Mam słabość do Hanny Cygler. Jej styl przypomina mi ten z lat siedemdziesiątych, powieści Muszyńskiej-Hoffmanowej czy Fleszarowej-Muskat. Takie dobre obyczaje. Nikt wtedy nie znał pojęcia 'literatura kobieca', nikt nie nazywał tego też 'romansami', po prostu wiadomo było, bez nadawania łatek i wkładania do szuflad, że powieść obyczajowa, czy to współczesna, czy odwołująca się do dawnych czasów, jest dobra jak kawa pita w niedzielny poranek. Rewolucji nie uświadczysz, ale ile przyjemności.
W ogóle kiedyś wszystko było prostsze, książka się podobała albo nie, co najwyżej zarzucano komuś, że się sprzedał, bo myśli socjalistyczne za bardzo chwali. A teraz kłócą się czytelnicy, środowiska literackie, wydawcy, blogerzy, dziennikarze; jest wszechobecny imperatyw klasyfikowania. Nie wiem, czy to świadczy o większej świadomości, czy zacietrzewieniu? Oczywiście są książki, które powinny prowokować dyskurs społeczny, ale są też takie, które prowokują dobre samopoczucie.
I tu wracam do autorki i jej powieści - W cudzym domu.
Mój ulubiony wiek XIX. U nas akurat zimno, wieje, leje, a ja w kocu w kratę, z psem w nogach, który co jakiś czas wydaje zadowolone pomruki i mi w łydkę łapy wpija, kiedy się przeciąga (to już mniej przyjemne), do tego gorąca kawa lub - to już rozpusta - marcepanowo czekoladowy budyń do picia. Radio Złote przeboje lub Chilli Zet i powieść o dziewczynie, która z Francji przyjeżdża do Polski i dzielnie próbuje sobie jakoś poradzić w niełatwym dla kobiet świecie.
U Hanny Cygler uwielbiam to, że jej postaci są wyraziste, ale jednocześnie niejednoznaczne, co daje czytelnikowi komfort polubienia jednego czy innego bohatera, sekundowania im, ale jednocześnie oni zaskakują na tyle, że nie jest nudno. Od razu pamięta się imiona, wytwarza w głowie obraz tych ludzi, miejsc. Człowiek się zaprzyjaźnia z jednym, kręci nosem na innego, a to go jakaś kobieta denerwuje, a to inny facet zawiódł. Przeżycia, przeżycia.
Mnie się najbardziej podobała część syberyjska, ale to żadna niespodzianka. Gdyby autorka napisała tylko o tym, wcale bym się nie pogniewała. Och jaka pełnokrwista była Wiera, a współ-zesłańcy Joachima, chociaż mało obecni na kartach, nawet do nich można się było 'przyzwyczaić'.
Jedyna wada, to mało zadowalający obraz Szuszkina. Niby w jakiś tam sposób kluczowa postać, sprawca wielu sytuacji, zwrotów akcji, a w sumie nie wiadomo, czy on lubił Polskę, czy nie, bo niby nie, ale jednak tak. Sugestia jest taka, że nie tylko kobieta go do nas przekonała, ale z drugiej strony enigmatyczny to człowiek, a ja bym marzyła o więcej.
Dużo fajnych smaczków z epoki, z obyczajowości, obrazki z mrocznych klatek schodowych, dworków, salonów, garsonier - dla każdego coś ciekawego. A do tego suspens kilka razy.
'W cudzym domu' to powieść udana, zadowoli czytelniczki młodsze i takie jak ja, czyli 'równie młode'.
Cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać tak szybko, a to też dlatego, że autorka poprosiła wydawnictwo o wysłanie jej do naszej biblioteki w Donegalu. A tu od razu poszła w tryby czytelniczek, praktycznie każda powieść tej autorki jest zaraz pochłaniana przez wszystkie zapisane panie. W przeciwnym razie czekałabym dopiero do zakupów czyli do lata. Tym większe dzięki.