Na fejsie u jednego z pisarzy znalazłam link do artykułu Katarzyny Tubylewicz pt. Smutne, polskie NIE-czytanie Najpierw chciałam dyskutować z pisarzem, potem pod artykułem, ale odpuściłam, co miałabym powiedzieć, że nikt nam nie będzie mówił, że czarne jest czarne, a białe jest białe? Odpuściłam. Męczy mnie już gadanie o mizerii polskiego czytelnictwa, kto czyta, ten czyta, kto nie czyta, ten nie czyta, jak przestaną publikować po polsku, będę czytać tylko po angielsku, a może nawet nauczę się wreszcie od nowa sprawnego czytania po rosyjsku. Obiecuję to sobie od lat i się do tego jeszcze nie zabrałam. W Rosji czytelnictwo ma się dobrze, w krajach anglosaskich też.
Ale mnie to męczyło, jak kornik drążyło mi myśli, aż dziś zaczęłam dyskutować z mężem o tym zjawisku.
Katarzyna Tubylewicz w leadzie do swojego artykułu pisze: "Polska była kiedyś, w sumie nie tak dawno, krajem, w którym walczyło się
o zdobycie nowej, dobrej książki i w którym czytanie oznaczało jakiś
prestiż. Dzisiaj znajdujemy się w europejskich forpocztach nędznego
czytelnictwa, a polski rynek wydawniczy kurczy się w zastraszającym
tempie. Czy to długotrwały efekt traumy transformacji, czy może chodzi o
coś jeszcze zupełnie innego?"
Pamiętam te czasy, kiedy podczas prywatek pytaliśmy się nawzajem, co czytasz lub czy już przeczytałeś/aś jakąś książkę. Były mody na różne tytuły i wyrywaliśmy je sobie z rąk; bodajże w trzeciej klasie liceum jedni po drugich czytaliśmy 'Mur' Sartra, albo 'Autostradę' Northa. To nie była kwestia - czy przeczytasz, a kiedy przeczytasz. W podstawówce kupowałyśmy lub zdobywałyśmy w bibliotece jedną i tę samą książkę i we trzy lub cztery koleżanki czytałyśmy ją na wyścigi. A potem spierałyśmy się o to, czy bohaterka powinna była powiedzieć ojcu o talizmanie schowanym w starym wazonie?
Pytam męża, co się stało? Dlaczego czytanie jest już niemodne? Dlaczego zdarza mi się słyszeć, czy widzieć tego typu komentarze - nie przeczytam, bo to nie moje klimaty, nie znam np. lat osiemdziesiątych byłam za mała. To znaczy co, o średniowieczu nie czytasz, o latach dwudziestych nie czytasz, bo nie pamiętasz tamtych czasów? Albo ktoś z książką w szkole to nudny 'nerd' z tłustymi włosami. Nerd to kujon. Tylko kujony czytają. A my przecież nie chcemy być kujonami, wszystkim przyszło samo i do tego dużo kasy zarabiamy... Brrrr, Aż się zaczęłam trząść z emocji, adrenalina mi skoczyła i nie mogłam się uspokoić. Zawsze tak mam, temat budzący emocje powoduje, że zaczynam szczękać zębami.
Mąż jest z tych, którzy czytają, ale o tym nie mówią. Tak jak się nie chwalą za każdym razem, kiedy zjedzą bułkę. Czytanie prasy czy książek jest bowiem naturalne, a rozmowa o tym raz tak, raz nie, zależy od nastroju.
Siedzę naprzeciwko niego i się pruję, że tutaj wszędzie ludzie z książkami i czytnikami, w parku, w pociągu, na lotnisku to już w ogóle. Nie tam gdzieś jedna czy dwie osoby, ale prawie każdy ma w ręku książkę lub ebooka, a jak się dochodzi do odprawy polskich pasażerów, to książki zanikają zupełnie. Jak w filmie science-fiction, było-klik-nie ma.
On na to, że Polska była biednym, zacofanym krajem, kiedy zaczynały u nas wchodzić komputery, ambicją każdego pana domu było wprowadzić go na salon do siebie, celem nie było kupienie książki, a komputera. I jego używanie. Zachłysnęliśmy się gadżetami, bo ich lata, dekady całe, nie mieliśmy. I książka w tym zachwycie gdzieś się zatraciła. A po drugie to trzeba odbrązowić książkę, nie traktować jej jako towaru, który jest dla wybranych, dla mądrych, dla myślących, jedynych i niepowtarzalnych. Książka jest bowiem dla każdego, czyli są czytelnicy 'wysocy' i ci bardziej 'przyziemni', ale dla każdego z nich jest odpowiednia lektura. A we wszystkich programach robi się z tego świątynię wiedzy, intelektu i czego tam jeszcze. Ignoruje się prostego odbiorcę, normalnego człowieka, który tego intelektualnego bełkotu nie rozumie, a jeśli rozumie, to mu się nie chce tego słuchać. Tylko nieliczni mają czas i ochotę na przysłuchiwanie się starzejącej feministce-literatce, żeby nie wiadomo, jak mądrze mówiła, mają tego już po dziurki w nosie. Nie ma zróżnicowania poziomu tych programów, albo na wysoką nutę, albo wcale. A nie ma co się oszukiwać, osiemdziesiąt procent z tych czterdziestu, które czytają, wolą lekturę lekką, odstresowującą, pozwalającą pomarzyć, pośmiać się, uciec w światy, które nie istnieją.
Powiedział, że gdyby były takie programy jak blogi o książkach, to może ludzie czytaliby więcej, trzeba 'literackiego disco polo', niech będzie lżej, rozgadanie, z pasją, dużo śmiechu, przewalania książek, i to nie tylko nowości, ale wracania też do klasyki, spierania się o Lalkę, jak u Książkowca, niech się dzieje. A nie kilka usztywnionych osób starających się za wszelką cenę zaimponować erudycją sobie nawzajem i wszystkim swoim znajomym. To nie musi być od razu panel fachowców, niech ludzie się z tym
identyfikują, a nie odchodzą zniechęceni, bo znowu nic nie rozumieją.Te programy są po prostu dla większości nudne.
Zamurowało mnie, ale po chwili stwierdziłam, że on ma rację. Kurczę, z ust mi to wyjął. Co ja mówię z ust, z serca, z trzewi, z głowy, do ust to nawet nie dotarło. Książka powinna zejść z piedestału, z postumentów, bo one są tak naprawdę dla niej grobowcami. Literatura medialnie powinna iść pod strzechy!
***
A żeby nie było, że tylko jęczę i niczego nie doceniam, zachwycił mnie nowy program (przynajmniej dla mnie nowy, bo widziałam dzisiaj po raz pierwszy na TVP Kultura, a w sieci znalazłam jeszcze dwa odcinki tylko) - Hala odlotów. Nie tylko o książkach, ale dużo. I świetnie prowadzą tam rozmowy. Mądrze, ale bez zadęcia, z poczuciem humoru, bardzo polecam.
Oglądam i co słyszę od jednego z gości? - to samo o lotnisku, co ja dwie godziny wcześniej powiedziałam mężowi, że jak docierasz do strefy, gdzie nie czytają, to wiadomo, ze to Ryanair do Polski Pewnie dlatego tak mi się spodobał, haha.
Obserwacje z komunikacji miejskiej i podmiejskiej wskazują, że nie jest tak źle: czyta więcej osób niż jeszcze parę lat temu, i to różności, choć głównie rozmaite Millenia. Myślę, że problem częściowo w tym, że książka, nawet kiepsko wydana i w miękkiej oprawie, była towarem deficytowym i luksusowym. Stawiało się na półce, czytało i niechętnie pożyczało. Teraz nie jest deficytowa, ale nadal droga, przełamują to nieco rozmaite kioskowe serie, ale to wciąż za mało. Ale jeszcze parę lat i będzie lepiej:)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że będzie lepiej. Mnóstwo znanych mi nastolatków czyta i wcale się tego nie wstydzi ;)
Usuńnie dołączę się do tej hurraoptymistycznej wizji, bo widzę, że młodzież z powodu internetu i pędu ichniej rzeczywistości, nie ma cierpliwości na powolne kontemplowanie tekstu. I to nie jest przypadek szczycenia się, czy wstydu, w ogóle nie poświęcają temu uwagi, ergo nie mają z tym związanych żadnych uczuć. Po prostu preferują inne miedia, najlepiej obrazkowe, krótkie zdanie, wiele mówiące zdjęcie
Usuńdodam, że znam nastolatków czytających, ale nie mogę powiedzieć, że mnóstwo
UsuńMoże rzeczywiście przesadziłam, że "mnóstwo". Tzn. Większość tych, których znam czyta i to sporo, ale być może nie są reprezentatywni.
UsuńTo niestety prawda z tym czytaniem i książkami. Jak ogromnym było dla mnie szokiem gdy wchodząc do coraz to nowych znajomych nie odnajdowałam choćby jednej półki z książkami... u mnie w domu regał na całą ścianę i literatura rozmaita, od polskiej klasyki po stare i już rozpadające się księgi po rosyjsku. Wszystko było. Czytało się w wannie, przy śniadaniu, wszędzie gdzie tylko się dało. Moje zbiory wędrowały ze mną, regały były coraz większe bo i książek przybywało. Ktoś chciał się pozbyć kartonu wypełnionego tomami ja adoptowałam. Nie powiem, że przeczytałam wszystko co mam na półkach. Część od mojej babci to np Mickiewicz i raczej dla siebie samej nie przeczytam, tak samo niektóre powieść po mamie. Dla mnie za ciężkie. Próbowałam ale nie zdzierżyłam. Nadal kupuję książki choć powiem szczerze, że nie raz odstrasza mnie ich cena. I nie wiem czy nie jest to często przyczyna tego NIE czytania. Książki są drogie. Tak samo jak muzyka czy filmy na dvd. Sama korzystam z biblioteki ale nie każdy może akurat w takich godzinach być dyspozycyjny. Nie bronie NIEczytaczy ale staram się pojąć zjawisko. I jest jeszcze jedna przyczyna, której potwierdzeniem jest np mój mąż. Kiedyś pochłaniał niesamowite ilości książek a potem wsiadł w samochód. I nie czyta jeżdżąc a jak wraca do domu po 12 godzinach nie ma siły albo ma inne rzeczy do zrobienia. Czy kiedyś ktoś pracował tyle co dzisiaj?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
tak, godziny pracy i coraz większe zaangażowanie na rzecz firmy, na rzecz rozwoju kariery, bo zycie tego wymaga, jest na pewno problemem. Ale zauważyłam, że społeczństwo kiedyś było uboższe, a czytało więcej, teraz mają pieniądze, a nie kupują książek. Ci co mają oczywiście, ale jak nie mają środków, to moim zdaniem czytelnik to taki człowiek, który zawsze znajdzie sposób, żeby ksiżkę przeczytać, pożyczy, poczeka do urodzin i wpisze na wish list, jest wiele sposobów. Ja, kiedy u mnie w domu było biednie, po prostu prosiłam koleżankę - nie mam pieniędzy, żeby kupić, wiem, ze jest ci droga, ale będą o nią dbać, pozwól mi ją przeczytać. I nawet taka, która nikomu nigdy nie pożyczała, dawała mi ją do domu.
UsuńTak to prawda. Są rożne sposoby na dorwanie książki w swe ręce. U mnie lista jest dłuuuga a sponsor jeden więc to się średnio sprawdza :/ i koleżanki o zgrrrozo nie czytate... ponoć czasu nie mają... albo potrzeby (to moja ocena a nie ich wynurzenia...). Na szczęście jest biblioteka i zapasy na półkach a tempo me powolne jak dwójkę dzieci w domu i na dyslektyka przystało wina razie nie cierpię na brak książek do czytania :)
Usuńpozdrawiam serdecznie.
PS. a kiedyś choć zarobki były mniejsze i społeczeństwo uboższe kultura była tańsza choć mniej dostępna.
Wiewióro, poza tym Ty masz wiele innych zainteresowań, dzielnie sobie radzisz z dwójką malutkich dzieci, gotujesz i pieczesz wciąż nowe rzeczy, i tak dużo czytasz. Jak lubisz rękodzieło, powinnaś słuchać, no , ale przy maluchach nie dasz rady, bo musisz je słyszeć
UsuńRozumiem twoje rozgoryczenie, Kasiu - łatka jest przypięta do Polaków. Jednak coraz częściej w komunikacji widać czytających ludzi, a jeszcze częściej słuchających audio.
OdpowiedzUsuńJa byłam zaskoczona, kiedy przeprowadziłam się na wieś i postawiłam w holu wielki regał z książkami - wiesz, jak się milo rozczarowałam, kiedy okazało się, że dla wielu to katalizator do rozmów o książkach i do czytania. najczęściej ludzie wychodzą ode mnie z książką i wracają, podyskutować i wziąć kolejną. To cieszy! Dostrzegajmy pozytywy ! Moja wiecznie zaganiana mama, która wołała zawsze druty czy wyszywanie - od czasu kiedy podsunęłam jej Płatki na wietrze, przy każdej kolejne wizycie pyta, co jej dam do czytania, bo jej się spodobało.
pozdrawiam :)
Wierzmy w ludzi !
Aniu, ależ ja wierzę, tylko, ze pewnych zjawisk nie da się ignorować. Gdybym nie wierzyła, nie zorganizowałabym tu na emigracji biblioteki, nie zachęcałabym i nie miała wyników. Historia o regale w korytarzu piękna. Też dlatego, że ja pożcyzałam i dostawałam z powrotem poniszczone, albo w ogóle mi ginęły, na moją rozpacz odpwiedź była - nie przesadzaj, to tylko papier. I przestałam pożyczać. Stąd ta biblioteka, bo chęć dzielenia się książkami i dyskutowania o nich pozostała
UsuńMyślę, że dzisiaj książka nie kojarzy się z napuszonym intelektualistą. Nadeszły czasy, w których można zaobserwować bunt wobec wszelkiego rodzaju nowinek technicznych, retro, vintage, a tym samym książka, to zaczyna nabierać rozpędu. Obserwuję twarze znajomych, gdy przekraczają próg mojego mieszkania, w którym książki leżą nawet na skrzyni w korytarzu - kiedyś patrzyli z politowaniem, dzisiaj zaczynają dotykać, przewracać kartki, czytać opisy z okładek, pożyczają...Moim zdaniem czytanie wraca do mody, powoli, ale wraca. Osobiście jest mi to obojętne - nigdy nie podążałam za innymi, a czytać będę nawet, jeśli będą za to wsadzać do więzienia :)
OdpowiedzUsuńkarkam - jeśli tak mówisz, to pewnie tak jest, widocznie po prostu nie tam, gdzie ja byłam. Nie ma mnie w kraju na co dzień, na pewno moje obserwacje są ułomne
UsuńCzytelnika wychowuje się od najmłodszych lat, a z tym jest bardzo źle. Wystarczy porozmawiać z bibliotekarzami szkolnymi. Dopóki będą oszczędności, a są i będą, dopóty nie doczekamy się masowego czytelnictwa. I dopóki ta sytuacja się nie zmieni, a nie zanosi się na to, że nie, dopóty odpuszczam sobie dyskusje o skutkach, skoro nie ma środków na leczenie przyczyny. :)
OdpowiedzUsuńclevero, obserwuję to u mnie w bibliotece, mamy fantastyczne ksiażki dla dzieci, ale rodzice nie chcą im czytać, bo uważają to za stratę czasu. Tak, z nich czytelników nie będzie, chyba, ze w starszym wieku kolega czy koleżanka ich zachęci
UsuńJeżdżę codziennie metrem do pracy i z tej perspektywy, uwagi co do zaniku czytelnictwa są zupełnie nieuzasadnione, przekrój lektur szeroki, chociaż przeważają książki dla niewymagającego czytelnika ale trudno też oczekiwać być ktoś w metrze zaczytywał się Proust'em . Z mojego punktu widzenia uwagi w poście przypominają trochę ostrzeżenia przed "ptasią grypą" :-).
OdpowiedzUsuńMarlow, oczywiście masz prawo mieć inne zdanie, ale nie bardzo wiem, gdzie ja tam przed czymkolwiek ostrzegałam, a już na pewno nie przed epidemią
UsuńSpróbuję w takim razie bez przenośni - kilka lat temu ogłoszono w Polsce i nie tylko larum z powodu epidemii ptasiej grypy, czego co w Polsce tak na prawdę nie zaistniało. Podobnie ma się rzecz z lamentami nad malejącym poziomem czytelnictwa. Gdyby tak było nie powstawałyby kolejne wydawnictwa i rynek nie byłby zalewany wyrobami "literaturopodobnymi". Jechałem wczoraj metrem na będących w moim zasięgu wzroku dwie grupy siedzących pasażerów w jednej 8, w drugiej 10 osób w każdej z nich po 3 osoby czytały książki. Więc nie jest tak źle - jak jest wśród latających Ryanairem nie wiem :-).
Usuńcieszę się w takim razie, że się aż tak mylę i wszystko ma się dobrze, tylko ja przesadzam
UsuńA ci latający Ryanairem, w tym ja, to pewnie po prostu banda nieudaczników, jak mawia prezes PiS i stąd brak zainteresowania książką
Aż tak dobrze chyba jednak nie jest skoro piszesz, że w Ryanairze nie czytają :-) ale na pewno jak przylecą i przesiądą się do warszawskiego metra to zaczną :-)
UsuńI mi się udzieliły Twoje emocje. Normalnie uspokoić się nie mogę.
OdpowiedzUsuńHordubal - więcej cukru! Stres przejdzie
UsuńMnie się podba to, o czym wspomniałaś, że zrywa się z obrazem czytelnika-intelektualisty. Pokazuje się że każdy może czytać i dla każdego znajdzie sięciekawa ksiązka, bo nue musi to być od razu Kraszewski czy Mickiewicz ale Krajewski, Kalicińśka czy Szwaja. Nadal jeszcze widać u nas pogardę "intelektualistów" wobec literatury lekkiej nazywaną literaturą "dla kucharek", co skutecznie zniechęca ludzi do czytania. Świetne jest wyjście naprzeciw potrzebom ludzi z coraz szerszą ofertę audio i ebooków.Ja widzę ludzi czytających i co budujące coraz więcej czytającej młodzieży, Także nie jest źle :) A będzie coraz leiej :)
OdpowiedzUsuńHonorato - jesteś kolejną osobą, która mówi o czytajcej młodzieży, czyli to jest wszechobecne i rzuca sie w oczy, to dobre, tak sie cieszę.
UsuńPogarda jest, i ja biję się w piersi, choć nie mam siebie za wysokiej klasy intelektualistkę, że jak ktoś czyta coś lżejszego niż lekkie, to czuję cos w rodzaju niesmaku. Ale potem zaraz się mityguję - nie oceniaj, najważniejsza jest przyjemność i każdy ma taką, na jaką ma ochotę
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTu link do strony programu, wiem, że po francusku, ale tak przykładowo wrzucam. Program o filozofii jest bardzo popularny, ma swoją stronę, gdzie można oglądać wszystkie odcinki i wydają nawet DVD! Przystojny facet, ubrany elegancko i z umytymi włosami opowiada o ważnych dla ludzi sprawach i ich odzwierciedleniu w filozofii. Miłość, śmierć, grzeczność, podświadomość - opowiedziane, zinterpretowane, przekazane ludziom. U nas nie ma nawet jednego programu na takim poziomie.
Usuńhttp://www.arte.tv/fr/philosophie/2235124.html
I też się zdenerwowałam, jak ty. Jasny gwint!!! Nas powinni wziąć, jak wszyscy tu jesteśmy do opowiadani o książkach:))
UsuńJeszcze jedno:) Na temat promowania medialnego ciągle tych samych nazwisk. Weż przykład książki, dzięki której się poznałyśmy. Od trzech lat na listach bestsellerów. Ani jednego wspomnienia w telewizji, w prasie literackiej, nigdzie, jakby nie istniała. Ani źle, ani dobrze, po prostu ignorancja totalna. I w nosie mają, że ludzie kupują i czytają. Że książka jest dobra w swoim gatunku, bo nikt mi nie wmówi, że jest zła.
UsuńTeż się zbierałam do wpisu na temat programów o książkach. Poza wspomnianą Halą Odlotów reszta to nudzenie nadętych bufonów. We Francji prawie każdy program z gatunku rozrywkowych ma chociaż pięć minut na książkę. Bez zadęcia, bez moralizowania. Czytaj i tyle. Często oglądałam i nadal oglądam francuskojęzyczne Arte. Tam są dopiero programy o literaturze i filozofii, ale zrobione tak, że nawet dziecko zrozumie. Bardzo lubiłam cykl z Raphaëlem Enthovenem, filozofem opowiadającym o najtrudniejszych nurtach z taką pasją, że nie mogłam oczu oderwać od ekranu. Nasza telewizja promuje tylko wybranych pisarzy, ciągle te same twarze, a w dodatku książki polecane przez samozwańczych ekspertów, słucham jedynie Szczygła, gdy poleca czasem książki w porannym programie. I ta pogarda dla wszystkich, którzy wyżej nie podskoczą. Zobaczysz, niedługo będziemy rzygać Masłowską, bo dziewczynę zajadą medialnie, a każdy będzie się przerzucał cytatami z książki. Wkurzają mnie tytuły typu: najważniejsze książki, najmądrzejsze, jedyne wartościowe, to musisz przeczytać, o nie!!! Będę czytać to na co mam ochotę, i jak będę miała ochotę na Harlequina, to sobie przeczytam. A programy literackie powinny wspierać każdego, kto czyta. Lubisz romanse, to sięgnij po to albo po tamto, kochasz kryminału? Te są świetne albo tamte. A to literackie towarzystwo wzajemnej adoracji z naszej telewizji wszelakiej niech gada do siebie i dla siebie, wkrótce znów będą płakać, że nikt ich oglądać nie chce. I z przykrością stwierdzam, że odnosi się to również do najnowszego programu TVN.
UsuńMarto, nie wiedziałam, że rzeczona powieść nie jest i nie była rekalmowana, nie ma mnie w kraju, omijają mnie takie rzeczy. Myślałam, że jest całkiem odwrotnie, bo w sieci było dużo. Albo mnie się wydawało, bo blogi itp.
UsuńJesli idzie o programy, to mnie o to właśnie chodzi, żeby nikogo nie lekceważyć, jeśli Harlequiny, to taki i taki właśnie się ukazał, dobry jest; jeśli kryminały, zwróćcie uwagę na to i tamto. Nich każdy czytelnik poczuje się doceniony i zauważony.
Koniecznie musze znac ten tytul. Ten przez ktory sie poznalyscie...
UsuńKoniecznie musze znac ten tytul. Ten przez ktory sie poznalyscie...
UsuńAniu - to była Cukiernia pod Amorem, a potem razem z autorką i innymi dziewczynami pisałyśmy książkę Rozmowy czytelniczek Cukierni pod Amorem
UsuńNie wiem. Sama nie wiem. Same bibliotekarki mówią, że coraz mniej czytelników. Ale ja widzę ludzi w księgarniach, którzy przyszli po coś dla siebie, a nie po podręcznik dla dziecka.
OdpowiedzUsuńNie mam w sumie porównania. Ja czytam, mąż czyta, czytam dziecku (staram się dużo i różnorodnie), moja mama wręcz pochłania książki. Teść czyta okazjonalnie, może książkę na rok (mieści się w statystyce). Teściowa omija książki szerokim łukiem... Większość, ach, co ja mówię, znakomita większość moich znajomych to osoby czytające.
Wiesz, teraz cały dzień będę o twoim poście myślała.
Agato - masz szczęście, bo jesteś w kraju, w swoim środowisku, a wiadomo, ludzie dobierają się według konkretnego klucza, zainteresowań, wspólnych pasji, nic dziwnego, że takich właśnie masz. Kiedy zaczyna się nowe życie na emigracji, poznajesz nowych ludzi i okazuje się, że ciężko znaleźć czytających. Oczywiście są, ale w mniejszości, nie rzucają się w oczy, nie ma ich 'na każdym rogu'. I wtedy zaczynasz się dziwić, że nie masz z kim o książkach gadać. Wprawdzie prowadząc bibliotekę spotykam ich wielu, ale dopiero teraz, wcześniej sporadycznie.
UsuńTak z własnych obserwacji: sporo jeżdzę komunikacją podmiejską i metrem i zauważyłam wręcz tendencję wzrostową. Dużo ludzi czyta, pojawiło się mnóstwo czytników. Wśród znajomych nie ma może takiego "nerda" jak ja, ale większość coś czyta. Nie zawsze ambitnie i kilogramami, ale mogę zapytać się "co ciekawego ostatnio czytałeś/aś". Zawsze przeglądam ludziom co mają na połkach, dom bez książek to coś czego nie mogę sobie wyobrazić...jakie to musi być smutne.
OdpowiedzUsuńW mojej rodzinie zawsze się czytało - głównie mama i babcia, ale teraz czytamy, wymieniamy się, często pożyczam swoje książki dalszej rodzinie przed przeczytaniem :) jestem teraz dumna z taty, namówiłam go na Gre o tron i wsiąkł w czytanie - głównie fantastyki i kryminałów, ale po całych latach nie czytania teraz pochłania książki.
Agato P.- ja też tak mam, że podglądam, czy u kogoś stoją gdzieś książki i chociaż to głupio tak, często proszę o pozwolenie przyjrzenia się tytułom, czysta ciekawość. Nie mogę się oprzeć podlądania w miejscach publicznych, co ludzie czytają, teraz to prawie niemożliwe, bo coraz więcej ludzi czyta na czytnikach i nie da się tytułu sprawdzić.
UsuńCzytających kobiet w rodzinie zazdroszczę, my z córką wymianiamy sie książkami i zdaniem o nich, ale marzyłyby mi sie takie rozmowy z mamą czy babcią.
Ha a myślałam, że to tylko tskie moje spaczenie ;) Nie wyobrażam sobie życia bez książek właśnie dzięki mamie i babci, teraz po latach okazało się, że lubią czytac i kupować ksiażki także moja ciocia, siostra cioteczna i dwie kuzynki więc zawsze jest z kim o książkach pogadać i od kogoś coś pożyczyć.
UsuńPozdrawiam!
szczęściara z Ciebie
UsuńKasia zwróciła uwagę na coś bardzo ważnego - ci, którzy czytają, nie mówią o tym. Jest to dla nich tak naturalne, jak jedzenie, spanie czy inne czynności. Jako twórczyni oddolnej akcji okołoksiążkowej regularnie jestem pytana "czy Polacy/poznaniacy czytają?co czytają?dlaczego nie czytają?".
OdpowiedzUsuńJednym z argumentów nie-czytania jest cena książek. Ok, są drogie. Ale w bibliotekach nie brakuje nowości - sama korzystam z różnych bibliotek - tych w centrum Poznania, jak i tych w okolicznych wioskach - i naprawdę można w nich znaleźć niemal wszystko. Księgarnie z tanią książką - mnóstwo dobrej literatury w niskiej cenie. Wymiany książek - również można się zaopatrzyć w literaturę. Jednym słowem - to żaden argument.
Kolejny - brak czasu, zapracowanie. Troszkę rozumiem, ale ja też pracuję - pełen etat, wymagająca praca, wracam do domu późno. Bodajże Padma napisała kiedyś na blogu, że książka i czytanie to dla niej najlepszy odpoczynek po pracy. I totalnie się zgadzam - zamiast włączać pudło i oglądać bezsensowne (kretyńskie do cna!) seriale, programy rozrywkowe - weź tą książkę do ręki i czytaj, wejdź w kompletnie inny świat, odstresuj się.
Troszkę winiłabym instytucję szkoły za dobór lektury i egzekwowanie ich przeczytania, ale z drugiej strony ja też chodziłam do szkoły i też lektury czytałam. I wstrętu się nie nabawiłam - wręcz przeciwnie, mój zapał do literatury był regularnie podsycany przez nauczycieli, którzy podsuwali co ciekawsze tytuły.
Rozmowy o poziomie czytelnictwa w Polsce to takie troszkę bicie piany - każdy ma swoje racje i argumenty. Ci co czytają - czytać będą zawsze.
A literackie reality show w telewizji to niezły pomysł - męczą mnie te nadmuchane rozmowy o LITERATURZE, naśmiewanie się z literatury lekkiej. To zwykła hipokryzja.
Świetny tekst Kasiu! Poruszający do dyskusji i pobudzający!
Aniu - masz rację, brak książek, ich ceny, to żadne argument, to kwestia wyboru, czego szukamy i na co jesteśmy gotowi wydać pieniądze. Biblioteki mają dobre księgozbiory, można być świetnie oczytanym korzystając tylko z nich.
UsuńJesli idzie o lektury i szkołę, nauczyciele powinni więcej pasji przykładać do omawiania lektur, pokazać jakie niektóre z tych powieści są nadal aktualne, albo jak poznawcze, można poubdzać do ciekawych dyskusji. Wiem, że można, bo chociaż nie jestem nauczycielką, ale miałam pogadanki czytelnicze z uczniami polskiej szkoły i kilku z nich wróciło po rozmowie ze mną. Teraz sięgają po coraz to nowe książki i się bardzo ekscytują przygodą czytelniczą. No,ale czego wymagać, kiedy niejednokrotnie nauczyciele nie czytają niczego, czego nie wymaga od nich praca.
A żywy, dynamiczny program o książkach z różnych półek to moje marzenie
Mnie się wydaje, że z tym czytelnictwem u nas wcale nie jest aż tak źle. W tramwajach czy autobusach widzę mnóstwo ludzi z książką, a przecież nie wszyscy czytający mogą w ten sposób czytać. Są tacy, którzy wolą w zaciszu domu przy herbacie (i jak Twój mąż o tym nie mówią), czy po prostu nie potrafią się skupić w środkach komunikacji miejskiej, czy zwyczajnie nie pozwala im na to wzrok, bo jednak w autobusach trzęsie - to akurat z mojego doświadczenia, a jestem pena, że takich osób jest więcej.
OdpowiedzUsuńOd kiedy objęłam bibliotekę szkolną, wprowadziłam do niej "prywatną biblioteczkę" ze swoimi zbiorami i co? Okazuje się, że dziewczyny, z którymi nigdy wcześniej nie mówiłam o książkach czytają na potęgę, a te z którymi rozmawiałam - czytają więcej, bo mają pod ręką (nie zawsze jest czas by podjechać do biblioteki, zwłaszcza, że zajęć dodatkowych robimy coraz więcej, a większość osób do szkoły dojeżdża).
Piszesz o tym, że czytelnictwo nie powinno być kojarzone z kujonami czy oracjami starych mędrców, a piszesz - cytuję "Dlaczego zdarza mi się słyszeć, czy widzieć tego typu komentarze - nie przeczytam, bo to nie moje klimaty, nie znam np. lat osiemdziesiątych byłam za mała. To znaczy co, o średniowieczu nie czytasz, o latach dwudziestych nie czytasz, bo nie pamiętasz tamtych czasów?"
Ja czytam maksymalnie 3 - 5 książek na miesiąc, bo niestety nie mam podzielności uwagi i czytam tylko nocami (chyba, że w ciągu dnia jestem sama w domu). Nie zawsze jednak tak potrafię, bo gdy dręczą mnie jakieś problemy to myślę o nich i nie skupiam się na książce, zresztą zmęczenie też daje o sobie znać.
Siłą rzeczy więc nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego. Wybieram, więc to co lubię - nie czytam klasyki czy jakichś górnolotnych dzieł. Wybieram zwykle obyczajówki i thrillery, czasem coś lżejszego. I tak mam dylemat, bo lista "do przeczytania" dłuuga, a ciągle pojawiają się interesujące nowości. Na bibliotekę miejską też nie mam czasu, więc czytam tylko to co posiadam na własność - na szczęście dzięki allegro i mojej rodzinie, która wie jaki prezent ucieszy mnie zawsze, bez względu na okazję mam z czego wybierać.
Magdo - nie rozumiem, dlaczego poczułaś się zaatakowana moim tekstem i poczułaś potrzebę wyjaśniania mi swojej kondycji czytelniczej. Przecież ja piszę, że trzeba znaleźć miejsce dla każdego czytelnika, programy powinny być o lekturach na każdy poziom. Mówisz, że są dziewczyny, które czytają - oczywiscie, przecież nie mówię, że nie ma ich wcale, ale chciałoby się zdecydowanie więcej. A jak pamiętam dyskusje z moich szkolnych czasów, ich merytoryczność, zapał z jakim omawialiśmy kwestie poruszone w powieści, tworzenie się światopoglądu, gdyby ktoś rzekł wtedy - nie czytałam, bo nie pamiętam lat siedemdziesiątych i dlatego nie, to byśmy śmiechem taką osobę zabili. Toż to żaden argument. Nie powinno być kojarzone z kujonami, ale jednak pobudzać do myślenia powinno.
UsuńKasiu, świetny tekst, wydaje mi się, że stawiasz trafne diagnozy co do rozziewu między "poważną" krytyką a czytelniczą codziennością. Im ten rozziew większy, tym czytelnictwo niższe. Uważam,że systemowe działania w sprawie promowania również literatury popularnej przyniosłyby wymierny wzrost czytelnictwa, jak to np zrobli w Szwecji.
OdpowiedzUsuńAniu - naprawdę uważam, że programy mogłyby być również o literaturze popularnej i nic w tym złego, ale z jakiegoś powodu ci, którzy 'robią w książkach' w TV uważają, że promować należy tylko książki najwybitniejsze. A te dla znakomitej większości są po prostu nie do przejścia, niezależnie od tego, ile by o tym nie mówili, i tak czytać dzieła będą tylko nieliczni
UsuńPodobno nie czytamy, ale jakimś cudem wydawnictwa się mnożą i mają się dobrze. Więc jak to jest? Ja to rozumiem...ceny ksiązek są zbyt wysokie, a cena ebookow to jakieś nieporozumienie.
OdpowiedzUsuńwidać czytamy jak szaleni, a ja nie mam racji
UsuńW krakowskiej komunikacji miejskiej, w bibliotekach i księgarniach czytelnictwo kwitnie. Widuję coraz więcej ludzi na Plantach czy Bulwarach Wiślanych z książką w ręce. Do księgarni taniej książki Dedalus czy do małego sklepiku, gdzie ja kupuję bardzo tanio wszystkie najnowsze tytuły czasami trudno jest się dostać - tłum ludzi przegląda, wybiera i kupuje książki. Na Targach Książki w zeszłym roku nie było czym oddychać, jak przejść, czy właściwie przecisnąć się przez wąskie targowe alejki - wszyscy ci ludzie przybyli tam dla książek.
OdpowiedzUsuńPatrząc na te wszystkie sytuacje w mym mieście wydaje się, że NIE czytanie jednak nie jest zjawiskiem powszechnym, a raczej marginalnym, patologiczną zaszłością zaobserwowaną u garstki ludzi.
A jednak wystarczy przenieść się na chwilę do innego świata. Wsiąść do samolotu lecącego 5,5 godziny i poobserwować naszych rodaków. Większość z nich śpi, garstka która nie śpi słucha muzyki, przegląda jakieś kolorowe czasopisma, na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, którzy czytają. Na miejscu, w typowo turystycznym hotelu położonym w pięknej zabytkowej miejscowości jest basen, niedaleko znajduje się plaża. Przechodząc pomiędzy leżakami i obserwując wczasowiczów trudno oprzeć się wrażeniu, że WSZYSCY czytają. Tak, każdy człowiek ma w ręku książkę - od literatury wysokich lotów po wakacyjne czytadła, w najrozmaitszych językach świata. W czasie popołudniowych przekąsek przy każdym stoliku pije się kawę, zajada ciastka i obowiązkowo czyta. Na plaży urlopowicze w przerwach od smarowania się kremami i chłodzenia w wodzie czytają. Są oczywiście tacy, którzy na basenie, na plaży, podczas podwieczorku nie mają przy sobie lektury - to oczywiście Polacy i nieliczni młodzi Rosjanie.
Część z nich wpisuje się w nurt czytaczy (chociaż nawet mnie było trudno cały czas czytać, gdy słońce przygrzewało mi w głowę), a cała reszta leży bezwiednie wpatrując się w jakiś punkt na hotelowej elewacji.
Przykre, ale prawdziwe.
Podczas podroży powrotnej, mniej więcej po godzinie lotu jednej pasażerce zrobiło się słabo i dokoptowano na miejsce obok nas młodą dziewczynę, która wraz z mamą siedziała wcześniej z tyłu. Matka i córka siedziały od strony przejścia. Obie przez ponad cztery godziny patrzyły się nieruchomo w przestrzeń przed sobą. Nie miały nawet gazet, o książkach już nie wspominając, raz po raz dziewczę grało na komórce w jakieś głupawe gry do czasu aż telefon się rozładował. Nawet pewnie nie przypuszczam, jak bardzo musiało się im nudzić i dłużyć. Ale jak widać - jaka matka, taka córka.
Dla mnie 5,5 godziny lotu minęło nie wiem kiedy i wciąż było za mało. Nie zdążyłam skończyć powieści, która mnie tak wciągnęła :)
Rosjanie nie czytali? Ależ przecież oni czytają bardzo dużo. Według doniesień, ale to pewnie tak jak z tym Krakowem czytającym i tym, co piszą o czytaniu w prasie. Kraków to wyjątkowo ukulturalnione miejsce i tam jest po prostu inaczej. Wyjedź poza Kraków, Poznań, Warszawę i inne wielkie miasta, nie trzeba od razu 5.5 godziny w samolocie.
UsuńWystarczy czasem wyjść poza swój krąg znajomych, na przykład popaść w przypadkową grupę na wycieczce i sprawy zaczynają się zupełnie inaczej przedstawiać.
A z tym podróżowaniem mam to samo, cieszę się na kilka godzin w samolocie lub autobusie, bo to oznacza przeczytanie książki. I też nie rozumiem takiego siedzenia i gapienia się przed siebie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńalicjo - jak mówiłam mierzi mnie rozparawianie o mizerii czytelnictwa, ale chciałbym żeby było ono propagowane na różnych poziomach, nie tylko na tym z najwyższej półki
UsuńZgadzam sie z Alicja2010 ksiazki sa za drogie no niestety; ale kto wyniusł z domu milosc do ksiazki to juz mu tak zostanie.A po drugie to te statystyki troche na wyrost chyba sa.
OdpowiedzUsuńWażne jest wyniesienie z domu miłości do książek, tu się zgadzam
UsuńWprawdzie czytelnictwo w Niemczech ma się chyba jednak lepiej niż w Polsce, ale sama znam osoby, które czytają, jeśli już, to tylko w czasie urlopu. Ostatnio nawet dyskutowaliśmy sobie w gronie na ten temat. Ci nieczytający twierdzili, że brakuje im czasu na czytanie. Podobało mi się Twoje porównanie czytania do jedzenia bułki - czynności oczywistej, naturalnie wplecionej w codzienność. Tak ja też to widzę, te same nawyki przejmują też od nas nasze smoki. Oni już się nie zastanawiają, czy czytać, tylko co. Książki są dla nich tak samo naturalne jak telewizor czy iPod dla innych (choć bez obaw, oni też są łasi na inne media, żeby nie było, że mam w domu dwóch nerdów). Wracając do wspomnianej dyskusji powiedziałam znajomym, że to nie jest kwestia braku czasu, tylko wygospodarowania go sobie (a tym samym pewnych priorytetów) i nawyku. Pokiwali głowami, przyznali mi rację, a na czytanie pewnie poczekają do następnych wakacji.
OdpowiedzUsuńAle mam też takich, którzy jak ja nie potrafią żyć bez książki...
tak, to zdecydowanie kwestia priorytetów na spędzanie wolnego czasu, kto lubi czytać, zawsze go trochę dla książki wygospodaruje, żeby nie wiem, co
UsuńCzłowiek to jest jednak dziwna istota. Ciągle się zastanawia czemu inni coś robią albo czemu nie robią. Ja uważam, że tak jak nie wszyscy muszą mieć doktorat, tak nie wszyscy muszą pałać miłością do słowa pisanego. Dla mnie ważne jest, że ja czytam i czerpię z tego przyjemność. Natomiast brakuje mi luzackiego programu o książkach. Zresztą, jakiegokolwiek :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, mi też brakuje. Zwłaszcza luzackiego. Takiego bez zbytniego zadęcia, w którym ludzie po prostu o książkach mówią, a nie wygłaszają krytyczno-literackie sądy.
UsuńBazylu, mnie też nie obchodzi czytanie innych w żadnym innym aspekcie poza tym, że jak czytelnictwo zaniknie, to nie będzie się rozwijać rynek księgarski, nie będzie się tyle pisać i wydawać. To nie jest wtykanie nosa w czyjeś życie, bo jak widzę pośrednio to właśnie mi zarzucasz. Myślę, że mojego tekstu nie można przyrównać do dywagacji, skąd sąsiad wziął na nową plazmę?
Usuń@Kasiu moglibyśmy tu rozpocząć wojnę podjazdową czy rzeczywiście ilość w tym przypadku przechodzi w jakość. Boisz się, że nie będzie się wydawać i pisać "tyle". To znaczy ile? Tyle co teraz? Bo ja uważam, że wydaje się stanowczo za dużo i byle czego. I absolutnie nie przyrównywałem Twojego tekstu do ww. dywagacji. Nie wiem nawet skąd ta myśl :(
UsuńW zasadzie nie wiem co powiedzieć? Podoba mi się stwierdzenie Bazyl, bo niby po co zastanawiać się nad innymi? Z drugiej strony, kiedy patrzy się nie na jednostki a na społeczeństwo, to sprawa wygląda troszkę inaczej. Tylko, że też nie ma sensu porównywanie społeczeństw danych krajów, bo niby dlaczego?
OdpowiedzUsuńNie to, że jestem przeciw czytaniu, nie! W moim domu zawsze książki były. babcia czytała(z popsutym wzrokiem, przy świeczkach czasem, ale czytała), mama czytała i ja czytałam. ale mój tata i rodzeństwo już nie. oni nie czuli takiej potrzeby.
W moim domu się czyta(i ja i małż) a dzieci od najmłodszych lat(w zasadzie miesięcy, bo wszystkie były raczkujące lub mniejsze, kiedy potykały się o książki). Teraz moja 7 letnia córka czyta w obu językach i sprawia jej to radość, kolejne domagają się czytania dla nich. Może to wszystko wynika z obycia z książką? Z tego, że nie jest ona jak na piedestale - jak to ujęłaś? po prostu towarzyszy nam w życiu: w samochodzie, na stole, w torebce... a że się czasem poplami i pogniecie?
Kolejna rzecz - w Polsce książki sa cholernie drogie, jeśli odnieść to do zarobków. Kiedy próbowałam się zapisać do biblioteki w Wawie - babka potraktowała mnie jak potencjalną złodziejkę(tak, wiem, ludzie nie oddają książek) i w ostateczności nie zapisałam się, a będąc studentką nie kupowałam wielu książek. nie bylo mnie na nie stać.
Z tym, ze jak się chce... ja czas wygospodaruję na książkę, nawet po zajętym dniu. czytam do późna w nocy:)
Wszystko rozbija się o to, żeby chcieć!
Anka
Chcieć i lubić. My patrzymy na "problem" nieczytających z pozycji, jeśli nie fascynatów, to przynajmniej ludzi z książką obytych, dla których "zmarnowanie" czasu na kilka stroniczek, to rzecz normalna jak oddychanie. Ale to nie oznacza, że wszyscy tak mają i muszą mieć. Uwielbiam wątróbkę, ale nie rozpaczam, że moi sąsiedzi czy kierowca ciężarówki, nie. Oczywiście ubolewam, że społeczeństwo "ubogaca" nam liczna grupa funkcjonalnych analfabetów, ale żyjemy ponoć w wolnym kraju i szanuję ich wybór. Ja ich do biblioteki gonił nie będę :)
UsuńBazylu - to idzie w dziwnym kierunku, Bazylu skąd wyniosłeś takie przeświadczenie, że ja ludziom do domów wchodzę i ich z ilości książek rozliczam? Idąc za Twoim porównaniem do wątróbki, nie interesuje mnie, czy osoba A i osoba B ją je, ale jeśli wszyscy przestaną ją jeść, to ja jej nie będę mogła nabyć, chociaż lubię, bo nikomu nie będzie się opłacało jej produkować i sprzedawać. O zjawisku wypada dyskutować, jak o innych trendach społecznych
UsuńHrabino - a dlaczego nie mielibyśmy porównywać społeczeństw innych krajów, szczególnie z naszego kręgu kulturowego? Przecież nie żyjemy w kompletnej izolacji i jeśli porównujemy poziom wykształcenia na przykład, to i poziom czytelnictwa chyba też możemy.
Usuń@Kasiu, a skąd Ty wzięłaś przekonanie, że zarzucam Ci wchodzenie do domów i rozliczanie ludzi z książek?! To naprawdę idzie w dziwnym kierunku, jeśli wkłada się interlokutorowi w usta słowa, których nie wypowiedział :(
UsuńCo do meritum. Nie zamierzam przekonywać nikogo do jedzenia wątróbki, tylko dlatego, że to oznacza, że ja będę mógł ją dalej jeść. Ba, nie będę tego robił, nawet jeśliby miało to oznaczać, że mi jej zabraknie. Co raczej nie grozi, bo, patrząc z punktu widzenia miłośnika, to tej wątróbki naprodukowano, a nawet w ostatnich czasach mam wrażenie nadprodukowano. I o dziwo, ta starsza jest lepsza, a świeżej czasem przełknąć się nie da.
Ale zostawmy już podroby :) Dyskusja o nieczytaniu przez innych jest dla mnie zbędna. Ja czytam, moja żona czyta, czytamy dzieciom, czytają nasi sąsiedzi i ich córka. Po kilkunastu latach nieczytania wróciła do lektury (Steel, Roberts, Picoult) moja Mama. Stażystka z mojego pokoju w wolnych chwilach czyta. Z mojego punktu widzenia jest bardzo OK. A że 90% pasażerów jakiegoś lotu nie czyta? Phi, może podobnie jak ja w autobusie, oni nie mogą czytać w samolocie. Albo może przeliczają zarobiony za funtem funt na ilość cali w plazmie. Mnie to, najzwyczajniej w świecie, wisi :)
Dlaczego nie mozemy porownywac spoleczenstw? wydaje mi sie ze w roznych krajach, nawet z tego samego kregu kulturowego, jest troszke inaczej. ja, jak maniak, wracam do zamoznosci spoleczenstw, zasobnosci portfela; patrze na to wylacznie z mojej perspektywy. kiedy musialam zapierniczac w pracy, wracalam do domu po 22, zrobilam to, co trzeba, to juz nie mialam najmniejszej ochoty na czytanie. jedna ksiazka lezala u mnie 3-4 miesiace. mysle, ze takich ludzi jest znacznie wiecej; w takiej sytuacji, uwierz mi, nie obchodzilo mnie intelektualne ubozenie spoleczenstwa. co innego mialam na glowie. w krajach bogatszych ludzie (byc moze)maja wiecej tego czasu, moze sa mniej wykonczeni? owszem, ksiazki sa odskocznia, przenosza w inny, czasem lepszy swiat; mozna by bylo pomyslec, jak ci xle to czytaj, zapomnisz o bolach dnia codziennego... ale tu wracamy do punktu wyjscia, czyli stwierdzenia, ze nie kazdy musi lubic to samo.
Usuńinna mysl mi jeszcze przychodzi: moze wlasnie zachlysniecie sie zachodem, moze tak latwy dostep do internetu i komputerow(ktory w PL nie jest wcale az tak dlugi) spowodowaly, ze dzieci i mlodziez siedza i wgapiaja sie w ekrany, graja w sieciowki, ogladaja filmy(zeby nie czytac lektur)?
a może takie nacisk w szkolach, zeby czytac, czytac i czytac te lektury?
wszystko to jednak tak naprawde gdybanie i dzielenie wlosa na czworo, bo zwyczajnie, jka nie lubisz czytac to nie bedziesz, a jak ty nie bedziesz czytac to nie zaszczepisz tego w swoich dzieciach, a potem one w swoich, itd...
sorry za nagmatwanie, ale wlasnie siedze z najmlodsza i ona mnie rozprasza dosc powaznie
Bazylu - powiedziałeś, że nie interesuje cię, czy sąsiedzi jedzą wątróbkę, czyli rozumiem, że to porównanie do tego, że nie powinno nas interesować, czy sąsiedzi czytają. A jeśli ja się tym interesuję, to jakbym wchodziła komuś z butami w zycie, tak to zrozumiałam. Czasem tak jest, że nie ważne co powie osoba A do osoby B, ważne, co osoba B zrozumiała z tego, co powiedziała osoba A
UsuńZamiast opinii własnej, która pewnie nie byłaby szczególnie ekscytująca, polecam dywagacje 'tamaryszka' :-) http://tamaryszek.wordpress.com/2012/10/05/wywiady-rozne-kwiaty-i-kwiatki/
OdpowiedzUsuńdzięki za linka, poczytam
UsuńBardzo ciekawie to wszystko diagnozujesz, i w sumie idziemy podobnym tropem myślenia. Jeśli książka ma trafić pod strzechy, to trzeba ją zdjąć z piedastału. Za dużo mówi się uwznioślającej roli lektury, itd. Czytanie lektur lekkich i przyjemnych może (choć nie musi) prowadzić do czytania literatury wysokiej, czy klasycznej. Prowadzę zajęcia dotyczące literatury na uczelni i wiem, że miłośniczki chick-lit (o którym jedna z moich studentek napisała świetną pracę mgr) chętnie sięgają, przy odpowiedniej zachęcie ;) po Jane Austen, czy siostry Bronte, a fanki sagi zmierzch po opowiadania Poe. I nie, nie twierdzę, że tak jest zawsze, ale czytanie literatury pop może i tak się skończyć ;)
OdpowiedzUsuńno właśnie, jeśli uzmysłowić komuś, że Jane Austen to jest pop tylko, że z przeszłości, to się okazuje, że zaczyna ona mieć nowe wyznawczynie. To samo Bronte, Gaskell, Wharton.
UsuńZmierzch -> Poe genialne
Książki są obecne w moim życiu od zawsze. Mimo że obecnie czytam mniej niż jeszcze parę lat temu, to nie mogłabym żyć nie czytając. Tyle o mnie. :)
OdpowiedzUsuńCodziennie jeżdżę środkami komunikacji miejskiej, dzięki czemu mogę poczytać. I - tak jak już wspomnieli przedmówcy - nie jestem jedyna! Zwykle, w mojej najbliższej okolicy kilka osób czyta książki różnej grubości, mniej lub bardziej ambitne, ale czytają. Dość regularnie latam też na trasach europejskich i muszę przyznać, że nie mam wrażenia, że Polacy nie czytają. W samolocie w zasięgu mojego wzroku zawsze kilka osób czyta, a od pewnego czasu trafiam regularnie na osoby używające czytników.
Jeśli chodzi o programy telewizyjne, to niestety obecnie prawie nie oglądam, ale parę lat temu w tvn 24 był taki program, w którym występowała K. Szczuka ze starszym panem i prowadzili dywagacje o książkowych nowościach. Parę razy na to trafiłam i ogólnie to było OK, ale zapamiętałam jedna dyskusję o książce Marininy, o której bardzo niepochlebnie wypowiadała się K. Szczuka. Sięgnęłam po tę książkę, mimo że zapadła mi w pamięć ta krytyka, i byłam bardzo zdziwiona tak negatywnym podejściem, bo to był jeden z lepszych kryminałów rosyjskiej autorki, moim skromnym zdaniem. Odniosłam wrażenie, że jeśli w tym programie pojawiała się książka lżejsza, to jednak była krytykowana. Potem, w TVN Style był program, w którym Dorota Wellman opowiadała o swoich ulubionych książkach. I to było rzeczywiście o literaturze lżejszej i zachęcające do przeczytania książki.
Fakt faktem, mimo obecnego wysypu powieści obyczajowych, kryminałów polskich autorów, brakuje w prasie i telewizji dyskusji, ocen, recenzji.
Sądzę, że obraz polskiego czytelnictwa nie jest tak czarny, jaki wynika z sondaży. Wysyp blogów książkowych też jest tego dowodem. Natomiast warto się zastanowić, jak sprawić, aby książka była bardziej dostępna dla przeciętnego czytelnika. W Polsce cena książki w porównaniu do przeciętnego wynagrodzenia jest bardzo droga. Całe szczęście, że istnieją księgarnie i punkty taniej książki, gdzie można upolować fajne pozycje za rozsądną cenę. I tym akcentem pozwolę sobie zakończyć. :)
Ceny faktycznie powalają, nawet największego fana kupowania nowych książek, potrafią odstarszyć.
UsuńPamiętam program Szczuki, ale ona właśnie się starała zrobić z tego coś w stylu 'powiem Wam co myślę z mojej wysokości'. Dorota Wellman była świetna, ale zaczęło to się robić przeglądem wydawnictw, a nie rozprawianiem o jej fascynacjach. Szkoda, że już nie ma, mimo wszystko
Zupełnie nie przeszkadza mi, że ktoś tam nie czyta książek, i że przychodzi nam żyć - olaboga! - z etykietką społeczeństwa nieczytającego. Powiem więcej: to, że inni nie czytają, guzik mnie obchodzi! Niech sobie nie czytają, niech spokojnie sobie na nieczytaniu swoim tracą, niech sobie swój analfabetyzm miło pielęgnują. Liczy się dla mnie moje własne czytelnictwo, a dyskutanta o lekturze i tak sobie znajdę, bo to nie jest prawda, że Polacy nie czytają. Szczerze pisząc, śmieszą mnie te wszystkie ubolewania i żale nad kondycją polskiego nie-czytelnictwa, te wszystkie namaszczone akcje propagujące lekturę, te bzdury typu "nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka!", ten lament, jak to nas widzą inne nacje. Ludzie! Dajcie spokój! Niech nie czytają! Co mnie obchodzi cyzelowanie obrazu Polaków jako nieczytającej masy, te tłumy na lotniskach bez jednej książki?! Czytającym - ukłon i uśmiech, nieczytającym - wzruszenie ramion. Swojej wartości jako człowieka nie zamierzam udowadniać z książką w ręku. Naszej wartości jako społeczeństwa - tym bardziej.
OdpowiedzUsuńCo do programów o książkach: żadna konwencja mi nie przeszkadza. Nie interesuje mnie jak, tylko co o książce mówią. Z każdego słowotoku - i Kazimiery Szczuki, i zaczytanej kuchty - potrafię wyłowić sobie istotne informacje. Tego. między innymi, nauczyło mnie wieloletnie czytelnictwo. Jeżeli czegokolwiek mi brakuje w związku z programami o książkach, to większej ich liczby i częstotliwości nadawania.
Nie miałam na myśli Ciebie, ale dziękuję za elaborat o Twojej tolerancji.
UsuńJa mam znajomą, która nie czyta, a ją uwielbiam, bo jest dobrym czlowiekiem. Znam jedną, która czyta namiętnie i jest nie do zniesienia. Uważam się też za całkiem tolerancyjną osobę, co nie znaczy, że nie mogę mieć poglądów na różne zjawiska
Nigdzie nie twierdzę, że Twój wpis w jakikolwiek sposób mnie dotyczy czy dotyka. Wypowiadam jedynie swój punkt widzenia, swoją opinię o sprawie przez Ciebie poruszanej. Nie ukrywam również, że moja tolerancja nie jest bezkrytyczna, nie boję się głośno mówić o czymś, na co patrzę inaczej, co ma dla mnie inny ciężar gatunkowy. Właśnie tak, jak sama piszesz w ostatnim zdaniu. I, wreszcie, nie apeluję o skreślanie bądź nobilitowanie swoich znajomości, bo ktoś jest czytelnikiem, a ktoś inny nie. Pisząc, że nie obchodzi mnie kwestia nieczytania innych, dałam temu wyraz najprościej, jak potrafię.
UsuńNa początku chcę napisać: "Witam Cię serdecznie!", ponieważ pierwszy raz tu u Ciebie goszczę :) I już zdążyłam się natknąć na kilka ciekawych dyskusji.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o artykuły dotyczące poziomu czytelnictwa w naszym kraju, to muszę stwierdzić, że mnie coraz bardziej zdumiewają. Skoro jest tak źle to - tak przykładowo - jakim cudem w naszej blogosferze wyrastają jak grzyby po deszczu co chwilę nowe blogi z recenzjami (co oczywiście jest świetną sprawą!), i końca nie widać! :) A z tego co widzę biblioteki (przynajmniej te w mojej okolicy) mają się świetnie. Na jakich statystykach opierają się te wszystkie artykuły? Chyba nie ja jedna mam wrażenie, że wcale tak źle nie jest, jak się niektórym wydaje :)
Pozdrawiam :)
Jenah - witaj, cieszę się, że zajrzałaś
UsuńBlogów o książkach faktycznie ci u nas dostatek, ale i tak są one niszowe w porównaniu z kulinarnymi, modowymi czy o życiu po prostu. Pewnie nie jest 'tak źle', ale dobrze też nie. Chociaż może wszyscy, i ja, i dziennikarze, przesadzamy? Nie wiem, ale to możliwe
Otóż to, Jenah.
OdpowiedzUsuńProblemem nazwałabym raczej jakość polskiego czytelnictwa, a nie jego rzekome nieistnienie. To, co się czyta, a nie czy się czyta, bo się przecież czyta. Zdumiewa mnie prawie powszechna nieznajomość kanonu literackiego, naszego i obcego, zupełne niezakorzenienie w tradycji literackiej. Zaczytywanie się w różnorakich rozlewiskach, poziomkach i perypetiach braci Kowalskich, twardzieli o mięciutkich, czułych serduszkach, którzy dla miłości rzucą wyzwanie całemu światu i kumplom z podwórka. Wszechobecne peany na cześć mądrości życiowej tych arcydzieł, przy lekturze których noc wydaje się za krótka, a inne książki zbyt miałkie. Z fascynacją obserwuję entuzjazm, z jakim witana jest na blogach zapowiedź wznowienia pewnej trylogii pewnej pisarki: dziewczęta siusiają w majtusie z ekscytacji i zdzierają zelówki, energicznie przebierając nóżkami z niecierpliwości. Aż mi się ciepło robi na sercu, że w czasach powszechnego nieczytania, możliwe są takie uniesienia! Albo bezwstydne przyznawanie się do nieznajomości znaczących w historii literatury nazwisk, tytułów, tropów kulturowych. Rozbroił mnie ostatnio bloger, oznajmiający z prostotą, że nazwisko Marka Nowakowskiego było mu dotychczas zupełnie obce. Bloger dawno po studiach... Czy, sławetna już, historyja z "balzakianami" w tytule Dehnela. To jest problem: czytający WYŁĄCZNIE literaturę popularną wprawdzie, ale z tej dolnej półki, w niej odnajdujący wszelkie wartości estetyczne i etyczne, na niej budujący swoją wizję realnego świata i swoje wobec życia oczekiwania.
Nie wiem, co jest gorsze: fakt, że ktoś nie czyta w ogóle, czy że czyta i jest przekonany, że to, co przeżywają mieszkańcy domku pod maliną czy klienci sklepiku z marzeniami (nie, nie tego Kingowskiego), jest świata opisaniem i powinno być świętą normą. Literaci do piór, a obywatele do (ich) książek! ;)
Rozumiem Twoje oburzenia. Sama tak mam, ale zaraz się mityguję, że nie powinnam oceniać, co kto czyta, ważne, że czyta. W bibliotece mam pierwszą część wspomnianej przez Ciebie trylogii, jak też inne jej powieści, kobiety za nimi po prostu szaleją. I co,mam je przestać szanować, przestać się do niech odzywać?
UsuńZ drugiej strony, kiedy próbuję się dowiedzieć, w czym rzecz i odrzucam zniesmaczona sklepikową książkę, albo kiedy ktoś mi powie z rozbrajającą szczerością - nie znam tego autora, a to po prostu AUTOR, to też mnie zwiją w trąbkę i trudno zachować spokój.
Ale się uczę.
Dziwi mnie tylko dysonans tej wypowiedzi z Twoją wyżej. To obchodzi cię to, czy nie?
Nie obchodzi: niech sobie każdy czyta, co chce, cóż mi do tego?! Mogę być zniesmaczona, ale typu lektury i tak nikomu ani nie mogę, ani nie chcę narzucać. Piszę o tym tylko dlatego, bo chciałabym zwrócić uwagę że, jeżeli już mamy gdzieś doszukiwać się problemu, to ja widzę go w sposobie dobierania książek do czytania, a nie w zjawisku, które istnieje tylko pozornie. I wciąż to rzekome nieczytanie Polaków jest podkreślane, rozdmuchiwane, kiedy tak naprawdę dotyczy pewnej grupy społeczeństwa, a nie jego ogółu. Jestem temu przeciwna.
UsuńWczoraj byłam na spotkaniu z Magdaleną Tulli i temat też był poruszany. Ale o tym, by książka trafiła pod strzechy- dobrze piszesz, są różni czytelnicy i różne potrzeby czytelnicze. Są ludzie wykształceni i obyci literacko i oni już sobie w swoich kręgach o książkach dyskutują na swoim poziomie, ale dla "zwykłych" czytelników też jest coraz wiecej miejsca. Zobacz jak ciekawie i bez zadęcia o książkach mówi Nogaś w Trójce, to są zwykłe dyskusje, zresztą ,tyle blogów jest, tyle portali, na których takie podstrzechowe dyskusje się rozwijaja. Gadamy o książkach, czytamy książki, ale Tulli powiedziała, ze problem polega na tym, że zbyt wiele teraz mamy alternatyw i jeżeli mamy wybór -książka , film, to wybierzemy film.
OdpowiedzUsuńA Nogasia nie znam, nie trafiłam nigdy, nie mam radia w radiu, tylu słucham w necie, może dlatego.
UsuńJeśli chodzi o wybór, to nie zawsze film, o czym mnie wielu zapewnia, ale w sumie to nie wiem, przecież badań nie prowadziłam
Ale dlaczego zaczynamy dzielić ludzi na wykszatałconych literacko i nie? Przecież nie o to chodzi. Chodzi o kontakt ze słowem. Każdy to odbiera po swojemu. Wykształcenie literackie to taki oksymoron co go o dupę potłuc...
UsuńTeż mi się wydaje, że nie w wykształceniu tu problem, a w chęciach.
Usuńnie poczytam, bo nie czytam nic na kompie, żadnej prozy, poza tym wampiry mnie ani trochę nie interesują, ale może ktoś inny zechce
OdpowiedzUsuńPoślubiłam faceta czytającego książki filozoficzne.
OdpowiedzUsuńW domu czytał tylko tata, tylko okazyjnie i tylko tygryski. Ale nigdy nie zapomnę komentarza mojego brata ciotecznego, który przyjechał do nas, do miasta, na zimowe ferie. "A po co Wam tyle ksiązek?" No coż, czytelnictwo kulało już ćwierć wieku temu.
Nigdy też nie zapomnę pierwszej wizyty w mieszkaniu teściów mojego brata. Mnóstwo ksiązek, książki wszędzie. A wcale nie byli to jacyś super inteligenci. Ot, zwykłe warszawskie mieszczuchy. Ale wyrażnie lubili książki, nie wiem, czy je czytali.
Ja mam w moim domu na obczyźnie mnóstwo polskich książek. Pożyczam jak ktoś chce i z bólem serca odbieram zniszczone/poplamione egzemplarze. Wydaję mnóstwo forsy na książki, sprowadzam je z Polski. Kocham je. Nie wszystkie od razu czytam. Niektóre zostawiam na później.
Na Boże Narodzenie zawsze kupujemy sobie książki. Kiedy odkryję, że dzieciaki lubią jakąś serię, kupuję wszystko.
I tak, mam wrażenie, że w polskich środkach komunikacji miejskiej czyta się mniej niż 20 lat temu, ale może to tylko moja wyrywkowa obserwacja. Ja tam w sumie bywam zazwyczaj raz na dwa lata.
Aniu, ja też nie mogę robić za eksperta w sprawie polskiego czytelnictwa, bo bywam w kraju rzadko, ale poznając tutaj rodaków mam wrażenie, że książka jest na ostatnim miejscu potrzeb. Z Polski prawie nigdy nie przywożą nowości, za to dużo alkoholu, jedzenia, kiełbasy i schaby. A ci co czytają chętnie, mają inne obciążenia, stąd popularność biblioteki. Byłam na targach i przejść nie mogłam, takie tłumy, czyli z jednej strony nie jest źle, ale skądś się te wyniki badań jednak biorą. Wczoraj w programie rozrywkowym było pytanie, ile Polaków czyta więcej niż 7 książek rocznie i odpowiedź była 12%. Dwanaście!
UsuńMy tu sobie gadu, gadu, a tu książki na temat powstają :P
OdpowiedzUsuńLecę poczytać
UsuńKasia, nawiązuję do wątku z lotniskiem. Rzeczywiście, myśle, że to trafne spostrzeżenie. Sama nie biorę książki do samolotu. Od trzech lat. Na lotnisku biegamy z mężem za trzylatkiem i półtoraroczną Różą. W samolocie staramy się po prostu przetrwać. Kiedyś nasze Skarby, ku naszemu zdumieniu, zasnęły w samolocie. Kto mógł to przewidzieć? Wyjątek potwierdza regułę.
OdpowiedzUsuńIza - kiedy się podróżuje z dzieckiem oczywistym jest, że nie robi się nic poza minimalizowaniem 'skutków ubocznych' podróżowania. Wprawdzie tego nie znam, bo kiedy moje dzieci były małe, latanie samolotami było tak drogie, że pierwszy raz leciały do Irlandii, liniami francuskimi, przez Paryż, będąc już w takim wieku, że wszyscy na pokładzie czytaliśmy, jak nie książki, to gazety
UsuńJa się nawet nie upieram, żeby ludzie w podróży czytali, ale różnica między innymi stanowiskami, a naszym, rzuciła mi się w oczy po prostu
Masz świętą rację co do tego generalizowania. Ja tam czytałam zawsze. Teraz czytam mniej, bo brakuje mi czasu, ale jednak wciąż czytam i wątpię, by mnie ktoś nakłonił do zaprzestania. Znam ludzi, którzy nie czytają, ale cóż - jak ktoś tego nie lubi, to przecież nikt go nie zmusi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sol
Chwilę mnie nie było, a tu dyskusja, aż wrze! Już nie wspomnę, że i ja między wersami się zaplątałam:))) Swoją drogą, to ta Prusowa dyskusja dała mi dużo do myślenia.
OdpowiedzUsuńA tutaj? Tyle wątków, że myśli rozbiegły mi się w różnych kierunkach. Każdy ma swoją rację. Główna moja teza jest taka, że czytanie zawsze było elitarne (w sensie - czytali nieliczni). Nawet jeśli Mickiewicz trafił pod strzechy, to tylko leżał na półce. Czy był czytany? Wątpię. Zatem problem nie-czytania nie jest nowy. Cena nie odgrywa tu praktycznie wielkiej roli, bo na allegro czy na bibliotecznych wyprzedażach wartościowe lektury można kupić za przysłowiową złotówkę. Czas też nie, bo to kwestia priorytetów. Media owszem, rzucają cień na czytelnictwo. Nie puszę się swoją polonistyką, ale jeśli dla mnie programy są czasem trudnostrawne, to co ma robić osoba, która przypadkowo włączyła jakiś tam książkowy program? Rzeczywiście prowadzony przez erudytów dla... No właśnie, dla kogo? Mam też manię, że w każdym mieście za granicą zaglądam do księgarni i szukam polskich autorów. Na próżno. Zero promocji. W takim świetle nie dziwi szukanie po omacku, przypadkowość, uleganie modom i sięganie po bestsellery, których wartość literacka jest czasem mizerna. Zatem cieszę się każdym zauważonym czytającym osobnikiem i zapuszczam żurawia, co on tam trzyma przed oczyma. Nie jest źle! Najwięcej pompuję pozytywnej energii na książkowych targach, bo tłum okropny! I to jest piękne. I to już za tydzień w Krakowie. Obfotografuję ten "czytelniczy impas" i "niski poziom". Ale piękny temat! Serdeczności:)
Boże, tyle wyszło? Przepraszam! To okienko takie małe:(((
OdpowiedzUsuń