wtorek, 3 września 2013

Eli i Charlie na Dzikim Zachodzie czyli bracie gdzie jesteś?

Kiedy byłam mała, mój tata na widok jakiegoś marnego zespołu wokalnego złożonego z pań, które nieudolnie śpiewały po angielsku , ironicznie komentował - Siostry Sisters śpiewają. Zawsze mnie to bawiło.
Zobaczyłam tytuł 'Bracia Sisters' i od razu uśmiechnęłam się do wspomnień. Wróciły do mnie też czasy świąteczne, kiedy zajadając pieczonego indyka na zimno, siedząc na podłodze, oglądałam westerny. Lubiłam ten gatunek, oczywiście zawsze chciałam być Indianką. A jak przybył na białym koniu Winetou to już w ogóle byłam kupiona.

Potem długie lata traktowałam ten gatunek jako wymarły, nadający się do cyklu 'w starym kinie amerykańskim', ale nie kontynuowanym więcej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy obejrzałam Księżyc Komanczów i oszalałam na punkcie współcześnie robionych filmów czy miniseriali tego gatunku. Przede mną lektura 'Na południe od Brazos' ale w między czasie w ręce wpadła mi książka Patricka DeWitta.


Opowiada ona historię braci z Oregonu, płatnych morderców na szlaku, którzy podróżują przez kraj w celu wykonania kolejnego zadania. 
Jest koniec XIX w, gorączka złota, wiemy czym to pachnie.
Panowie podróż mają przed sobą długą, raz śpią pod gołym niebem, raz w hotelu, raz wystarczy koc pod głową, raz pod sobą mają jakąś dziwkę. Bardziej Charlie, bo Eli to idealista, wierzy w miłość, tęskni za matką i spokojnym życiem, nawet do konia, lekko niewydarzonego Baryłki, ma specjalne podejście. Co mu nie przeszkadza zabijać, okradać i robić wszelkie straszne rzeczy, które się wtedy wyprawiało. 
Na szlaku spotykają feerię barwnych postaci, człowiek aż czeka na kolejne zdarzenie. 
To jest powieść drogi, jak w takim przypadku, człowiek idzie do celu, ale też i w tym dążeniu odnajduje siebie. 
Nudno nie jest, to pewne. 
Podobał mi się styl powieści, lekko ironiczny, gawędziarski, ale kiedy trzeba dosadny. Jest też trochę wspomnień, rozważań natury osobistej, o związkach międzyludzkich, z kobietami, ale i między braćmi. Eli jest bardziej refleksyjny i niejednoznaczny, taki trochę współczesny. Charlie to 'wzorzec metra z Sevres' jeśli idzie o gatunek, klasyka, głośny, bezmyślny, pije, kobiety traktuje instrumentalnie, morduje bez zastanowienia. Połączenie dwóch charakterów braci stanowi tło psychologiczne, ciekawe. 
Są też momenty magiczne, nierealne, nie bez kozery mówią o tej książce, że widać wpływy Tarantino i Braci Coen, a że akurat lubię ich wszystkich, ta powieść wpasowała mi się w gusta jak robiona na miarę rękawiczka. 
Ma ona jeszcze jedną zaletę, jej treść i klimat to coś świeżego, chociaż wydaje się nihil novi, po prostu najrzadziej, jeśli w ogóle, czytamy o Dzikim Zachodzie. Świetna odmiana, tym bardziej, że książka autentycznie dobra. Polecam

Na koniec podrzucam link do trailera Księżyca Komanczów (nie wiem, czy w Polsce to nie było pod tytułem Czas Komanczów?), to jest prequel 'Na południe od Brazos', miniserial trzy odcinkowy. Świetna obsada i jak nakręcony! Warto zobaczyć