czwartek, 9 lutego 2012

Zofia Woźnicka - niezapomniana czarodziejka moich młodych lat

Wprawdzie wzmiankowałam już raz o jej powieściach TU, przy okazji innego wpisu, ale po dzisiejszej rozmowie facebookowej z Martą postanowiłam przybliżyć jeszcze raz postać Zofii Woźnickiej, bo uważam, że ciekawie pisała dla młodzieży. Pewnie nie jednemu ją tylko przypomnę, a innym przedstawię. Jeszcze się wahałam, czy w ogóle warto pisać taką notkę, ale po przeczytaniu nowego wpisu u przewodnikapokrakowie (przypadkiem tez o powieści tej autorki), pomyślałam - a niech tam.
Poza tym nie gniewajcie się, ale trochę mam dość ostatnio jednolitych wpisów na blogach (piszę ogólnie, bo oczywiście zdarzają się rodzynki) - stosików i opisywania kilku książek na krzyż. Ja bym chciała poznać Wasze myśli okołoksiążkowe, fascynacje sprzed lat, nie tylko te nowe, najmilsze wspomnienia z  różnych lektur i czasem mnie już mdli od 'dziewczynek z delfinami' (w sensie zjawiska powtarzalności, nie tytułu) w prawie każdym wpisie. I nie zrozumcie mnie źle, to nie jest krytyka, raczej zauważenie nieuchronnego zjawiska, bo przecież blogi to odzwierciedlenie rzeczywistości, a często jest tak, że wszyscy czytają to samo, bo jest o jakiejś książce głośno.  Pewnie, czasem sama się wpisuję w ten nurt masowego czytania jednej i tej samej książki, stąd taka 'ucieczka z peletonu', stąd chęć wypadnięcia z trasy'.

Siostry Woźnickie (właściwe Wicher), Zofia i Ludwika, były bliźniaczkami. Z powodu pochodzenia żydowskiego (mama była Żydówką), w czasie wojny uwięzione były w Gettcie Warszawskim, a potem w wieku 16 lat zabrała je do siebie i ukryła dr Felicja Felhorska. Zostały wywiezione do Niemiec, skąd Zofia wróciła rok po zakończeniu wojny. Była tłumaczką z języka francuskiego, krytykiem literackim i pisarką dla dzieci i młodzieży. Jej siostra też pisała dla dzieci, tłumaczyła z angielskiego. Obie przyjaźniły się z matką braci Kaczyńskich i były matkami chrzestnymi chłopców. Obie popełniły samobójstwo, Zofia w 1983 roku, a siostra trzy lata później.




Cecha wspólna  powieści Zofii Woźnickiej (tych, które znam) to miejsce akcji, bohaterki zawsze wyjeżdżają do Francji. Ania ze Skalistej Krainy Katalonii jedzie tam po nieudanych egzaminach na medycynę. Wanda z Zaproszenia odwiedzić rodzinę, a bohaterka Paryskiego Stypendium Joanna, na naukę do Akademii Sztuk pięknych. Dużo się dzieje, sam wyjazd to, szczególnie w tamtych czasach, duże wyzwanie, a do tego poznawanie nowych realiów, uczenie się życia, dojrzewanie, galeria ciekawych postaci. Nie mam pamięci fabularnej, nie jestem pewna teraz treści, tak żeby dokładnie zreferować, która o czym i ich ze sobą nie pomylić, ale każda z nich wywarła na mnie wyjątkowe wrażenie i do tej pory czuję niezwykłe ciepło, kiedy je biorę do ręki. Postanowiłam, ze sobie je powtórzę i wtedy może opiszę dokładniej.
Edytuję, bo wczoraj w nocy pisałam i zapomniałam o tym, że te powieści, dla dziecka chowanego w komunie, były oknem na świat. Obce języki wplatane w dialogi, opisy Paryża i innych krajów, podróże zagraniczne, inne życie, wolność - dla mnie wtedy to była bajka, która się ziściła, ale wtedy o tym nie wiedziałam. Nie żałowałam swojego życia, ale jak każdy młody człowiek chciałam też wiedzieć i widzieć też coś innego, poza moim własnym podwórkiem. 
W każdym razie, kiedy będziecie w bibliotece, a macie już dosyć gorących nowości, może sięgniecie po którąś z powieści Woźnickiej? Są młodzieżowe, ale takie dla starszej, licealnej młodzieży, więc i na progu dorosłości można sobie zapodać. A na starość, hihi, przypomnieć.

55 komentarzy:

  1. Nie wiedziałem, że Woźnickie miały tak dramatyczne biografie. Czytałem Ludwiki "Tajemnicza planeta i doniczka z pelargonią", takie niby sf dla dzieci, całkiem całkiem:P Chociaż teraz pewnie dzieciaki by się zaziewały na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludwiki mi nic nigdy w ręce nie wpadło, a szkoda

      Usuń
    2. Tę planetę tajemniczą też pożyczyłam i coś czuję, że zostawię ją sobie na koniec, bo s-f mnie nieszczególnie kręci :)

      Usuń
  2. Wstyd się przyznać, ale nie słyszałam wcześniej o opisywanych przez Ciebie autorkach. Nie moja młodość i raczej wątpię by stały się moją dorosłością. W każdym bądź razie zamierzenie swoje zrealizowałaś, bo mi je przedstawiłaś:)

    Poza tym podobał mi się Twój wstęp do tego posta, zwłaszcza "Dziewczynki z delfinami":P Sama ostatnio o niej pisałam hehe. Ale masz rację czasami człowiek ma już przesyt recenzji tych samych książek. Po pewnym czasie po prostu nie czytasz kolejnych, ale cóż, tak bywa:)

    Ps. zaszokowałaś mnie tymi samobójstwami obu sióstr!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ups, przecież to była jedna autorka, a dwie siostry!:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dwie autorki, dwie siostry, obie pisały.
      Te dziewcynki z delfinami dlatego małą literą i nie pisane jak tytuł, bo to ma symblolizować masę recenzji jednakowych, a nie odwołyuwać się do tytułu konkretnego. Przynaj, że jak jest jakaś książka na tapecie, to można się zastrzelić z korkowca, wszędzie jest

      Usuń
    2. O tak, przyznaję, że czasami trafia mnie mówiąc oględnie kiedy widzę kolejną recenzję tej samej książki. Przychodzą takie fale i tyle... Ostatnio obserwowałam taką historię "Stulatka, który wyskoczył przez okno...":P Najgorsze jest to, że zaczynasz się zrażać do takiej książki... A "dziewczynkę z delfinami" załapałam i uważam, że bardzo trafnie Ci to wyszło:) Mnie po prostu skojarzyło się z recenzowana przeze mnie ostatnio "Dziewczynką..." bo też chyba ze względu na film ta książka jest na tapecie, choć szczęśliwie nie na co drugim blogu:P

      Usuń
    3. Paula, nie na co drugim, bo fala przeszła, ale był dzień, że u mnie w zakładkach stado dziewczynek pod tytułami blogów było. Ja wiem, że tak musi być, tego stulatka też teraz zauważyła, ale tak samo jak Ty, uważam, że to może książkę zarżnąć. Kiedyś napisałam do wydawnictwa o tym, powiedziałam, że chętnie przeczytam, ale recenzję chciałabym umieścić za dwa, trzy miesiące. Książki nie dostałam, żadnych innych propozycji też nie, bo mają inny plan marketingowy, nie będę słuchać 'szarego' czytelnika. Dziewczynki nie czytałam, nic do niej nie mam, ale chciałoby się więcej wiatru w naszym blogowym świecie, dowiadywać się o książkach, o których chłowiek nie miał pojęcia, tak jak u Lirael na przykład

      Usuń
    4. Delfiny mnie ominęły, bo szalały głównie na blogach, których nie czytam, ale chyba i tak do pięt nie dorastały zeszłorocznym kroplom Marioli, człowiek się bał otworzyć lodówkę:P

      Usuń
    5. Do kropel Marioli i ja dołożyłam swoją kroplę, chociaż był we mnie sprzeciw straszny, żeby w tamtym momencie to robić. Z szacunku dla autorki nie zwlekałam, ale to jest tylko powierdzenie mojej tezy, że nie powinni przedabrzać.

      Usuń
    6. To niby ma służyć robieniu wrażenia, że jest masowe zainteresowanie czytelników. Tyle że co wrażliwsi od razu się do książki zrażają, a reszta tydzień po opublikowaniu ostatniej recenzji już o książce nie pamięta:P Ja tam wolę, jak mi się o książce przypomina co jakiś czas, jest większa szansa, że będę przy pieniądzach i sobie kupię:P

      Usuń
    7. I to właśnie próbowałam wytłumaczyć kiedyś wydawcy, niestety nie przyjęli moich argumentów

      Usuń
    8. Bo marketing to może oni wszyscy skończyli, ale o czytaniu czasem pojęcia nie mają:P

      Usuń
    9. Ale wiesz Kasiu jaka jest też prawda? Ja również staram się czytać książki inne, które nie są znane lub znane są ale mniejszemu kręgowi osób, ale wydaje mi się, że i tak to co ja napiszę o takiej książce znika i nikt na to nie zwraca większej uwagi, bo tytuł tej książki nie krzyczy na plakatach czy reklamach internetowych. I opisuję taką książkę, ślę zachwyty a i tak najwięcej wejść mam na posty dotyczące np. "Poziomki...", którą krytykuję, ale ludzie czują, że muszą jej na tym moim blogu bronić:/ I tak, schwaliłam kiedyś genialną moim zdaniem książkę Wita Szostaka "Chochoły" a ta nie doczekała się nawet jednego komentarza i znikomej ilości wejść, bo była nie znana. I ubolewam nad tym niemiłosiernie bo to jedno z moich odkryć ubiegłego roku!:(

      Usuń
    10. Paula, nie prawda z tym, że nikogo to. Mnie tak. Uwielbiam takie wpisy. A na przykładzie Papryczki czy Książkowca widać, że nie tylko o dziewczynkach i poziomkach trzeba pisać. Jeśli idzie o ten drugi typ literatury autorka ma taki elektorat, że zaraz się rzucają do gardła, kiedy ktoś coś źle napisze. Mnie to od razu zraża. Poza tym ja mogę tylko określoną zawartość słodyczy w literaturze przyjąć, powyżej pewnego poziomu mnie mdli. A może jestem za stara po prostu?
      Zawsze do Ciebie zaglądam i możesz być pewna, że będę wdzięczna za wskazanie mi ciekawych powieści, nie z plakatów i bilbordów, a takich milczących sobie na półeczkach w księgarniach, bez siły przebicia, bez łokci

      Usuń
    11. Kasiu, nie przesadzaj z tym rzucaniem się sobie do gardeł u Książkowca:P Coś się dzieje i widać, że nie wszyscy są spragnieni wyłącznie poziomek:)

      Usuń
    12. Ups, chyba byłam nie dość precyzyjna, odnosiłam się do drugiego rodzaju literatury przytoczonego przez Paule, czyli poziomek, jagódek i innych takich, w przypadku recenzji tychże, jeśli nie są politycznie poprawne, sfora dopada

      Usuń
    13. Zacofany - a książkowca i Papryczke uwielbiam i nie zauważam u niech żadnych negatywnych zjawisk

      Usuń
    14. Kasiu: to ja przepraszam, wypuściłem komentarz, a potem do mnie dotarło, o czym piszesz:) Niestety odpuszczam sobie "poziomkowe" recenzje, ale widzę, że źle robię, bo różne ciekawe rzeczy mnie omijają:)

      Usuń
  4. Ludwiki jedną książkę czytałam - napisała taki cykl "Irka i Czarka" o dziewczynce, która znajduje kociaka, jak się później okazuje malutką panterę. I ja czytałam ostatni tom z tej serii "Z Czarką w rejs".
    A jeśli chodzi o Zofię to też raz się spotkać zdarzyło - przy okazji książki "Olek i wielka wyprawa".O chłopcu, którego babcia pochodziła z Gruzji i który po raz pierwszy jedzie na wakacje do gruzińskiej rodziny.

    Nawet sprawdziłam przed chwilą katalog mojej biblioteki i niestety nic sióstr Woźnickich nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to szkoda. Ja Lidwiki nic a nic nie czytałam i żal. Olka jeszcze bardziej żal, muszę go sobie kiedyś na Allegro sprawić. Natomiast te moje bardzo polecam, sama je jeszcze raz przeczytam

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy post. Zapisałam sobie nazwiska, ale pamiętam, wspominałaś. Kocham takie powieści, fajnie dowiedzieć się czegoś więcej o pisarkach.
    Jeśli chodzi o recenzje tej samej książki na każdym blogu- to fakt, jest to irytujące, mnie jeszcze nudzi strasznie, przyznaje bez bicia, prezentacje stosików a wszczególności ich opisywanie, dlatego nie praktykuje tego wcale,a zdjęcia stosików może z dwa razy zamieściłam lub trzy, wydaje mi się to zwyczajnie nudne- opisywanie każdej książki a jeszcze się nie czytało, więc stosiki chowam dla siebie:) Ale jak to z czytaniem bywa czasem ma się ochotę na coś nagle i też zerkam co kto kupił i czyta.
    Co do Dziewczyny z Delfinami masz rację- zabito tę powieść jak dla mnie, nie kupiłam nigdy bo była dosłownie WSZĘDZIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaaaa to czyli istnieje taka książka "Dziewczyna z Delfinami"???:) Ja dlatego u swoim komentarzu napisałam, że o niej pisałam, bo jakoś stwierdziłam, że to może zlepek słów od "Dziewczynki w zielonym sweterku" którą opisywałam i jakiejś innej książeczki:P To teraz już Cię rozumiem doskonale Kasiu:)))

      Usuń
    2. hm...coś mi nie pasi..muszę sprawdzić, chyba coś się pokićkało z tytułami..

      Usuń
    3. Chodzi ci o Dziewczynkę co pływała z delfinami??

      Usuń
    4. Tak, o tę.
      A jeśli idzie o stosy, lubię, bo zawsze coś odnajdę, ale niektórzy je produkują na zasadzie, zobaczcie co przyszło z wydawnictwa i te niestety to w trzech czwartych nie warte oglądania, a człowiek tylko czas traci. Najfajniejsze są te kupione rozmyślnie, wyczekiwane lub spod choinki, Te lubię u siebie (bo moje) i u innych. Z takiego dowiedziałam się o Mr Pebble i Gruda.

      Usuń
  6. Ale np nie uważam, ze blogi, gdzie nie ma okołoksiążkowej tematyki to blogi nudne,ja osobiscie trzymam się konwencji pisania o tym co czytam, bo to mój pamiętnik czytelniczy i nie mam ochoty na tysiąc podrzędnych tematów pisać. Ciągle mam w planie napisać o domu Lucy Mont Mongomerry w którym byłam w Kanadzie i mam zdjęcia..i ciągle nie moge się za to zabrać i wydaje mi się że nikogo nie będzie to interesowac. Najbardziej lubie pisać jednak o książkach, które właśnie przeczytałam i takie inne blogi też. Co nie znaczy że to się nie zmieni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja wola, twój blog. Ja lubię czytać, o tym napisałam, że chciałabym na innych blogach takie tematy znajdować też. O domu Ani chętnie bym przeczytała. Ale, ale, nie było takiego wpisu? To gdzie ja widziałam u Ciebie duuuużo zdjęć z pobytu i krótki opis?

      Usuń
    2. Zamieściłam wpis o domu Ani, muzeum Ani Z Zielonego Wzgórza na Wyspie Księcia Edwarda. Dom pisarki to inne miejsce, choć na tej samej wyspie, tam gdzie u wujostwa mieszkała. I prowadzi go rodzina. Mam masę zdjęć z tego domu, w końcu sie zbiorę to napisze, bo kilka osób pytało.

      Usuń
    3. A to nie wiedziałam, myślałam, ze muzeum jest w domu pisarki. Ja jestem ciekawa takich wpisów bardzo

      Usuń
  7. Ja też miałam styczność wyłącznie z Ludwiką (i podobnie jak Anek z cyklem o Czarce).
    A co do syndromu delfina, to masz rację- nuuuuuda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza - syndrom delifina - tego słowa 'syndrom' mi zabrakło.

      Usuń
    2. :)
      Co do starych lektur - niestetyy o nich nie piszę, gdyż mam pamięć jak sito i nie bardzo pamiętam, co czytałam 20 lat temu.
      Za to na blogu chętniej napisze o jakimś starociu, niż o czymś, o czym już 100 osób napisało.
      Zresztą ZWL ma rację- te hot nowości potem na tyle się słabo sprzedają, że wydawca nie wydaje kontynuacji, albo zsyla po roku do taniej jatki.
      Zresztą pisał o tym Pawel Pollak, ktory sam stara się dbac o kontakty z blogerami, ze blogosfera nei przeklada się jaoś rewelacyjnie na sprzedaż....

      Usuń
    3. Izo - blogosfera by się przekładała, gdyby ludzie zamiast pętać się umowami z kilkunastoma wydawnictwami, koncentrowali się na jednym czy dwóch, a pisali też o swoich innych fascynacjach i lekturach.
      Marketing wymaga finezji, a nie słonia latającego po bazarze i rozwalającego stoiska w podnieceniu.
      Uważnie czytam, co polecają blogerzy, ale bez pudła widzę, kiedy jest autentyczny zachwyt, a kiedy poprawoność polityczna w stosunku do jakieś książki.
      No i uwielbiam jak ludzie coś napiszą tak z trzewi, o swojej miłości do ksiażek, jakieś wspominki

      Usuń
    4. Cześć!
      Ale często te wpisy o książce plus komentarze przypominają operę, gdzie solistka spiewa: odchodzę (czytaj: zakuuupilaaam ksiażkę) a chór odpowiada: no to iiiidź (czytaj: przeczyyyytaaaamyyyy); solistka: właśnie iiiidę (czytaj: dawno wpisaaałaaam na liiiistęęę); chór: doooo widzenia (cz-j: już się nie mogęęęęę doooczeekaaać).... I tak przez dwie godziny (czytaj: co recenzja książki) z przerwa na sen. Oklaski. Kochaaam ooooperę! Solistka nigdy nie odchodzi (czytaj: czyta i odbiera po swojemu i nie każdego tym przekonuje) i na dodatek czeka na oklaski ;-))), które nie powinny się nigdy skończyć.

      Usuń
  8. Będę szukać tych książek, bo jak Ci już pisałam, Zofii znam tylko "Olek i wielka wyprawa" - za to jest to znajomość ho ho czterdziestoletnia :) natomiast zafascynowały mnie te bliźniacze losy.
    Przy okazji przeczytałam zalinkowaną przez Ciebie starą notkę i widzę, że "Słoneczniki" też były jedną z Twoich ukochanych książek. Ty się kazałaś w tym czasie nazywać Majka, a ja - oczywiście Lilka! Ze średnim powodzeniem zresztą, ale tak podpisywałam swoje pamiętniki przez długi czas :)
    Mój egzemplarz jest zaczytany do cna, w ogóle nie posiada już okładki i nawet nie pamiętam, jaka była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słoneczniki moje mają okładkę tylko dlatego, że nikomu do ręki nie dałam, sama czytałam ze sto razy. Ta książka jest kultowa dla młodzieży z mojego rocznika. Wszyscy czytaliśmy. A ponieważ wszystkie dziewczyny chciały być Lilkami, to ja Majką, haha

      Usuń
  9. No i przez Ciebie wróciłam dziś do domu z jedenastoma książkami z biblioteki :) a miałam czytać tylko własne!

    Tak jak je sobie teraz przeglądam, to najbardziej mnie kusi tytuł "Wdowa i lokator" :)

    OdpowiedzUsuń
  10. przewodniku, a ja tej książki w ogóle nie znam. Nawet opisu nie mogę znaleźć w sieci. Nie wiedziałam, że mój wpis będzie miał takie rażenie, że aż 11 :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei nie znalazłam tych Twoich ze zdjęcia, jedynie "Paryskie stypendium". A za "Wdowę i lokatora" już się zabieram!

