piątek, 27 lipca 2012

Perpetuum czytaabile

Mr. Pebble i Gruda - Mariusza Ziomeckiego - na tę właśnie powieść ukułam sobie taki termin. Czytałabym to, czytała i czytała do końca świata. Powieść ma 900 stron, mogłaby mieć kilka tomów, kilka lat byśmy sobie razem wespół zespół żyły. A tak, kiszka, skończyło się. Miłość od pierwszego zdania, już zawsze będzie to jedna z najulubieńszych dla mnie książek.

Zacznę może  od okładki.
Grzbiet już zapowiada powieść nietuzinkową, nie dość, że tytuł pisany z ukosa, zawadiacko, to jeszcze w tle rysunek PKiN, symbolu lat, o których tu będzie mowa



Strasznie mi się podoba pomysł na tę okładkę. Cała w szarościach, włącznie ze zdjęciem kobiety, które tylko w kilku miejscach jest na różowo podkolorowane, trochę jak retusz w starym zakładzie fotograficznym. W dwóch miejscach niby dziury po kulach,  ma to swoje wyjaśnienie w powieści.
Dziewczyna jako romantyczna męczennica, ma intrygujący wyraz twarzy, często sobie na nią wieczorem przed zaśnięciem patrzyłam. Dla mnie tak właśnie wyglądała Marietta.
Projekt okładki zrobiła Magda Kuc, ale zdjęcie na okładkę już kto inny (odsyłam do książki, bo tam kilka nazw i nazwisk i nie wiem już kto zacz), gratuluję pomysłu, bardzo mi się podoba jej styl. 

Żona Jana Kamyka, Marietta właśnie, ginie w pierwszych zdaniach książki, rzucając się z dachu wieżowca. Można by się spodziewać, że tyle ją widzieli, ale nie, jej samobójcza śmierć kładzie się cieniem na życiu jej męża, synka, którego pozostawia, ojca, jak również jej przyjaciół.
Zgrana paczka, której dzieciństwo przypadło na Gomułkowskie czasy, młodzieńcze lata na epokę Gierkowską, w dorosłość wchodzili wraz z narodzeniem Solidarności, wtedy zdawali swoje najtrudniejsze egzaminy, w latach dziewięćdziesiątych jedni się dorabiali, inni szukali głębi ducha, jeszcze inni, jak Jan Kamyk, po prostu spokoju. Marietta porzuca go, bo tak przecież też można nazwać jej 'wy-skok', to boli, tym bardziej, że szybko okazuje się, że jego syn jest dzieckiem wyjątkowym, po dokładniejszej diagnozie, potwierdzającej w latach późniejszych sawantyzm, nawet bardzo wyjątkowym. Kamyk ma dosyć walki, zresztą nigdy nie konspirował, raczej się przyglądał, przypadkiem wkręcił w machinę, pisząc tekst pieśni walczących i stając się idolem tamtych czasów, nie żal mu było to wszystko zostawić i wyemigrować do USA. Tam robi karierę jako poeta w języku angielskim i już ma nadzieję, że udało mu się ostatecznie odciąć od przeszłości, kiedy go ona dopada w postaci taśmy z nagranym głosem żony i propozycją przyjazdu do kraju. Zaraz potem rodzina domaga się jego odwiedzin ze względu na ojca. Już nic więcej nie powiem o treści, zarys potrzebny, ale dalej to już bym zdradziła za wiele.

Byłam tak rozemocjonowana, kiedy skończyłam tę powieść, że potrzebowałam czasu, żeby o niej jakoś składnie opowiedzieć, a i tak widzę, że mi to średnio wychodzi. Zawsze tak mam, jak chcę za bardzo, dreszczy dostaję, mam słowotok, wszystko bym na raz chciała.
Powiem tak- są powieści, które nam się podobają, ale mamy kryzysy podczas ich czytania, szczególnie, kiedy takie długie. Są też takie, które dobrze się zapowiadają, a potem akcja siada, jak mamy szczęście to się okazjonalnie podnosi. Są też takie, które czytamy niecierpliwie przewracając strony, ale za dwa tygodnie nie pamiętamy już, o czym to było? Oczywiście zdarzają się też strasznie gnioty, ale o takich nawet nie warto wspominać.  Czasem, najrzadziej,  zdarza się taka opowieść, która zostaje z nami na zawsze, zawładnie na stałe jedną szarą komórką (dlatego dobrze mieć przynajmniej dwie), umości się i już nigdy jej nie opuszcza.
Mariusz Ziomecki napisał książkę pięknym językiem, bez dłużyzn, z opisami przyrody, które w ogóle się nie nudzą, z retrospekcją, której nie chcemy opuszczać, książkę dającą nieprawdopodobny komfort czytania czytającemu. Tak jakby tę swoją fabułę wymościł on aksamitem, pozwolił nam wejść tam z ulubionym zwierzakiem i powiedział - zostań tu jak długo zechcesz. Ale po 900 stronach ukłonił się ładnie i z ujmującym uśmiechem powiedział - tu się musimy rozstać, pożegnajmy się bez żalu.
O nie Panie Ziomecki, żal jest, tego się nie robi molowi, najpierw futerko, a potem psssss, naftaliną po oczach.

A na pocieszenie, na ostatniej stronie wiersz. Ja nie jestem człowiek rozmiłowany w poezji. Nic na to nie poradzę, nie mam do tego cierpliwości. Jedyną poetką, którą od dziecka ukochałam była Wisława Szymborska, bo ona do mnie po ludzku poezją mówiła. To jest drugi przypadek, kiedy wiersz mnie 'przytrzymał' do końca i zachwycił. Jak cała ta powieść.

***

Godziny

Zawsze sadziłem, że najważniejsze są dwie nieparzyste:
jedenasta i piąta. Zwłaszcza piąta -
odbija światło popołudnia, lśni od ukrytych znaczeń,
odkąd byłem dzieckiem.

Poważałem też siódmą - za zapowiedź wieczoru. Lubię podział doby na funkcjonalne części.

Spośród reszty najbardziej obła wydawała mi się czwarta.
Choć i wcześniejsze, trzecia, też jest pozbawiona
ciężaru gatunkowego, istny parias cyferblatu.

Tak uważałem do czasu, aż minęła nieśmiertelność
i dotarło do mnie, że kiedyś nad ranem
najpewniej jedna z tych dwóch właśnie
otworzy przejście, którym podpłynie ciemność

Jan Kamyk Kurków, marzec 2011


26 komentarzy:

  1. Kurka! A ja dalej nie kupiłam, a już przecież jakiś czas temu mi o niej mówiłaś i polecałaś... Nadrobię bardzo wkrótce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, koniecznie, to jest wyjątkowo dobra powieść

      Usuń
  2. tak mnie zaintrygowałaś opisem, że chyba będę musiała zakupić, chociaż stos nieprzeczytanych nadal się nie zmniejsza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby nie wiem, jakie stosy u Ciebie się piętrzyły, ja bym jej nie przepuściła, bo warta jest przeczytania, na rynku zalanym masą książek, wyjątkowo odstaje poziomem na plus

      Usuń
  3. Właściwie niewiele zdradziłaś, a z Twoich achów wysnuwam wniosek, że warto sięgnąć. Skąd ją wytrzasnęłaś? Bo tytuł też mało swojsko brzmi, a tu Polska w tle. Rozejrzę się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wypatrzyłam ją w stosiku na jakimś blogu, sprawdziłam w sieci, o czym, bo mnie zainteresował autor i od razu wiedziałam, ze to będzie miłość na całe życie

      Usuń
  4. No i coś Ty mi narobiła, teraz muszę ją przeczytać. A tak naprawdę przeważyły dwie rzeczy - że długa i że się czyta i czyta i czyta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uwierz mi, ma ona znacznie więcej zalet i nie uwierzę, że komuś mogłaby się nie spodobać, to po prostu niemożliwe

      Usuń
  5. Co tu mowic - bardzo sie ciesze, bo ksiazke zakupilam, jak napisalas o niej w "30 dni z ksiazkami", ze powinna byc bardziej znana, bo cudna. Temat mnie zaciekawil i kliknelam na Merlinie. Kiedy doszla i zobaczylam na wlasne oczy gabaryt pomyslalam: obym tylko sie nie rozczarowala....Po przeczytaniu powyzszego posta juz wiem, ze czeka mnie swietna lektura! Super! Pozdrawiam. Wyspa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma takiej opcji, rozczarowanie nie mieści się w zakresie możliwości tej książki :-)

      Usuń
  6. Przypomniałaś mi o tej książce, bo swego czasu czytałam recenzję tej książki w "Rzepie". I już wtedy pomyślałam, że muszę po powieść Ziomeckiego sięgnąć, bo lubię książki z Polską i jej historią w tle, zwłaszcza opowiadające o zmaganiach pokolenia moich rodziców. Uwielbiam takie powieści!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli ona jest skrojona właśnie dla Ciebie, normalnie ci zazdroszczę, ze ją masz przed sobą

      Usuń
  7. Dopisuję do listy, bo jeszcze nie mam, chociaż podobnie jak futrzak- ginę pod stertą nieprzeczytanych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety też nie mam, pożyczona była, wysłałabym ci. Żałuję, że jej nie posiadam, bo to jedna z tych, co się do półki podchodzi i głaszcze w grzbiet od czasu do czasu

      Usuń
  8. Ja się w niej od razu zakochałam jak tylko ją zobaczyłam w księgarni i słusznie, czytanie to sama przyjemność, chociaż też miałam pożyczoną z biblioteki, to w końcu kupię bo warto do niej wrócić! Ja też żałuję, że to tylko 900 stron, dziwię się, że na blogach tak o niej niewiele, próbowałam coś napisać,szkoda że takiego daru słowa jak Ty nie mam, ale jakaś notka na blogu będzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota - koniecznie napisz, trzeba go reklamować, bo jak nie my, to kto. Wydawnictwo jak widać nie

      Usuń
  9. Czeka na mnie w Krakowie! Dzięki za rekomendację!

    OdpowiedzUsuń
  10. Najbardziej do mnie przemówiło zdanie "najrzadziej jest taka opowieść, która zostaje z nami na zawsze..." i to o aksamicie słów. Dawno, bardzo dawno na taką nie natrafiłam. Ale kiedyś bywało trochę częściej.
    Ja uwielbiam piękne słowa i piękne opisy. I bardzo mi ich brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bea - nie tyle aksamit słów, co klimat taki zapraszajacy do zostania na dłużej. A i sprawność językowa niezwykła

      Usuń
  11. Kasiu, napisałam kilka słów, ale Tobie oczywiście nigdy nie dorównam, więc dałam linka do Twojej recenzji, Ty tak pięknie piszesz, że na pewno wszystkich przekonasz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota, e tam, czytałam Twoją jest równie zachęcająca. Ale cieszę się, że dałaś linka. Pozdrawiam

      Usuń
  12. Napisałaś przepiękną recenzję. Dawno nikt tak mnie nie przekonał do książki. Nie jestem na blogu od dawna, a już przekonałam się, że czasem trzeba dużo samozaparcia, żeby byc na bieżąco. Widzę jednak, że są blogi, nad którymi warto zatrzymac się i przewertowac do tyłu, bo traci się coś cennego. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, dziękuję za miłe słowa. Książka jest tak dobra, że sama się recenzja pisała. Bardzo ją wszystkim i wszędzie polecam.
      A jeśli idzie o bycie na bieżąco ze wszystkimi wpisami, wiem i rozumiem jak to trudno, jak nie mam czasu, to potem wracam i czytam nie tylko ostatni wpis, ale i poprzednie

      Usuń
  13. Ale mnie zaintrygowalas! Lece szukac wersji na kindla!

    OdpowiedzUsuń
  14. Socjo - jest na pewno, znajomi kupili elektroniczną wersję

    OdpowiedzUsuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam