sobota, 1 grudnia 2012

Głód serca chwycił mnie za gardło

Strasznie dużo miałam na głowie w piątek, wróciłam do domu wieczorem, ledwo mogłam się ruszać, ale zdecydowałam wziąć psa na spacer, bo terrier nie może wiecznie siedzieć w domu, dziczeje. Potem kąpiel i tak się ożywiłam, że zamiast jak porządny obywatel, kiedy zmęczony, udać się w piernaty, przysiadłam jeszcze obejrzeć wiadomości i trafiłam na film polski z 1986 roku.
Treść jest banalna - mężczyzna (Jerzy Zelnik) znajduje psa, szuka jego właścicieli, okazuje się, że należy on do chłopca samotnie wychowywanego przez matkę (Ewa Kasprzyk). Mężczyzna zaprzyjaźnia się z chłopcem, spędza z nim dużo czasu, od matki najpierw stroni, ale po jakimś czasie i z nią się zaprzyjaźnia, a na końcu się zakochują w sobie. Oczywiście jest pewna tajemnica, ale bez przesady, czachy nie odrywa.
Nie o treść i poziom tego filmu mi tu idzie, bo jest on średni, powiedzmy na piątkę w skali 10-stoponiowej (bredzę jak kaowiec z Rejsu), ale o realia i porównanie problemu z obecnym odbiorem.
Po pierwsze, kiedy bohater szuka właścicieli - dzwoni do jakiegoś urzędu, a tam od razu podają adres i nazwisko przypisane do numerka na obroży. Facet jedzie do domu tych ludzi, otwiera mu dziecko, natychmiast wpuszcza do domu, prosi, żeby się rozgościł i dzwoni po mamę, która przyjeżdża po chwili. Od razu przyszło mi do głowy - jak mu mogli podać nazwisko i adres, nie ma ochrony danych osobowych? Potem wszystko we mnie krzyczało - nie wpuszczaj go do domu, on ci może krzywdę zrobić! Nie zrobił. Matka przyjechała z pracy, nie miała problemu się urwać. Nie wywalą jej?
Potem pan się intensywnie przyjaźni z dzieciakiem, przychodzi do parku i bawią się z psem, zaprasza go do siebie na oglądanie filmu o dzikich plemionach w Afryce, bo chłopiec bardzo sie tym interesuje, daje mu książki w prezencie itd. A matka psycholog nie widzi zagrożenia! Dziadek (nobliwy Machalica senior) nic złego w tym nie widzi, jedynie lekko naśmiewa się z matki, która ma przebłysk przytomności (może to zboczeniec? - no wreszcie poszłaś po rozum kobieto!!! - krzyczałam w duchu). Toż to czysty pedofil na występach. Kiedy oglądali te filmy u niego w domu, siedzieli sobie na kanapie, on go obejmował, a ja cała sztywniałam, że pewnie zaraz się zacznie, zrzuci maskę, co gorsza pewnie spodnie. Nic się takiego nie stało.
Zamiast tego zakochał się w matce, jak to w normalnym romansie, w normalnych czasach, kiedy nikt o pedofilach nie słyszał (co nie znaczy, że ich nie było, teraz już to wiemy).
Zwykły film, a ja siedziałam ze ściśniętym gardłem, czekając na nieszczęście w postaci molestowanego dziecka i zaszlachtowanej matki.
Czy ja jestem nienormalna, czy czasy pogięte, że już nic normalnie nie przyjmujemy, tylko od razu zły dotyk, zbok, a matka dysfunkcyjna.

A poza tym dużo smaczków z końca lat osiemdziesiątych, oczywiście matka się martwi o syna, bo ten nie ma komórki i nie dal znać, że będzie później. Po ulicach jeżdżą głównie Maluchy, Polonezy, Duże Fiaty. W pracy luz, czy się stoi, czy się leży - pracownia architektoniczna, ludzie w białych fartuchach przy deskach, panowie inżynierowie wchodzą i wychodzą jak im się żywnie podoba, jak ma coś do załatwienia, mówi koledze, że idzie i tyle go widzieli. Kobiety chodzą głównie w spódnicach, a oczko w rajstopach jest prawdziwym dramatem i wielką stratą. Na obiad laski wozi się do hotelu, którego oświetlone wejście przywodzi na myśl zachodni blichtr, a imieniny obchodzi się w domu, podając po północy barszcz i krokiety. Zima, kozaki, meble, książki na półkach, wszystko z tamtych lat.
Żyć wtedy nie było za wesoło, ale wrócić do swoich dziecięcych lat tym filmem - faaaajnie

