Czytelniczka znakomita to ni mniej ni więcej sama Królowa Angielska, która odkrywa w sobie pasję czytelniczą. A właściwie nie odkrywa, tylko wyrabia w sobie nawyk czytania w późnych latach życia, a odkrywa, że jej to przynosi przyjemność, chociaż wcześniej nie widziała w czytaniu nic interesującego.
Dużo w tej książce o innych książkach, bo Królowa jako nowicjuszka na czytelniczej drodze, wyważa niejako drzwi dla wielu otwarte, czyli czyta Austen, Prousta, Hardy'ego czy Becketta. Jeśli się czegoś nie czytało, wpada człowiek w dół, że jeszcze i to trzeba zaliczyć, a jeśli jakaś pozycja już za nami, przywoływane są wspomnienia z okoliczności jej czytania.
Książę przeczytałam uszami. Wynudziłam się jak na Sumie w niedzielę. Nawet fakt, że to o książkach, nie pomógł. Monarchia brytyjska i jej perypetie nic mnie nie obchodzą. Ani nie pasjonowała mnie historia Diany, ani ślub Williama, a Królowa mnie obchodzi tyle, co babcia klozetowa z Dworca Centralnego. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam nic o tej powieści, kiedy postanowiłam jej wysłuchać, poszłam na żywioł. Potem stwierdziłam, że może być całkiem ciekawa, ale opisy Królowej, która chowa książkę pod poduszką w karocy, a ta jest potem zabrana, bo nikomu się nie podoba, że ona czyta, to dla mnie za wiele.. Dwór, czyli doradcy, sekretarz, mąż, wszyscy oni koniecznie chcą, żeby przestała, uznają to za męczące dziwactwo. Opisy tego, jak chcą wykorzenić to z niej, a ona jest w sumie ubezwłasnowolniona i poddaje się woli innych (chociaż nie do końca), nudziły mnie okrutnie. Musiałam cofać kilka razy, bo traciłam koncentrację i nie wiedziałam, czego właśnie wysłuchałam, a co się przy tym naziewałam, to moje. Nie mogę powiedzieć, że to jest książka zła, ale nie trafiła w mój gust i w dla mnie to była jednak strata czasu.