na kolanach. Ale zanim o nim i o czasach Solidarności, całkiem sporo tam o rodzinie pani Penson, mamie, tacie, dziadkach. Zaraz potem wstrząsający zapis obozowego życia w Ravensbruck. Dla mnie tym bardziej emocjonalne przeżycie, że tam byłam, zwiedzałam obóz i słuchałam opowieści o nim. Szłam tym samym brukiem, którym goniono do pracy dziewczyny z obozu, oglądałam zdjęcia i film o tym, jak przeprowadzano tam eksperymenty medyczne na zdrowych kobietach. To wszystko mną wstrząsnęło, miałam wtedy kilkanaście lat, byłam harcerką na wycieczce w Niemczech. Teraz mam, hm hm, 40+ i nadal pod powiekami te obrazy, w pamięci złą energię tamtego miejsca.
Czytałam i łzy lałam strumieniami, ale nie dlatego, że Pani Penson epatuje tragedią, chyba bardziej dlatego, że w taki normalny sposób o tym opowiada, o życiu tam, o tym, jak przyjaźnie ratowały obozowe dziewczyny od utraty nadziei, pomieszania zmysłów, ułatwiały przejście na drugi brzeg wreszcie, bo i takie sytuacje były, że przed śmiercią pocieszały się nawzajem.
Potem przychodzi czas wyzwolenia (?), studia medyczne, życie zawodowe, małżeństwo i macierzyństwo. Wydawałoby się, że sielanka, po tak strasznych czasach już nic człowieka nie może gorszego spotkać. Ale wiemy z historii, że czasy powojenne, rozgrywki partyjne, akcje antysemickie, to wszystko potrafiło ludziom dokopać gorzej niż okupant, bo tam przynajmniej wiadomo, kto był wrogiem.
Solidarność. Dowiadujemy się o roli Pani Penson w opozycji, o tym, kim jest dla niej Lech Wałęsa, jak my to widzimy i jak ona rozumie to, kim jest i co dla kraju zrobił. I jakim jest szefem :-)
Książka ciekawa niezwykle, nic dziwnego, bo Joanna Penson to niezwykła postać, nie tylko ze względu na historię swojego życia, ale i sposób jak ona je postrzega, bystrość obserwacji, mądrość tychże, poczucie humoru, ale co najważniejsze - przebijające przez wypowiedzi wielkie poczucie wolności wewnętrznej. Mam wrażenie, że cokolwiek się w życiu nie działo, jakkolwiek nisko nie musiała zginać karku, zawsze była wewnętrznie silna swoją wolnością człowieka mądrego i niezłomnego.
Jeśli ona nawet tego tak nie postrzega, to ja to widzę i czerpię z tej lektury siłę.
Ciężko w obecnych czasach o autorytety, jestem przekonana, że gdybyśmy się znały, gdybym miała szczęście żyć w jej środowisku, byłaby dla mnie autorytetem na pewno. Tak się cieszę, że dzięki Remigiuszowi Grzeli mogłam ją poznać chociaż tak, choć trochę.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o Joannie Penson. Wspaniale, że powstają książki o takich nietuzinkowych kobietach.
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie fragment o złej energii - wyobraź sobie, że wczoraj myślałam dokładnie o tym samym takimi samymi słowami w kontekście Majdanka. Trzecioklasiści z naszej szkoły zwiedzają muzeum i ostatnio trafiło mi się takie wyjście dwa lata pod rząd. Za każdym razem jest ze mną coraz gorzej, choć teoretycznie z wiekiem powinno nabierać się dystansu.
Lirael - gdybyśmy mieszkały w Trójmieście, pewnie byśmy o niej słyszały, bo całe swoje zawodowe życie tam spędziła (była znanym lekarzem), na emeryturze najpierw chowała wnuka w UK, kiedy córka i zięć zajęli się karierą zawodową (też medycyna), a po powrocie do Polski pracuje dla Wałęsy, w jego biurze. Niezwykle ciekawa kobieta, cieszę się, że Remigiusz Grzela ją 'dopadł'.
UsuńJesli idzie o energię miejsc, dobrą czy złą, wierzę, że takowa jest i daje się we znaki jeśli jest wyjątkowo niedobra. Ostatnio pomagałam koleżance sprzątać dom jej teściowej, która jest chora i akurat gdzieś tam pojechała. Dwa dni nam to zajęło. Byłam potem strasznie chora, zresztą podczas też. Tak się źle tam czułam, że aż się tej dziewczynie przyznałam, bo normalnie czułam jak energia ze mnie uchodzi, jak mam coraz mniej siły. Okazało się, że w tym domu przedtem mieszkało małżeństwo, które żarło się ze sobą całe życie, aż doszło do podziału domu na dwa mieszkania. I zachodzę w głowę, czy ten dom zbudowany został na jakimś kręgu celtyckim (jak mawiają lokalsi, krąg wróżek, jak na niego popadniesz, to kicha) i stąd ta zła energia, czy ci ludzie zostawili taki właśnie ładunek straszny tam. A taki obóz koncentracyjny? Przecież to tysiące istnień umęczonych, zaszczutych, zabitych, to musiało tam zostać, musi być odczuwalne. No i to zło w Niemcach wtedy, też tam zostało, wsiąkło w grunt
Kasiu, niesamowita historia z tym domem! Słyszałam, że Irlandiwa bywa zwana m.in."krainą wróżek", ale kojarzyłam to tak bajecznie i pastelowo, a tu proszę. Zresztą tak jak piszesz, to zdarza się w różnych miejscach. Ja jestem chyba dość wrażliwa na takie rzeczy, bo np. w czasie podróży zdarza mi się nie móc zasnąć tam, gdzie inni nie mają z tym najmniejszych kłopotów..
UsuńPrzepraszam za literówkę, oczywiście "Irlandia".
UsuńWróżki w Irlandii to jest żywa wiara i nie ma to nic wspólnego z paniami, które w długich złotych kieckach fruwają z różdżką w ręku. Czasami są straszne i kiedy ktoś, niejednokrotnie mimo znaków, że nie powinien, wybuduje dom na kręgu wróżek, marny los takiej rodziny. Oni nawet tu badają ziemię przed kupieniem pod względem energetycznym. Oczywiście są tacy, co w to nie wierzą, ale to i tak na nic, mówią inni, bo niezależnie od wiary czy nie, one istnieją i już
UsuńNiedawno przeczytałam ksiązkę, w której ważną rolę odgrywały baśnie walijskie i tam wróżki też bynajmniej nie były w złotych kieckach, poza tym zdarzały się naprawdę wredne. :)
UsuńJakoś mnie nie ciągnęło do tej książki ze względu na tą tematykę - "na fali"- pomyślałam. Twoja recenzja przekonuje mnie, że jednak warto sięgnąć.
OdpowiedzUsuńOlu, po stokroć warto, ciekawa kobieta i naprawdę ciekawa rozmowa, Remigiusz Grzela sobie fantastycznie z tym poradził. Zresztą słyszałam, że to mistrz w tej kwestii, chcę przeczytać jego poprzednie pozycje
UsuńCoraz częściej myślę o tym, że zbyt dużo czasu poświęcam na czytanie książek, które bardziej niż poznaniu, służą rozrywce. Planuję zrobić Listę Lektur Obowiązkowych i czuję, że ta książka znajdzie się na niej. Napisałaś w tytule "Było, więc trzeba pamiętać" - dopowiem, że żeby pamiętać, trzeba znać (albo lepiej poznać).
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
rr-odkowa - oj tak. Po pierwsze płodozmian, rozrywka potrzebna, ale na zmianę z poznaniem, tak ważnym dla świadomości. Po drugie to naprawdę dobra lektura i też rozrywka poznawać ludzi i nowe fakty
UsuńBardzo dziękuję. Remigiusz Grzela
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję za wspaniałą rozmowę. Czytałam na kartach Pana bloga, że w trudny czas powstawała ta książka, tym bardziej dziękuję, że Pan nie odpuścił, i możliwe, że na dobre wyszło, bo ona jest taka 'słowo-czuła', taka wrażliwa na to, co Joanna Penson powiedziała.
UsuńNie słyszałam o tej książce. Ale zaciekawiłaś mnie, więc sobie ją kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńAneto - wiem, że my mole książkowe mamy ciągły problem z brakiem czasu i nadmiarem lektur, pewnie pokiwasz głową i tyle, ale uwierz, warto ją przeczytać, warto poświęcić tej kobiecie i rozmowie z nią kilka godzin czasu
UsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji mogę tylko rzecz, że całkowicie nie w 'moim typie', choć co do książek to mało co mnie zadowala i jestem bardzo wybredna, choć nie tak wybredna jak jeśli chodzi o filmy. Filmy, filmy,filmy i kino- efekty tego można zauważyć w dzisiejszej recenzji, na którą serdecznie zapraszam!
OdpowiedzUsuńCoolturalny-tygodnik.blogspot.com
Alex - jak widzę z Twoich wpisów tylko w jakiś 10 procentach jesteśmy kompatybilne, jeśli idzie o zainteresowania, więc wcale mnie nie dziwi, że nie w Twoim typie. Tak jak mnie nikt by nie zmusił do obejrzenia Koszmaru z ulicy wiązów.
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam, Twój nick przekierowuje do bloga, więc nie musisz za każdym razem go reklamować, przy kazdym komentarzu. Chyba, że to o to chodzi, wtedy będę traktowało to jako spam. Pozdrawiam
przepraszam, nie wynika z nicka czy mam do czynienia z kobietą czy mężczyzną, jeśli źle napisałam, że kompatybilne, a powinno byc kompatybilni, przepraszam
UsuńKasiu, a znasz stronę internetową Pana Remigiusza? http://remigiusz-grzela.pl/ Ja uwielbiam czytać jego zapiski, refleksje nad lekturami i spotkaniami z niezwykłymi ludźmi. Jeśli on prowadzi takie spotkanie, to jest to dla mnie gwarancja, że będzie bardzo ciekawie, zawsze jest gruntownie przygotowany do rozmowy i zadaje niebanalne pytania. Często chodzę na takie spotkania bardziej dla niego samego, niż dla jego rozmówców :) Niesamowicie ciekawy człowiek!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Asia
Asiu, znam i czytam. Też uwielbiam. Nawet przytaczam jego wpis u siebie w notce o Obławie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKasiu, ja od czapy, jak zwykle. Ale akurat obejrzałam coś, co może znasz, jako wielbicielka Mariusza Szczygła (a może nie?):
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=XXZajNvIs2Q