Jakbym nie powiększała, zdjęcie nie odda urody okładki. I znowu Wydawnictwo Literackie, przypadkiem, goniłam za tytułem, nie za wydawcą, ale fakty są jakie są. I znowu wydanie wyjątkowe. Okładka mnie wciągnęła w wir historii, uwiodła jak Tulipan kobiety w latach siedemdziesiątych, dałam się wziąć w jasyr. Ale krótka by to była fascynacja, gdyby tylko o nią chodziło, na szczęście treść była równie fascynująca, jedno dopełniło drugie, tandem znakomity.
Tutaj tego nie widać, ale gładź okładki jest pokryta błyszczącymi kręgami (obok tych białych, które widać doskonale). Pierwsze skojarzenie - płyta winylowa. Potem, już w trakcie czytania, słoje całkiem jak na ściętym drzewie, świadczące o upływie lat, skrywające różne historie, jak te szuflady, które widać na zdjęciu. Poza tym układ słoneczny, w środku, to co najważniejsze, a potem satelity, drobne i większe momenty, opowieści, odczucia. A te krążki są wypukłe, naklejeczki takie, ale przez to jakby bardziej rzeczywiste, odczuwalne - Mikołaj, imię, to co człowieka dziwnie, bo przypadkowo określa na całe życie, potem nazwisko, już mniejszy, ale jednak, naturalny, przypadek. A może nie? Tajemnica przydziału dzieci do rodzin. A w samym środku, największy - tytuł Książka - w tym mieści się cała, ale nie cała, historia rodziny. Czy kiedykolwiek możliwe by było, żeby ona była skończona i całkowita? Nie, bo po pierwsze z punktu widzenia jednego człowieka napisana, a po drugie ona ciągle trwa, nadal ewoluuje, zmienia się, nawet to, co przeszłe, znaczenie tego, wraz z upływem lat i nabieraniem doświadczenia, zmianą perspektywy, poszerzaniem wiedzy i horyzontów, też nie pozostaje takie samo.
Wzięłam ją do ręki i przemknęła mi przez głowę myśl, jak ptak ulotna, taka była i jej nie ma - jak w takiej małej książczynie można zmieścić historię rodziny? Po skończeniu wróciła do mnie już bardziej uchwytna, jak niedźwiedź w jaskini na zimowym legowisku - MOŻNA!
Na skrzydełku z tyłu zdjęcie autora. Mądre, 'widzące' oczy, okulary intelektualisty, takie Allenowskie, piękna twarz. Kiedy kobieta patrzy na takiego mężczyznę, wie, że mogłaby mieć z nim dzieci. Bezpieczny.
Pewnie dlatego, co by nie napisał w książce o swojej rodzinie, bezpiecznie trafia do czytelnika i jest całkowicie bezpieczne jeśli idzie o informację zwrotną. Patrzymy jego oczami na dzieje rodziców i dziadków, oraz pra- i nie mamy wcale ochoty oceniać ich surowiej niż sam autor, usprawiedliwiać ich bardziej niż on to robi, rozumieć ich inaczej niż sam zainteresowany, a jednocześnie angażujemy się w tę opowieść, odnosimy do własnych doświadczeń i historii.
Ja dodatkowo byłam bardzo zazdrosna, że Mikołaj Łoziński tak dużo wie o nich. Ja nie wiem o mojej prawie nic, a to co wiem, czasem, bo nie ma do tego odpowiedniego podkładu poznawczego, przeraża mnie i niepokoi. Takie trudne sprawy, trudna historia (bo i czasy niezwykle nieludzkie), ciężko czasem się w tym wszystkim połapać. I zrozumieć.
Młodsze pokolenia nie powinny jednoznacznie, radykalnie oceniać swoich bliskich, ale mają prawo to wszystko przetrawić, próbować pojąć motywy i nie powielać błędów, natomiast naśladować rzeczy dobre.
To jest mądra, piękna, przejmująca książka. Czasem, kiedy myślę o niej, aż mi się płakać ze szczęścia chce, że mogłam ją przeczytać. A to dzięki Lirael, która mi ją z rubieży Polski do tego mojego Donegalu wysłała. Czyż może być coś piękniejszego niż posłanie takiej historii człowiekowi na drugi koniec Europy? Takiej!!! Jolu, dziękuję z całego serca, Książka wkrótce wyruszy w podróż powrotną do Ciebie.
Ale Ty jesteś niedobra. Książka Cię uwiodła. a moja lista pęka w szwach. A jak po takiej rekomendacji nie sięgnąć?
OdpowiedzUsuńwiem, mam tak samo, kiedy ktoś chwali i ja natychmiast też chcę przeczytać. Taka już nasza dola
UsuńJa uwielbiam Mikołaja Łozińskiego. Trafia w mój czytelniczy gust. Zarówno "Książka" jak i "Reisefieber" to pozycje, które polecam bez mrugnięcia okiem.
OdpowiedzUsuńI masz rację... okładka i wydanie bardzo udane :)
Isabelle - Reisefieber przede mną jeszcze
UsuńMiałem mieszane uczucia, bo z jednej strony ta książka faktycznie jest dobrą opowieścią o rodzinie, ale z drugiej - zbyt anegdotyczną, zamkniętą przed czytelnikiem.
OdpowiedzUsuńMnie to właśnie ujęło, takie urywki, niedopowiedzenia, jakby ktoś opowiadał, ale nie wszystko chciał jednak powiedzieć, chociaż potrzeba wyrzucenia z siebie tej historii wielka
UsuńKsiążką byłam podobnnie jak ty zachwycona
OdpowiedzUsuńAle też łaczy się z nią anegdota, pisałam o niej kiedyś na swoim blogu. Skopiowałam ten fragment i przesłałam na Twój gazetowy adres.
Kalina
Pamiętam doskonale Twój wpis o pogrzebie Zosi, ale nie pamiętałam tego fragmentu o Łozińskich. Niezależnie od tego, co ona o niej sądziła, ja się zachwyciłam.
UsuńPiękna książka? Myślę, że mogłabym ją kiedyś przeczytać. I chociaż nigdy nie spotkałam się z taką treścią, jaką przedstawiłaś w poście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Donna - trochę nie rozumiem, co napisałaś. Chodzi mi o drugie zdanie.
UsuńA Książkę warto
Kasiu, cała - i to wielka! - przyjemność po mojej stronie.
OdpowiedzUsuńJa trochę zrzędziłam na tę powieść, ale z perspektywy czasu mam wrażenie, że oceniłam ją chyba zbyt surowo. Bardzo się cieszę, że u Ciebie na koniec objawił się niedźwiedź w jaskini na zimowym legowisku. :)
Mam nadzieję, że Łoziński kiedyś przeczyta te piękne słowa, które o nim i o jego "Książce" napisałaś.
P.S.
Jestem wdzięczna Zacofanemu w lekturze, że kiedyś zwrócił mi uwagę na rewelacyjny wywiad z Tobą, który być może bym przegapiła. Postuluję umieszczenie linku gdzieś na pasku bocznym na stałe.
Lirael - link umieszczę, może to faktycznie i dobry pomysł.
UsuńJa w ten czas miętka jestem, może dlatego tyle serca mam dla tej książki Książki, pewnie wszystko zależy od czasu i miejsca.
Co nie zmienia faktu i mojej opinii, że podobała mi się nad wyraz
Masz rację, że teraz czas wyjątkowo odpowiedni do lektury tej książki.
UsuńŚwietnie, że dodałaś link! :)
Usuńmyślę, że podobała by mi się ta książka :) bardzo ciekawie o niej napisałaś :)
OdpowiedzUsuńWiewióro, myślę, że tak, w każdym razie warto spróbować
UsuńJa "Książkę" przeczytałam już dość dawno temu. Trochę na nią psioczyłam, przerwałam, nie dokończyłam czytać. Po kilku miesiącach wróciłam i od pierwszej strony zupełnie inne wrażenia - objawienie niemalże. Może przedtem to było nie to miejsce i czas. Summa summarum książka dla mnie na plus.
OdpowiedzUsuńAsiu - już nie raz się przekonałam, że są książki, które jednego razu nie pasują, a kiedy się do nich wraca w bardziej odpowiednich okolicznosciach, okazują się dla nas skrojone. Cieszę się, że dałaś jej szansę
UsuńTwoja emocjonalna recenzja skłania mnie do poszukania tej pozycji, chcę ją przeczytać, jak żadną inną:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOlu, jestem przekonana, że docenisz jej wyjątkowość
Usuń