sobota, 19 listopada 2011

Magia Ani nadal działa. Już zawsze będzie.

Mam trochę zaległości w recenzjach, obiecuję poprawę, będę nadrabiać. Ostatnio co innego mnie zajmuje, nawet kilka rzeczy na raz, a nie chcę pisać tu rzeczy 'na kolanie', chociaż z kolan-topa piszę.

Dzisiaj kilka słów o książce, która zapoczątkowała moją wielką przygodę z czytelnictwem. Uściślając - jest to jedna z książek, nie pierwsza, którą przeczytałam, ale należy do pierwszego etapu zachwytu nad literaturą, czyli okresu dziecięco-młodzieżowego i jest to nie tyle książka, co cała seria. Nie jestem tutaj dzisiaj specjalnie oryginalna, ale pewne zdarzenie przypomniało mi o mojej dawnej fascynacji i stąd ten post.
I po tym iście 'rejsowym' wstępie, zupełnie jak z monologu kaowca, wreszcie wyjawię, o czym mam zamiar Wam opowiedzieć.
A mianowicie koleżanka blogowa, którą mam szczęście znać w realu - Monika z Błękitnej biblioteczki, przywiozła mi z Kanady z Wyspy Księcia Edwarda upominki. A jak z tej akurat wyspy, to już wszystkie mole wiedzą, że chodzi o Anię z Zielonego Wzgórza.
Pierwsze moje czytanie tej książki odbyło się w zimie roku 1981, w grudniową noc, z 12 na 13 grudnia siedziałam w swoim ulubionym fotelu w kratkę, nagrywałam na magnetofon szpulowy z Trójki nową płytę Bee Gees i czytałam Anię. Byłam wtedy we wczesnym okresie nastoletnim. Po północy popsuło mi się radio, nie nagrałam płyty do końca, po nieudanych próbach wskrzeszenia audycji, zrezygnowana wróciłam do czytania książki. Byłam sama w domu, bo moja mama udała się do Szczecina odwiedzić mojego tatę w klinice onkologii. Na zewnątrz była wyjątkowa mroźna i śnieżna zima,a w pobliskiej jednostce wojskowej nikt nie spał, szykowano się do zajęcia newralgicznych punktów w mieście, rano dowiedzieliśmy się o Stanie Wojennym. Nie jestem kombatantem z tamtego czasu, bo byłam dzieckiem i nie walczyłam o niepodległość, niczym takim się tu nie pochwalę. Natomiast tę zimę, kiedy miesiącami nie było szkoły, a mój tata zaczął swoją ostatnią drogę ku krainie wiecznych łowów, przeżyłam o zdrowych zmysłach pewnie dlatego, że miałam w czytaniu całą serię o rudowłosej dziewczynie napisaną przez Kanadyjkę Lucy Maud Mongomery. Wtedy nie było internetu i grup wsparcia, a o to, co czują dzieci, kiedy im umierają rodzice nikt się nie troszczył. Przynajmniej nikt w moim otoczeniu.
Wtedy doświadczyłam wspaniałej mocy książek. Czytałam dużo od dziecka, ukochałam sobie Muminki i bajki Charlesa Perraulta, Godki Śląskie, Latającego Detektywa i Dzieci z Bullerbyn, ale dopiero przy serii Ani, w czasie tak dla mnie trudnym, kiedy umierał mój tata, lekarz nie mógł przyjechać po 22-giej (godzina policyjna), chyba, że do zawału, w sklepach tylko ocet, a węgiel do palenia w piecu (który nam nota bene ciągle gasł i było zimno jak w psiarni) załatwiało się na lewo, kiedy kupienie drzewka bożonarodzeniowego graniczyło z cudem i odbywały się walki wręcz na placu z rzeczonymi, mogłam przekonać się, co znaczy dobra książka i jakim wspaniałym jest towarzyszem. Wcześniej po prostu nie było takiej chwili próby, dopiero wtedy - weszłam w świat Zielonego Wzgórza, podróżowałam z Anią na Uniwersytet, zakochiwałam się wciąż i wciąż w Gilbercie, tęskniłam za Dianą.... nigdy tego nie zapomnę.




Jedynie pierwszy tom miałam na własność, dostałam go od mojej cioci, siostry ojca, która z nami w tamtym czasie zamieszkała (tatę w ostatnim czasie, jakieś 3 miesiące, mieliśmy w domu, bardzo nam pomagała). Resztę wypożyczyłam z biblioteki. Zarówno ta pierwszą, jak i kolejne były pięknie wydane, z płócienną oprawą i malutkimi rysuneczkami, takimi mini-grafikami. Teraz mam nowsze wydanie, ale dałabym wszystko za posiadanie tamtego, niestety mam tylko dwa tomy tak wydane, a właściwie trzy, bo drugi, w żółtym płótnie dla odmiany, zawiera Anię na Uniwersytecie i Wymarzony dom Ani w jednym (Nasza Księgarnia 1971 rok wydania).
Tak więc, jeśli ktoś z Was wie o reszcie, nawet pojedynczym tomie tak wydanym przez NK, to ja chętnie odkupię. Byle by był w jednym kawałku, bo rozpadającego się nie mam tutaj jak reanimować.
Monika miała szczęście pojechać w to miejsce, gdzie dzieje się akcja, pisze o tym na swoim blogu, a ja dostałam kilka upominków stamtąd.


Z lewej cztery podkładki pod kubek z wizerunkiem Ani i Diany, po prawej zakładka do książek, w środku figurka Ani, która teraz stoi na półce z książkami, na dole kolejna zakładka. Czyż nie cudne, że o mnie pamiętała?
A Wy, jakie książki są Wam wyjątkowo drogie i w jakich okolicznościach takimi się stały?