Po pierwsze dlatego, że w Krakowie targi się zaczynają, a ja tam być nie mogę i serce mi się rozpada na tysiąc kawałków, kiedy widzę w sieci doniesienia z tej imprezy. Już nawet nie chodzi o zakupy, ale o atmosferę, o spotkania blogerów, z pisarzami, mam tam kilka osób wystawiających, do których serce lgnie, poza tym bliskie sercu pisarki podpisujące, ach jakże bym się chciała z nimi wszystkimi zobaczyć. I z samym Krakowem, który jest piękny, pewnie o tej porze roku tym bardziej, a z którym mam wiele wspaniałych wspomnień i stosunek do niego szczególny.
Siedzę i mam do siebie żal, że nie potrafiłam się w tyle ekstra dudków zaopatrzyć, żeby na nic nie zważając, polecieć tam na trzy dni.
Nic to, może w przyszłym roku?
Poza tym, oglądając zdjęcia stoisk różnych wydawnictw, pomyślałam o tym, żeby po kolei opisywać tutaj niektóre, te, które mnie czymś ujęły czy zaskoczyły. Zawsze piszemy o książkach, poszczególnych tytułach, ale wydawnictwa też są przecież ważne, bo bez ich starań, o kolejne dobre tytuły, o to, żeby książki wyglądały godnie i ciekawie, żeby się miło czytały i były przyjazne - nie mielibyśmy tyle przyjemności.
Oczywiście, są ebooki i czytniki, swoją drogą śmiesznie mi obserwować ochy i achy nad nimi, kiedy jeszcze niedawno w sieci było tyle oburzenia, że nie zastąpią papieru. Teraz ludzie przyjaźnią się ze swoimi czytnikami, nadają im imiona, głaszczą z czułością, zdobywają w pocie czoła, bo nie tylko drogie, ale i jeszcze trudne do sprowadzenia do Polski (niektóre). Kiedy ja nazwałam swojego Soniaka Marcel i o nim napisałam, od ludzi teraz uwielbiających taką formę czytania, dostałam tyle komentarzy na nie, że aż mnie to zszokowało. Widać poglądy są zmienne, i dobrze, bo ja jestem jak najbardziej za czytnikami, co nie znaczy, że o papierowych wydaniach zapominam i je odrzucam. Wręcz przeciwnie. Niektóre, szczególnie te ze zdjęciami, wspomnieniowe, inaczej niż w tradycyjnej formie, mnie nie interesują.
I tu wracam do wydawnictw, które chciałabym dzisiaj pochwalić, za to jak wydają książki.
Na pierwszy rzut idzie Wydawnictwo Literackie
Pewnie dlatego zaczynam właśnie od niego, bo przytargałam z Polski Orianę i nie mogę przestać się radować na jej widok. Wcześniej z majowych Targów Książki przywiozłam Pra, która już zawsze będzie mi się kojarzyć z Martą Orzeszyną, która mnie sterowała przez telefon, gdzie jest stoisko Wydawnictwa Literackiego (zadekowali się na samej górze, za to na przeciwko Czarnej Owcy), dzięki niej doszłam tam i kupiłam tę pozycję. Zmachana, zziajana, dopadłam stoiska i nie miałam w ogóle siły wyartykułować, co chcę kupić. Ale tam była taka miła obsługa, że bawiąc mnie rozmową, najpierw dali mi się wydyszeć, a potem podali upragniony tytuł. Tak mi się śpieszyło, że nie miałam nawet czasu ani siły przegrzebać dokładnie zasobów, czego będę całe życie żałować. A do Krakowa nie jadę, buuuu.
Nawet sobie o tej gonitwie wpis w książce poczyniłam, przecież jej nigdy nikomu nie oddam, a zawsze, kiedy otwieram, wracają do mnie te chwile
Ich książki, nie dość, że pięknie wydane, to jeszcze przyjazne czytelnikowi, a przyznajcie, nie zawsze tak jest. Po pierwsze pięknie się rozkładają, są szyte więc nie ma problemu z tym, że się rozpadną. Można sobie położyć na stole taką książkę i nie zamyka się, co najwyżej kartki się podniosą, ale o ilu książkach coś takiego można powiedzieć? Mam teraz jedną w planach, która mi się nie daje w ogóle otworzyć, a co dopiero tak położyć na stole, będę musiała ją chyba 'rozłamać', może nawet się rozpadnie, ale przecież pół zamkniętej nie będę czytać.
Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Do tego, na przykład okładka wspomnień Wałęsowej (na zdjęciu górnym), taka aksamitna, ze sama przyjemność w rękach trzymać. 'Pra' w twardej oprawie (zdjęcie dolne) leży już pięknie, i w rękach, i na stole. Sama przyjemność obcowania z tekstem. Książka sama zaprasza.
Możecie się śmiać, że to nieistotne, dla mnie tak, bo ja lubię czytać w różnych okolicznościach i denerwują mnie książki, które 'walczą' z czytelnikiem o dostęp do tekstu.
To samo tyczy się czcionki i odstępów oraz marginesów. Wydawnictwo literackie ma to świetnie zbalansowane. Nie mam pojęcie, jakiej czcionki używają, kiedyś to było zaznaczone w stopce lub informacjach na kolejnej stronie, ale już tego nie stosują, a szkoda, bo dla niektórych, szczególnie okularników, i wygląd tekstu ma znaczenie.
Najważniejsza zawsze jest oferta, bo co bym nam było po tych pięknych wydaniach, gdyby nas treść nie interesowała. A ta jest imponująca, bo i dla wymagającego czytelnika coś, i czytadła, wszystko jednak (prawie, ale o gustach się nie dyskutuje, co dla mnie jest nie do czytania, dla innych wyczekiwaną nowością) na poziomie przynajmniej dobrym, jeśli nie fenomenalnym.
I nie myślcie sobie, że ja z nimi współpracuję, że to jakiś tekst promocyjny czy coś w tym stylu, po prostu czasami wielka chętka pisać o czymś około-książkowym, zauważyć nie tylko treść, ale i 'oprawę tejże', co dla mola jest równie ważne, czyż nie?
Z innych spraw chciałabym powiadomić, że książka, którą swego czasu opisywałam tutaj, niestety wtedy nieprzetłumaczona na polski, ujrzała światło dzienne w naszym kraju, a jest to 'Ladacznica' Emmy Donoghue.
A poza tym muszę się poskarżyć, że będąc w Polsce za Chiny nie mogłam dostać książki bardzo polecanej przez kilka osób, a mianowicie
Wydaje mi się jak skrojona dla mnie, ale co z tego, skoro w trzech Empikach, Matrasie, trzech księgarniach na lotnisku i po drodze na autobus, tego nie było. Zwariować można.