51 komentarzy:

  1. uuuuuwielbiam lata 80. i w filmie i w muzyce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak zobaczyłam na filmie tę domówkę z tańcami i gorącym barszczykiem, a na stole sałatką, to mi łzy w oczach stanęły. Przaśnie było, ale jakoś tak ludzie blisko ze sobą

      Usuń
  2. Ale mi zazgrzytały te "laski" i "domówki" - to jednak określenia nie z tamtej polszczyzny codziennej, wtedy jeszcze nikt ich nie wymyślił:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, nie starałam się trzymać w konwencji filmu, ale będę polemizować, u nas używało się słowa laski, pamiętam dokładnie, bo kiedyś kolega żartował z tego niewybrednie. Słowo domówka też u nas było używane. Może to zależy od regionu?

      Usuń
    2. Kasiu - raczej nie chodzi o region, ale o czas. Ja też nie chcę prowadzić wielkiej dyskusji, bo sprawa nie jest aż tak istotna (nie piszemy słownika). I w ogóle podchodzę do tego na luzie.
      Ale "domówki" to kwestia ostatnich lat, a "laski" owszem, wcześniej, ale według mojej pamięci nie w latach osiemdziesiątych. Chyba, że moja pamięć mnie zawodzi. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Elu - nie wiem, co jest kwestią ostatnich lat, bo już od wielu w kraju nie mieszkam, ale skoro tak mówisz, to tak jest

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. alicjo - do mięsnego o szóstej, po chleb w Wigilię stałam już od 4 rano, cieżko było, ale się człowiek nie skarżył, z czego to wynikało, nie mam pojęcia (ten brak użalania się na sobą). Może dlatego, ze wszyscy mieli przerąbane?

      Usuń
  3. Kochana, w latach osiemdziesiątych nie było zła. Nikt nie miał pojęcia o zagrożeniach z internetu, nie było zboczonych dyrygentów ani zboczonych biskupów, a w urzędach bez łapówki rzadko co udało się załatwić, więc pan chciał zaoszczędzić, poza tym nie poszedł na łatwiznę, więc tak jakby miłość przez ciernie, a nie że ma na tacy podane ;P W Zelniku wszystkie się kiedyś kochały. Teraz jest pisuarem i ja tam bym mu dziecka nie powierzyła. Nawet filmowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bluuu - nie wiem, czy się w Zelniku kochały, bo on mi się nigdy nie podobał, chcoiaż w tym filmie wyjątkowo mi nie zgrzytał. A dlaczego teraz jest pisuarem? Nic nie wiem

      Usuń
    2. W pamiętnym 2010 roku w jakimś studiu telewizyjnym wraz z Haliną Frąckowiak gorąco namawiali rodaków, żeby w wyborach prezydenckich głosowali na "pana Kaczyńskiego", bo oni głęboko wierzą w jego przemianę. Frąckowiak była związana z Szaniawskim, więc jej postawa jakoś mnie nie zdziwiła, ale Zelnik rozczarował mnie kompletnie. Chyba wolę, żeby artyści byli jednak niezaangażowani.

      Usuń
    3. o Bogu, a ja myślałam, że naprawdę gdzieś dzieci obracał. Z dwojga złego, to już lepiej to poparcie dla Kaczyńskiego, chociaż mógłby sobie darować

      Usuń
    4. mwaha!!!! pisuar jest określeniem zwolennika PIS:) ja zaś byłam POpaprańcem:)

      Usuń
    5. to ja też byłam popaprana :-)

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. alicjo - mnie żadna frakcja polityczna nie przeszkadza, żeby się ludzie tylko błotem nie obrzucali i nie było nienawiści

      Usuń
  4. a tytuł tego filmu? bo chyba ślepa jestem i nie widzę..

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam ten film! To ten z "Panem od Gapy", prawda? Oglądałam go z mamą, będąc jeszcze w podstawówce. Pamiętam, że mama płakała, a ja nijak nie mogłam zrozumieć dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Pan od Gapy. Trzeba być kobietą, żeby zrozumieć, jak druga kobieta chce być kochana i jak on cierpiał, że stracił rodzinę :-) Gdybym to oglądała jako dziecko, też bym widziała z goła inne wątki

      Usuń
  6. To "Głód serca", o matko! :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. no dobra, ślepota mnie ogarnęła. przez grypę zapewne.

    OdpowiedzUsuń
  8. chyba widziałam ten film bądź jego kawałek, ale pamiętam jak przez mgłę... nic ciekawego, mam podobna ocenę dla niego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. średni, ale ubaw i tak miałam. I jakie emocje, czy pan od Gapy będzie zbokiem? Ufff, nie jest

      Usuń
  9. Pamiętam ten film, raz czy dwa go oglądałam. Pamiętam właściwie tylko aktorów odtwarzających główne role i fakt, że się wzruszyłam.:) Realia rzeczywiście zupełnie inne, a człowiek od razu podejrzewa niebezpieczeństwo nauczony przypadkami obecnymi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaye - już mamy to wpojone, zawsze będziemy tak reagować

      Usuń
    2. Pod wpływem Twojej notki przyponiał mi się pewien post na blogu "Z Kafką nad morzem", który przywołuje wspomnienie lat 80-tych. Nie chciałam go streszczać, bo i tak nie dałabym rady, ale udało mi się go odnaleźć:

      http://zkafknadmorzem.blogspot.com/2012/09/and-all-that-jazz-kilka-mysli-na-koniec.html

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Kaye - dzięki wielkie za link, łzy mi w oczach stanęły, mam całkiem podobne, jeśli nie prawie takie same, wspomnienia z letnich miesięcy i lektur

      Usuń
  10. Oj, jak ja Cię dobrze rozumiem! Kiedy oglądam dawniejsze filmy, te z lat 80-, 70-tych, nieodmiennie urzeka mnie wciąż od nowa tamto tempo życia, jego jakość. I strasznie tęsknię, bo to były i moje czasy, które mam wciąż żywe w pamięci. Za nic nie mogę przekonać się do tego, co dzisiaj jest normą życia, jego wyznacznikiem i nadawaniem mu jakiegoś tam statusu. Wiem, że na te filmy patrzy się teraz trochę z niedowierzaniem, z myślami o naiwności, beztrosce, z uśmieszkiem. Ale ja sama dobrze pamiętam, że tak się właśnie żyło: prosto, nieskomplikowanie, chociaż ludzie mieli swoje troski i kłopoty. I, prawdę mówiąc, wolę tamto życie. No, ale cóż: żyje się teraz i też trzeba ten czas jakoś oswajać. Nie jest źle - mimo wszystko to jednak nie to. Dawno zrezygnowałam z tego tempa, pędu, podejrzliwości, wyścigu dzisiejszego dnia i dobrze mi z tym, tym bardziej, że nie jestem osobą ambitną i lubię zadowalać się małym i swoim. Z przyjemnością i nostalgią oglądam ten rodzaj filmu, o którym piszesz, chociaż - masz rację - często nie są to dziełka o jakiejkolwiek wartości artystycznej.

    A Zelnik jakoś nigdy mi się nie podobał: ani jako aktor, ani jako facet. Wychodzi więc na to, że jednak nie wszystkie się w nim kochały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jabłuszko - ja też zwolniłam, bardzo mi to odpowiada, ale jednocześnie ciągle się zastanawiam, czy jednak nie powinnam pędzić, bo się lekuchno nienormalna czuję.
      Zelink faktycznie nie w każdego typie, ja tam nie szaleję.
      Tęsknię za tamtymi czasami, ale to pewnie dlatego, ze mnie nic złego wtedy nie spotkało, natomiast ludzie mieli mnóstwo czasu dla siebie i żyło się prościej, co jest, jak się okazuje, wartością dodaną

      Usuń
    2. Moim zdaniem, nienormalna nie masz się co czuć, bo w Twojej życiowej postawie nic z nienormalności nie ma. Powiem więcej: jesteś jedną z niewielu znanych (że tak to ujmę) mi osób, o których myślę: "Jezu, nareszcie ktoś normalny". Chodzi mi o podejście do życia, wiedzę, co jest tak naprawdę ważne, ugruntowany stosunek do świata, nieuleganie trendom i modom. Nie kadzę Ci, po prostu tak Cię odbieram. Zresztą, co ja Ci tu będę pisać - sama doskonale wiesz, co się dla Ciebie liczy i z czym się dobrze czujesz.

      Mnie też nic złego nie spotkało w tamtych czasach. W ogóle, jakoś więcej było ufności i o wiele mniej podejrzliwości w stosunku do drugiego człowieka. Patologie były, owszem, ale nie patrzyło się z miejsca na innych z ostrożnością czy rezerwą. Nie wietrzyło się podstępu, kombinowania. I nie powiem, że to była naiwność: tak się po prostu żyło.

      I pamiętam, że moja Mama w swojej pracy (w której, nota bene, pracuje nieprzerwanie do dnia dzisiejszego i każdego to okrutnie zdumiewa) mogła sobie wychodzić bez opowiadania się jak miała taką potrzebę.

      Usuń
    3. Jabłuszko - dziękuję Ci za te słowa, potrzebne mi to było, bo ostatnio jakoś wątpia wątpią.
      Mamie zazdroszczę, wcale się nie dziwię, że tak długo w jednym miejscu pracuje, uważam, że lepsze jest wrogiem dobrego (nie zawsze, ale często)

      Usuń
    4. Otóż to, otóż to.

      Wątpienie zdarza się każdemu. I tak to już jest, że przychodzi później pewność, że jest właśnie tak, jak ma być i wszystko jest w porządku. Pomartwisz się, posmęcisz, aż pewnego ranka obudzisz się i pomyślisz: "dobrze mi!".

      Usuń
  11. Nie widziałam filmu a szkoda bo bardzo lubię takie smaczki o których piszesz. Żyjemy w okropnych czasach i pewnie ja tez bym doszukiwała się molestowania itd. Już teraz myślę intensywnie jak oduczyć córcie, lat prawie 5, zaufania do obcych. Gada z każdym, zaczepia, może by poszła gdyby rękę wyciągnął, bez spytania? masakra... ja ostatnio "Balladę o Januszku" oglądałam, pamiętałam z dzieciństwa ale teraz już jako dorosła pierwszy raz włączyłam i zrobiła na mnie równie okropne wrażenie, tylko matki już tak żałować nie umiałam.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiewióra, ja też sobie ostatnio po latach "Balladę..." oglądnęłam i tak jak Ty Gieni już nie pożałowałam. Kiedyś byłam przekonana, że Januszek to zło wcielone i matkę-anioła zgnębił niemiłosiernie, a teraz patrzę i widzę, że ona sama sobie w sumie taki los zgotowała. Jak to się jednak z tej perspektywy lat przychodzi rozliczyć z samym sobą! :)

      Usuń
    2. A ja się nawet nie odważyłam tego obejrzeć po raz drugi, już jako młoda dziewczyna nie mogłam się nadziwić, skąd u matki taka 'ofiarność' - czyli bycie ofiarą wobec gnoja, na którego po prostu trzeba było huknąć

      Usuń
    3. Ja ją zawsze rozgrzeszałam matczynym uczuciem i jej własnym znojno-smutnym losem, którego Januszek był jedyną chyba radością (w tym sensie, że syn ukochany). Jakoś nigdy nie miałam poczucia, że w końcu w którymś momencie Gienia się ocknie i na synalka huknie: była taką postacią, co do której miało się po prostu od początku pewność: on ją zgnębi doszczętnie, a ona zawsze go usprawiedliwi i przygarnie. Współczuję takim ludziom, ale zrozumienia dla ich postawy nie mam.

      Przypomniała mi się teraz Anda Rottenberg i jej wspomnienia "Proszę bardzo". Taka sama sytuacja: samotna matka, syn - wieczne utrapienie i umęczenie, i jej trwanie przy nim pomimo, nieustające zamartwianie się.

      Usuń
    4. niedawno myślałam o wspomnieniach Andy, że je muszę zdobyć, a tu patrz, piszesz o nich. To bardzo ciekawa kobieta i na pewno przeczytam

      Usuń
    5. Szczerze polecam. Zupełnie inaczej patrzę na nią po przeczytaniu tych wspomnień. Sądziłam zawsze, że jest chłodną, pełną dystansu osobą. Tymczasem okazała się być kruchą, troszkę nieporadną i nieco zagubioną, ujmująco wrażliwą. Bardzo po ludzku przepełnioną emocjami.

      Usuń
  12. Nie widziałam tego filmu. Nie wiem, czy miałabym podobne odczucia... Może to po prostu czasy się zmieniły i teraz już wszędzie dostrzegamy zagrożenie?
    Twój post przypomniał mi, że powinnam wrócić do oglądania starych (mniej lub bardziej;) polskich filmów..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Azumi - ja też za każdym razem, kiedy sobie taki obejrzę, obiecują solennie - więcej będę oglądać, tropić na Kino Polska albo gdzie indziej, zatrzymać się w tej pogoni za nowościami

      Usuń
  13. Podobnie jak większość tutaj, bardzo lubię wracać do tamtych czasów poprzez filmy czy książki. Wydaje mi się, że spokój tamtych lat polegał w dużej mierze na mniejszej świadomości. Jako dziecko bałam się, że porwie mnie czarna wołga. Zagrożenia ze strony nauczyciela, lekarza czy księdza nie widział nikt, bo nikt o tym nie mówił. A jednak...bliska mi osoba była w tamtych czasach molestowana przez lekarza.
    Ja bardzo chętnie wysiądę z tego pędzącego pociągu jak tylko się zatrzyma na jakiejś stacji - bo inaczej to sobie kark połamię. Na razie nie pozostaje mi nic innego jak ciągnięcie za hamulec bezpieczeństwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ba, kto się nie bał czarnej wołgi?
      Molestowanie było zawsze, to nie wymysł nowych czasów, ale chyba po prostu brak informacji i zamiatanie pod dywan. U nas w szkole wuefista łapał za cycki jak skakałyśmy przez kozła, ale takie byłyśmy nomen omen kozy, że śmiałyśmy się z tego i tyle, do łba nam nie przyszło, że to można by gdzieś zgłosić

      Usuń
    3. Czarną wołgą i ja żyłam w strachu :)
      W naszym bloku był z kolei dozorca, dziś już nieżyjący. Żadna dziewczynka nie mogła obok niego spokojnie przejść, żeby nie być obejmowaną, przytulaną - tak niby w żartach, a stał zawsze w strategicznym miejscu, przy drzwiach wyjściowych. Trzeba było dokonywać cudów zręczności i pomysłowości, aby wywinąć się jego dłoniom czy uprzedzić nieuchronne zamiary, bo "żartował" tylko wtedy, kiedy dziewczynka szła sama lub z innymi dziećmi: w obecności rodziców nigdy nie zaczepiał. Dzisiaj zdaję sobie sprawę co to było za zachowanie, wtedy odczuwałyśmy je z koleżankami jako nieprzyjemne i niepożądane, uciekałyśmy przed nim i nie lubiłyśmy go, ale która z nas miała świadomość, że trzeba poskarżyć się rodzicom?! Tym bardziej, że nigdy nie posuwał się dalej niż to obejmowanie, w sumie nigdy tak naprawdę żadnej z nas poważnie nie przestraszył i z wyglądu był miłym, skorym do śmiechu staruszkiem, a nie typem zbira z zakazanym obliczem.

      Usuń
    4. Jabłuszko - dopiero teraz wiem, ży właśnie ci dobrze wyglądający mili panowie potrafią być potworami, ale wtedy?

      Usuń
    5. Oj tak.

      Usuń
  14. Pięknie się dyskusja rozwinęła.I ja oglądałam ten film i tez przez moment miałam wrażenia podobne do Twoich. Też już jestem skażona.
    I myślę, że dawniej też się te "brzydkie" rzeczy działy, ale po prostu nie straszono nas bez przerwy, jak to się teraz dzieje.Człowiek niedługo bałby się zaglądać do jakichkolwiek mediów bo ze wszystkich kątów wyłazi ten co ma wielkie oczy.
    Stajemy się społeczeństwami zastraszonymi, nienormalnymi przez te wszystkie cholerne newsy z całego świata.
    Dobrze, że ja już mam za sobą sympatię do telewizji, a gazet też nie czytam, gdyż z nich wieje grozą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stary piłkarz opowiadal kiedyś, że jak na zgrupowaniu rozwalili gdzieś knajpę, to dopiero po tygodniu była mała wzmianka w prasie, a teraz skutego piłkarza oglądałabyś we wszystkich gazetach, ot co. Dobrze, że informują, uczulają, ale to czasem działa aż za bardzo i już ludzie sobie wcale nie wierzą

      Usuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam