Czytam 'Room'. Boszszsze! Emmy Donoghue. Jak ja się męczę. Książka jest dobra, ale porusza we mnie chyba jakieś mniej lub bardziej ukryte struny, wywołuje do apelu lęki, wpędza w klaustrofobię i nic na to nie mogę poradzić. Tłumaczę sobie - głupolu, przecież to tylko powieść, ale wiem przecież, że takie sytuacje miały miejsce w realnym świecie. Jako matka i kobieta, odczuwam przeogromny niepokój czytając tę historię, po jakichś piętnastu minutach dzwonię do córki, biegnę na górę do syna, sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku.
A do tego sąsiadka przyniosła mi świetną książkę Sebastiana Faulksa 'A Week In December', na którą byłam zapisana w bibliotece i właśnie ona skończyła i przepisała na mnie. Wolałabym zagłębić się już w tę.
Czy Wy odkładacie książki, które Was męczą, czy brniecie dalej.
W tym wypadku jest nawet trudniej, bo to dobra powieść, tylko jej atmosfera mnie wykańcza, a to za mało, żeby ją odłożyć. Ech, trudne jest życie mola książkowego. Czasami :-)