wtorek, 4 czerwca 2013

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy - 'Lilka' Małgorzaty Kalicińskiej

Sama nie wiem, czego się spodziewałam, chyba po prostu takiej ujutnej powieści dla pokrzepienia serc jak Rozlewisko, które dla odmiany (od wielu opinii) podobało mi się bardzo. Kupiłam ją na targach w zeszłym roku, a że bywam niezwykle rzadko, szczególnie mi się dobrze kojarzył ten zakup. Uwielbiam format tej książki, miękka, dobra czcionka, marginesy akurat, miło się czyta. No właśnie - by się czytało, bo książka nadal na półce, a ja dostałam audiobooka czytanego przez Martę Klubowicz i przepadłam. Ach jak ona to potrafi, marzy mi się więcej audiobooków nagranych przez nią.
Powieść ma jakby dwie części, jedna skupia się bardziej na Mariannie (uwielbiam to imię), jej życiu, rozwodzie, wspomnieniach z lat dziecięcych. Kalicińska umie wspominać.
Czułam się w tych zdaniach, słowach, jak w puchu - 'leżałam' sobie, unosiłam się wręcz, zapominałam o rzeczywistości. Wielka zasługa Marty Klubowicz, bo mnie jej czytanie nie wybijało z rytmu.
Świetnie mi się z 'Lilką' gotowało. Napadło nas na naleśniki, a wiadomo, zanim się zje, trzeba nasmażyć. I tak stałam, słuchając książki, aż do ostatniego naleśnika. Albo niespiesznie zwijałam gołąbki, mówię Wam nie z każdą książką jest to takie miłe :-)
Są takie powieści, które nie angażują mnie personalnie, bo albo traktują o czymś mi nieznanym, albo takim językiem napisane, który do mnie nie trafia. A tu Małgorzata Kalicińska opisuje na przykład jedzenie rzodkiewki z masłem, toż ja tak jem! Mama mi tak robiła, odrobina masła maźnięta na przepołowioną rzodkiewkę, zapach lata i koszonej trawy. Mmmmm, wspomnienia. Potem użyła powiedzenia - czepiło się gówno statku i mówi płyniemy - toż moja prababcia Michalina, a za nią mama i teraz ja, tak mawiamy. Albo wspomnienie o doktorze Sztrosmajerze ze Szpitala na peryferiach, albo określenie kogoś - 'maglara' (czy ktoś w ogóle nosi jeszcze pościel do magla, a jeśli tak, czy wiedziałby, co to za określenie?), albo czy mówi się jeszcze, że ktoś był kontent?  Co tu dalej wymieniać - czułam się jak w domu.
Niepostrzeżenie powieść zmieniła bohaterkę. Może nie całkowicie, ale doszła jeszcze jedna, czyli tytułowa Lilka. Najpierw pojawia się we wspomnieniach, ale zaraz dowiadujemy się o jej chorobie, jak się okazuje prowadzącej do ostatecznego, do tego, czego wszyscy się boimy - do śmierci poprzez cierpienie.
Coraz częściej o tym myślę - o chorobie, o starości, bo naiwnie mam nadzieję, że długo będę żyć, a przede wszystkim o śmierci. Może nie non stop tłucze mi się to po głowie, ale przy okazji filmów czy lektur, i owszem. Nie straciłam nikogo w dorosłym życiu, kiedy świadomość większa. Wprawdzie zmarła niedawno babcia, ale chorowała długo i przygotowywała nas na to lata całe, aż przestaliśmy jej już słuchać, bo o tym, gdzie jest kiecka do trumny mówiła od wieków. Aż się suknia przydała, ale mnie przy tym nie było, przyszła tylko wiadomość o pogrzebie. Tata zmarł, kiedy byłam mała. Boję się odchodzenia osób bliskich, boję się choroby, cierpienia, jak każdy chyba. Ponieważ nie doświadczyłam, sama nie wiem, czego się boję, po prostu czegoś, urasta to w moich oczach, umyśle do wielkiego problemu. Aż mnie ta książka wzięła z zaskoczenia swoim tematem. Lilka chorowała na moich oczach, walczyła dzielnie, a potem zgasła. To wszystko opisane było normalnie, tak jak jest, czyli był i smród odchodów i choroby, i nadzieja, i rezygnacja, momentami ładnie, godnie, momentami wręcz przeciwnie. Nie jest to łatwa historia, ale paradoksalnie oczyszcza umysł ze strachu, oswaja ze śmiercią, daje nadzieję, że mimo braku przygotowania na śmieć i chorobę kogoś bliskiego, można się jakoś w tym odnaleźć.
Nie bagatelizuje tematu, ale też go nie wyolbrzymia, napisana jest z takim umiarem, taktem, momentami wytchnienia, serdecznego śmiechu, że aż dziw. Przecież życie się Mariannie wali w gruzy, potem Lilce na oczach Marianny jeszcze gorzej, bo sześć stóp pod ziemię, a i tak mamy wrażenie, że powieść daje nadzieję, emocje, ale i odpoczynek, mimo wszystko tę 'kalicińską ujutność' ma, chociaż już dawno wyszła znad Rozlewiska. Cieszę się, że ją przeczytałam i polecam Wam z całego serca.

53 komentarze:

  1. Co tu dużo mówić, tak piszesz o tej książce, że najchętniej rzuciłabym wszystko w kąt i zaczęła czytać z miejsca, natychmiast. To też są "moje" motywy, moje lęki, moje domowe drobiazgi. I wyznam, że też przeczytałam "Dom nad rozlewiskiem" z niejakiem, hm, ukontentowaniem. Nawet sobie zaczęłam to kiedyś tłumaczyć na niemiecki, do szuflady... A potem przyszedł serial i zrobiło się błee.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko - a może wydana zostanie po niemiecku w Twoim tłumaczeniu? Podoba mi się książka, zła jestem, że odmłodzili Gosię, bo wartość tej książki była też taka, że się młodości nie kłaniała, a wydobyła na światło kobiety dojrzałe.
      A Lilka, no cóż - rewelacyjna i warto jej poświęcić czas

      Usuń
  2. Kasiu - nominowałam Cię do nowej zabawy - patrz druga część pod żółtym obrazkiem ;)
    mojeprzemiany.blox.pl/2013/06/Liebster-Award-x-2.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manioczytania - wielkie dzięki. Nie uda mi się chyba nic napisać przed wyjazdem, bo w poniedziałek wybywam do Polski do mamy, a przedtem wiele do zrobienia, ale może po powrocie.

      Usuń
  3. Pochwalę się, że mam na półce "Lilkę" i to z autografem! Wygrałam zimą w konkursie na stronie "Książka zamiast kwiatka", więc na pewno przeczytam, tylko za jakiś czas.
    Czytałam "Rozlewiska" wszystkie trzy, bardzo mi się podobały, serial odpuściłam po 1-2 odcinkach. To nie to.
    Potem czytałam "Fikołki..." i choć doceniam wartość wspomnień i opis realiów tamtych lat- to średnio mi to przypadło do gustu. Nie mam jednak żadnych uprzedzeń do autorki, tak samo jak do Grocholi. A właśnie- wiesz, że ukazuje się jej nowa ksiażka? Coś z poniedziałkiem w tytule. Chyba.

    Pozdrawiam cieplutko z krainy deszczowców ( i burzowców, az się prosi dodać..)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto - Oglądałam serial dla Pani Braunek. Nie wiedziałam, że nowa Grochola nadchodzi, muszę sprawdzić

      Usuń
  4. recenzja zachęca, niestety przeczytałam jakiś czas temu i nie jestem fanką tej książki.
    za słodko, a miało być dramatycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futrzaku, nie wiem, co dla Ciebie jest dramatycznie? Dla mnie było bardzo

      Usuń
  5. No to mnie zaskoczyłaś!
    Dom nad rozlewiskiem - miałam mieszane uczucia, z jednej strony całkiem niezła fabuła, tylko język mnie zmęczył okropnie!Tym bardziej, że czytałam też wtedy kolejne części Tego lata w Zawrociu Kowalewskiej, gdzie zachwycałam się językiem właśnie. Może pora dać Pani Kalicińskiej drugą szansę?
    pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, wydaje mi się, że styl się nie zmienił, nie widzę jakiś rażących niedociągnięć językowych, ale też i nie widziałam ich w Rozlewisku, podobał mi się taki kolokwialny koloryt.

      Usuń
    2. "jakiCHś"

      Usuń
  6. Czytałam i długo miałam nadzieję na inne zakończenie... Zdecydowanie lubię dobre zakończenia, wiem, w życiu rzadkie, ale w książce wszystko możliwe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota, a ja lubię zakończenia takie jak życie, czyli czasem jednak smutne. Chyba miałabym za złe, gdyby się wszystko udało, tyle ludzi traci bliskich, przyjaciół, niech i oni odnajdą swoje historie w powieściach

      Usuń
  7. Nie mam pojecia, czy sie kiedys skusze na ta ksiazke, bo "Rozlewisko" nie wspominam milo i jakas gorycz zostala. Ale piszesz o niej tak kuszaco...

    Chcialam tylko cichutko powiedziec, ze otrzymałaś nominację do Libester Award. Serdecznie zapraszam do zabawy.
    http://www.mysliczytelnika.blogspot.com/2013/06/liebster-award-i-kilka-pourlopowych.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariolu, jeśli Ci styl nie pasuje, to tutaj on się tak znowu nie zmienił. Inna historia, ale pani Gosia taka sama.
      Dziekuję za nominację, pędzę poczytać

      Usuń
  8. Odkąd ujrzałam tę książkę w bibliotece, postanowiłam, że muszę ją przeczytać. Co prawda, wtedy nie skorzystałam z okazji, ale wszystko przede mną. "Lilka" jest dość pokaźnych rozmiarów, dlatego muszę mieć więcej czasu, aby sięgnąć po nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwuch - Lilka może i pokaźna, ale czyta się pędzikiem :-)

      Usuń
  9. Jak zwykle ze swadą napisane. Nie wiem czy przeczytam ale Twój post zachęci wielu.)

    OdpowiedzUsuń
  10. W życiu bym się nie spodziewała, ze ta powieść porusza taki temat. Nie wiem dlaczego ale po okładce i tytule sądziłam, ze to ot taka zwykła lekka, babska książka. Ależ się myliłam! Zachęciłaś mnie do tej książki i to bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolka - dlatego napisałam na FB, że jeśli ktoś myśli, że zna Kalicińską pisarkę, to nie zna

      Usuń
    2. ponieważ na okładce wspomniana była zmiana w życiu Marianny, rozwód chyba nawet, to ja myślałam, że ta Lilka albo ją wyciąga z jakiegoś doła, albo jej męża odbiła, haha

      Usuń
  11. Kasiu, we mnie Lilka wzbudziła mieszane uczucia. Ale uczucie smutku dominowało, nie oswojenie, bo według mnie nie ma czegoś takiego. Bardzo dobrze, że taki temat zagościł / po Lilce: Irena, pisana razem z córką, czytałaś?/. Cieszę się ,że Lilkę przeczytałam podobnie jak Irenę. Ale ze śmiercią, ani z chorobą się nie oswoję. Zniosę może tak, ale nie oswoję.
    Co do Rozlewiska mam zdanie podobne do Agnes. Mnie porwało klimatem: miejsca, kuchni i te przepisy! Serialowi Braunek nie pomogła, również nie obejrzałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - oswoić absolutnie nie znaczy pogodzić. Oswoić to znaczy, w moim pojęciu i w tym kontekście, co napisałam wyżej - nie dać się ponieść histerii, umieć stawić czoła, po prostu otworzyć oczy. Bo wcześniej to ja byłam w tym temacie jak dziecko - miała ochotę wsadzic głowę za kotarę i udawać, że mnie nie ma, nie słyszę, nie widzę, lalala, śpiewać, żeby zagłuszyć.
      A tu sie okazuje, że można też współbyć, pomóc, przeprowadzić i to nas nie zabije, chociaż nie uważam, że od razu wzmocni. Słuchałam wykładu TEDx i tam ktoś powiedział - to nieprawda, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Co cię nie zabije, to cię nie zabije, po prostu. Wiesz, to raczej chodzi o taką pracę nad sobą, żeby nie umierać przed śmiercią

      Usuń
    2. Irenę czytałam, podobała mi się, ale nie wstrząsnęła tak, jak Lilka. Makatkę chcę też przeczytać, lubię o matkach i córkach

      Usuń
  12. Masz rację Kasiu: wstrząsnęła...to dobre słowo. Ja byłam do końca ze swoją teściową. Jej odchodzenie uważam za dobre doświadczenie - jeśli rozumiesz co mam na myśli. Ale! Kiedy myślę o odejściu mamy mam ochotę wejść za kotarę! Tego akurat Lilka we mnie nie zmieniła. Natomiast ważny był dla mnie mechanizm wygasania uczuć między Marianną ,a jej mężem. Dlaczego większość z nas nie pielęgnuje miłości, pozwala jej odejść? Takie pytanie retoryczne.
    Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, pewien filozof powiedział, że zawsze jesteśmy na tyle silni, żeby znieść cudze nieszczęście, śmierć Twojej mamy była bardziej Twoją sprawą, od śmierci teściowej, mimo, że przejmowałaś się obiema, trauma pozostała po mamie, to normalne.
      A jeśli idzie o miłość, myślę, że nie można nakazać jej zostać, a życie też czasem nie pomaga w pielęgnacji.

      Usuń
  13. Moja teściowa uwielbia tę książkę. Sama jest po ciężkich przejściach (rozwód itp.) i myślałam, że rzuci "Lilkę" po kilku stronach. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
    Po egzaminie licencjackim sięgnę i po "Lilkę", i po "Houston, mamy problem", bo cały czas czuję zaległości w tej dziedzinie xD
    Dzięki za wpis. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. newshadowlife - i to jest właśnie fenomen tej powieści

      Usuń
  14. Mam ją w planach :) Odkąd dowiedziałam się, że nie jest tylko łatwą i lekką książką, ale ma przesłanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Heya i'm for the first time here. I came across this board and I find It really useful & it helped me out much. I hope to give something back and help others like you helped me.

    Visit my website - discount chanel sunglasses ()

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja jakoś nigdy audiobooków nie słuchałam, a chyba w końcu zacznę. Nawet mam jeden - MISTRZA I MAŁGORZATĘ. A że książkę lubię, to może sobie w ten sposób ją lekko odświeżę... ;)
    Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sol i Alien - spróbuj czytać uszami, to jest świetna forma i można robić to, kiedy ręce zajęta, a głowa nadal wolna

      Usuń
  17. A mi się ta książka ogromnie nie spodobała. :(
    Nie chcę się powtarzać, jak chcesz to zajrzyj do mojej recenzji, ale ani mnie język nie porwał, ani naszpikowana całą masą wątków fabuła, a głównej bohaterki ogromnie nie polubiłam. =/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zajrzę, jak tylko będe już w domu.
      Jak widać po powyższym wpisie, nie zgadzam się a priori, hehe

      Usuń
  18. Uwielbiałam Rozlewisko ;3
    A do Lilki jakoś nie mogę się przekonac.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Gosiek
    http://blask-ksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiek, a to dziwne, no, ale może po prostu historia do Ciebie nie trafiła

      Usuń
  19. Nie słyszałam jeszcze o tej książce :) a audiobooków nie lubię- nie umiem się do nich przekonać. Może jak w końcu zrobię to prawo jazdy to będę jechała w siną dal i słuchała książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tosiu, audiobooki sa genialne do sprzątania. Ja tam lubię

      Usuń
  20. Mam książkę w planach a Twoja recenzja bardzo,a bardzo mnie zachęciła do zapoznania się z "Lilką".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, skoro i tak jest w planach, to koniecznie

      Usuń
  21. Na pewno o niebo (do kwadratu, do sześcianu!!:)) lepsze od trylogii "nad Rozlewiskiem", bo tamto to była żenująca i pretensjonalna grafomania. Ale - bez przesady, ot takie sobie czytadło, próba napisania czegoś więcej niż romansidło, w efekcie nagromadzenie nieszczęść iście hiobowskie - kilka śmierci, jedno umieranie w bólach na raka, porzucenie przez męża dla kluskowatej pielęgniarki "robiącej loda", emigracja dziwacznego niekochającego syna, wredni amanci, gwałt, krwawe poronienie uh uh uh. A Mania zamiast zwariować, bzyka się z instruktorem fitnessu, robi wywiad z ministrem i chce medytowac u buddystów:) Jak dla mnie - autorka nie udźwignęła tematu, język nieporadny i ma się ochotę rzucić to-to w kąt. Rubaszne, wręcz wulgarne opisy erotyczne, za chwilę nowotwór - tego się nie da czytać. Pani Kalicińska pomstuje na Okiła Khamidowa (czy jak mu tam), ale czyż ona sama nie jest takim Okiłem "literatury" (cudzysłów konieczny). Kucharki czytają i toną we łzach, a dobre książki zarastają kurzem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdybym miała takie złe doświadczenia z tą pisarką, jak Ty, nie czytałabym więcej. Z wieloma mi nie po drodze i konsekwentnie omijam. Po co czytałeś/aś Anonimie

      Usuń
  22. Przyznam się, że nie czytałam ani jednej powieści Kalicińskiej. Wszystko przez serial o Rozlewisku, który obejrzałam cały, wszystkie części. Zagrany według mnie strasznie, jedynie plenery warte były uwagi. Niestety serial wydał mi się marnym naśladowaniem serialu, który został nakręcony w 1998. Mam na myśli "Siedlisko" z Anną Dymną w roli głównej. Całkiem niedawno reżyser "Siedliska" Janusz Majewski wydał powieść, napisaną na podstawie scenariusza, pod tym samym tytułem. Ma podobne odczucia do moich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mazury i wszelkie domy tam, nie należą tylko i wyłącznie do Majewskiego, chociaż on faktycznie był pierwszy ze swoim serialem. Siedlisko oglądałam, kocham ten serial, kupiłam sobie teraz obie książki, ale mi do głowy nie przyszło porównywać do Kalicińskiej. Namawiać nie będę, bo złe nastawienie jest połową klęski.

      Usuń
    2. Masz rację Kasiu, Majewski nie jest właścicielem Mazur ;) Powieść Kalicińskiej na pewno przeczytam, choćby z samej ciekawości. Pisząc o naśladawaniu miałam na mysli wiele wątków, które się powtarzają, choć rozwijają w różny sposób. Na przykład postać aktorki - w "Siedlisku" pojawia się Eleonora Stern (Szapołowska), w "Rozlewisku" mamy aktorkę Ewę Sztern (Pakulnis). To jeden przykład, a tych podkradzionych pomysłów, rzucających się od razu w oczy jest mnóstwo. Nie gniewaj się, że tak bronię "Siedliska", uwielbiam ten serial, oglądam 3 razy do roku i cenię przede wszystkim za autentyczność, bo Majewski wraz z żoną opisał w nim swoją własną historię. Pozdrawiam Cię Kasiu. Jak pogoda w Donegal?

      Usuń
    3. Dobrze, że podałaś przykład, bo tu widać, o co idzie i pani Kalicińska niczemu nie winna. W książce pani Stern, aktorki żadnej nie ma, przynajmniej ja nie pamiętam, a jeśli się gdzieś przewinęła (bo u mnie pamięć fabularna jest marna) to nie była ważna i wyeksponowana. Z serialem jest taki problem, że jest on teraz już kręcony na podstawie scenariuszy, a nie książki i nie ma już nic wspólnego z treścią powieści Kalicińskiej. To jakby dwa oddzielne twory, tylko pierwsza część jest oparta na książce i też odbiega. Druga moze w części, ale odbiega już znacznie, a kolejne to już wytwór wyobraźni scenarzystów. Nie wiem, jaką oni mają umowę, ale myślę, że autorka książek już tam palców nie macza.
      Siedlisko też kocham, ale ono było i się skończyło, a ludzie ten temat lubią, to niech się kręci kolejne seriale, przecież nie wszyscy muszą je oglądać. Dobrze, że jest dvd i książki, bo sobie sprawiłam siedliskowe prezenty i teraz mogę oglądać i czytać do woli
      Donegal jest wietrzny i zimno, aż dziw, że to lato takie do niczego. Znowu zapowiada się, że ani razu nogi w oceanie nie zamoczę, chociaż plaże tutaj piękne, dzikie, z psem możemy pojechać, cały dzień leżeć, w zimie chyba częściej bywaliśmy.

      Usuń
    4. Kasiu! Nie przyszło mi nawet na myśl, że twórcy serialu odeszli tak daleko od pierwowzoru literackiego. Już wgrałam sobie Lilkę na kindle'a, bo akurat tę powieść tutaj polecasz. Domu nad Rozlewiskiem jeszcze nie mam, ale widziałam u koleżanki na półce, musze się do niej usmiechnąć ;). Dziekuję za sprostowanie :). Pozdrawiam i życzę lepszej pogody. W Sligo mamy tropiki, na plażę wedrujemy dopiero popołudniami, bo w środku dnia jest trochę za gorąco. Nie wierzę, że w Irlandii może być za gorąco, ale jest! Spokojnego weekendu! Dagmara

      Usuń
    5. Dagmaro - ano mamy upały i my też chowamy się jak mozemy, a wieczorem wylegamy i cieszymy się długimi dniami. U nas, zapewne u Ciebie też, ciemno dopiero po 23ciej

      Usuń

Z powodu zalewu spamu, wyłączyłam możliwość komentowania anonimowego. Przepraszam