Strasznie dużo miałam na głowie w piątek, wróciłam do domu wieczorem, ledwo mogłam się ruszać, ale zdecydowałam wziąć psa na spacer, bo terrier nie może wiecznie siedzieć w domu, dziczeje. Potem kąpiel i tak się ożywiłam, że zamiast jak porządny obywatel, kiedy zmęczony, udać się w piernaty, przysiadłam jeszcze obejrzeć wiadomości i trafiłam na film polski z 1986 roku.
Treść jest banalna - mężczyzna (Jerzy Zelnik) znajduje psa, szuka jego właścicieli, okazuje się, że należy on do chłopca samotnie wychowywanego przez matkę (Ewa Kasprzyk). Mężczyzna zaprzyjaźnia się z chłopcem, spędza z nim dużo czasu, od matki najpierw stroni, ale po jakimś czasie i z nią się zaprzyjaźnia, a na końcu się zakochują w sobie. Oczywiście jest pewna tajemnica, ale bez przesady, czachy nie odrywa.
Nie o treść i poziom tego filmu mi tu idzie, bo jest on średni, powiedzmy na piątkę w skali 10-stoponiowej (bredzę jak kaowiec z Rejsu), ale o realia i porównanie problemu z obecnym odbiorem.
Po pierwsze, kiedy bohater szuka właścicieli - dzwoni do jakiegoś urzędu, a tam od razu podają adres i nazwisko przypisane do numerka na obroży. Facet jedzie do domu tych ludzi, otwiera mu dziecko, natychmiast wpuszcza do domu, prosi, żeby się rozgościł i dzwoni po mamę, która przyjeżdża po chwili. Od razu przyszło mi do głowy - jak mu mogli podać nazwisko i adres, nie ma ochrony danych osobowych? Potem wszystko we mnie krzyczało - nie wpuszczaj go do domu, on ci może krzywdę zrobić! Nie zrobił. Matka przyjechała z pracy, nie miała problemu się urwać. Nie wywalą jej?
Potem pan się intensywnie przyjaźni z dzieciakiem, przychodzi do parku i bawią się z psem, zaprasza go do siebie na oglądanie filmu o dzikich plemionach w Afryce, bo chłopiec bardzo sie tym interesuje, daje mu książki w prezencie itd. A matka psycholog nie widzi zagrożenia! Dziadek (nobliwy Machalica senior) nic złego w tym nie widzi, jedynie lekko naśmiewa się z matki, która ma przebłysk przytomności (może to zboczeniec? - no wreszcie poszłaś po rozum kobieto!!! - krzyczałam w duchu). Toż to czysty pedofil na występach. Kiedy oglądali te filmy u niego w domu, siedzieli sobie na kanapie, on go obejmował, a ja cała sztywniałam, że pewnie zaraz się zacznie, zrzuci maskę, co gorsza pewnie spodnie. Nic się takiego nie stało.
Zamiast tego zakochał się w matce, jak to w normalnym romansie, w normalnych czasach, kiedy nikt o pedofilach nie słyszał (co nie znaczy, że ich nie było, teraz już to wiemy).
Zwykły film, a ja siedziałam ze ściśniętym gardłem, czekając na nieszczęście w postaci molestowanego dziecka i zaszlachtowanej matki.
Czy ja jestem nienormalna, czy czasy pogięte, że już nic normalnie nie przyjmujemy, tylko od razu zły dotyk, zbok, a matka dysfunkcyjna.
A poza tym dużo smaczków z końca lat osiemdziesiątych, oczywiście matka się martwi o syna, bo ten nie ma komórki i nie dal znać, że będzie później. Po ulicach jeżdżą głównie Maluchy, Polonezy, Duże Fiaty. W pracy luz, czy się stoi, czy się leży - pracownia architektoniczna, ludzie w białych fartuchach przy deskach, panowie inżynierowie wchodzą i wychodzą jak im się żywnie podoba, jak ma coś do załatwienia, mówi koledze, że idzie i tyle go widzieli. Kobiety chodzą głównie w spódnicach, a oczko w rajstopach jest prawdziwym dramatem i wielką stratą. Na obiad laski wozi się do hotelu, którego oświetlone wejście przywodzi na myśl zachodni blichtr, a imieniny obchodzi się w domu, podając po północy barszcz i krokiety. Zima, kozaki, meble, książki na półkach, wszystko z tamtych lat.
Żyć wtedy nie było za wesoło, ale wrócić do swoich dziecięcych lat tym filmem - faaaajnie