Na lotniskach celnicy głównie martwią się o to, czy ktoś nie przemyca fajek, wódki, mięsa, pierza. Trzepią bagaże w poszukiwaniu kontrabandy. Raz kiedyś otworzyli moje walizy. Spodziewali się chyba poważnego przemytu, bo mi gały na wierzch wychodziły, kiedy je dźwigałam. Poproszono mnie na bok, kazano otworzyć oba kloce i zonk - majtki i książki :-)
Jak zwykle trochę tu zakupów, trochę darów. Strout nic nie znam, bardzo mi się spodobała w programie W poszukiwaniu Ferrante, postanowiłam spróbować, przyjaciółka podarowała. Wiersze Ginczanki, nie znam, już dawno słyszałam, cieszę się, że wydali. Wspomnienia amerykańskiej żony księcia Sapiehy, która przyjechała na wschodnie rubieże mieszkać w majątkach męża, jak dla mnie - must read. Komu bije Big Ben - przewspaniałe reportaże z UK - dowcipne i dające inne spojrzenie niż to powszechne, na Wyspy. Polecam, mam już pół za sobą. Dziennik Tadeusza Sobolewskiego przejrzałam w księgarni i wsiąkłam, nie da się oderwać, więc postanowiłam nie odrywać się wcale :-) Rozmowy o Warszawie podarowane przez przyjaciółkę, miła lektura o najdroższym mi miejscu. No i opowieść przybranego syna Iwaszkiewicza o Stawisku - cóż to za lektura! Czekałam na to bardzo.
Trzy tomy Opowiadań Iwaszkiewicza - polowałam na to czytelnikowskie wydanie z lat sześćdziesiątych i mam z Allegro. Czwarty tom Dzienników Jandy - jestem zakochana w tych zapiskach, jakże mogłabym ich nie kupić. Jane Austen w domu, tu mam nadzieję znaleźć zapisku o domu jej siostrzenic w Donegalu, tu mieszkały wszystkie trzy, a że ona je wychowywała, więc może je tu odwiedziła? Ich grób jest niedaleko, pisałam o tym na moim blogu. Prawie wszystko, co napisał Bursa, bardzo chciałam mieć, samo wpadło w ręce.