Tak powiedziałam, autorowi, że mnie tam swoją powieścią zabrał. Do czytelniczego raju, gdzie nie trzeba się spieszyć, nie trzeba 'z kocyka wstawać', można zapomnieć o bożym świecie, bo ma się w ręku historię ciekawą, przejmującą.
Żałuję, że nie mam zwyczaju podczas lektury robić notatek. Gdyby to była książka papierowa, od razu wiedziałabym, że zostaje na mojej półce, mogłabym sobie ołówkiem pisać w niej do woli. Ale to był przedpremierowy ebook i do notatek potrzebny by mi był notesik, cokolwiek. A ja, jak już zasiadłam do czytania, minuty mi każdej było żal, nie polazłam po ten długopis, po ten brulion i mam za swoje.
Miałam kilka błyskotliwych :-) myśli, że Wam to tak przedstawię, tak opowiem, że Wam gacie opadną i ustawicie się w kolejce do księgarń 24 kwietnia. Miałam wtedy przebłysk rozsądku - idę zapisać, bo zapomnę, ale potem zaraz - eee tam, tego nie zapomnę, to jest takie superowe, że na pewno będę pamiętać.
Ale rankiem to było, do pracy spieszyłam, w biegu zbierałam klamoty, bo się oczywiście zaczytałam i co? Wyparowało ze łba jak sen jaki złoty.
Remigiusz Grzela uwiódł mnie swoimi rozmowami. Po tym jak przeczytałam Było, więc minęło , obiecałam sobie nadrobić wszystkie grzelowe zaległości i od razu zakupiłam dwa ebooki - Wolne i Hotel Europa, tyle udało mi się tylko zdobyć. Obiecałam sobie mieć oczy otwarte na resztę.
Aż tu pewnego dnia trafiła się okazja przeczytać przedpremierowo Złodziei koni.
Zasiadłam z czytnikiem, oklepałam naokoło kocyk, kawę przysunęłam bliżej, okulary na nos, reszta spraw w nosie i zapadłam w świat stworzony przez pisarza.
O-lu-dzie! Cóż to za wspaniała powieść. Cóż za język, styl! Widziałam jak się te literki i zdania ładnie układają w treść, czułam jak te naoliwione tryby wsuwają elementy machiny na swoje miejsca, jak to wszystko pięknie gra. Konstrukcja misterna, niejeden by poległ, gdzieś się obsunął w przepaść chaosu, ale nie ON, nie Grzela.
Nasunęło mi się porównanie do koronek klockowych. Widzieliście kiedyś, jak to się robi? Tutaj krótki filmik, obejrzyjcie proszę, minutę zaledwie, a będziecie wiedzieli, o co mi chodzi.
Wątki opowieści jak te nitki, cieniutkie, ale dużo, Grzela sprawnie klockami operuje, zawija, krzyżuje, cofa, podnosi, prostuje, już widzisz wzór, ale on się jeszcze bardziej komplikuje i dowiadujesz się, że to, co Ci się wydawało clue, jest zaledwie elementem czegoś większego, bardziej skomplikowanego.
A co może być bardziej skomplikowane i złożone od ludzkich losów, rodzinnych historii, szczególnie kiedy przypadają one na czasy powojenne - Stanisław, czasy wczesnokomunistyczne aż do przełomu współcześnie - Jerzy, aż do przedstawiciela obecnego pokolenia, nieświadomego przeszłości, nie mającego wystarczającej wyobraźni, żeby zrozumieć, wejść w skórę ludzi, którzy swoją księgę zaczęli zapisywać przed nim - Kamil.
Trzech mężczyzn, dwóch ojców, dwóch synów i dziadek. Z czego dziadek nie zna wnuka, ba, nawet nie zna syna. Ojciec zna syna, ale go nie zna. Syn zna ojca, ale go nie rozumie. Siostra odkrywa, że ma brata. Dziadek nagle ma możliwość przejścia przez życie swojej niedoszłej żony.
Trzech mężczyzn, różne czasy, wojna, która nie dla wszystkich skończyła się w '45, trudne decyzje, postawy, które dla jednych są oczywiście wspaniałe, dla innych całkiem na odwrót. Geny. Jaka siła w nich tkwi. Nie da się ich oszukać, ale można wytworzyć w sobie mechanizmy, które pozwolą uniknąć błędów poprzedników w rodzinie. Trzeba zrozumieć, może wybaczyć? Da się w ogóle?
W tym wszystkim kobiety, matki, żony, córka. Naturalnie towarzyszą mężczyznom, nikt przecież nie chce być sam, każdy szuka miłości, towarzysza na życie. Nie zawsze to jest oczywiste, kto z kim i dlaczego tak to się potoczyło.
W tej powieści najpierw te nitki się plączą, ale wraz z końcową stroną powieści, chociaż w przypadku czytnika to był po prostu biały ekran - dostajemy kompletny, zachwycający wzór. Wpatrywałam się w tę nicość na ekranie i nie potrafiłam się rozstać z tą powieścią. Wracałam do pojedynczych scen, do smaczków, które jeszcze nie zostały zapomniane przez kubki smakowe w mojej głowie. Tęsknię do niej. Nie potrafiłam sięgnąć po nic innego, od kilku dni czytam prasę, blogi, odmawiam rozstania się z nią na dobre.
To jest jedna z tych powieści, która pozostaje z człowiekiem na dobre. Myślałam, że teraz już nikt tak nie pisze. Że literatura idzie w stronę ozdobników językowych, które biorą górę nad treścią. Albo ucieka w trywializm. Albo zabiera ludzi do wyidealizowanego świata, którego nie ma. Albo odwrotnie, do bagna, gdzie brud, smród i jeden kolorowy motyl siedzi.
A tu mięsista historia par excellence. Język w zależności od potrzeby subtelny, ale chuje też latają. Bez ściemniania. Uwielbiam. Ledwo skończyłam, a już stała się jedną z moich ulubionych powieści ever.
Mam nadzieję, że ktoś zdecyduje się ją kiedyś nakręcić.
Czy muszę dodawać, że polecam?
Kasiu, ale przeciez na czytniku mozna robic notatki, podkreslac itp :) Trzeba bylo te mysli ocalic dla bloga...
OdpowiedzUsuńmuszę się nauczyć jak to robić, bo jakoś wydawało mi się, że nie będzie mi to potrzebne, ale jednak tak.
UsuńHannah dokładnie ! :)
UsuńAż tak? Nie mogę się doczekać lektury. :)
OdpowiedzUsuńAnnRK, aż tak. Nie dość słów, żeby to pochwalić
Usuńczy muszę dodawać ,że nie musisz polecać? Ech końcówka kwietnia i maj zapowiadają się bardzo soczyście, już nie wiem w co oczy wkładać ,a Ty mi tu jeszcze takie rekomendacje...ech...
OdpowiedzUsuńMag, moja lista jest tak bogata, że uginam się już podczas jej czytania. Rozumiem Cię. Ale tej pozycji nie można przegapić, żeby nie wiem co
UsuńJeśli wpadłaś na najlepszą książkę ever, to zapisuję sobie jej tytuł...Myślałam, że będziesz opisywała Cormaca i jego "Rącze konie";) Twój entuzjazm jest tak zaraźliwy, że człowiek od razu chciałby złapać za kocyk i czytać:)
OdpowiedzUsuńOlu, gdyby to nie było bez sensu, też złapałabym za ten kocyk i czytała od nowa :-)
UsuńStaszka przyznam, nie polubiłam. Ale Jurek zyskał u mnie sporo sympatii, nawet wtedy, kiedy bezsensownie wkurzał się na Kamila, kiedy tak beznadziejnie nie potrafił okazywać uczuć.
OdpowiedzUsuńTo u mnie chyba będzie jedna z lepszych książek tego roku - tak czuję :)
A mnie właśnie bardziej wkurzał Jurek i ta jego wieloletnia inercja, brak chęci zmian, marnowanie życia swojego i głupota chyba, bo jak to nazwać? Ja też uważam tę powieść za wyjątkową i w tym roku zdecydowanie będzie ważna. Pewnie już zawsze.
UsuńPierwsza przeczytana u Ciebie recenzja i od razu takie peany - przeskakuję do jakiejś internetowej księgarni, by poznać coś z twórczości pana Grzeli ( bo przyznaję się bez bicia - nic nie znam:( )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Cork
Czytam bloga autora od lat, a jak zaczęłam książki to się zachwyciłam zupełnie
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania. Czytam wszystkie ksiazki Remka. Pozdrawiam Ta Basia.
OdpowiedzUsuńTa Basiu, zupełnie nie kojarzę ktoś Ty. A po tym 'ta' wnoszę, że powinnam. Ja też będę zaliczać wszystkie.
UsuńTa, ktorej nie wolno bylo byc z Jurkiem. Przepraszam, nie mam teraz polskiej czcionki.
Usuń