      U mnie jest już zdjęcie wczorajszych zdobyczy :)

      Usuń
    2. na tej stronie Allegro jest Zaproszenie (swoją drogą ciekawy zestaw tam też mają) http://allegro.pl/listing.php/search?string=Zofia+Wo%C5%BAnicka&category=0&description=1&sg=0
      Skalista Kraina Katalonii jest cudna, ale faktycznie tym razem chyba nie ma

      Usuń
    3. Ha! Przed chwilą kupiłam! Nie wiem, czy to właśnie, bo kilka ich na all było :) teraz jeszcze dokupuję inne :)

      Usuń
    4. Podoba mi się ten zestaw, ale zupelnie nie mam kasy teraz, z zalem musze odpuscic http://allegro.pl/zestaw-8x-ksiazki-dla-dzieci-i-mlodziezy-wys-0zl-i2100664271.html
      Nie wiedzialam ze Snopkiewiczowa wydala taką książkę, potrety Minkowskiego sa swietne, moje ukochane
      I pomyslec ze czesc z tych ksiazek mialam i mi przepadly bezpowrotnie

      Usuń
    5. Faktycznie niezły ten zestaw :) dziada z babą tam brakuje... no ale za w sumie 81 z (z kurierem) można mieć całe 27 kg książek :)

      Usuń
    6. Miałam na myśli ten zestaw 100 książek wczesniej przez Ciebie zalinkowany... pisałyśmy równocześnie :)
      Tego "Kołowrotka" też nie znam. Snopkiewicz mam jeszcze "Tabliczkę marzenia" i "Piękny statek".

      Usuń
    7. Ja też mam te Snopkiewiczowej, jeszcze Drzwi do lasu i Słoneczniki. Ten zestaw 100 cikawy z wielu względów, ale ja część mam, to nie bardzo dla mnie. Natomiast ten drugi podlinkowany nie mam nic, ale cóż, niedobry czas dla mnie na kupowanie.

      Usuń
  11. Niestety, nie spotkałam się z twórczością pań Woźnickich, ale gdyby kiedyś się trafiło, to na pewno zajrzę. Lubię czytać takie "starocie".
    A propos syndromu 'dziewczynek z delfinami': dokładnie przy tej książce okupującej blogi, ogarnęło mnie"chore" przekonanie, że wszyscy już czytali oprócz mnie i nawet chciałam kupić(ale akurat wygrałam w konkursie, gdzie było nagrodą losowy pakiet książek i akurat ta też się trafiła), czyli padłam ofiarą zmanipulowania ;-). Potem miałam podobnie z Charlaine Harris, ale się opamiętałam w porę. No bo czy ja to muszę koniecznie czytać? Nie muszę przecież.
    Niedawno zaś był może nie wszędzie, ale licznie, czteropak ze Znaku ( Schmitt, Evans, Prokop&Hołownia, Man&Materna) i tego już naprawdę miałam dość.
    Niewiele się zapamiętuje raczej, gdy w kółko mniej więcej to samo się czyta.. podobne opinie o tych samych książkach, oprócz tego, że tytuły "biją po oczach" z wszystkich stron. To bardziej odstrasza. Czy taka naprawdę bardzo dobra książka potrzebuje aż takiej promocji? Może nie jest aż tak dobra, ale trzeba ją sprzedać... Tak sobie rozważam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto - działa czasem tak, że widzisz wszędzie okładkę i chcesz natychmiast, ale raczej na ludzi, którzy kupiliby i tak, a jakiegoś pisarza uwielbiają. Ja mam tak teraz z nową powieścią Wardy, kupię i czekałam, ale jak widzę wszędzie, zaraz się zacznie, bo już pierwsze recenzje są, to gryzę własne łokcie, czyli mnie skręciło w korkociąg skoro mogę to zrobić, bo muszę, po prostu MUSZĘ ją mieć teraz natycmiast, co w moim przypadku jest trudne, bo mnie w kraju nie ma. To samo by było z nową pozycją Miłoszewskiego, Hagena, Fryczkowskiej, Gutowskiej-Adamczyk, Kozłowskiej czy innych moich ulubionych polskich autorów. A jeśli idzie o pozycję, która wchodzi na rynek i nic o niej nie wiem, taki zmasowany atak gdziekolwiek, odstarsza mnie skutecznie i wiem, że wielu innych też. Ale jak co jakiś czas na blogach 'cyka' recenzja, a to w maju, a to we wrześniu, to mnie zawsze zainteresuje, bo ludzie czytają i ja też chcę.

