sobota, 14 grudnia 2013

O dwóch takich, co ukradły mój czas

Czego oczekuję od czytanej powieści? Odpowiedź na to pytanie jest ważna ze względu na to, co dalej chcę napisać.
Otóż czytam powieści różne, lżejsze, poważniejsze, ostatnio dorosłam do biografii, dzienników i opowieści non fiction. Reportaży kiedyś czytałam dużo, potem mniej, wracam ostatnimi zakupami, znowu mam na nie ochotę. Muszą mieć jeden mianownik - chciałabym, żeby w  swojej kategorii były dobre, poruszające, napisane językiem nie zgrzytającym w oczach, oczekuję emocji.
Chcę zapłakać, chcę się uśmiać, zadumać (nie wszystko w jednej, ale chociaż albo to, albo to), a po skończeniu powieści przytulić i westchnąć ze smutku, że to już koniec.
Czy oczekuję zbyt wiele? Nie wydaje mi się, jeśli książka jest inna, jeśli nie porusza żadnej ze strun, ani tej wesołej, ani smutnej, ani melancholijnej, ani poznawczej, to po co ją czytać? Na co tracić czas?

Książki, o których tu teraz wspomnę, mogłabym pominąć milczeniem, ale tego nie zrobię, bo mam tu takich czytelników, którzy wiedzą, że je czytałam i czekają na moją ocenę, chociażby dlatego, że mamy podobny gust, a dobrze mieć kogoś, kto ostrzeże przed wtopą, kompletną stratą czasu, szczególnie kiedy na półkach masa nieprzeczytanych książek, a kompulsywne kupowanie nowych nie pomaga tego rozładować w czasie dającym się bliżej określić.

Mowa będzie o dwóch powieściach - 'Studni bez dnia' Katarzyny Enerlich i 'Dworek pod lipami' Anny Szepielak.

Pierwsza opisuje perypetie kobiety, która dopiero co została porzucona przez męża, dzieje się w Toruniu, który to bardziej mnie zaciekawił i do tej powieści przyciągnął niż treść, o której nie wiadomo było za wiele z doniesień czy informacji na okładce.

Druga to opowieść o szczęśliwej (?) mężatce, która postanawia odpocząć od męża z obciążeniami po poprzednim małżeństwie, bo jak łatwo można się domyślić, trudno się temu świeżemu związkowi rozwijać, kiedy demony przeszłości są wciąż obecne. Akcja dzieje się w dwóch nurtach czasowych, część druga w dziewiętnastym wieku, przeplata się ze sobą, wydawało mi się to ciekawe, chociaż jak teraz o tym myślę, nie mam pojęcia dlaczego? Chyba z rozpędu i uwielbienia dla kostiumowych powieści i seriali BBC.

Obie powieści czytałam w związku z Festiwalem Literatury Kobiecej, tak więc wybór nie był całkiem przypadkowy, jedynie kolejność czytania tak, te poszły na pierwszy ogień, bo oczekiwałam od nich wiele.
Naiwności siostro moja rodzona.

Obie napisane sprawnie, czepić się nie mogę, zdania gładko płyną w głowie, nic nie sterczy, nic nie dziabie w oczy, wydawałoby się pełen sukces. Niestety i jedna, i druga, są po prostu nudne i nijakie, nic mnie tam nie zaskoczyło, nie poruszyło, żeby chociaż zirytowało, ale nie, przeszło gładko i poooooszło. Już żadnej nie pamiętam, nie porusza żadnej struny, nie mam nawet dobrych, chociaż niejasnych wspomnień.
Nie czekałam w napięciu co dalej, nie przewracałam z niecierpliwością stronic, nie sekundowałam żadnej z postaci opowieści, było mi doskonale obojętne, co oni tam robią, żadna z tych powieści nie zaangażowała mnie emocjonalnie, nie pozostawiła żadnego wrażenia poza jednym - szkoda czasu i atłasu, ot co.

I tyle, pastwić się nie będę, albo one po prostu nie dla mnie, albo niestety słabe. Nastawienie miałam dobre, chęci wielkie, nie można mi zarzucić, że się nabzdyczyłam zanim jeszcze zaczęłam.
A może ostatecznie wyrosłam z takich powieści?
Ale jak w takim razie wytłumaczyć, że 'Coraz mniej olśnień' czy 'Wytwórnia wód gazowanych' tak mnie zachwyciły? Pamiętam do dziś, a kiedy przechodzę obok nich w polskiej bibliotece, zatrzymuję się na chwilę, żeby pogłaskać po grzbiecie. A przecież to jest ta sama kategoria. Nie będę się tu biczować, moim zdaniem słabe to i już.





