Odwiedziłam znajomą podczas pobytu w Polsce i ona miała ją w czytaniu. Rzut oka i słowo Syberiada od razu wprowadziły mnie w drżenie, bo chociaż nie jestem tropicielem wszystkiego co syberyjskie, za każdym razem, kiedy trafiam na coś o tym, aż się trzęsę z pożądania czytelniczego. Mam też wrażenie, że mnie te książki same znajdują.
Po powrocie szukałam w różnych sklepach i na Allegro i mam, przeczytane wszystkie 'czy'.
Autor to oddzielna historia, budzi wiele emocji, bo wprawdzie zesłany z rodziną w głąb ZSRR, ale potem prokurator wojskowy za czasów stalinowskich, doradca w ambasadzie w Moskwie i takie tam. Nie będę się w to zagłębiać, bo nie wiem, czy notka w Wikipedii jest godna zaufania, zresztą w sumie lakoniczna, a sędzią nie jestem i nie będę człowieka oceniać i skazywać. Szczególnie, że ani nie mam danych do tego, ani nie przeżyłam zesłania i tamtych czasów, nie mam prawa. Oceniać będę jedynie to, co przeczytałam.
Od pierwszych stron poznajemy rodziny, które zaraz zostają wypędzone z domów i załadowane do wagonów. Tu się zaczyna ich wieloletnia tułaczka i gehenna. To się w głowie nie mieści, co oni wszyscy musieli znosić. Najpierw horror transportu w wagonach bydlęcych. Pierwsze zgony, pierwsze rozstania. Powiem krótko - nie ma co się przywiązywać do postaci.
Człowiek przyzwyczai się do wszystkiego, jeśli silny i ma szczęście nie stracić kogoś bliskiego na samym początku, kiedy jeszcze nie zahartowany, to zwiększa szansę na przeżycie. Najgorzej chyba mieli ci,którzy od razu, jeszcze spod ciepłej kołdry dobrze nie wyszli, a już ktoś im odumarł, nie daj Boże dziecko. Zmysły mogą się pomieszać, zakrada się taka rozpacz i ból, że czasem po prostu ciało, system cały, nie dawał rady tego unieść.
Dużo się napłakałam przy tej książce, a że jej słuchałam, czasem podczas sprzątania czy gotowania, można mnie było znaleźć w środku np. odkurzania zalaną łzami i popuchniętą. Jakże się nie wzruszyć, kiedy matka nie chce oddać martwego niemowlaka z objęć, kiedy mężczyzna nie jest w stanie opuścić swojego gospodarstwa, ukochanych zwierząt i wiesza się z rozpaczy, kiedy mali chłopcy puchną z głodu i wyglądają ojca, którzy nie wraca od wielu dni?
Zbigniew Domino przeżył zesłanie i napisał to, co sam widział, jest to bardzo wiarygodne, bez politykowania, manipulowania faktami, jest to prosta historia, nie musi być pisana dosadnym językiem, bo sama w sobie jest tak straszna, wzruszająca i dosadna, ze mówi sama za siebie.
Towarzyszymy poznanym bohaterom w kolejnych latach zesłania, przeprowadzkach, podczas pracy i wykonywania różnych czynności, które normalnie nie sprawiają kłopotów, ale w warunkach zesłania, są czasem bardzo trudne. Zdobywanie żywności jest wielkim wyzwaniem, bo nie wolno im mieć broni, nie mają narzędzi takich jak wędki na przykład, wszystko zależy od pomysłowości i zdolności nauki od tubylców, którzy zresztą są bardzo przyjaźni i mają wiele serca dla przybyszy.
Są też momenty prawie normalne, kiedy to ludzie się weselą, kiedy miłują, pobierają. Przyzwyczajamy się do kolejnych postaci (chociaż rozsądek mówi, żeby nie), trzymamy za nich kciuki, życzymy jak najlepiej, dosyć często musimy się z nimi żegnać ostatecznie, ale przecież nie wszyscy umierają, więc mimo tego horroru ta powieść niesie ze sobą wiele nadziei, światła, poczucia siły.
Dużo tam przeciwności, z którymi zmagają się ludzie - władza radziecka i przepisy nieludzkie, tajga dzika i wymagająca, syberyjskie zimno, głód, choroby, wszy, tęsknota za Podolem (stamtąd zostali wywiezieni), beznadzieja, trudno mieć w takich warunkach marzenia i wierzyć w to, że dożyje się innych czasów. A jednak.
Zawsze, kiedy mnie jakieś muchy w nosie nachodzą albo foch, od razu przypominam sobie te czasy i podobne historie - od razu mi przechodzi i czuję wstyd.
Książka jest napisana prosto, bez zawiłych zdań i ozdobników, przekaż jest przejmujący i bardzo prawdziwy. Polecam
Znalazłam informację, że Janusz Zaorski jest w trakcie kręcenia filmu na podstawie tej powieści. Cieszę się bardzo. Posłuchajcie, co sami aktorzy mówią o tym projekcie