Książkowiec wywołała mnie do tablicy, napisała, że chętnie napiłaby się ze mną (między innymi) kawy i pogadała. Wczoraj nie mogłam, ale dzisiaj, jak tylko z pracy wrociłam i się obrobiłam w domu, zrobiłam kawę w ulubionym kubku i oto jestem. Mam napisać kilka zdań o sobie. Hmmmm. Niech bedzie, no to zaczynam:
1. Kawę lubię, ale gdybym miała wybierać między kawą, a herbatą - zdecydowanie to drugie jest mi bliższe sercu. Mam w domu kilkadziesiąt gatunków herbaty, od czarnej, czerwonej, białej, zielonej, a każda z nich też w odmianie aromatyzowanej, po owocowe, również moje własne mieszanki czarnych, wędzona jedna (muszę ją trzymać w specjalnym słoiku, bo się mąż na zapach (żeby nie powiedzieć smród) skarży, długo by wymieniać. Do tego mam świra na punkcie filiżanek, kupuję pojedyncze, bo nie o komplety tu chodzi, ale o takie pięknoty jedyne w swoim rodzaju. Przy czym filiżanka musi być słusznych rozmiarów, takie maleńkie i filuterne to tylko na wystawie.
2. Mogłabym rozmawiać o książkach 24/7. To już wiecie. Czytam wszędzie, gdzie się da. Książki, ale i magazyny, tygodniki, zawsze mam w torebce coś do czytania, a jak nie to przynajmniej do słuchania (audiobooka). Kiedyś czytałam dużo w wannie, bo tylko tam nie dopadało mnie życie rodzinne, ale odkąd dzieci są już duże, nie muszę się już chować. Gdziekolwiek nie przystanę mój wzrok natychmiast wyłapuje litery i zaczynam czytać. Nawet, a może przede wszystkim, bo się tam nudzę, w toalecie. Mam tam gazetnik i sobie trzymam prasę pod ręką. Kiedy mnie kiedyś zagoniło u koleżanki do przybytku wiadomego, a u niej nic, same perfumy i mydła, to sobie z braku laku przeczytałam całe opakowanie proszku do prania, co tam sobie stał, moja desperacja była wielka, bo napisy były po niemiecku, a ja tego języka ni w ząb. Jednakowoż przeczytałam od góry do dołu, nawet skład.
3. Panicznie boję się i brzydzę, nie wiem, co bardziej - węży, żmij i wszelkich pełzających, ale jak już ma nogi, choćby krótkie, jak jaszczurki tutaj, to już się nie tak bardzo. Ale to nic w porównaniu do fobii związanej z meduzami. Do tego stopnia, że chociaż pływanie w morzu sprawia mi organiczną przyjemność, do ciepłej wody nie wlezę, bo tam już czają się galaretowate potwory. Kiedyś męzowi w Soczi (Morze Czarne), na widok wielkich meduz, weszłam na głowę w histerii. Na szczęscie było to 22 lata i 22 kilogramów temu.
4. Nienawidzę zakupów. Gdyby można było, dałabym komuś robotę i niech kupuje dla mnie. Chyba, że księgarnia, sklep z porcelaną, czyli patrz punkt 1 i 2. Ciuchy - wchodzę, mierzę i kupuję, chodzenie godzinami i oglądanie - ponad moje siły. Najlepiej z wypadów do sklepów z koleżankami wychodzi mi siedzenie w kafejkach i czytanie prasy przy filiżance Latte.
5. Straszna płaczka ze mnie, prababcia zawsze mówiła, ze mam oczy na mokrym miejscu. Na filmach, ze wzruszenia, ze szczęscia, nad zwierzaczkami maltretowanymi, czy choćby tylko głodnymi, kiedy dzieci fajne, albo chore, kiedy muzyka niezwykle piękna (najczęściej klasyczna, bo nad Lady Gaga to nie), kiedy dzieci przyjeżdżają, kiedy wyjeżdżają, ze złości i bezsilności też. Jak piękne niebo gwieździste i mąż obok, a w powietrzu zapach kwiatów - to już obowiązkowo. Nie non stop, ale często. Z tym, że niech Was nie zwiedzie ten obraz płaczki, bo nie jestem eteryczną i słabą kobietką, ani z wyglądu, ani z charakteru. Z drugiej strony, kiedy trzeba, jestem też silna i skupiona na wykonaniu zadania. Wcześniej to może i biadolę, ale jak już trzeba działać, to nie.