27 komentarzy:

  1. Niestety, większość współczesnej literatury kobiecej to nudne maglowanie tego samego wątku (zazwyczaj budowania swojego życia na nowo przez porzuconą przez męża czterdziestolatkę). Dlatego nie sięgam po książki należące do tego gatunku, za to z czystym sumieniem mogę polecić Ci wiele świetnych reportaży, zwłaszcza tych wydanych przez Wydawnictwo Czarne i CartaBlanca. Na naiwne bajdurzenie nie warto marnować czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franca, mam dużo ostatnio wydanych, bo się rzuciłam kupować, sobie na ebookach i do biblioteki, więc jestem zorientowana, ale dzięki za chęć przyjścia z odsieczą.
      Nadal uważam, że powieści polskie mamy dobre, te popularne również, ale trzeba umieć wybierać, bardziej uważnym być.

      Usuń
    2. Ja również uważam, że wielu naszych powieściopisarzy nie nie ma się czego wstydzić, ale niestety polska literatura kobieca od kilku lat zawodzi mnie na całej linii, co nie znaczy, że mam zamiar dać jej kolejnej szansy. Wciąż liczę na to, że uda mi się znaleźć jakąś dobrą, ciepłą książkę, która nie będzie powielała wciąż tych samych motywów. Jak na razie jest z tym kiepsko.

      Usuń
  2. Taaaaa, pierwsza, co mi przychodzi na myśl, to 3 tomowa księga "O szczęściu" pani Ficner Ogonowskiej. Jak bardzo dla mnie jest tajemnicza popularność tego czegoś...i podobno autorka ciągle pisze, chyba przychodzi jej to z wielką łatwością...zrzuca z palców, strzepuje na klawiaturkę.
    A czytelniczki się na to nabierają, czytają i chcą więcej.
    Why ?????
    for money :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic o szczęściu nie czytałam jeszcze, ale tak wszyscy o tym mówią i dyskutują, ze chyba będę musiała chociaż pierwszy tom, bo czuję się dziwnie, kiedy nie wiem, w czym rzecz. A może sobie odpuszczę? Mam w bibliotece naszej, bo pomyślałam, ze 'miliony chińczyków' nie może się mylić

      Usuń
  3. "Coraz mniej olśnień" już szczęśliwie posiadam, teraz odnotowuję tytuł: "Wytwórnia wód gazowanych". Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, Wytwórnia ma u mnie kącik w sercu już na zawsze, miałam ebooka, moja córka dostała papierową, ucieszyłam się, bo jest w rodzinie i można głaskać :-)

      Usuń
  4. Katarzyna Enerlich jest bardzo nierówna. Jej potrzeba mądrego, doświadczonego redaktora. Kogoś, kto jej powie "tu jest świetne, a to wywal bo to grafomaństwo". Przeczytałam jej chyba ze cztery książki. Czas w dom zaklęty oraz Kiedyś przy Błękitnym Księżycu mają całkiem spory potencjał, mają świetne wątki, ciekawe historie..ale te świetne kawałki przemieszane są ze zwykłym zapychaczem miejsca. Pozostałe dwie...były tak nijakie, że nawet ze spisu książek tej autorki nie umiem wyłowić tytułów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. provincial - tak sądzę, że może być nierówna, ma wiele wyznawczyń, myślę, że nie miała na tę książkę pomysłu do końca. A może to był właśnie pomysł i okazał sie słaby?

      Usuń
  5. A właśnie, do tego, co nazywasz gładkością i sprawnością w pisaniu, jeszcze potrzebny pazur;(
    I tak właśnie, czyli jako gładką i sprawnie napisaną, ale bez pazura odebrałam reklamowaną u nas książkę Hilary Boyd "Czwartki w parku" - czyta się, ale uważam, że temat zmarnowała.
    Czytałaś/słyszałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ikroopko - nie znam tej pisarki, ani tej powieści. Nie podyskutuję niestety, ale skoro mówisz, że słabo, nawet nie będę próbować szukać

      Usuń
    2. Nie wiem, czy powinnas mi ufac, recenzje są prawie entuzjastyczne, może ja się czepiam?
      :)
      Ja ostatnio nurzam się kryminałach, na chomikuj.pl jest cała masa Simenonów, to dopiero frajda:)

      Usuń
    3. ikroopko, Simeonów to nie, ale taki Nesbo, wchłonę chyba

      Usuń
    4. George'a Simenona nie lubisz?
      ja się właśnie za "Kota" zabieram, pamiętam ekranizację książki z Simone Signoret i J.Gabinem, widziałaś?

