Poniosłam ją więc ze sobą do domu. Zresztą jak trzy inne, bo tama puściła, a u Moniki człowiek się czuje jak alkoholik zamknięty na noc w monopolowym, jeden 'łyczek' i poooooszło...
Był dom... zachwycił mnie od pierwszych zdań, chociaż... ale o tym później. Nie wiem, co ze mną się dzieje ostatnio, ale lubię czytać biografie i dzienniki, to podobno jest znak wieku, jaki osiągnęłam, bo jak się jest młodym, to głównie idzie się w fikcję, a im człowiek starszy tym niej zainteresowany wymysłami, a bardziej życiem i dziejami innych. Jak widać będzie po lekturach, jestem w wieku średnim, fikcja nadal mnie pociąga, ale ręce mi się trzęsą do takich książek jak te wspomnienia Anny Szatkowskiej właśnie.
Anna jest córką Zofii Kossak, pisarki, działaczki, w czasie wojny mimo tego, że Niemcy bardzo chcieli ją dostać w swoje łapska i gdzieś unieszkodliwić, również bardzo aktywnej w tajnej organizacji katolickiej, między innymi ratowała Żydów.
Pierwsza część opowieści dotyczy domu w Górkach i beztroskich chwil przed wojną. Stanowi to kontrast do tego, co działo się potem, do czasów okupacji i wygnania. O tym ostatnim etapie mało pisze, tylko sygnalizuje, co się działo po 'wyzwoleniu'.
Anna była w czasie wojny nastolatką, świadomą już tego, co się dzieje, jednocześnie z jej zapisków wynika, że starającą się jak najlepiej odnaleźć w tamtej rzeczywistości, nie tracąc empatii, dobrego humoru, ludzkich odruchów i takiej podstawowej przyzwoitości ludzkiej, która sprawia, że człowiek może być zawsze z siebie dumy i śmiało patrzy w swoje odbicie w lustrze.
Była w Powstaniu Warszawskim, najpierw na Starówce, potem kanałami udało jej się uciec. Czytałam kilka innych pozycji będących świadectwem tamtego zrywu i pamiętam, jak na przykład podczas czytania Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego, mało się nie pochorowałam z emocji. Tutaj tego nie było, jakoś tak zimne i wyważone jest to świadectwo. Poszli, wrócili, ktoś zginął, ktoś zagrał na fortepianie. Nawet opisy rannych, że robactwo w ranach, że na żywca krojeni, było zaskakująco beznamiętne. Po prostu Anna Szatkowska oddawała świadectwo prawdzie, ale jakby się blokowała przed traumą wspomnień i nie dawała dojść do słowa emocjom. Nie mnie oceniać, jak najlepiej o tym pisać, to był czas tak straszny, że każdy ma prawo opisywać to jak uważa, ale mnie to trochę zdziwiło, że jakoś gładko mi poszło czytanie o tym, co spodziewałam się przeżyć ciężko i odchorować jeszcze kilka dni potem.
Do tej pory pamiętam opisy tortur w Kolumbach u Bratnego, zapach powietrza w ogrodzie, kiedy na leżaku czytałam kolejny tom, jaką herbatę piłam, jak czas mi się zatrzymał i byłam tylko ja i ta historia. Śniło mi się to po nocach, ale wcale nie chciałam, żeby było lekko, oni się tak męczyli w czasie wojny, i ja mogłam się pomęczyć wchłaniając wiedzę o tamtym czasie.
Tu po prostu przyjęłam do wiadomości, co się działo i że było ciężko.
Najbardziej wzruszyło i zastanowiło mnie to, co napisała pani Anna pod koniec książki, kiedy to opuszczały z mamą Szwecję i pierwszy raz od wielu lat musiały kupić walizkę, bo tyle rzeczy nagromadziły. Pani Anna pisze:
"Lecz przepadła całkowita swoboda, z jaką żyłyśmy przez ostatni rok i którą tak pokochałam - bez bagażu, bez własności, bez niczego, co mogłoby krępować nasza gotowość do działania. ...skończyła się nasza niezwykła wolność"Rozumiem to, bo przez chwilę czułam tę wolność, kiedy przyjechałam tu do Irlandii, z jedną walizką na osobę, w której zamykało się dotychczasowe życie. Najpierw poczucie straty, a potem niesamowita przestrzeń i wolność właśnie. Długo to nie trwało, zaraz obrośliśmy w przedmioty, książki przyjechały i chociaż kocham je nad życie, wspominam z łzą w oku poczucie tej przestrzeni bez niczego.
W młodości dostałam kilka książek Zofii Kossak od babci, ale wstyd się przyznać, nie sięgnęłam po nie wtedy, a potem przepadły w zawierusze likwidowania moje domu rodzinnego. Jestem z tego powodu teraz zrozpaczona. Wiem jednak, że książka, którą najbardziej chciałabym przeczytać, czyli 'Z otchłani. Wspomnienia z lagru', nie była wśród tych zaginionych, a to tę właśnie najbardziej bym chciała poznać, więc czeka mnie teraz jej poszukiwanie. Innych tez, bo bardzo jestem ciekawa tej pisarki.
A na moim Co-Dzienniku piszę dzisiaj o wrażeniach z obejrzenia Wyspy Tajemnic. Zapraszam