      Usuń
  12. Kasieńko, ale tłok u Ciebie! A komentarze równie fascynujące jak posty. A jeśli jeszcze człeka wspominają! No, no. Dzięki! Pouśmiechałam się i doskonale Cię rozumiem. Ja też niechętnie kupuję nowości, które atakują wszystkie zmysły. Też odkryłam dar Lirael do wyszukiwania perełek i gdzie tam dzisiejszym bestsellerom do "Róż dla pensjonarki" na przykład! Jej książki zamawiam w ciemno. A jak chętnie bym poczytała i pooglądała nowinki z wyspy Ani z Zielonego Wzgórza. Moniko, siadaj i pisz! Pewnie o połowie poruszonych spraw zapomniałam. Rzeczywiście - jak piszesz - w PRL czytanie było jedyną dozwoloną i dostępną formą podróżowania. To był świat w zupełnie starym stylu...
    Chucham w dłonie, dmucham i tupię, ale gorąco pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. książkowcu - są blogi, które cenię nad wyraz, każdy za coś innego. Ale te, które mi ukazują nieznany świat, czy to ksiażek anglojęzycznych, czy starych, wspomnieniowe, osobiste, już nie będę wymianiać nicków, bo jeszcze o kimś zapomnę, są mi najmilsze

      Usuń
    2. Wiesz, jest jeszcze sprawa taka, że wiele starych książek na przestrzeni wielu dekad jest wznawianych-stąd np mogło ci się wydawać że ja mam same nowości w biblioteczce ( co mi mówiłaś) a prawda jest taka, że to wiele nowych wydań starych książek:)Bo ja nie kupuję samych nowości z roku 2011,są też nowości o których nikt nie pisze a mi się wydają ciekawe, więc nie zawsze stare to stare wydanie..:)

      Usuń
  13. Mi te książki zupełnie umknęły. Ani tytuły, ani nazwisko autorek nie jest mi znane. Wychowałam sie na Zapałce na Zakręcie i Jeziorze Osobliwości, a potem to już była Musierowicz, którą czytałam bez opamiętania, wracając coraz to do starszych tytułów. Mam chyba wszystkie książki pani Małgorzaty, łącznie z tymi dla dzieci, mam zbiory felietonów, które ukazywały się na łamach Tygodnika Powszechnego, mam ksiażki z przepisami. Noelkę do dziś czytuję każdego grudnia. Kiedyś nawet, na wzór opisanego tam mieszkania, pozawieszałam pod sufitem setki gwiazd wyciętych z błyszczącej folii...

    OdpowiedzUsuń
  14. Aniu - Musierowicz to moja młodość, druga młodość i pierwsza starość haha. Czytam na bieżąco wszystko, co się ukazuje, moja córka zresztą też. To samo z Siesicką swego czasu, a teraz doszła do tego nieoceniona Ewa Nowak i młodzieżówki Gutowskiej-Adamczyk (o tych dla dorosłych nie wspomnę, bo to jasne). Jeśli podobała ci się Musierowicz i Siesicka, to coś dla Ciebie. Chociaż pewnie już ci się nie będzie chciało

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie znam Woźnickich, nic kompletnie nie mówi mi to nazwisko i widzę, że sporo straciłam. Może kiedyś uda się nadrobić?

    Ale nawet nie tak bardzo książki mnie w tym poście zainteresowały, co wstęp o tytułach, które recenzowane są na wszystkich blogach. Aż mi się trochę smutno zrobiło, bo przecież i mój blog, niestety, zmierza w tym kierunku. Co jakiś czas coś kupuję lub udaje mi się w bibliotece trafić na jakąś nowość i w rezultacie piszę o tym, co wszyscy. Coś podpatrzę na blogach i później tego szukam. A na mniej znane tytuły brakuje czasu. :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Owszem... czytałem w dzieciństwie trzy pierwsze książki z Czarką w tytule. I podobały mi się, przeżywałem te historie.
    Rzecz w tym, że w mojej rodzinie istniał przekaz, że Ciotka Frana - ciotka mojego ojca - ukrywała podczas okupacji obie siostry Woźnickie na ulicy Koszykowej w Warszawie (bodajże nr 43). W internecie istnieje jedynie jeden przekaz (jednej treści) odnoszący się do tego tematu i nigdzie nie znalazłem wzmianki o mojej krewnej.

    Szukam jakichś nowych śladów...

    Wiem natomiast, że postać Czarki miała symbolizować sytuację obu sióstr w tamte straszne lata.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam