wtorek, 26 marca 2013

Zaopiekuj się mną - wspomnienia o Ameryce widzianej z fotela

Ciekawa byłam tej książki z wielu względów.
Po pierwsze dlatego, że przebywałam w USA przez 6 miesięcy w 1990 roku. Poznałam wtedy wiele osób wykonujących prace takie same lub podobne jak wspomniane w książce. Spotkałam też wielu Polaków, którzy odbiegali znacznie od tych, których znałam wcześniej, zmieniała ich ta Ameryka i nic dziwnego, po odmianę przecież pojechali.
Tylko, że nam (byłam tam z mężem), wyrwanym z komuny, bo ona wtedy dopiero skonała, a w naszej głowie jeszcze żywa była, wydawali się Ci ludzie dziwni. Z jednych względów słusznie, z innych nie, po prostu ich nie rozumieliśmy.

Bardzo prawdziwa ta książka. Realiów samego kraju mało, bo też i tytułowa opiekunka mało bywała poza domami swoich podopiecznych. Ale trochę o rodakach było, a najwięcej o starszych ludziach, z którymi te kilka miesięcy spędziła. Starość jest wszędzie taka sama, trochę bogatsza tam, biedniejsza gdzie indziej, ale koniec końców - bezradna, samotna i do niczego.
Dziewczyna z Polski tamtych lat, w trudnej sytuacji finansowej i osobistej, była równie bezradna, samotna i rozedrgana, ale powoli widzimy, jak się zbiera w sobie, jak 'mężnieje' z czasem i wraz z większymi umiejętnościami językowymi, staje się świetnym partnerem dla swoich pracodawców, wręcz darem bożym. Imponowała mi ta Lucyna, że nie została, jak wielu Polaków, na etapie ani be, ani me, że jeździła samochodem, chociaż się bała, że jak mogła dostosowała się do życia w Chicago. A Ameryka potrafi człowieka pożreć żywcem, oj potrafi.
Jedni wracają z tarczą, ale wielu na tarczy. Cieszę się, że Lucy zwyciężyła pod każdym względem.
Żal mi, że ta książka taka krótka, chciałabym wiedzieć, co było dalej, po powrocie do Polski. Jak się miały sprawy w kraju, w czasie, kiedy ona była w Stanach. Rozumiem, że taka jest ta relacja, prawdziwe to zdarzenia, autorka wybiera to, co chce powiedzieć, ale za mało mi było, bo niezwykle dobrze mi się to czytało.
Ta książka jest inna od tych na wpół zmyślonych, na wpół nie, od niemieckich łóżek i londyńskich zmywaków. Dzieje się dawniej, czyli załapuje się w barwy niegdysiejszej emigracji, bez skype'a, internetu w ogóle, bez komórek, smsów, szerokiego zasięgu wymiany informacji, tym większa jest samotność tam, obawa o poczucie porzucenia u bliskich w kraju. List szedł wieki, wiadomości dochodziły z opóźnieniem, czasem mleko już się wylało, kiedy odbiorca dopiero otrzymywał list z wołaniem o radę. Pamiętam siebie, jak pisałam kilometrowe listy, czułam się jakbym na inną planetę wyjechała, a że byłam w tym czasie w ciąży, układ nerwowy miałam na wierzchu, wszystko przeżywałam sto razy bardziej. Także rozumiem Lucy i bardzo ją podziwiam.
Ale uwaga - nie spodziewajcie się tu kompleksowego obrazu Polonii Amerykańskiej typu 'Szczuropolacy' Redlińskiego, to jest bardzo prywatny przekaz osoby, która spędziła tam trochę czasu i wszystko opisuje z punktu widzenia osoby 'uwięzionej' ze starszymi podopiecznymi w ich domu. Nie jest to literatura drogi, rozliczenie emigracji lat osiemdziesiątych, analiza tamtych lat, to po prostu wyjątek z życia zwyczajnej kobiety, która podzieliła się z nami opowieścią o tym.
Lucyna Olejniczak gościła w Dzień Dobry TVN, video do obejrzenia TU


10 komentarzy:

  1. "Jedni wracają z tarczą, ale wielu na tarczy."
    A jeszcze inni bez tarczy (tez tak bywa)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tę książkę na oku już od jakiegoś czasu. Bardzo podobała mi się inna powieść Lucyny Olejniczak - "Dagerotyp. Tajemnica Chopina". Film z DDTVN widziałam, czytałam też wywiad z autorką chyba na gazeta.pl.

    Bardzo ciekawa, osobista recenzja. Ja w Ameryce nigdy nie byłam, a we wspomnianym przez Ciebie 1990 r. miałam... sześć lat. ;) Załapałam się jednak jeszcze na czasy, kiedy nie było komórek i internetu. W podstawówce, a nawet w liceum (komputer rodzice kupili dopiero w połowie moich studiów) pisałam dużo listów. Oczywiście nie wysyłałam ich tak daleko, ale wiem, co oznacza czekanie na odpowiedź (choć na krajowe nie trzeba było tak długo czekać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doroto - no to wyszło szydło z worka i wiadomo (prawie) ile jestem starsza, haha. Wprawdzie rok '90 to moja bardzo wczesna młodość, ale i tak.
      Stany to bardzo ciekawy kraj, daje wiele możliwości, ale potrafi też zniszczyć słabszego. Widziałam i zwycięstwa, i porażki, ta ksiażka bardzo mi się podobała, bo ma w sobie oba te kolory.

      Usuń
  3. Czytałam i pisałam o tej książce dla "Czytajmy polskich Autorów". Zaskoczyła mnie pozytywnie "Opiekunka..", a nie wiedziałam, czego się spodziewać, nie znałam nic pióra L. Olejniczak wcześniej.
    To taka prosta ,ale jakże szczera i prawdziwa opowieść, bez przesadnego epatowania dramatyzmem, bez wydumanego filozofowania, bez słodziutkich happyendów z lukrem.

    PS. A jak tak już się "spowiadamy", to ja w 1990 miałam lat osiem ;-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto - małolato kolejna :-)
      masz rację, żadnego lukru, żadnego styropianu, samo życie
      Pozdrowienia od starszej pani ;-)

      Usuń
  4. miałam okazję przeczytać kilka książek o polskiej emigracji, ale za każdym razem wątek ten został potraktowany nie tak jak to sobie wyobrażałam. albo za dużo fantazji, albo zbyt wiele dramatu. chętnie przeczytam coś naprawdę z życia wziętego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Varia - tutaj ani fantazji,ani dramatu,po prostu opowieść.Myślę,że będziesz zadowolona

      Usuń
  5. Rubber Mulch - Providing A Safe Ground Mulch Is Mother Natures Blanket

    Also visit my site: large trees for sale

    OdpowiedzUsuń
  6. Ні! I coulԁ haνe ѕwοrn Ι've been to this web site before but after going through some of the posts I realized it'ѕ new to mе.
    Nonethеleѕs, I'm certainly pleased I came across it and I'll
    be boοk-marking it and cheсking baсκ frequently!


    mу ѕite Transconventional.Com

    OdpowiedzUsuń
  7. Obejrzałam film, przeczytałam recenzję, przekonałaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam