Będę szczera jak pole - zobaczyłam opis, że ucieczka, że w głuszę, że pensjonat, tyle, że facet, a nie babka i mnie zemdliło?
Znowu?
Ileż można domków, hoteli, ucieczek, tajemnic, jeszcze kufer z listami znajdzie i w ogóle się pochoruję.
Skąd u nas taka mała fantazja, że jak jedna się rozwodzi i ucieka, to zaraz cały tabun za nią? Już innych tematów nie ma?
Jakoś nie zaobserwowałam tego na Zachodzie, żeby wszyscy o tym samym pisali.
Tak sobie utyskiwałam pod nosem.
No, ale panie u mnie w bibliotece zachwycone autorką, wszystkie jej książki mamy i są rozchwytywane. Kupuję, bo mają wzięcie, ale nigdy żadnej tej autorki nie czytałam.
Dzięki festiwalowemu zadaniu, okazało się, że książka może i opis ma taki, jak inne, ale jednak udało się autorce przedstawić temat w sposób nietuzinkowy.
I to nawet nie chodzi o to, że jakoś tak specjalnie inaczej, ale po jej przeczytaniu, wrażenie cuzamen do kupy jest takie, że warto było, ba, ten świat mi pasuje, chciałabym tam wrócić, dlatego zasadzam się na drugą część, która wychodzi na dniach.
W pierwszym tomie Magnolii historia opowiada o facecie, któremu się świat wali, nie dość, że zdrowie mu szwankuje, co go dyskwalifikuje z zawodu pilota, to i żona odchodzi i do tego chyba ma rację. Nic nie jest tak, jak powinno. Tu dla mnie trochę nierealne, ale może faktycznie ludzie tak robią, że koleś sprzedaje wszystko i jedzie przed siebie, wybierając drogę losowo. A jak już trafia w Bieszczady na pewną stację, okazuje się, że jest do kupienia pensjonat Magnolia.
I tu już miałam gorzko w gardle, myślałam, nie dam rady.
Ale w tym momencie dopiero się zaczęło dziać, i do dobrze dziać. W sensie ciekawie i już się oderwać nie mogłam.
W Magnolii bowiem spotkałam świetne babki, Czesię, zarządzającą kucharkę uwielbiającą szybką jazdę jeepem, Małgorzatę, która przychodzi na kawę dwa razy dziennie i czyta gazety przeterminowane o tydzień lub dwa (całkiem tak ja jak i jak ja podnieca się starymi aferami :-)
Dojeżdża do nich Doris, bardzo barwna postać, rowerem przybywają jeszcze dwie postacie - nastoletnia maniaczka książek i młoda żona starszego, na dodatek sparaliżowanego męża, bywa też pewien mecenas i absztyfikant Doris. Ale to nie wszystko, bo i o wsi i jej mieszkańcach co nie co się dowiadujemy.
Nie będę więcej streszczać, bo sama tego nie lubię u innych, nie po to są te zapiski, żebym Wam tu zdradzała koleje losu bohaterów.
Nic nowego, ktoś powie o treści, ale tu się nie zgodzę, albowiem Grażyna Jeromin-Gałuszka okazała się utalentowaną konstruktorką i postaci, i fabuły. Zaskoczyła mnie pozytywnie, wciągnęła mnie w stworzony przez siebie swiat do tego stopnia, że traktuję to jakbym tam była na wakacjach i cieszę się, że jestem umówiona na kolejny pobyt w lecie.
Nawet nie potrafię powiedzieć, co mi się tam konkretnie podobało.
I to jest dla mnie wyznacznik dobrej książki, bo jak dobra kiecka, ma zachwycać i świetnie leżeć, nie trzeba nam wiedzieć, którędy wiodą szwy.
Drugi tom przeczytam na pewno. Poprzednie książki tej autorki sukcesywnie też, podoba mi się jej styl i jeśli tylko będę miała ochotę na ten rodzaj literatury, najpierw sprawdzę co też nowego wydała właśnie Grażyna Jeromin-Gałuszka.
Ja już wprawdzie wiedziałam, że książkę warto przeczytać bez względu na opis, ale pomocne było też to, że nie ma tam na początku zbyt długiego przynudzania, wstępniak jest krótki i od razu przystępujemy do rzeczy. Ta scena sprzedaży pensjonatu taka jakaś metafizyczna, rodem z Schulz'a. Lubię. Pechem natomiast jest to, że mąż wraca z Polski 18 a następny tom ukazuje się 20 :(
OdpowiedzUsuńSprzedaż faktycznie metafizyczna, to znaczy okoliczności. Ale to, ze on tak wszystkiego się pozbył, wyjechał w nieznane, losował drogę, dla mnie w tym momencie było to niepojęte
UsuńJa to bym mogła wszystkie książki czytać w tym klimacie i chyba nigdy mi się nie znudzą. O facecie uciekającym/kupującym pensjonat jeszcze nie czytałam, więc dla mnie to będzie całkowita nowość :)
OdpowiedzUsuńMagdalena, niestety dzieli nas kilka (mówię kilka, żeby sobie poprawić humor statystyczny) lat, zapewniam Cię, że kiedyś będziesz już bardziej wybredna, bo Ci te klimaty po prostu spowszednieją i będzie trzeba czegoś więcej niż po prostu domku, dworku, ucieczki na prowincję.
UsuńDobrze wiedzieć po które obyczajówki warto sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńOlu, oj tak, ważne mieć dobre wskazówki od innych, bo sama mam ochotę na takie, ale pod warunkiem, że nalepsze ze swojego gatunku
UsuńJa już jestem po wszystkich książkach Autorki, bo gdy przeczytałam "Magnolię" uznałam, że muszę poznać resztę. Duże wrażenie zrobiły też na mnie "Złote Nietoperze".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-)
Złote Nietoperze mam w bibliotece, więc na pewno sięgnę. Zresztą inne też mam. Prędzej czy później chwycę
UsuńChoć nazwisko autorki znam, to żadnej z jej książek jeszcze nie czytałam. Jeśli gdzieś przypadkiem wpadną w moje ręce, to pewnie nie będę się zbytnio opierać. Podobnie jak Ty Kasiu, też nie rozumiem tego pensjonatowego pędu książkowych bohaterów. Dlatego z zazdrością przeglądam listy książek nominowanych do różnych np. brytyjskich nagród, których tematyka jest tak szeroka, że dech zapiera. A u nas jak literatura popularna, to na 90% jakiś domek na prowincji lub pensjonat w tle. Szkoda, bo zazwyczaj omijam takie książki :(
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :)
rr-odkowa - no właśnie, rozrzut tematyczny tutaj jest niezwykle szeroki, nie wiem, nie rozumiem, dlaczego nam takiego rozmachu brakuje.
UsuńMagnolia naprawdę klimatyczna i taka do zapamiętania. Szczególnie na lato polecam
Nono, już wiem, co przeczytam podczas mojej najbliższej długiej wyprawy autobusowej, trasa trwa jakieś 14 godz i przez część można czytać (reszta w nocy). :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za tę recenzję, mnie się akurat takie książki nie przejadły, właściwie to miałam ich ostatnio zbyt mało....
iw-nowa - na podróż genialna, bo przywiązuje do miejsca i bohaterów, nie obejrzysz się jak już będziesz na miejscu
UsuńHm... A więc "Magnolia". Ja jej nie przeczytałam do końca. Prawdę mówiąc nawet szczególnie nie zajrzałam za tę stacyjkę, na której "wylądował" główny bohater... A musisz wiedzieć, że jestem oddaną fanką twórczości pani Grażyny Jeromin-Gałuszki. Chodziło o to, że mnie też ten schemat już na wstępie rozczarował i też, podobnie do Ciebie, pomyślałam, że wielka szkoda, iż pisarka o takim świetnym warsztacie, łapie się za takie schematy...
OdpowiedzUsuńAle nie piszę komentarza po to, by ją tutaj napiętnować, ale do niej zachęcać. Bo bardzo, ale to bardzo polecam jej dwie książki, naprawdę "fantastyczne": "Kobiety z Czerwonych Bagien" (wiem, tytuł fatalny, ale nie zrażajcie się nim) oraz "Nie zostawiaj mnie". Przeczytałam większość jej książek i te dwie są zdecydowanie najlepsze. Gorąco polecam.
Ps. Fajnie znaleźć kogoś w blogosferze, kto pisze o "zwyczajnych" książkach. Sama założyłam bloga, by pisać właśnie o tych często nienagrodzonych i niedocenionych, ale wartościowych, by wydobyć je z całej masy pozornie podobnych czytadeł.
Niesłusznie tak porzuciłaś tę powieść nie zajrzawszy za stacyjkę, bo tam się właśnie najfajniej dzieje. Wróć może.
UsuńCieszę się, że skomentowałaś, bo w ten sposób wiem o Twoim blogu, którego wcześniej nie zauważyłam. Będę zaglądać
Mnie mdli od wszystkich polskich kobiecych powieścih i nawet (proszę o niebicie) Dom nad rozlewiskiem porzuciłam po kilkudziesięciu stronach, a jeszcze gorzej - nie wciągnęła mnie nawet Cukiernia pod Amorem. Przypadek beznadziejny. Ale Kobiety z Czerwonych Bagien Jeromin-Gałuszki podobały mi się szalenie (mimo pewnych "ale") i zamierzam do nich wracać przy okazji chandry, zakupiłam też mamie w prezencie. Zastanawiałam się właśnie, czy inne też warto czytać i teraz myślę, że warto :)
OdpowiedzUsuńlilibeth, te Kobiety też u mnie w bibliotece ją zastartowały, od tego czasu wszystkie jej powieści są rozchwytywane
Usuń