6. Nie zajmuję się spirytualizmem, nie czytam o tym przesadnie dużo, prawie wcale, zeby być szczerym i niespecjalnie zgłębiam, ale wierzę w wędrówkę dusz, wierzę w pamięć genów i już. Dlatego wiem, że kiedy słucham walca i mam wrażenie, że sala wiruje mi przed oczami, to nie jest egzaltacja, tylko mojej prababci Michaliny wspomnienia, które odziedziczyłam w genach. Mam powtarzające się sny, które mają konkretne wytłumaczenie w przeszłości rodziny, kilka razy w życiu przeżyłam coś, czego nie potrafię nazwać, ale wiem, że to był znak, że jest wiele rzeczy, których nie potrafimy umysłem, ani okiem i szkiełkiem naukowca pojąć. Jest we mnie na to zgoda i nie robię z tego afery, ani nie uznaję, że mam specjalne zdolności, po prostu tak jest i już. Nie jestem medium ani nic z tych rzeczy, żeby było jasne.
7. Jestem szczęśliwa. Powinnam powiedzieć, że bywam, ale tu mam na myśli 'nad-szczęście', nie nieszczęścia i trudy codzienne, tylko bazę. Zostałam pobłogosławiona wspaniałym mężem i ukochanymi dziećmi, które sobie jak do tej pory świetnie dają radę w życiu i są zdrowe. Jedno, pierwsze, straciłam po ponad 7 miesiącach ciąży. Wierzę, że jeszcze-nie-zięć jest zadośćuczynieniem tamtej straty, moja córka ma świetnego chłopaka, a ja syna, którego straciłam. Do tego, jak wisienka na torcie - pies wariat, nad którym praca wre, z gorszym lub lepszym skutkiem, ale kochamy się nawzajem oraz jego jak wariaty, a to chyba najważniejsze. Czekam na wnuki. Tylko kota mi brak, najlepiej dwóch, ale cóż poradzić, skoro Franek, mój Jack Russell Terrier nie wpuściłby do domu żadnego innego zwierzaka.
8. Nie palę od 14 lat, ale kiedyś paliłam jak smok, paczkę dziennie, najchętniej mentolowe Marlboro, Salemy lub takie długie czarne, jak się one nazywały? Gdyby nie moja silna wola, która w wielu przypadkach okazała się słaba, ale o dziwo w tym akurat nie, paliłabym nadal, bo mi się to podobało jak cholera. Tylko smród nie. Odkąd zdecydowałam, że nie palę, nie wzięłam do ust ani jednego papierosa. Bez żadnych tebletek, plastrów i innych cudów na kiju wyciągających od ludzi pieniądze. Ale wiem, że gdybym zapaliła, prawdopodobnie w tydzień wróciłabym do nałogu.
Nie rzuciłam tego nałogu dla zdrowia, chociaż chciałabym tak powiedzieć, powód był bardziej prozaiczny - nie mieliśmy pieniędzy, właśnie rozkręcaliśmy nowy biznes i urodził się syn (w ciąży i podczas karmienia nie paliłam nigdy), mąż zapytał, czy nie ograniczyłabym wydatków w ten sposób, że przestałabym na jakiś czas kupować moje ulubione magazyny i książki (książek już nie kupowałam wtedy, bo naprawdę nie było za co, ale magazyny???) O nie, po moim trupie, skoro już muszę, pierwej rzucę palenie - oświadczyłam butnie, mając nadzieję, że rozejdzie się po kościach i znowu będzie jak dawniej. W tym momencie mąż spojrzał na mnie z politowaniem i powiedział - chciałbym to zobaczyć. Tak się wściekłam, że on we mnie nie wierzy, że rzuciłam. Tego samego dnia, a w paczce pozostały dwa papierosy już nigdy nie wypalone przeze mnie, mąż natomiast chętnie się poczęstował. Nigdy nie miałam papierosa w ustach, od tamtego czasu.
9. Nie lubię ciepłych krajów, wylegiwania się na plaży, zalegania przy basenie i w ogóle wypoczynku w tym stylu. Najchętniej włóczyłabym się po miastach i miasteczkach, tam przysiadła, tu zagadała, zjadła coś fajnego, poczytała, zwiedziła, obejrzała. Lubię małe wyspy i spotkania z ludźmi, czuję przez rajstopy, że lubiłabym Grecję, na pewno tam kiedyś pojadę. Paryż, Londyn, urokliwe miasteczka w Niemczech, Nowy Jork, Lizbona, to są moje wakacje z marzeń. No i oczywiście Rosja i kraje byłego ZSRR - moja miłość - ludzie, literatura, muzyka, filmy, miejsca - wszystko oprócz polityki.
10. Wiem, że to jest strasznie modne i na czasie, ale nie moge powiedzieć, że nie oglądam TV, bo oglądam. Wybiórczo, nigdy nie siadam z pilotem zeby sobie poprzełaczać programy, zawsze wiem, co chcę oglądać i kiedy. Co ja bym zrobiła bez tego czarodziejskiego pudła, jak bym obejrzała koncert piosenek Ewy Demarczyk? A noworoczny z Wiednia? Lubię niektóre seriale, Dr House'a, Greys Anatomy, ostatnio polski Przepis na życie, mam też rosyjski kanał i oglądam filmy w oryginale. Lubię programy informacyjne, publicystyczne, nie chcę żyć jak pantofelek, nieświadoma tego, co się dzieje na swiecie i u nas w kraju. Nie uważam, że TV to samo zło, natomiast zgadzam się, że należy używać go z umiarem. Jak wszystko zresztą. Czytanie książek też nie może przesłonić uroków fajnej rozmowy z drugim człowiekiem, czasu wspólnie spędzonego z rodziną. Zdrowy balans jest najlepszy.
11. Lubię gotować, piec, przyjmować gości, ale takich, na których mi zależy. Im jestem starsza, tym gorzej znoszę głupotę i byle jakość. Jeśli rozmowa miałaby być miałka, o niczym, rezygnuję ze spotkań. Ale tego musiałam się nauczyć, całkiem niedawno doszłam do wniosku, że 'nie ma mnie tam, gdzie nie ma tego, o co chodzi', że strawestuję Witkacego (albo nawet zacytuję, bo przecież nic nie zmieniłam, tylko przywłaszczyłam quot), wcześniej wciąż byłam głodna ludzi i przedkładałam kontakt z nimi nad inne zajęcia w imie zasady, że wymiana myśli, energii i poglądów jest bardzo ważna, ale coraz częstsze poczucie zawodu i straty czasu zweryfikowało moje stanowisko w tej sprawie. Jeśli byle jaka rozmowa na żywo, to wolę lepszą w sieci, natomiast nigdy nie przedkładam sieci nad inne sprawy. I tu znowu dochodzi do głosu zdrowy rozsądek i równowaga, co nie znaczy, że znajomości w sieci nic dla mnie nie znaczą i porzucam je dla innych z byle powodu. O nie. Poznałam tu tyle świetnych osób, że traktuję to jako część mojego życia i przyjaźni w realu.
12. Przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna, mam szczęście spotykać na swojej drodze wspaniałych ludzi i bardzo sobie to cenię. Ci najbliżsi, to wieloletnie znajomości, ale nie zamykam się na nowo poznanych, nie uważam, że przyjaźń może się zawiązać tylko w młodych latach. Zawsze i wszędzie jest na to szansa, trzeba tylko trafić na swego. Lojalność uważam za jedną z najważniejszych cech.
13. Samochodem jeżdżę ostrożnie, ale nie za wolno, tak w sam raz. Raczej trzymam się przepisów i nie czuję potrzeby rozpychania się na drodze. Nie szanuję ludzi, którzy mają się za władców szos i innych traktują jak przeszkadzajki na drodze. Nie imponuje mi szybka i niebezpieczna jazda. Wyznaję zasadę - śpiesz się powoli.
14. Jestem zodiakalną Panną. Typową. Ze wszystkimi plusami i minusami. Lubię rutynę, wszystko poukładane i zaplanowane. Spontaniczność kontrolowana. Niestety jestem też krytyczna, czasem zbyt. Nie umiem pracować w bałaganie i chaosie, doprowadza mnie to do szału i histerii w jednym. Stała w uczuciach, z tym samym mężem od 24 lat, wyszłam za mąż jako dwudziestolatka. Nigdy nie żałowałam. Dużo trzeba, żebym się na kimś zawiodła, przy swoim krytycyzmie, jestem też wyrozumiała (to tylko pozornie masło maślane), ale jak już się zawiodę, to koniec. Mafia nie wybacza.
15. Mawiają, że człowiek ma tylko taki krzyż, jaki jest w stanie unieść. Nie zamieniłabym swojego życia na inne, nawet jeśli inne są lepsze.
Z tego wpisu widać też, że jestem gaduła.
Nie wiem, kto już pisał, kto nie, czytam, ale nie pamiętam. Jeśli jeszcze nie były zaproszone do zabawy te osoby, to może niech - bookfa, papryczka, archer, Piotr (pisany inaczej) i Monika z błękitnej biblioteczki napiszą małe co nie co o sobie.