środa, 29 grudnia 2010

Gdyby wyrzuty sumienia pozostawiały ślady w postaci czerwonych plam, byłabym Siuksem

Ostatnio się zastanawiałam, dlaczego wolno czytam, a dzisiaj trochę sprzątałam na półkach i się zadumałam, skąd tyle nieprzeczytanych książek na nich?

Do takich oto wniosków doszłam:
  • bierze się to z czasów, kiedy książek nie było na rynku, kiedy się je zdobywało, a ja dobra byłam w zdobywaniu, kupowałam więc zrywami, kiedy rzucili, kiedy je na kiermaszach wystałam w kilometrowych kolejkach, spod lady lub na Skrze piraty, czego się nie wstydzę, bo wydawnictwa, jeżeli chciały zarabiać, powinny były wydawać tyle, żeby starczyło. Długo myślałam, że Siesicka napisała tylko trzy książki, Chmielewska dwie dla dorosłych i dwie dla młodzieży, a McLean może ze 4 (blogów przecież nie było, chociaż niektórym pewnie trudno to sobie wyobrazić), aż trafiłam na faceta, który sprzedawał 'podróby' i o mało nie straciłam przytomności. A potem się obkupiłam. W bibliotekach nie było dostępnych nowości, chyba, że dla znajomych. Kupowałam więc ich dużo naraz, a potem czekały na czytanie. Tylko, że ja kupowałam wciąż nowe i pożyczałam wciąż nowe (a wtedy pożyczanie oznaczało - masz dwa dni na przeczytanie 'Autostrady', bo już czeka w kolejce Kaja, a za nią zaraz Michał), no to któreś musiały zostać pominięte, bo przerób mam, jaki mam. Potem, kiedy już były nowości dostępne, ja komunistycznym zwyczajem, wciąż kupowałam, jakby ich miało jutro zabraknąć. Cholera, w krew mi to weszło. 
  • nie mam zwyczaju, wzorem ludzi w cywilizowanych krajach, kupowania dwóch, przeczytania, kupowania następnych trzech, przeczytania itd. W ten sposób na półkach znajdowałyby się tylko te, które już są zaliczone. Tak robi jeszcze-nie-zięć, kiedy pytam, dlaczego nie kupi, skoro już jestesmy w księgarni, a on czegoś tam poszukiwał, odpowiada - jeszcze nie przeczytałem tych, które mam na stoliku nocnym. Zawsze mnie denerwowało takie gadanie, ale widzę, że w tym szaleństwie, moim zdaniem, a normalności, ich zdaniem, jest metoda. 
  • jestem już za stara, żeby zmieniać przyzwyczajenia, chociaż małżon zdołał wyplenić u mnie kupowanie proszku do prania i mydła na zapas (powiedzmy duży zapas). Zostało mi to jeszcze z początku małżeństwa, kiedy to stałam w PDT na Woli po zarówki, a wracałam z kilkoma paczkami proszku IXI, czy E, dumna i blada, bo normalnie też ich nie było w sprzedaży. A   

potem je oszczędzałam, ze strachu, że zostanę bez. I podobnie jest z książkami, mam nieuzasadniony lęk, że zostanę bez niczego do czytania. Nigdy się to nie zdarzyło, ale to szczegół. A już na pewno odmawiam sobie tych najlepszych, może inaczej to ujmę, tych przeze mnie najbardziej pożądanych, bo czy dobrych, to już rzecz gustu i czasem złudnych wyobrażeń.
  • kiedy wyemigrowałam z kraju, wysyłki za granicę nie były takie popularne, poza tym bardzo drogie, więc książki wąchałam przez ekran komputera, podczas jeszcze bardziej drogiego połączenia internetowego, bo wtedy, i znowu pewnie trudno to niektórym sobie wyobrazić, nie bylo neostrady, bradbandu, czy jak to się w jakim kraju nazywa, tylko kabel w gniazdko telefoniczne i z prędkością osła z dwukółką ładowały się okładki na ekran. Nikt się nie mógł wtedy dodzwonić, a ja sobie musiałam reglamentować czas połączenia, bo jeszcze córka chciała skorzystać, a przecież nie mogłam pracować li tylko na opłaty za sieć. Wtedy nowości znowu urosły w moich oczach do towaru nad wyraz pożądanego i tak jest do dziś. Trzeba ekwilibrystyki (baardzo trudne słowo), żeby w rozsądnej cenie coś kupić, a to kogoś poproszę, a to zamawiam w Merlinie (bo oni jak do tej pory mają najtańsze przesyłki), jakoś leci, ale zawsze trzeba się nagimnastykować. Nic dziwnego, przynajmniej tak próbuję siebie tłumaczyć, że się zachowuję po otwarciu paczek, czy otrzymaniu zakupów od dobrotliwych znajomych, jakbym widziała w postaci tych książek ósmy cud świata. I wciąż ich przybywa. A w oczach ciągły głód. Czy to już trzeba leczyć? I tak to się dzieje, czytam i kupuję, próbuję czytać szybciej, ale odwiedzam koleżankę i wyjeżdżam od niej z naręczem książek, a zaraz potem idę na spotkanie book club i znowu coś wynajduję w bibliotece. I tyły, wciąż nadganiam, a świetne pozycje czekają, czekają, czekają. Jak to w piosence, którą śpiewał syn w pięciolatkach na święta - waiting, waiting, waiting, waiting, waiting for something to happen very soon... A wybieranie książek to już w ogóle masakra, bo jak czytam jedną, to wiem, co chcę czytać zaraz po niej, a potem chodzę i widziwiam i wciąż jestem niezadowolona, ze tamtą bym chciała, a może tą teraz... Nadmiar jest ze wszech miar męczący i niewskazany, bo człowiek głupieje od niego.Tak sądzę, przynajmniej do czasu, kiedy znowu zajrzę do sklepów internetowych. A teraz są wyprzedaże, przynajmiej na Amazon i na Play imponujące spadkiem cen. Ech.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Struktura odbioru, czyli dlaczego czytam wolno (niestety)


Przy lekturze Cukierni pod Amorem wzięło mnie na rozmyślania o tym, dlaczego czytanie idzie mi w sumie wolno. Przynajmniej w stosunku do innych, zaliczających nowe pozycje z prędkością karabinu maszynowego, tak jest, bo przecież nie będę się porównywać do tych, którzy zaliczają jedną książkę na rok. Ci, co szybko, straaasznie mi imponują. Też bym tak chciała, ale się nie da, po prostu nie i już.
Rozmyślania dotyczyły, jak to sobie roboczo nazwałam, struktury odbioru. Kiedy sięgam po książkę, włącza mi się wewnętrzny film. Czytam o kolejnych bohaterach, którzy wchodzą na scenę historii i muszę koniecznie ich sobie dokładnie wyobrazić, nie pobieżnie typu wysoki, siwy, niska gruba, tylko oni dostają w mojej głowie dokładny wizerunek. Też ich sobie ubieram, każdego dnia inaczej, w zimie i w nocy, na balu i w karocy, na wycieczce i w pracy, dostają ode mnie buty i paltocik, bluzeczkę i spodnie, surdut i mitenki, kalosze i melonik, w zależności od tego, kim są i kiedy ta akcja się dzieje. Słyszę też ich głosy, jedni mówią piskliwie, inni tubalnym basem, dzieci zmiękczają wyrazy, a starsze kobiety mówią niewyraźnie jak to ci, którzy mają sztuczne szczęki, czy braki w uzębieniu. Koniecznie też muszę zaraz ich umieścić w jakiejś przestrzeni, czyli dokładnie wiem, w głowie oczywiście, jak wygląda ich dom, izby i ogród, jakim samochodem jeżdżą i jak wyglądają hotele, zajazdy, restauracje i pałace, w których bawią.
Do tego przydają się dobre seriale i filmy, dają wyobrazenie, jak w rożnych epokach i miejscach, ludzie mieszkali i czym się poruszali. Od dawna już szukam takiego wydawnictwa, które pokazywałoby na obrazach, zdjęciach i rycinach, jak sie ubierali ludzie różnego stanu, w różnych krajach i epokach, to by mi się bardzo przydało.
Kiedy czytam, słyszę tych ludzi, widzę ich, więc nic się nie da przyspieszyć, bo jakże to, dystyngowana hrabina Zajezierska miałaby mówić szybko jak baba z magla?
Ja wiem, że szybkie czytanie polega na tym, że człowiek widzi i czyta jakby całymi paragrafami. Próbowałam i odbiera mi to całą przyjemność. Muszę się więc pogodzić z faktem, że nie zaimponuję nikomu ilością przeczytanych ksiazek w tygodniu. Już nie mówiąc o tym, że mam tez obowiązki, jako zona, matka, pracownik, przyjaciółka, sąsiadka. Obowiązki, ale też wynikające z tego przyjemności, bo być z rodziną i przyjaciółmi to nie kara. Rzadko kiedy mam na czytanie cały dzień, czy chociażby kilka godzin z rzędu, ale za to targam ksiażkę ze sobą wszędzie i jak tylko coś mnie zatrzyma w biegu, siedzenie w poczekalni u lekarza czy w samochodzie pod halą sportową, gdzie trening kończy syn, w samolocie, samochodzie czy autobusie, zaraz wyjmuję ją i czytam. Poza tym lubię też dobre filmy, teatr i czytanie magazynów typu Twój Styl czy Pani, tyg. takich jak Newsweek czy Polityka, a to też kradnie czas książkom. Co wiedzie do puenty, że skoro nie można szybciej, trzeba dokonywać bardziej uważnych wyborów czytelniczych, żeby nie tracić czasu na gnioty. A ja mam coś dziwnego w naturze, że te najfajniejsze ustawiam na półce i sobie ich odmawiam. Odwiedzam je tam, czasem wyjmę, pogłaszczę i odstawiam, a do ręki biorę coś na cito, jakiś egzemplarz do recenzji, niewiele ich dostaję, ale jeżeli to mają niby pierwszeństwo, a to książka polecana przez kogoś, a to z book club, a te, na widok, których dostaję dreszczy z emocji, czekają, czekają, czekają.
Od tego roku koniec z tym. Takie mam postanowienie, ale jak to wyjdzie, zobaczymy w praniu.

A Wy jak czytacie, szybko, błyskawicznie, paragrafami czy wolno, dokładnie, czy przeskakujecie opisy? Ciekawa jestem

piątek, 24 grudnia 2010

Stosy spod choinki wymaszerowały wprost w ręce nasze


Jakoś mnie tak dzisiaj od rana ciekawość drążyła, co też ja dostanę pod choinkę? Jeżeli chodzi o te sprawy, to ja nigdy nie dorosłam. Cieszę się jak dziecko, nawet z czekoladek. Jeżeli chodzi o książki, to trochę wiedziałam, co dostanę, bo sobie sama z Merlina, przy okazji prezentów dla męża, zamówiłam. A potem przed samą sobą ukrywałam, dałam córce zapakować, żeby nie mieć pokusy macania i przeglądania zawczasu. Oni się śmiali, bo ja skrzętnie zapominałam, co tam jest, żeby mieć ubaw, kiedy odpakuję. Niestety nie mogłam powiedzieć, żeby oni coś dla mnie z wish list zamówili, bo na polskich stronach tylko ja się wyznaję. Poza tym były tam też prezenty dla córki i męża, więc ktoś musiał być poszkodowany.
Cały dzień chodziłam i wąchałam paczki, nie ma u nas małych dzieci, możemy więc kłaść je wcześniej. Po rozpakowaniu, najpierw wszyscy rzucili się oglądać ich książki, a dopiero potem pozwolili mi zrobić zdjęcia











Na górze stoi box z 4 sezonami Bramwell, serialu o kobiecie lekarzu, która była pionierką w tym zawodzie w UK w końcu dziewiętnastego wieku, kiedy to kobiety nie pracowały w żadnym sektorze, a już w szpitalu to w ogóle.
Obok pudełko dwóch talii kart firmy Piatnik. seria Lady, trochę węższe, idealne do pasjansa i do gry w karty (jak gramy w takie gry, które wymagają wielu kart w ręku, mnie zawsze wypadają).
Poniżej Wasilij Grossman Życie i los. Kupiona dla męża. Ale chyba mi pożyczy, nieprawdaż?
Niżej Manula Kalicka i jej Rembrand, wojna i dziewczyna z kabaretu. Od dłuższego czasu na nią polowałam, była niedostępna, ale chyba wznowili i mam.
Idąc w dół - Teresa Monika Rudzka 'Bibliotekarki'. Dobre recenzje miała, a ja nic jeszcze nigdy o tym środowisku, wiec zwyciężyła ciekawość.
Niżej kolejna cegła - The Distant Hours Kate Morton, jej najnowsza powieść, pięknie wydana w twardej oprawie. Tej powieści się nie spodziewałam. Wprawdzie bąknęłam, że bym chciała, ale była droga i odpuściłam. Zapomniałam. A tu taka niespodzianka.
Ken Follet Upadek gigantów. Lubię koleżkę, a ten okres w powieściach (zaczyna się w 1911 roku, ponad 1000 stron i dwa tomy w zapowiedziach).
Na drugim zdjęciu Mankell i Dogs of Riga, kupiłam to dla Marka, jeszcze-nie-zięcia. Przedstawiłam mu tego pisarza i teraz przy każdej okazji dostaje kolejne.
Niżej Piekary Ja Inkwizytor. Dla Miśki, ale i mąż chętnie czyta, ja jeszcze na Piekarę nie zachorowałam, ale to dlatego, że oni są zawsze pierwsi w kolejce i się nigdy nie mogę dopchac, a potem wciąż coś nowego do czytania.
Pod spodem trzy kolejne tomy Stephena Clarka, o pobycie Brytyjczyka we Francji. Dla córki. Mówi, że ją bawią, a między egzaminami tylko takie powieści jej wchodzą, a że egzaminów ci u niej dostatek, więc jak znalazł. Poniżej Monica Ali i 'Od kuchni', dla męża, i znowu mam nadzieję to po nim przeczytać. A na samym dole, zachęcona dobrymi recenzjami i poinformowana przez Padmę, że powinno się podobać synowi, kupione dla niego Gone. Jak zatrybi, kolejne przyjdą na Zajączka.
Ech, tyle dobra. Idę ukroić ciasta, co go wczoraj godzinami wypiekałam i zabieram się za dalsze losy Cukierni pod Amorem.
Pozdrawiam wszystkich i Wesołych Świąt!!!

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Želary (2003) - reż. Ondřej Trojan


Film produkcji czeskiej, ze wspaniałą Anną Geislerovą i Gyorgy Cserhalmi.

Obejrzałam go wczoraj późnym wieczorem. Po całym dniu przy komputerze, po emocjach przeprowadzkowych, chciałam wyciszenia. Ten film miałam na twardym dysku nagrywarki DVD od wielu miesięcy. Był u nas w telewizji, w dwójce chyba, więc na pewno można go dostać po polsku. A warto, oj warto.

Nic nie wiedziałam o tym filmie wcześniej, jakoś mi umknął. Wystarczyło mi jednak, że jest produkcji czeskiej, zeby się nim zainteresować. Uwielbiam kinematografię czeską, jak również rosyjską, to już pewnie wiecie. Nadawany był jakoś późno, więc sobie go nagrałam. Całe szczęście, że mnie coś tknęło, żeby zaprogramować zapis, bo byłabym uboższa o niezwykłe wrażenia artystyczne, gdybym go nie obejrzała.

Myślałam najpierw, że to będzie o kobiecie w mieście podczas okupacji, walka w podziemiu itd. Taki nasz Czas honoru w wydaniu żeńskim. Po pierwszych kilkunastu minutach miałam wrażenie, ze to jednak będzie historia miłosna w czasach okupacji, w srodowisku szpitala (pielęgniarka i lekarz) i do tego walka pozdziemna. Jakże się myliłam! Jakże nie doceniłam kinematografii naszych sąsiadów. To znaczy doceniam, ale czasem zapominam, że oni potrafią z każdej historii zrobić majstersztyk nie podobny do niczego przedtem.

Historia przedstawia się tak - Eliszka jest pielęgniarką z abmicjami na lekarza, ale w wojnę zamknęłi akademie medyczne i trzeba było gdzieś się zadekować na ten czas. Jest związana ze zdolnym chirurgiem, mieszkają w dużym mieście. Pewnej nocy do szpitala przywożą mężczyznę po wypadku w tartaku, chirurg go operuje, a Eliszka oddaje mu swoją, zgodna grupowo, krew, gdyż ten jej potrzebuje na cito. Joza, bo tak nazywa się ów mężczyzna, dochodzi do siebie powoli, a w międzyczasie Eliszka uprawia działalność konspiracyjną. Jej lekarz też. I grupa wpada, Eliszka szczęściem nie, ale musi się ukrywać. Towarzysze konspiracyjni oddają ją w opiekę Jozy, który zabiera ją do siebie na głęboką prowincję. Myślicie pewnie - i tu się film kończy, będą brykać po polach i zbierać grzyby do końca wojny. I nie będziecie dalecy od prawdy, wojny chwilowo w tej części filmu nie ma, pobrzmiewa tylko gdzieś w tle, w rozmowach, jest natomiast życie, wybory, emocje, nowe znajomości, nieznane, które przeraża, inny styl życia (lepszy?gorszy?). Życie po prostu, w jego wszystkich przejawach. Och, jak Czesi potrafią o takich rzeczach opowiadać, śmiem twierdzić, że najlepiej.
Kiedy już się rozpłynęłam w tej historii, wyciszyłam - BACH!!! Wielki twist, i wszystko staje na głowie, zaczyna się dziać, migają ludzie, zdarzenia następują lawinowo, aż do wzruszającego i zaskakującego jednocześnie końca.
Ten film to muzyka dla mojej duszy, to coś tak pięknego, mądrego, wzruszającego, że aż trudno znaleźć słowa, aż mi dech zaparło. Nigdy go nie zapomnę, jest długi, ma prawie 2.5 godziny, ale wydawało mi się, że trwał krótko; muszę go koniecznie gdzieś zdobyc na DVD, bo ten nagrany, który mogłabym ewentualnie wrzucić na płytkę, mi się zacinał i nie nadawał się na przechowanie. Jest to zdecydowanie wymarzony prezent świąteczny dla kogoś wymagającego i lubiącego mądre filmy. Dla mężczyzn i dla kobiet. Polecam po stokroć.

Po edycji - patrzcie, co znalazłam - za grosze, porównując z innymi cenami
Hanulka Jozy książka
Żelary film

niedziela, 19 grudnia 2010

Jeszcze nie wszystko mogę znaleźć, ale już coraz mnie pudeł się wala

Ufff, jakoś sobie daję radę w tym nowym miejscu, ale już wolałabym być bardziej zadomowiona. Nie lubię nowości, przeprowadzek i strasznie odchorowuję takie akcje. No, ale słowo się rzekło.  Dodałam, mam nadzieję, wszystkie linki śledzonych blogów, jak nie, pododaję potem. Virginio!!! - zgubiłam twój przez pomyłkę (kopiowanie i wklejanie i coś pokiełbasiłam), proszę daj znak sygnał, jeżeli mnie tu znajdziesz.
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego pod tytułem mam okienko z miejscem na link? Do czego on ma być? I jak dodaje się posty do określonych kart, czy stron, czy zakładek?
Tak sobie ćwiczę dodawanie zdjęć. Na czymś muszę. Tak pięknie mąż z synem odśnieżyli, a w nocy znowu zasypało.
W oczach mi się mieni. Idę spać. Do jutra :-)

sobota, 18 grudnia 2010

Uwaga! Urządzam parapetówę już niedługo.

Kochani. Zastanawiałam się miesiącami, czy się tu przenieść, aż podjęłam ten krok. Na bloxie było mi dobrze, ale wkurzał mnie brak wielu funkcji. Próbuję się tu odnaleźć, więc proszę o cierpliwość. Dla tych, którzy trafili tu pierwszy raz i są zawiedzeni, że nic nie napisałam, zajrzyjcie na Notatki Coolturalne na bloxa. A ja wracam do rozpakowywania pudel i przesuwania mebli.