Najpierw treść:
Martę Wentę poznajemy jako ambitną i rzutką wiceprezes agencji rządowej (cokolwiek by to nie było, ta nazwa zawsze brzmi jakoś enigmatycznie, czyż nie?). Skuteczna, wykształcona, kompetentna, co oczywiście pomaga w życiu zawodowym, ale niestety nie impregnuje jej na zawirowania życiowe. A te mają miejsce, i to zarówno w postaci demonów przeszłości, które ją dopadają, jak również diabelskich sztuczek teraźniejszości - mężczyzn, którzy pojawiają się w jej życiu, ale też nawrotu depresji ze stanami lękowymi, matki - zaborczej i nadopiekuńczej oraz niespodziewanej utraty pracy. Nie chcę więcej nic mówić, bo zepsuje wam to przyjemność czytania, jeśli mielibyście ochotę po nią sięgnąć.
![](http://1.bp.blogspot.com/-QsTfgRYWRRY/Tc2btkwTn1I/AAAAAAAAAY4/ah0ODOuhW4w/s320/Hanna+Cygler.jpg)
Przypomina mi ta powieść książki takich pisarek jak Fleszarowa-Muskat czy Nepomucka i jest to komplement, żeby było jasne. Autorka opowiada historię życiową, taką, która mogłaby się zdarzyć każdemu z nas, sąsiadce czy koleżance z pracy. Ja nawet w pewnym momencie odnalazłam w niej swoją relację z mamą, co mną telepnęło, jak zwykle. Hanna Cygler opowiada pięknie, gładko przechodzi od wątku do wątku, trzyma czytelnika może nie w napięciu, ale w ciekawości, co też dalej się Marcie przydarzy, jak skończy się jej historia?
Miło jest odpocząć przy takiej lekturze. Przypomina mi to też wieczory spędzone w czasach młodości nad powieściami Siesickiej, kiedy zajadając bułkę z szynką (wtedy rarytas) lub pomarańcze kubańskie (strasznie grubą skórę miały), zaczytywałam się w historiach o moich rówieśnicach i ich problemach - moich problemach. Tutaj spotkałam Martę, w moim wieku, której perypetie, jeśli nie przypominały w stu procentach mojej historii, to na pewno moich koleżanek, też rówieśnic. I tu tkwi siła takich powieści, polega na bliskości życia bohaterów z życiem czytelników. Czyż nie lubimy historii bliskich naszej skórze? Polecam.