      Usuń
    5. dawno temu oglądałam, ale nie pamiętam zachwytu, raczej obojętność, bardziej mnie ciągnęło do angielskich i amerykańskich produkcji niż francuskich. Chociaż nie, kiedyś dużo oglądałam z tego regionu Europy też. Nie wiem, nie mam stosunku, raczej obojętność

      Usuń
  6. To nawet nie tykaj "Młynu nad Czarnym Potokiem" tam to jest nuda dopiero.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiek, już nie będę ryzykować, jedna próba starczyła

      Usuń
  7. Ja wlasnie z tych czytelniczek, ktore czekaja na opinie :)
    I dziekuje Ci za nie, juz nie zaluje, ze swego czasu nie popelnilam zakupu. Natomiast "Coraz mniej olśnień" musze kupic, bo "Wytwornie wod…" juz mam. Moze Mama mi dowiezie w styczniu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz mniej olśnień było swego czasu w bardzo dobrej cenie na stronie Matrasa, moze zamów z wysyłką do mamy, albo poproś, żeby odebrała.

      Usuń
  8. No niestety, część polskiej prozy kobiecej przeznaczona jest dla mniej wymagającego czytelnika :) Nie każdy będzie się przecież zachwycał Tokarczuk. Ja właśnie robię drugie podejście do Cherezińskiej. No zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruda, mąż właśnie skończył Legion i jest zachwycony. U mnie w bibliotece mamy jej wszystkie ksiażki i czytelniczki są zachwycone

      Usuń
    2. Cherezińskiej Cykl Północna Droga pochłonęłam, niesamowite z klimatem i napięciem :) polecić mogę :)

      Usuń
  9. Ja bym Cherezińskiej na pewno nie stawiała w jednym rzędzie z literaturą kobiecą - to na pewno nie są książki dla "mało wymagającego czytelnika", a już zwłaszcza Legion. Literatury kobiecej raczej unikam, jak chcę coś poczytać gwoli czystego relaksu to już wolę kryminał. Aczkolwiek też mi "Alibi na szczęście" chodzi po głowie, bo trzeba by się przekonać o co w tym chodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. joly_fh - z tym Alibi to więcej tak ma, że im więcej na ten temat dyskusji, tym większe zaciekawienie. Kupiłam Newseeka po to, żeby poczytać wywiad z autorką, dzisiaj mam zamiar zaliczyć i zobaczę, co ona tam mówi.
      Cherezińskiej nie stawiam w jednym rzędzie, ale Ruda ją wywołała swoim komentarzem. Jakoś nie wyobrażam sobie, ze ona mogłaby się komuś nie podobać.
      Ja lubię literaturę kobiecą, ale w tym znaczeniu, że napisaną przez kobiety, może być i pop, ale dobra

      Usuń
  10. Enerlich nie czytałam, kojarzę jedynie z cudzych opinii i okładek. Natomiast "Dworek po lipami" mi się podobał, mile wspominam lekturę i za jakiś czas planuję powtórkę. Książka rzeczywiście nie ma szybkich zwrotów akcji, ale mi podobała się atmosfera i byłam ciekawa co będzie dalej. Czytając Twoją recenzję uświadomiłam sobie, że nie pisałam o niej na blogu. Mnóstwo osób chwali "Cukiernię pod Amorem", która mnie z kolei znudziła, męczyła, przeczytałam jedynie jeden tom, mimo że mam w domu dwa kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneto, no widzisz, a mnie Cukiernia uwiodła, Podróż do miasta świateł też, a Dworek - przeczytałam i już nie pamiętam. Nic na to nie poradzę
      Ja mam tyle książek w kolejce, ze nie mam mowy, żebym do jakiejś wróciła

      Usuń
  11. "Dworku..." jeszcze nie czytałam, ale widziałam na stronie festiwalu Piórem i Pazurem, że przeszła do drugiego etapu, czyli że musiała się podobać sporej liczbie czytelniczek. Za to "Młyn..." przeczytałam przez przypadek i spodobała mi się bardzo - jedno z mądrzejszych czytadeł ostatnich miesięcy jakie miałam w rękach. Z panią Enerlich też muszę się dopiero zapoznać. Teresa

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam