Lubię czasem przenieść się w czasie do lat młodzieńczych. Prawie fizycznie czuję, że nie jestem wcale tu i teraz, a siedzę w fotelu w czasie, który nazywa się 'kiedyś'. Nie wiem, dlaczego zawsze to jest zimowy czas około-stan-wojenny, albo plaża w Mielnie czy Łebie koniec lat osiemdziesiątych.
A dlaczego tak?
Dzieją się te cuda, kiedy decyduję się na przeczytanie książki młodzieżowej. Teraz rzadziej, ale kiedy córka była młodsza, czytałyśmy te same książki (no prawie, bo wampiry i fantasy o smokach mnie ominęły), siłą rzeczy częściej przenosiłam się w czasie.
Kiedyś czytanie było daleko ważniejszą czynnością dla nas, niż teraz dla młodych, nic dziwnego, bo komputer, internet, sto programów telewizyjnych, u nas dodatkowo wszystko podwojone, bo w dwóch językach oferta, to wszystko rozprasza, a czasu tyle samo.
Dostałam do biblioteki książkę Anny Łaciny 'Telefony do przyjaciela' i nie mogłam się jej oprzeć. Okładka mnie przyciągała, ma w sobie nowoczesność połączoną ze stylem vintage.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, gdyż nie czytałam wcześniej recenzji, ani nawet nie zerknęłam na notkę z tyłu. Dałam się więc zaskoczyć, że to jest historia rodzinna z niepełnosprawnością w tle. A raczej z wieloma rodzajami niepełnosprawności, bo czyż nie jest tak, ze ludzie z pozoru sprawni, nie wpędzają się w różne ograniczenia?
Główne bohaterki to Ania i Marzena. Ania mniej przebojowa, zapalona i dobra szachistka, zna się na komputerach, nie bardzo lubi ruch i duże wydatkowanie energii. Marzena odwrotnie, typ sportowy, uwielbia żeglować, energiczna, śmiała, ale też i starsza, przez to bardziej dojrzała, wie, co ważne.
Obie wpadają w zawirowania uczuciowe, najgorsze, że w tych meandrach miłości / lubienia / czy raczej kto-wie-co-się-z-tego-wykluje, z czasem okazuje się, że uczucie może dotyczyć tego samego chłopaka.
Nie, to nie jest spoiler, dzieje się tam o wiele więcej, nic nie jest takie oczywiste, a dochodzenie metodą prób i błędów do jako takiej pewności właściwie obranej drogi (czy kiedykolwiek można być tego naprawdę pewnym?) przedstawione jest ciekawie i emocjonująco. Nic więcej nie powiem, tylko tyle, że niecierpliwie przewracałam kartki, w każdej wolnej chwili podczytywałam chociaż stroniczkę, żeby wiedzieć, co dalej? I te zwroty akcji!
No i znajome pierwiastki podkręciły jeszcze moje uwielbienie dla tej powieści, bo znam Smocze Pole, znam hodowlę wspaniałych piesków rasy Pomeranian, a jedna z postaci szczyciła się właśnie jednym z nich. Poza tym podobała mi się rodzina, dziadkowie konkretnie. Atmosfera tego domu, ich charaktery, cóż z tego, że nie zdarza się to zbyt często, w każdym razie nie było moim udziałem, ale mam nadzieję stworzyć kiedyś taką babciowo-dziadkową przystań dla swoich wnuków. Uczę się z książek :-)
Polecam nie tylko młodzieży. Po prostu nie można się oderwać.
Książka dzisiaj przyszła do mojej szkolnej biblioteki.
OdpowiedzUsuńNiestety trochę potrwa zanim ją wpiszę, bo nie przyszła sama, a poza tym co chwilę dają mi jakieś zastępstwa, opiekę na wycieczce, a za tydzień jadę na 5 dni za granicę z programu Comenius.
magdaleno - najważniejsze, że kiedyś wreszcie trafi do rąk młodzieży, warto
UsuńJa książkę czytałam jakiś czas temu.Muszę przyznać,że i mnie uwiodła,a nie należę do nastolatek.
OdpowiedzUsuńJolu - taka 'uwodzicielska' ta powieść właśnie. Byłam naprawdę żywo zainteresowana, jak to się skończy, jak nastolatka
UsuńJedną książkę tej autorki już czytałam powiem, że nawet mi się podobała. Podoba mi się ta seria ze względu na klimat okładek ;)
OdpowiedzUsuńKasiu - prawda, że te okładki są świetne? Muszę się rozejrzeć za innymi powiesciami tej autorki i sukcesywnie przeczytać
UsuńNawiązując do tytułu, to przeczytaj sobie "Cudowny wynalazek pana Bella" Bochińskiego.
OdpowiedzUsuńFenrir, zaraz wygoogluję :-)
UsuńJa chyba jednak odpuszczę, bo to chyba nie moja bajka. Ale fajnie, że książka przypadła Ci do gustu :)
OdpowiedzUsuńMeg, jeśli nie Twoja, faktycznie nie ma sensu, chociaż ja próbuję wszystkiego, nie zamykam się w jednym gatunku
UsuńNo wiesz Kasia, zeby w przedostatni dzien pobytu w Polsce mi taki post serwowac. W malym miescie, jedna ksiegarnia, nie, nie maja. Co za zycie...
OdpowiedzUsuńA czytalas Zdobywam zamek Dodie Smith?
Hannah - nie czytałam zamku, ale już mam ebooka :-)
UsuńZnam ten ból z księgarniami i brakami, jak nie ma tej, to może chociaż Coraz mniej olśnień Ałbeny Grzyb-Grabowskiej? Świetna powieść, chociaż po okładce nie wygląda. Szok normalnie
Rozejrzę się, bo temat mi bliski (i wcale nie chodzi o telefon) :) Dziękuję, Kasiu, za wrażenia.
OdpowiedzUsuńTakże tak mam! Tyle, że książki i płyty, rzecz jasna niektóre, tak działają na mnie. :)
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie. Nie lubię książek o 'zawirowaniach miłosnych', bo po prostu ich nie rozumiem. Ale skoro tak zachęcasz, to może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńCoolturalny-tygodnik.blogspot.com Nowości! O Gansach kochanych!
Ostatnio straciłam zaufanie do polskich książek (pomijających takich mistrzów jak Głowacki i Myśliwski), podobnie mam z polskimi filmami. Może kiedyś do nich wrócę i będę miała wtedy na uwadze tę pozycję.
OdpowiedzUsuńZaciekawilas mnie. Zapisuje:-)
OdpowiedzUsuń